4.2 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Amerykański koszmar

W Ameryce żyje się, pod wieloma względami gorzej niż w Polsce.

„Mogłem być teraz w USA. W pocie czoła zbijać gruby szmal. Bawić starsza panie i mieć kredyt” – śpiewał w latach 90. zespół IRA. Od czasów komuny funkcjonuje w Polsce stereotyp Ameryki jako raju na ziemi. Okazuje się on ułudą. Więcej Amerykanów niż Polaków nie ma oszczędności. Mają wyższe koszty życie i mniejszy komfort. Fakt, można szybko się dorobić, ale dla zwykłych „zjadaczy chleba” życie w USA ma więcej wad niż zalet.

Złuda wielkiego PKB

W przeliczeniu na obywatela PKB Polski na mieszkańca to 16 930 dolarów, a Amerykanina to 68 309 dolarów. Czyli statystyczny Polak wypracowuje zaledwie jedną czwartą (24,8 proc.) tego co przeciętny Amerykanin. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę parytet siły nabywczej Polaka, czyli to ile naprawdę możemy kupić za zarobione pieniądze, to sytuacja nie jest już w Polsce taka tragiczna. Wówczas PKB na mieszkańca wynosi ok. 36 tys. dolarów, co jest porównywalne z biedniejszymi stanami USA, takimi jak Missisipi – 40,5 tys. dolarów, Wirginia Zachodnia 43,8 tys. dolarów czy Arkansas – 44,8 dolarów. Wciąż jednak w USA statystyczny obywatel powinien mieć dwa razy lepiej niż Polsce.

Tak jednak nie jest, w USA jest bowiem ogromne rozwarstwienie społeczne. I w Ameryce się specjalnie tym nie przejmują. Dobrym wskaźnikiem tego jest bezdomność. W Polsce na 10 tys. mieszkańców jest ośmiu bezdomnych. W USA – 17. Jednak paradoksalnie w jednym z najbogatszych stanów USA, w Kalifornii, ten wskaźnik wynosi aż 41 osób na 10 tys., a statystyki te nie obejmują ludzi mieszkających w przyczepach kempingowych. Tymczasem, jak to widać na amerykańskich filmach, jest to popularny sposób życia. W ten sposób mieszka ok. 6,4 proc. Amerykanów, czyli około 20 mln ludzi. Dla większości z nich nie jest to wybór, ale smutna konieczność. Można więc uznać, że słynna wypowiedź Jerzego Urbana z 1986 r. o tym, że PRL wyśle do USA koce i śpiwory dla bezdomnych (w rewanżu za przesłanie do objętej amerykańskimi sankcjami Polski mleka w proszku dla dzieci), była złośliwością o solidnych podstawach w faktach.

Problemem Amerykanów nie jest tylko bezdomność. Kłopoty są przede wszystkim z dostępem do opieki zdrowotnej, a także (to już mniej zabójcze, z publiczną edukacją).

W USA wskaźnik śmiertelności dzieci przed ukończeniem 5 roku życia wynosi 6,5, w Polsce 4,4 – wynika z danych Banku Światowego. I taki wynik Polska osiąga, wydając ok. jedną piątą tego, co USA – 2230 dolarów na mieszkańca w porównaniu do 11 tys. w Ameryce. Aby zrozumieć, z jakim cywilizacyjnym problemem mamy do czynienia, wystarczy podać, że gdyby 24,6 mln amerykańskich dzieci żyło w Polsce, to przeżyłoby ich o 52 tys. więcej niż w USA. To nie są jakieś nowe problemy. Jeszcze 20 lat temu w USA wskaźnik ten wynosił 8,4, a w Polsce 9,3. Tylko nam udało się go obniżyć o ponad połowę, a Amerykanom tylko o 23 proc.

Źle jest także z amerykańską, publiczną edukacją. W tzw. testach PISA badających efektywność nauczenia różnych krajach za 2018 r. (najnowsze dostępne dane) młodzi Polacy uzyskali 513 pkt z matematyki, biologii i czytania, co dało 11 miejsce na świecie. Amerykanie z 495 pkt zajmują dopiero 25 pozycję. Edukacja przekłada się na wyniki przyszłych pracowników. Gdy firma HackerRank przygotowała dla informatyków (programistów) zagadki, to Polacy zajęli 3. miejsce, a Amerykanie 28.

Osobną kwestią jest też kwestia bezpieczeństwa. W USA żyje się pod tym względem jak na przysłowiowej bombie zegarowej. Wskaźnik morderstw na 100 tys. osób w Polsce wynosi 0,67, a w USA 5,35. Dla porównania w Afganistanie przed kolejną odsłony wojny domowej wynosił on 6,35. Czyli mieszkając w USA mamy klimat jak z kraju, watażków, klanów rządzonych według prawa zemsty rodowej. Wielu Amerykanów przyjeżdżając do Polski, nie może nadziwić się, że Polacy potrafią wracać do domu po imprezie weekendowej, idąc przez miasto piechotą. W USA w dużych aglomeracjach na taki wyczyn stać tylko desperatów lub ludzi wyszkolonych w sztukach walki, którym się nudzi.

Także nasze jedzenie jest lepsze i tańsze niż w USA. Amerykanie, którzy mieszkali trochę w Polsce, mają kłopot po powrocie do USA, bo nie są w stanie jeść tamtejszego pieczywa, które w zasadzie ogranicza się do tostowego wyrobu chlebopodobnego.

Polacy mają też tanią i dobrą komunikację publiczną. W największych miastach USA poza metrem komunikacja publiczna jest tragiczna. W Polsce w zasadzie w każde miejsce w mieście da się dojechać komunikacją publiczną.

Last but not least, prawie połowa (45 proc. Amerykanów) nie ma żadnych oszczędności. W Polsce zaś dwa razy mniej – 24 proc.

Dodatkowym kosztem jest ubezpieczenie zdrowotne. W Polsce mają je wszyscy pracujący i bezrobotni. W Ameryce ponad 30,4 mln ludzi w 2020 r. nie miało żadnej ochrony zdrowotnej. W praktyce, jeżeli trafiają do szpitala, to wychodzą z niego z długami, których nie będą w stanie spłacić do końca życia. Opowieści o pacjentach, którzy trafiają do szpitala z odciętymi palcami, a lekarz pyta się, które przyszyć, bo na przyszycie wszystkich pacjenta nie stać, nie są czarnym humorem, ale przykrą rzeczywistością.

Nawet ci, którzy mają ubezpieczenie, nie mają lekko, gdy muszą pójść do lekarza. Dla ubezpieczonych każda wizyta jest płatna, także przez nich. Dopłaty wynoszą, w przeliczeniu na złotówki, ok. 150 zł. Dodatkowo ceny procedur medycznych w USA są obłędnie wysokie. Prześwietlenie nogi kosztuje ok. 5 tys. zł, z czego ubezpieczony (sic!) musi zapłacić połowę.

W USA podłe są też warunki zatrudnienia. Większość pracowników w USA ma rocznie ok. 18 płatnych wolnych dni. Dla porównania w Polsce jest to od 33 do 39 dni, w zależności od stażu pracy. A pamiętajmy, że połowa z Amerykanów, tych, którzy wykonują najprostsze prace, nie ma żadnych oszczędności. Są więc bardzo zależni od swoich pracodawców. Oczywiście brak ochrony pracownika sprzyja szybkiemu znajdywaniu kolejnej pracy (nie ma żadnego problemu, aby pozbyć się kogoś, kto się nie nadaje), ale trudno mówić o komforcie zatrudnienia w takim wypadku.

Dlaczego USA wciąż cieszą się renomą raju? Bo łatwo tam się wzbogacić, jeśli ciężko pracujesz. Państwo zabiera „tylko” 27,1 proc. twoich dochodów, podczas gdy w Polsce „aż” 33,9 proc. Jest więc tam dużo bogatych obywateli. W Polsce osób z majątkiem przekraczającym 30 mln dolarów jest 878 w USA 180 tys. chociaż liczba ludności USA i Polski to 10 do 1.

Co z tego wynika? Ano to, że Polska i Polacy mogą być dumni z tego, co osiągnęli przez ostatnie 30 lat. Narzekanie jest u nas modne, ale narzekając, warto wiedzieć, że kraina mlekiem i miodem płynąca, która pojawia się w owych wizjach, ma dużo więcej wad niż zalet.

FMC27news