3.6 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Na zielonym aucie

Zakrojona na coraz szerszą skalę zielona polityka stworzy dla wielu firm niezwykłą okazję do zarobku. Polskie państwo chętnie angażuje się w transformacyjne projekty, lecz niestety zaangażowanie to nie jest proporcjonalne do spodziewanych korzyści, jakie może to przynieść polskim firmom.

Na całym świecie w krajach rozwiniętych wdrażane są warte ogromne sumy zielone łady. W przypadku Stanów Zjednoczonych szacuje się, że wartość Nowego Zielonego Ładu może osiągnąć nawet 51-93 bln dolarów w ciągu całej dekady. Nawet w dużo biedniejszej Polsce na transformację sektora energetycznego w ciągu kolejnych dwóch dekad planuje się wydać nawet 1,6 bln. Jak do tej pory żaden inny rodzaj inwestycji nie wiązał się z zaangażowaniem tak wielkich środków pieniężnych. W światowej polityce zapanował w ostatnich miesiącach konsensus głoszący, że walka z globalnym ociepleniem wymaga totalnej mobilizacji i tej mobilizacji nieliczącej się z kosztami społecznymi i gospodarczymi jesteśmy właśnie świadkami.

Gazprom pomoże

Choć na sztandarach walki z globalnym ociepleniem występują bardzo szczytne i humanistyczne hasła, w praktyce walce tej towarzyszą jednak absolutnie przyziemne dążenia. Najlepszym tego przykładem jest, chociażby kwestia gazociągu Nord Stream 2, w którego sprawie Stany Zjednoczone zawarły właśnie ostateczne porozumienie z Niemcami. Finał całej sprawy był rzecz jasna absolutnie przewidywalny od dłuższego czasu, niemniej jednak po raz kolejny obnażyła ona ogrom zakłamania całej polityki energetycznej światowych mocarstw. Jak powszechnie wiadomo, gaz i wodór z Rosji mają stać się prawdziwymi filarami zielonej transformacji w Niemczech, które dyktują tempo zielonej polityki całej Unii Europejskiej. Tym samym Polska, która wchodziła w 2004 r. do Unii Europejskiej właśnie po to, aby związać się gospodarczo z zachodem kontynentu i tym samym poluzować zależność od Rosji spotkała ją ponownie za Odrą w zupełnie nowej roli.

Rząd Zjednoczonej Prawicy przyjął niestety naiwną strategię posłuszeństwa w zakresie unijnego zielonego dyktatu. Projekt Nord Stream 2 pokazał zaś z całą mocą, że w ramach zielonej transformacji nie liczy się żaden szczytny cel związany z ratowaniem planety, gdyż, jak wskazują eksperci, gdyby wziąć alarmistyczne raporty całkowicie na poważnie należałoby zdecydować się na dużo bardziej radykalne kroki, niż przewiduje przyjęta właśnie unijna strategia „Fit for 55” (która skądinąd jest najbardziej ambitna na świecie). W większości przypadków pod płaszczykiem troski o środowisko kryje się tak naprawdę realizacji partykularnych interesów.

Liderzy nie z Polski

Jak nietrudno zauważyć, większość z przyjętych postanowień unijnej zielonej transformacji to rozwiązania sprzyjające przede wszystkim dostarczycielom zaawansowanych technologii. Wystarczy przyjrzeć się chociażby branży producentów turbin wiatrowych, w której prym wiodą firmy z Danii, Niemiec oraz Chin. W przypadku producentów paneli solarnych absolutnym hegemonem branży są podmioty Chin, a oprócz nich pewien udział mają także producenci z USA, Kanady czy Niemiec. Gdyby przyjrzeć się pozostałym obszarom gospodarki tworzącym najważniejsze technologie z punktu widzenia zielonej transformacji to ponownie dostrzeglibyśmy ten sam zestaw państw.

Bardzo podobnie przedstawia się sytuacja w przypadku branży motoryzacyjnej, która w najbliższych dekadach ma przejść bodajże największe zmiany w związku z zapowiedzią wprowadzenia, począwszy od 2035 r., całkowitego zakazu sprzedaży pojazdów z napędem silnikowym. Rynek producentów aut przeszedł w ostatnich latach proces konsolidacji i w jego wyniku liczących się podmiotów jest już znacznie mniej niż jeszcze kilka dekad temu. Tak jak w przypadku wielu innych zielonych technologii najwięksi na świecie producenci elektrycznych aut to podmioty z Chin, USA czy też Niemiec i Francji.

Z ust przedstawicieli rządu słychać nieustannie głosy twierdzące, że zielona transformacja to ogromna szansa dla Polski, gdyż otrzyma z unijnego budżetu ogromne środki pieniężne. Środki te nie popłyną jednak do polskich firm, gdyż te nie są, delikatnie mówiąc, liderami zielonego biznesu. W świetle opracowywanych każdego roku specjalnych rankingów ukazujących firmy najlepiej radzące sobie w świecie „zrównoważonego biznesu” podmioty znad Wisły znajdują regularnie odległą pozycję. Nie jest to również kwestia samych rankingów, gdyż te bywają niekiedy dosyć stronnicze i niemiarodajne – Polska jest zwyczajnie krajem, który importuje większość zielonych technologii z powodu braku własnych. Na terytorium naszego państwa zlokalizowanych jest oczywiście całkiem sporo zakładów produkcyjnych, z których eksportuje się nowoczesne technologie na cały świat, lecz należą one do obcego kapitału.

O słabości polskiego zielonego sektora świadczy najlepiej jego giełdowy status. Na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych firmy zajmujące fotowoltaiką, specjalizujące się w poprawie efektywności energetycznej czy też przetwarzaniu odpadów to podmioty o słabej rozpoznawalności i proporcjonalnej do niej nikłej atrakcyjności dla inwestorów. W zasadzie już od paru lat więcej mówi się o tym, że zielona transformacja to doskonała okazja do zarobku i potencjalne morze możliwości dla rodzimych startupów niż rzeczywiście się dzieje. W efekcie część zielonego biznesu przejęły na siebie główne spółki skarbu państwa, lecz, uwzględniając ich potencjał, nie odniosły jak dotąd żadnego zauważalnego sukcesu.

Wolniejsi w wyścigu

W zielonym biznesie nie liczy się tak naprawdę to, który kraj przeznaczy więcej na zieloną transformację ani też który kraj otrzyma więcej unijnych dotacji. Tak jak w przypadku każdego rodzaju dotacji w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to, podmioty z którego kraju będą otrzymywać zamówienia na swoje produkty i usługi. Nie trzeba przeprowadzać żadnych skomplikowanych analiz, aby przekonać się, że w nowym krwiobiegu finansowym zielonej transformacji Polska będzie zajmowała bardzo peryferyjną pozycję.

Zdaniem premiera Mateusza Morawieckiego czekająca Polskę transformacja sektora energetycznego to szansa na skok technologiczny polskiej gospodarki. Trudno niestety dostrzec, w jaki sposób warte setki miliardów złotych zamówienia realizowane przez obce podmioty miałyby przełożyć się na wielkie przeobrażenie polskiej gospodarki. Z równie wielkim zapałem premier polskiego rządu chwali się faktem, że Polska jest dziś liderem w produkcji baterii litowo-jonowych. Ich montaż na zlecenie zagranicznego producenta nijak się ma przecież do realnej siły polskiej gospodarki. Pozycja „lidera” jest zresztą mocno zagrożona, ponieważ lada dzień pod Berlinem ma ruszyć gigafabryka amerykańskiej firmy Tesla. Na jej powstanie niemiecki podatnik dorzucił 1 bln euro, podobnie jak na kilka innych projektów powstających na zlecenie Opla, BASF czy też BMW. Niemcy mają ambicję stać się światowym liderem produkcji akumulatorów do aut, w czym bardzo pomaga im Bruksela. Na początku bieżącego roku Komisja Europejska zatwierdziła niemiecką pomoc publiczną na ten cel w wysokości 2,3 bln euro. Kwota ta robi ogromne wrażenie, ale korzyści odniesione przez niemieckie firmy i państwo będą równie wielkie. Polska będzie tylko stała z boku i kupowała cudze technologie.

FMC27news