Amerykańska sekretarz skarbu Janet Yellen przedstawiła propozycję ujednolicenia stawki podatku od osób prawnych dla wszystkich państw świata. Wprowadzenie tego pomysłu w życie może jednak napotkać liczne trudności.
Yellen objęła nową posadę w Waszyngtonie zaledwie trzy miesiące temu, lecz od początku stara się być bardzo aktywna. Polityk sprawująca wcześniej w latach 2014-2018 funkcję prezesa amerykańskiego banku centralnego na powierzenie jej nowej posady musiała czekać kilka lat. W tym czasie wygłaszała odczyty i przemówienia na zlecenie wielkich banków i funduszy, podtrzymując tym samym wieloletnią tradycję, zgodnie z którą wysocy przedstawiciele władz finansowych w okresie bezrobocia mogą zawsze liczyć na wsparcie bankowego establishmentu.
Skarbniczka rozrzutnej administracji
Yellen przyszło pełnić funkcję sekretarza skarbu w niełatwych czasach, gdyż tak naprawdę nie wiadomo jeszcze, jak długo potrwają zawirowania związane z koronawirusem i jak wielkie koszty gospodarcze wygeneruje polityka celowego zamrażania całych sektorów gospodarki. Jako skarbnik administracji Kamali Harris i coraz bardziej nieporadnego Joe Bidena była szefowa FED będzie musiała sprostać szalenie istotnemu wyzwaniu, jakim jest potrzeba wysupłania wielkich środków pieniężnych potrzebnych do sfinansowania programów postpandemicznej odbudowy. Wszyscy w Stanach Zjednoczonych zdają sobie sprawę z tego, że zadłużanie państwa ma ostatecznie swoje granice i dlatego to właśnie na barkach Yellen spoczywa obowiązek dobrania odpowiednich metod potrzebnych do tego, aby zwiększyć przychody budżetowe.
Administracja Bidena i Harris głównym kołem zamachowym swojej polityki gospodarczej i międzynarodowej chce uczynić to, z czego świadomie zrezygnował Donald Trump. Poprzedni prezydent zdecydowanie unikał wielostronnych układów i wypisywał USA z wielu porozumień międzynarodowych zawartych przez jego poprzedników (wystarczy wspomnieć choćby o klimatycznym Porozumieniu Paryskim czy też umowie TTIP). Trump starał się budować relacje przede wszystkim w modelu dwustronnym, dlatego jego prezydentura stała pod znakiem szeregu konstruowanych mozolnie ustaleń z poszczególnymi przywódcami. Efektem ubocznym takiego postępowania były jednak zdecydowanie gorsze relacje na odcinku transatlantyckim, choć trudno byłoby się doszukiwać faktycznego zerwania odwiecznego sojuszu z Niemcami.
Biden i Harris preferują styl zdecydowanie bardziej globalistyczny i oparty na współpracy z międzynarodowymi organizacjami, które powstały po 1945 r. jako naturalne przedłużenie amerykańskiej dominacji na świecie. Propozycję Yellen w sprawie globalnego porozumienia dotyczącego podatku CIT należy odczytywać właśnie w tym kontekście. Nowa administracja nie zamierza podkręcać tempa i konkurować w zakresie niskich stawek podatkowych ze swoimi partnerami, lecz woli osiągnąć zamierzone cele zwyczajnie ujednolicając stawkę do jednego poziomu na całym świecie. Według wstępnych propozycji miałaby ona wynosić 21 proc.
Raje zagrożone?
Jak przekonuje Yellen i inni przedstawiciele amerykańskich władz, takie rozwiązanie miałoby na celu przede wszystkim rzucenie wyzwania rajom podatkowym na całym świecie. Byłoby jednak skrajnie naiwne, wierzyć w tego rodzaju zapewnienia, które wydają się co najwyżej odpowiednio opakowaną medialnie wypowiedzią pod publiczkę. W środowisku światowych elit polityczno-finansowych nie ma najmniejszej woli co do tego, aby ukrócić proceder rozliczania się w egzotycznych lokalizacjach.
Propozycja Yellen powinna być raczej odczytywana w kategoriach nowego otwarcia w stosunkach międzynarodowych. W dobie prezydentury Trumpa nasiliło się nieco podejście oparte na rywalizacji i odwoływania się do sentymentów szerokich mas społecznych; Biden i Harris chcą budować szeroki, globalny front, który pomoże ograniczyć konkurencję. Innymi słowy, nowa administracja nie zamierza ścigać się z innymi o jak najbardziej konkurencyjny i atrakcyjny dla przedsiębiorców system podatkowy, lecz odgórnie narzucić tempo całemu peletonowi.
Zdaniem Yellen „hasło Po Pierwsze Ameryka nie powinno oznaczać: sama Ameryka”, co należy rozumieć jako przekonanie, że prawdziwą siłą amerykańskiego państwa jest jego zdolność do przewodzenia całemu światu i narzucania mu gospodarczego tempa rozwoju. To przekonanie będzie jednak napotykało coraz więcej trudności w kontekście wyzwań, jakie USA rzucają nieustannie Chiny. Administracja Harris i Bidena od samego początku silnie postawiła na wzmocnienie współpracy z kluczowymi sojusznikami w ramach grupy QUAD (Indie, Japonia, Australia). Inicjatywa ta ma zadanie zademonstrować wszystkim zainteresowanym, że Stany Zjednoczone są wciąż zdolne do światowego przywództwa i współdziałania w imię interesów całego świata Zachodu.
Wielkie plany
U podstaw propozycji wprowadzenia globalnej, minimalnej stawki CIT leży oczywiście przekonanie, że wiele spośród największych korporacji zacznie znowu płacić podatki w krajach macierzystych. Stawka w wysokości 21 proc. ma zadziałać jako zachęta, gdyż w większości najbogatszych państw świata jest o kilka procent wyższa (co ciekawe, w Ameryce jeszcze 4 lata temu wynosiła aż 35 proc., lecz została obniżona przez Donalda Trumpa). W ten sposób Kamala Harris i Joe Biden zamierzają pozyskać środki na planowany od dłuższego czasu wielki program inwestycji infrastrukturalnych w USA, mający stanowić koło zamachowe dla gospodarki w nadchodzących latach. Bidenowi bardzo zależy na tym, aby stać się legendą na wzór Franklina Delano Roosevelta i zbudować Amerykę od nowa.
Istnieje jednak wiele powodów, aby wątpić, że plan ten się powiedzie. Po pierwsze dlatego, że podatek od korporacji to chyba najmniej doskonały ze wszystkich podatków, z którego wpływy regularnie topnieją w zestawieniu z innymi podatkami. Po drugie, trudno dziś sobie faktycznie wyobrazić, aby istniejąca od wielu dekad prawniczo-doradcza machina umożliwiająca optymalizację podatkową nagle skruszała wobec pogróżek filigranowej sekretarz skarbu. Amerykanie nie mogą już dziś liczyć na tak niekwestionowaną rolę lidera, jak jeszcze w czasach Zimnej Wojny i dlatego ewentualne wyegzekwowanie wprowadzenia globalnej stawki minimalnej CIT musiałoby zostać poprzedzone bardzo długimi i żmudnymi negocjacjami.
W swoich ostatnich wypowiedziach sekretarz Yellen poddała surowej krytyce „trwający od 30 lat wyścig na dno”, który jej zdaniem poszczególne państwa przypłaciły utratą kontroli nad swoimi systemami podatkowymi. Czym zdaniem Yellen jest owe „dno”, na którym znalazł się obecnie Zachód? Przede wszystkim utratą zdolności przeprowadzania kluczowych inwestycji publicznych w najbardziej innowacyjne i odpowiadające za zaawansowanie technologiczne obszary gospodarki. Wybrzmiewają tu wszystkie bolączki imperium, które zdaje sobie sprawę z tego, że znajduje się na coraz bardziej przegranej pozycji w wyścigu o technologiczną palmę pierwszeństwa.
Wiadomo, że zgodę na propozycję Janet Yellen zadeklarowali już przedstawiciele Komisji Europejskiej, choć wyrazili pewne wątpliwości co do proponowanej wysokości stawki. Oznacza to, że najważniejsze decyzje już zapadły i że będą one miały wpływ także na Polskę, choć nikt polskich przywódców o zdanie raczej nie pytał. Z perspektywy postpandemicznego kryzysu to zdecydowanie złe wieści, gdyż jednym z filarów odbudowy gospodarczego potencjału powinna być właśnie wzmożona konkurencja podatkowa, „na dno” posyłająca jedynie tych, którzy nie są skłonni zdecydować się na niewygodne z ich perspektywy kroki zmierzające do ograniczenia fiskalizmu. Mimo wszystko można mieć jednak nadzieję, że plan Yellen ze względu na liczne trudności mimo wszystko nie wypali, gdyż Polska z pewnością nie znalazłaby się w gronie jego beneficjentów.