Jak było do przewidzenia, gazowy pakt Biden-Merkel sprowokował kolejną fazę energetycznego szantażu Putina. Tym razem, o zgrozo, skutki odczuła stara Unia, która na czele z Niemcami nie posiada się ze zdumienia. Czy dyktat cenowy Moskwy połączony z ograniczeniem dostaw otworzy oczy pożytecznym idiotom Kremla?
Gazowe cuda
Jak się okazuje sierpień to nie tylko miesiąc polskiego Cudu nad Wisłą, który w 1920 r. uratował Europę przed bolszewicką nawałą. To również czas iluzji w rurociągach Gazpromu dostarczających gaz Europie.
Z gorzką satysfakcją możemy jedynie podkreślić, że podobnie jak 100 lat temu Zachód nie słucha argumentacji Warszawy ostrzegającej przed imperialną agresją Rosji. Wprawdzie rzezimieszków Budionnego zastąpił kremlowski szantaż energetyczny, lecz to taka sama broń.
Są też różnice. W latach 1920-2020 r. ofiarami Moskwy były narody Europy Środkowej i Wschodniej. Dziś zima bez ogrzewania zapukała do drzwi niemieckich, włoskich czy austriackich domów.
Czy faktyczna blokada dostaw gazu wyleje kubeł zimnej wody na głowy zachodnich polityków, na czele z Merkel, Kurzem i Makronem, którzy promują współpracę z przyjacielem Władimirem? Jeśli nie, może do ich rozsądku przemówi wściekłość zmarzniętych obywateli, najlepiej wyrażona głosami wrzuconymi do urn wyborczych.
Tymczasem przyjrzyjmy się chronologii. W lipcu, podczas wizyty w Białym Domu, Angela Merkel i Joe Biden zawarli haniebny pakt, odblokowując ukończenie niemiecko-rosyjskiego gazociągu Nord Stream-2.
Co ważne, w umowie przewidziano, że jeśli Rosja będzie używać gazu do szantażowania Ukrainy, to USA i Niemcy podejmą wspólne przeciwko niej działania. Berlin ustami Merkel ostrzegł Putina przed wykorzystaniem broni energetycznej. Zapowiedział podjęcie kroków odwetowych zarówno samodzielnie, jak i w ramach UE.
Kanclerz wyjaśniła, że wśród potencjalnych sankcji znajdzie się, m.in. wprowadzenie limitów eksportowych dla rosyjskiego gazu. Tyle że jak podkreślili eksperci, a za nimi światowe agencje, ewentualne retorsje wobec Moskwy nie zostały sprecyzowane.
Co więcej, według TVP Info w porozumieniu nie uwzględniono mechanizmu, tzw. wyłącznika, który miałby służyć do ograniczania przepływu gazu przez NS2 w razie zagrożenia dla Ukrainy. Powodem miała być obawa, że taki ruch spotka się z koniecznością odszkodowań względem firm komercyjnych zaangażowanych w projekt.
Najpoczytniejsze tytuły świata okrzyknęły pakt Biden-Merkel zdradą, podarunkiem lub zwycięstwem Putina. Rosyjski autokrata nie kazał długo czekać na zerwanie owoców głupoty prezydenta USA.
Jeśli chodzi o kanclerz Niemiec, najlepszym określeniem jest cynizm i podeptanie europejskiej solidarności oraz interesów bezpieczeństwa Ukrainy, a co ważne także Warszawy, Wilna, Rygi i Tallina. A przecież to fundamenty UE.
Dlatego gazowe cuda kremlowskich hochsztaplerów zaczęły się już 5 sierpnia, gdy doszło do zaskakującej awarii zakładów Gazpromu w Nowo Uriengoje. Z powodu pożaru i zniszczenia linii skraplania oraz uzdatniania gazu koncern najpierw opróżnił swoje europejskie zbiorniki, motywując desperackie działania koniecznością wywiązania się z zakontraktowanych dostaw dla odbiorców w UE.
Zwykle o tej porze roku, co oszacował dziennik „Kommiersant”, magazyny koncernu z zapasami paliwa dla Europy są zapełnione już w 80 proc. Wszak zbliża się zima i okres zwiększonego zapotrzebowania na surowiec.
Niestety nie w tym roku. Uriengojska katastrofa obniżyła rezerwy Gazpromu do 18 proc. pojemności zbiorników. Na tym nie koniec. W następstwie tego samego incydentu 18 sierpnia koncern poinformował o ograniczeniu przesyłu gazu rurociągiem Jamał-Europa. Ostatnia znalazła się w obliczu pustych magazynów i zatrzymania nowych dostaw. „No cóż, cytując „Kommiersanta”: „To najniższy wskaźnik w historii, kilkukrotnie niższy niż średnia dla wszystkich magazynów w UE”. Eksperci poproszeni przez dziennik o komentarz postawili kropkę nad i. „Niskie rezerwy w podziemnych magazynach zagrażają Gazpromowi trudnościami z realizacją kontraktów gazowych w okresie zimowym. Nawet jeśli spółka poradzi sobie ze skutkami awarii, może nie wystarczyć przepustowości transportowej rurociągu jamalskiego, aby zaspokoić szczytowe zapotrzebowanie. W związku z tym Gazprom liczy na uruchomienie inwestycji Nord Stream-2”.
W jakiej sytuacji znalazła się Europa? „Wydajność pomp na wejściu do niemieckiego systemu przesyłowego gazu przez większość czasu nie przekracza 1,5 mln metrów sześciennych na godzinę, w porównaniu z lipcową średnią 3,5 mln – informowała w sierpniu agencja Lenta.ru”.
Natomiast „Kommiersant” oszacował, że dobowe dostawy rurociągiem jamalskim spadły o prawie 40 mln metrów sześciennych. Wszystko to spowodowało wzrost cen gazu na rynku europejskim do rekordowych 542,5 dolarów za tysiąc m3.
Według najnowszych informacji serwisu ekonomicznego Bloomberg, w drugim tygodniu września Gazprom wywindował cenę na amsterdamskiej giełdzie do ponad 600 dolarów.
Stąd triumfalny nastrój prezesa koncernu Aleksieja Millera, który zameldował Putinowi: – Zyski Gazpromu wzrosły 22-krotnie.
Kremlowskie suspensy
Powiedzieć, że Putin oszukał Europę, byłoby stwierdzeniem nietrafnym. Rosyjski prezydent najpierw zakpił z Merkel podczas jej wizyty na Kremlu 20 sierpnia. Nie obiecał nic w sprawie tranzytu gazu przez Ukrainę, zagwarantowanego ponoć układem niemiecko-amerykańskim.
– Kwestia przedłużenia transportu paliwa ukraińskim systemem gazociągowym będzie zależała wyłącznie od tego, czy dostawy będą dla nas opłacalne – oświadczył Putin, lekceważąc tym samym zobowiązania USA i Niemiec wobec Kijowa.
Aby upokorzyć Merkel jeszcze bardziej, uderzył zmniejszeniem dostaw i zaporowymi cenami. Tym razem jednak celem nie jest wyłącznie Polska i trzy państwa bałtyckie, lecz praktycznie cała Unia.
Kremlowski suspens polega na rozstawieniu akcentów. Putin przekazał Europie informację: – Mieszacie się w rosyjskie sprawy, płaćcie więc cenę wsparcia Ukrainy lub oddajcie ją nam.
Sam jest formalnie niewinny jak biały, puszysty pudelek. Nie naruszył obietnicy kontynuacji ukraińskiego tranzytu do 2024 r., bo przecież nie zmniejszył przesyłu tym szlakiem, tylko rurociągiem jamalskim.
Politycznie znaczenie gazowej rozgrywki jest w istocie ogromne. Moskwa zamienia w czyn oświadczenie złożone podczas rozmów z Merkel, ale adresowane do całej Unii. Brzmiało następująco: – Jakiekolwiek naciski zewnętrzne na politykę energetyczną Rosji są niedopuszczalne. A za takie Kreml uznał próbę kanclerz Niemiec wyegzekwowania obietnicy przedłużenia tranzytu ukraińskiego jeszcze o 10 lat.
Putin szantażuje również Europę dla osiągnięcia celów bieżących. Wybrał zresztą dobry moment. USA są coraz bardziej pochłonięte konfrontacją z Chinami, a na dodatek dzięki Bidenowi znajdują się w szoku po porażce afgańskiej.
Z kolei Niemcy rozpoczęły kampanię wyborczą do Bundestagu. Nie jest tajemnicą rosnący opór części klasy politycznej, która dąży do redefinicji stosunków z Rosją niekorzystnej dla Moskwy.
Szantaż energetyczny ma poskromić niemieckich wyborców, pokazując, co stanie się z ich miejscami pracy, a zatem dochodami, gdy największa gospodarka Europy stanie z braku zaopatrzenia w gaz. Jednocześnie wskazuje następcom Merkel kierunek dialogu z Kremlem, dając znać o właściwych proporcjach w rosyjsko-niemieckim duecie, który zamierza podporządkować UE.
Putin nie przypadkiem obrał za cel Niemcy. Staraniami Brukseli wspieranej przez Europę Środkową i Skandynawię, Unii udało się wystartować z projektem dywersyfikacji źródeł dostaw i dróg tranzytu surowców energetycznych. Jego inicjatorzy nie ukrywali, że celem jest zmniejszenie uzależnienia od Rosji wykorzystującej ropę naftową, a szczególnie gaz, jak broń.
Osiągnęliśmy wiele, co pokazują trzeci pakiet energetyczny, a w jeszcze większym stopniu inicjatywa Trójmorza z silnym wątkiem suwerenności energetycznej od Rosji. Tymczasem Merkel gazociągiem Nord Stream-2 oraz zmowami z Bidenem i Putinem, przekreśliła dorobek dwóch dekad. Dlatego Niemcy, jako rosyjski partner, są największym zagrożeniem wewnętrznym spójności Unii i NATO.
Przy tym Merkel wpędziła w energetyczną pułapkę nie tylko własną, ale także europejską gospodarkę. Nieodpowiedzialna decyzja o szybkiej rezygnacji z energetyki jądrowej i węglowej uczyniła z niemieckiego przemysłu rosyjskiego zakładnika.
Teraz Ursula von der Leyen stojąca na czele Komisji Europejskiej forsuje pomyłkę Merkel w całej UE. Do tego sprowadza się wyśrubowany plan Zielonej Unii, czyli obojętnej dla środowiska europejskiej gospodarki. Tymczasem zdaniem ekspertów, droga do zastąpienia konwencjonalnych paliw alternatywnymi źródłami energii jest bardzo daleka.
Stephen Gross, dyrektor centrum badań europejskich Uniwersytetu Nowojorskiego, w artykule dla magazynu „Foreign Policy” napisał: „Zielona energia wymaga czasu, inwestycji i wsparcia na szczeblu rządowym. W rezultacie to gaz ziemny pełni rolę najważniejszego filaru energetyki, który umożliwi Niemcom odejście od atomu i węgla”.
Tymczasem, jak wskazuje szantaż Putina, gaz to rosyjska broń. W dodatku z powodu złej woli Merkel, za jej użycie przeciwko Europie zapłaci sama UE. I nie tylko, bo na poważny kryzys energetyczny zimą szykuje się Wielka Brytania.
Według Daily Express, eksperci ostrzegli Borysa Johnsona, że kraj może stanąć w obliczu racjonowania gazu. Wskazali, że źródłem zagrożenia jest szantaż energetyczny Putina, który uderza w stabilność całego kontynentu.
W związku z tym rośnie obawa, że Wielka Brytania może mieć trudności z zaspokojeniem zapotrzebowania na gaz, ponieważ po wyjściu z UE jest bardziej podatna na kryzys energetyczny od innych państw Europy Zachodniej. Jak informuje gazeta, rząd bardzo poważnie podchodzi do problemu, szacując jesienno-zimowy deficyt rezerw na 10 proc.
Natomiast z rosyjskiej strony doraźny i długofalowy cel ekonomiczny najnowszego szantażu wygląda następująco: zagrożenie dla całej Europy ma wymusić na Merkel dwa ustępstwa.
Pierwszym jest przyspieszenie certyfikacji gazociągu Nord Stream-2. Mimo zapewnień ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa o tym, że pierwszy gaz popłynie NS-2 już w październiku, sprawa nie jest oczywista.
Odbiorcą paliwa są Niemcy, które zgodnie z krajowym i europejskim ustawodawstwem muszą przeprowadzić surową procedurę certyfikacji technicznej i bezpieczeństwa eksploatacji.
– Tymczasem faktem jest, że Gazprom przygotowując się do uruchomienia gazociągu ma nadzieję wywrzeć presję na regulatora, tak aby wszystkie wątpliwości były wykropkowane, a proces został przeprowadzony tak szybko, jak to możliwe – powiedział amerykańskiej telewizji CNBC Tom Marzec-Manser, ekspert firmy analitycznej ICIS, specjalizującej się w monitorowaniu rynku energetycznego i paliwowego. Analityk sugeruje, że wstrzymanie dostaw, a więc również awaria linii uzdatniania gazu w Nowo Urienguje to jedynie preteksty.
Świadczy o tym ponadto wyraźna odmowna decyzja Putina odnośnie do apeli o to, aby zwiększyć dostawy do Europy ukraińskim systemem tranzytowym, którym płynie surowiec kupowany przez Gazprom w Kazachstanie, Azerbejdżanie i Turkmenistanie. Taka metoda wyrównywania niedoborów eksportowych była i jest stosowana przez koncern od lat. Chodzi zatem o strategię polityczną mającą wywrzeć w Berlinie odpowiednie wrażenie.
Bezpośrednimi adresatami szantażu są Merkel lub jej następca w fotelu kanclerskim, którzy zdaniem Putina powinni usunąć drugą z przeszkód stojących przed NS-2. Chodzi o orzeczenie niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, który odmówił wyłączenia inwestycji spod działania unijnej dyrektywy gazowej.
Mówi ona, że inwestor, a zarazem dostawca gazu nie może być jednocześnie wyłącznym operatorem systemu przesyłowego. Sprawa ciągnie się od maja ubiegłego roku, gdy niemiecki regulator Bundesnetzagentur odmówił wydania decyzji korzystnej dla Gazpromu.
Zgodnie ze wspólnotowym prawem NS-2 podlega jego działaniu, z ograniczeń zawartych bowiem w dyrektywie wyłączone są tylko gazociągi ukończone do 23 maja 2019 r.
Dlatego, aby zachować zgodność z przepisami, konsorcjum AG zarządzające NS-2, czyli w praktyce Gazprom, musi mieć certyfikat niezależnego operatora gazowego UE. Taki wymóg nie jest równoznaczny z koniecznością zbycia praw własności, ale wymusza udostępnienie mocy przesyłowych innych podmiotom zajmującym się taką działalnością.
Jak wyjaśnia Bloomberg, tylko sztywne rozdzielenie funkcji producenta i firmy tranzytowej wzmacnia bezpieczeństwo inwestycji, zmniejszając szanse jej wykorzystania do celów politycznych.
Tymczasem pod koniec sierpnia sąd okręgowy w Düsseldorfie odrzucił wniosek Gazpromu o uchylenie decyzji niemieckiego regulatora. Koncern odwoła się zapewne do sądowych instancji UE, a nic lepiej nie wpływa na spolegliwość polityków i wymiaru sprawiedliwości, niż wizja gabinetów nieogrzanych z powodu zatrzymania dostaw rosyjskiego gazu. Szczególnie w czasie gdy europejskie gospodarki muszą nabrać tempa, żeby otrząsnąć się ze skutków pandemicznego lockdownu.
Szanse obrony?
Gaz ziemny był dotychczas tani w związku z boomem amerykańskich dostaw koncentratu LNG. Jednak w 2021 r. popyt zaczął przekraczać podaż, ze względu na cele środowiskowe.
„Taryfy na gaz w Europie osiągnęły rekordowy poziom, a dostawy LNG do Azji są bliskie rekordu o tej porze roku” – podsumował serwis Bloomberg, dodając: „Europa nie ma co liczyć na poprawę bilansu energetycznego. Zwiększonych dostaw z USA nie będzie”.
Rosyjski gaz pozostanie więc fundamentem unijnego bezpieczeństwa ekonomicznego, ponieważ inne opcje są ograniczone. Takie są skutki ataku lobby ekologicznego na producentów energii jądrowej i węglowej.
– Gaz będzie paliwem przejściowym przez wiele nadchodzących dziesięcioleci, ponieważ główne gospodarki będą dążyć do dekarbonizacji i zmniejszenia emisji szkodliwych substancji – prognozuje Chris Weafer, ekspert Bloomberga Chris Weafer.
– Cena gazu prawdopodobnie pozostanie wysoka i w dłuższej perspektywie będzie dalej rosła – potwierdza Weafer.
Z kolei według Międzynarodowej Agencji Energetycznej do 2024 r. popyt na błękitne paliwo wzrośnie o 7 proc. Również analitycy firmy konsultingowej McKinsey & Co. nie pozostawiają wątpliwości. Popyt na gaz ziemny do 2035 r. będzie wyprzedzał zapotrzebowanie na inne paliwa kopalne.
Wzrost cen gazu ziemnego oznacza, że dostawy energii elektrycznej będą drożeć, a to z kolei wstrząśnie całą światową gospodarką i rozpali strach przed inflacją. Prywatni konsumenci odczują skok cenowy w miesięcznych rachunkach za prąd i gaz. Włączenie pralki, wzięcie gorącego prysznica i ugotowanie obiadu będzie droższe.
Jak bardzo, pokazuje taryfikator Gazpromu. Ceny gazu ziemnego w Europie wzrosły o ponad 1000 proc. w porównaniu z rekordowo niskim poziomem maja 2020 r. wywołanym pandemią.
Taka sama sytuacja dotyczy cen LNG w Azji, które wzrosły sześciokrotnie. Nawet w Stanach Zjednoczonych, gdzie rewolucja łupkowa skokowo zwiększyła produkcję paliw, ceny wzrosły do najwyższego poziomu od dekady. Sytuację wykorzystuje Rosja do realizacji agresywnych celów politycznych.
W kontekście cudów przesyłowych Gazpromu warto odwołać się do politologa Dmitrija Trenina. Dyrektor Moskiewskiego Centrum Carnegie przypomina życiową i polityczną maksymę, którą kieruje się Putin – Jeśli widzisz, że zaraz będzie draka, bij po mordzie pierwszy.
Zachód ma nadal wszelkie możliwości, aby prawo Putina zastosować przeciwko niemu. Według „The Wall Street Journal” klucz sprowadzenia Kremla do rzeczywistości leży nadal w rękach Joe Bidena. Sankcje zostały zawieszone, a nie wycofane, o co zadbała ponadpartyjna większość w Kongresie.
Także Unia Europejska ma w ręku atuty. Według Bloomberga gazowa koniunktura nie będzie trwała wiecznie. Już ok. 2050 r. inne źródła energii zakończą erę gazu ziemnego.
Na korzyść Zachodu gra także wewnętrzna sytuacja reżimu Putina, która ulega stałemu pogorszeniu. Degradacja technologiczna i demograficzna, rosnąca emigracja, a przede wszystkim katastrofalny spadek poziomu życia Rosjan. Całość wzmocniona skutkami ekonomicznymi społecznymi ciężkiego przebiegu pandemii.
Putin ma nadzieję na przedłużenie reżimu pieniędzmi z eksportu gazu ziemnego do Europy, która jest i będzie głównym rynkiem Gazpromu. Wystarczy unijna solidarność i konsekwencja, aby obrócić na swoją korzyść fatalną sytuację Rosji.
Tyle że do takiej operacji potrzebne są Niemcy rządzone przez nowe pokolenie polityków dostrzegających rosyjskie zagrożenie. Należy więc kibicować, aby wyborów do Bundestagu nie wygrała koalicja CDU/CSU, a więc ugrupowanie kontynuujące politykę Merkel.
Do tego czasu prognozy przeciwdziałania szantażowi Kremla nie są optymistyczne. Ameryka zajmuje się rewolucją tożsamościową. Nie warto również liczyć na to, że Unia Europejska nałoży na Putina sankcje lub zajmie wobec Rosji twarde stanowisko. Szanse ich uzgodnienia przez 27 państw członkowskich są żadne. Największy opór stawi Berlin.