21.3 C
Warszawa
czwartek, 10 października 2024

Śmierć pełna tajemnic

Kulczyk żyje. Ukrywa się na Cyprze. To w skrócie treść jednej z notatek ostatnio sporządzonych w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dodajmy – jednej z kilku, jakie pojawiły się w siedzibie „Fabryki gwoździ” na Rakowieckiej. Padają w nich różne miejsca. Zwykle odległe i bardziej egzotyczne. Jednak w jednej rzeczy są zgodne. Najbogatszy Polak sfingował własną śmierć.

Przynoszone przez kapusiów i agentów informacje jak dotąd się nie potwierdziły. Mimo to każda z nich jest sprawdzana. I to bardzo dokładnie. Wielu ludzi z nowej władzy bowiem chciałoby jeszcze z „doktorem Janem” szczerze i dokładnie porozmawiać. – Kulczyk jest kluczem do wszystkiego. Prywatyzacje, Bronek, Platfusy, Ruskie. Jakby on zaczął gadać, mielibyśmy wszystkich – mówi z rozmarzeniem jeden z niedawnych nominatów na wysokie stanowisko w ABW. Dlatego, póki jest choć cień szansy na to, że spiskowe teorie mają w sobie więcej niż tylko ziarno prawdy, to służby szukają i będą szukać.
Dlaczego jednak ani służby, ani część polityków nie chce uwierzyć w oficjalną wersję, która podaje, że miliarder zmarł na skutek nieudanej operacji? Jakie mógłby mieć powody, by porzucić swój majątek i pozycję? Czy ukrywanie się gdzieś w głuszy pod zmienionym nazwiskiem i być może zmienioną twarzą pasuje do tego – uwielbiającego przecież rozgłos – oligarchy? Każdy z jego znajomych twierdzi, że absolutnie nie. Przede wszystkim wykluczają operację plastyczną – Doktor był zbyt próżny, by zmieniać swój wygląd – mówi nam jeden z jego partnerów biznesowych. To główny argument tych, którzy w rozmowach z nami podtrzymują oficjalne stanowisko. Ci jednak są w mniejszości. Posłuchajmy zatem teorii, za którą z takim zaangażowaniem gonią po świecie polscy „Bondowie”.
Podsłuchane powody
Według nich Kulczyk miał czego się obawiać i miał dobre powody, by zniknąć. Wszystko zaczęło się od tzw. afery podsłuchowej. Ujawnione przez tygodniki „Wprost” oraz „Do Rzeczy” taśmy, na których nielegalnie zarejestrowano spotkania polityków i biznesmenów obejmowały m.in. rozmowę Kulczyka z prezesem NIK Krzysztofem Kwiatkowskim, ówczesnym ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim i innym biznesmenem – Piotrem Wawrzynowiczem. Tematem była prywatyzacja Ciechu – największej polskiej firmy chemicznej. Pierwotnie te akurat nagrania nie zostały opublikowane. Gdy jeszcze za życia miliardera trafiły do dziennikarzy związanych z tygodnikiem „Do Rzeczy” i telewizją Republika, prawnicy oligarchy zablokowali publikację. Mecenasi przypomnieli dziennikarzom o wcześniejszych przegranych lub zakończonych ugodami procesach z Kulczykiem. Wydawcy nie chcieli ryzykować. Było to jednak tylko chwilowe zwycięstwo. Sam biznesmen nie miał większych złudzeń. Uważał, że gdy tylko kampania wyborcza rozpocznie się na dobre, to żadne grożenie procesami nie pomoże. I on, i jego rozmówcy byli zbyt łakomymi celami dla PiS i popierających tę partię publicystów.
Zagrożenie było poważne. Nagranie nie było zwykłą rozmową dobrych znajomych. W powszechnej opinii, na jej podstawie można byłoby postawić ciężkie zarzuty korupcyjne. Tak Kulczyk, podobnie jak i inni polscy oligarchowie, płacił ludziom ze służb, by trzymali rękę na pulsie. Ich opinie były jednoznaczne. Wszystkie źródła miliardera mówiły to samo – to on ma być głównym negatywnym bohaterem kampanii wyborczej – symbolem układu. To był czas, w którym już niewielu ludzi łudziło się, że Jarosław Kaczyński nie wygra wyborów. A gdy już będzie miał w rękach Sejm, rząd, służby i prokuraturę, to nakaże demontaż imperium, które Kulczyk tak długo budował. I nie było wątpliwo-ści, że ten demontaż będzie szybki i bolesny.
Kulczyk miał przed sobą dwie drogi. Mógł uciekać albo szykować się do starcia z całym aparatem państwa. I większość z jego najbliższych współpracowników myślała, że wybierze właśnie tę drugą. Po pierwsze pasowało to do jego charakteru, a po drugie, uważano, że nie byłby bez szansy. Stał za nim przecież nie tylko niewyobrażalny majątek, ale też szerokie kontakty. W tym z najważniejszymi politykami i to nie tylko w kraju. Jego bardzo dobrą przyjaciółką była choćby Hillary Clinton. Jakby nie było, osoba, która wkrótce może zostać przywódcą największego światowego supermocarstwa. Z jej zdaniem musiałby się przecież liczyć każdy polski rząd.
Jednak Kulczyk nie szykował się do wojny. Według naszych informacji na jego decyzję wpłynęła wizyta dwóch „smutnych panów” z Agencji Wywiadu. Oficerowie przekazali mu, że nie będą w stanie dłużej go chronić. I dziękują za lata wzajemnej owocnej współpracy. Tydzień po tej rozmowie największy z polskich oligarchów zaczął oficjalnie przedstawić swojego syna jako następcę i dziedzica. Po miesiącu poleciał do publicznego szpitala w Wiedniu na nieplanowaną wcześniej operację. 29 lipca 2015 r. media podały, że najbogatszy Polak zmarł. Czy jednak na pewno? Więcej o tajemniczej śmierci Jana Kulczyka w najnowszym wydaniu miesięcznika Polska. Bez cenzury

,

FMC27news