-0.9 C
Warszawa
czwartek, 21 listopada 2024

Zima, która wychłodzi euroentuzjazm

Wysokie rachunki za podstawowe media mogą wkrótce sprawić, że ogromny entuzjazm wobec Unii Europejskiej, jaki żywi polskie społeczeństwo, może zdecydowanie osłabnąć.

Nastroje przed nadchodzącą zimą są zdecydowanie nerwowe. Polska obecnie jest już europejskim liderem w zakresie wzrostu cen, a na horyzoncie widać jedynie dalsze problemy w tym zakresie. O tym, że nerwowo robi się także w obozie rządzącym, świadczy najlepiej fakt, że z anteny prorządowej Telewizji Republika został w ostatniej chwili zdjęty wywiad, jaki Ewa Stankiewicz przeprowadziła z pełnomocnikiem do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej Piotrem Naimskim. Polityka partii rządzącej irytowały zadawane pytania dotyczące horrendalnych kosztów związanych z zieloną transformacją polskiej energetyki oraz sugestie, że w związku z nią czeka nas gospodarcza katastrofa. Naimski tłumaczył, że w ostateczności za wszystko odpowiedzialna jest właśnie Unia, która dyktuje takie, a nie inne rozwiązania.

Czy tylko Unia winna?

Stwierdzenie, że cała odpowiedzialność leży po stronie Brukseli, jest oczywiście nieprawdziwe, ponieważ partia rządzącą uczyniła jak dotąd zastanawiająco niewiele, aby przybliżyć realizację projektu budowy elektrowni atomowej z prawdziwego zdarzenia. Odpowiedzialny za ten projekt Naimski powinien zachować zdecydowanie więcej samokrytycyzmu i uwzględnić fakt, że jego sylwetka staje się z wolna symbolem nie tyle starań o elektrownię jądrową nad Wisłą, ile wieloletniego spektaklu politycznej nieporadności
w tej sprawie.

Ponadto, zwyczajnie nieuczciwe jest zwalanie całej winy na Unię Europejską wobec wyraźnie pasywnej postawy w zakresie politycznej debaty nad kształtem zielonej polityki. Pod rządami „dobrej zmiany” na europejskiej scenie politycznej agenda neutralności klimatycznej wyraźnie przyspieszyła, lecz nie przeciwstawiono jej żadnej skutecznej kontrnarracji. Wręcz przeciwnie, pod rządami ministra klimatu Michała Kurtyki Polska wręcz w podskokach przyłączyła się do zielonego projektu, czego dowodem była choćby konferencja COP24 w Katowicach z pamiętnym wystąpieniem młodocianej lobbystki Grety Thunberg. Od samego początku Polska mogła wspólnie z innymi krajami bloku państw postkomunistycznych nalegać na zastosowanie wobec niej wyjątkowej taryfy ulgowej, uwzględniającej fakt, że Europa Zachodnia bogaciła się w czasach, gdy żadne środowiskowe ograniczenia nie obowiązywały. Zamiast tego prowadzono politykę opartą na uległości, która doprowadziła ostatecznie do tego, iż obecnie Unia Europejska bezceremonialnie uderza w podstawy
polskiej energetyki.

Ponadpartyjny dogmat euroentuzjazmu

Wszystkie partie, które rządziły w Polsce od 2004 r., jako swój dogmat traktowały nieodmiennie konieczność utrzymania przynależności do Unii Europejskiej. Ugrupowania eurosceptyczne zostały niemal w całości zmarginalizowane, gdyż w sondażach politycznych od lat obowiązuje dogmat euroentuzjazmu. O tym, jak wielką ma siłę, świadczy najlepiej fakt, że gdy na początku roku Koalicja Obywatelska na złość partii rządzącej zagłosowała przeciwko przyjęciu Krajowego Planu Odbudowy, który warunkował otrzymanie unijnych funduszy, Polacy zareagowali niemal natychmiastowym spadkiem poparcia.

Euroentuzjazm to wciąż ogromna siła kształtująca polskie życie polityczne. Potwierdza to choćby polityczna licytacja na wpisanie obecności Polski w strukturach Unii Europejskiej. Po raz pierwszy tego typu inicjatywę ogłosił przed dwoma laty prezydent Andrzej Duda. Obecnie inicjatywę tego typu poparł m.in. PSL i PiS.

Wyrażanie bezwarunkowego entuzjazmu wobec międzynarodowej organizacji politycznej, która realizuje dość zmienną agendę, to bardzo nierozsądna postawa. Być może jednak nadchodzące miesiące sprawią, że trwające wciąż w silnym zadurzeniu względem Unii polskie społeczeństwo mocno zweryfikuje swoje nastawienie w obliczu narastającej drożyzny. Do tej pory wspólnota dawała o sobie znać głównie poprzez różnego rodzaju dotacje i fundusze oraz otwierając przed Polakami zachodnie rynki pracy. Tej zimy dojdzie jednak do nagromadzenia pytań o to, w jaki sposób ceny prądu, gazu i innych mediów mogły urosnąć w tak szybkim tempie. Szukając odpowiedzi, konsumenci dojdą wreszcie do pewnych zaskakujących dla nich wniosków.

Polityka klimatyczna Unii Europejskiej wydawała się do tej pory niewiele znaczącym czynnikiem, nakładającym zobowiązania przede wszystkim na biznes. W ostatnich miesiącach wszystko zmieniło się jednak jak w kalejdoskopie, przede wszystkim za sprawą unijnego rynku handlu pozwoleniami na emisję dwutlenku węgla. Za sprawą wprowadzonych kilka lat temu regulacji Bruksela celowo obniża stopniowo podaż uprawnień, aby tym samym podwyższyć ich ceny. W efekcie tej polityki rynek emisyjny stał się przedmiotem spekulacji na wielką skalę przez wielkie fundusze inwestycyjne. Zapowiedzi polityków, że w kolejnych latach zamierzają jeszcze bardziej podwyższyć normy środowiskowe, sprawiły, iż nowym „rynkiem” zainteresowały się podmioty, które wcześniej skupione były na innych surowcach. Skutki tego dla szeregowych konsumentów będą wprost katastrofalne.

Według ostatnich doniesień prasowych państwowe spółki energetyczne zamierzają uruchomić w mediach specjalną kampanię mająca na celu oswojenie Polaków z nowymi, zdecydowanie wyższymi cenami prądu. Obywatele mają być zachęcani do oszczędności i dostosowywania się do nowych godzin korzystania ze szczególnie energochłonnych urządzeń. Zdecydowanie lepiej by się jednak stało, gdyby na rachunkach za prąd pojawiało się odtąd unijne logo z informacją o tym, że to właśnie Unia Europejska narzuciła niezwykle forsowne tempo zielonej transformacji i dlatego ceny osiągają takie, a nie inne zakresy. Mówi się wszak, że energia elektryczna może wzrosnąć w ciągu najbliższych miesięcy o nawet 40-50 proc.

Podobnie rzecz przedstawia się z gazem, którego ceny w samym tylko październiku wzrosną dla wszystkich konsumentów o 7,4 proc. W kolejnych miesiącach będzie tylko gorzej, ponieważ Unia Europejska staje się powoli zakładnikiem dostaw z Rosji, a jednocześnie sabotuje dostawy LNG z USA oraz czyni przeszkody dla realizacji niektórych przedsięwzięć (jak choćby Baltic Pipe). Polskie władze sugerują, że są przygotowane na taki scenariusz, lecz mimo wszystko są mocno uzależnione od sytuacji na światowych rynkach, na których wszystkie surowce nieustannie drożeją.

Polityka zastraszania

Ceny energii w Polsce będą także rosły dlatego, że Unia stosuje od dłuższego czasu konsekwentną politykę zastraszania, czego najlepszym przykładem jest sprawa kopalni i elektrowni Turów. Nasz kraj odchodzi od węgla w tempie, który jest dla Brukseli zdecydowanie zbyt wolny i dlatego nakładane są niego arbitralne kary. Tego typu działania mogą ostatecznie doprowadzić jedynie do tego, że związane unijnymi traktatami i poddane ogromnym naciskom politycznym polskie państwo będzie musiało uznać pełen dyktat Unii z wielką finansową i szkodą dla wszystkich obywateli.

Powszechna drożyzna, która niedługo zapanuje, jest być może pewną koniecznością, bez której ostudzenie bezgranicznego euroentuzjazmu nie będzie nigdy możliwe. Przy okazji zielonej polityki mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej będą mogli bowiem po raz pierwszy z taką mocą poczuć na własnej skórze, na czym polega istota ekozwrotu w polityce, który jest wymierzony głównie w kraje rozwijające się. W polskiej przestrzeni publicznej dominował od lat naiwny dogmat głoszący, że Unia Europejska służy przede wszystkim zjednoczeniu niegdyś wojującego ze sobą kontynentu i budowaniu wspólnego dobrobytu. Dla milionów Polaków członkostwo w Unii stanowiło rodzaj otwartych szeroko drzwi do lepszego świata, które po doświadczeniu komunizmu trzeba było za wszelką cenę trzymać uchylone. Dziś ten „lepszy świat” zaczyna jednak zagrażać dobrobytowi Polski, gdyż w sposób bezceremonialny forsuje rozwiązania uderzające w jej gospodarkę. Czy zatem nadchodzi zima, która wreszcie wychłodzi euroentuzjazm?

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news