16 C
Warszawa
czwartek, 10 października 2024

Trudny dialog z Niemcami

Niemieckie media ostro krytykuje polski rząd. Na liście rzekomych win figuruje programowa antyniemieckość. To nieprawda. Berlin nie chce równoprawnego dialogu ani kompromisu w kluczowych dla nas kwestiach. Ponadto niemiecka koalicja rządowa jest fundamentalnie podzielona, dlatego – mimo szczerych chęci – Warszawa nie ma o czym, a przede wszystkim z kim, rozmawiać.

Niemiecki fałsz

„Wizyta kanclerza Scholza w Warszewie to falstart”; „Olaf Scholz: reparacje to temat zamknięty”; „Annalen Baerbock chce złagodzenia polityki imigracyjnej przez Polskę ”; „Dziki atak Morawieckiego na handel emisjami”; „Atak Kaczyńskiego na nowy rząd RFN”. Tak niemieckie media komentująstosunki dwu stronne, a raczej tak atakują Polskę, przerzucając na Warszawę odpowiedzialność za fatalny klimat.

Wspólnym mianownikiem mocno jednostronnego przekazu jest komentarz rozgłośni Deutsche Welle do wizyty kanclerza Olafa Scholza w Polsce: „Wzajemne relacje tkwią w politycznym impasie. Szansa na nowe otwarcie, jaką była zmiana rządu w Niemczech, została zaprzepaszczona”.

Dziwny to dialog, który opiera się na próbie narzucenia partnerowi swojego punktu widzenia w kwestiach newralgicznych dla polskiego bezpieczeństwa. Nie ma nic wspólnego z deklarowanym kompromisem. Wygląda natomiast na próbę ingerencji w wewnętrzną politykę suwerennego państwa. Przy tym chodzi o kraj sojuszniczy, podobnie jak Niemcy należący do NATO i UE, a przede wszystkim demokratyczny i na dodatek sąsiedzki.

Wszystko dzieje się w 30 rocznicę przełomowego układu, który w 1991 r. miał zakończyć erę niemieckiej wrogości wobec Polski. Deklarował rozliczenie tragicznej przeszłości, w imię wspólnej przyszłości. Tyle że wówczas kanclerzem był Helmut Kohl, który reprezentował szkołę myślenia o Europie, a nie jak Angela Mer-kel lub Olaf Scholz, stawiał Warszawę przed faktami dokonanymi. Nie oznacza to, że od czasu podpisania układu o dobrym sąsiedztwie zniknęły wszelkie różnice poglądów, a sporne kwestie znalazły rozwiązanie. Tyle że 30 lat temu po stronie niemieckiej istniał a wola dialogu, której dziś próżno szukać. Jest bowiem nic nieznaczącym frazesem, czego dowodzą fakty.

Jak można nazwać obecną postawę Berlina, wywołaną twardą obroną polskich interesów przez Zjednoczoną Prawicę? Tylko hipokryzją , cynizmem. Niezadowolenie wylewa się publicznymi atakami.

Dwulicowe media liberalnego nurtu biadają, że w przeszłości okrągłe rocznice niemiecko-polskiego traktatu były dla rządów i parlamentów obu krajów okazją do programowych deklaracji i uroczystych spotkań. W tym roku po atmosferze z dawnych lat nie pozostał o ani śladu. Planowane od dawna konsultacje międzyrządowe nie doszły do skutku. Co więcej, odchodzącą kanclerz Merkel spotkał afront – w czasie pożegnalnej wizyty w Warszawie nie znalazł dla niej czasu prezydent Andrzej Duda.

Szkoda, że z równym zapałem niemieckie tytuły nie wstydzą się upokorzeniami Merkel przez Putina, który obiecał Berlinowi wspaniałe transakcje, po czym natychmiast łamał wszystkie zobowiązania. Dlaczego nie krytykują własnego rządu za budowę gazociągu Nord Strem-2, który ignoruje polskie obawy o bezpieczeństwo Europy Środkowej? A może ganią byłego i obecnego kanclerza za blokadę dostaw broni dla ofiary rosyjskiej agresji, czyli Ukrainy?

Nic z tych rzeczy. Relacjonując pożegnalną wizytę Merkel w Warszawie, akcentowały protekcjonalny ton, czyli wezwania do dialogu i porozumienia w sprawie praworządności. To prawda, że wybory do Bundestagu, które przemeblował y niemiecką scenę polityczną, wywołały nadzieje polskich władz. Premier Mateusz Morawiecki i szef MSZ Zbigniew Rau szybko nawiązali nieformalne kontakty z Olafem Scholzem i Annaleną Baerbock. Minister ds. UE Konrad Szymański, przemawiając na zamku Johannisberg w Hesji, podkreślał kluczową rolę współpracy Polski i Niemiec dla przyszłości Europy. Świadczy to o wysokiej gotowości, a wręcz oczekiwaniu poważnego dialogu, którego Warszawa z powodu abnegacji poprzedniej kanclerz, bezskutecznie domagała się od wielu miesięcy.

Niemiecki dyktat

Faktycznie kanclerz Scholz i szefowa MSZ Baerbock pojawili się w Warszawie wkrótce po zaprzysiężeniu, czym pozornie zadeklarowali ważne miejsce Polski w niemieckiej polityce. Powołując się jednak na opinię „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „Obie wizyty uświadomiły nawet największym optymistom, że obecnie Polskę i Niemcy niemal wszystko dzieli, a prawie nic nie łączy”. Dlaczego jednak „FAZ” nie wspomina, że Scholz i Baerbock nie przybyli do Polski rozmawiać, tylko
pouczać, wygłaszając monologi?

I tak kanclerz nawoływał do poszanowania zasad praworządności. Przypomniał, tak jakby Polska nie mówiła tego ustami premiera w Parlamencie Europejskim: – Praworządność i demokracja są podstawowymi wartościami i dlatego dobrze będzie, jeżeli Komisja Europejska i Polska osiągną w tej kwestii pragmatyczne rozwiązanie. O co bezskutecznie apelują na unijnej arenie polscy dyplomaci i eurodeputowani.

Po udzieleniu ideologicznego napomnienia kanclerz najspokojniej potwierdził stanowisko, że sprawę reparacji wojennych uważa za zamkniętą. Obie kwestie powtórzyła szefowa niemieckiej dyplomacji Annalen Baerbock. Udzieliła rady: – Kiedy rozbieżności są bardzo duże, tak jak w sprawie praworządności, trzeba o tym intensywnie rozmawiać. Zagroziła jednak, że Niemcy nie dopuszczą do załamania „fundamentów Europy”.

Minister „opowiedziała” się również za zmianą polskiej polityki imigracyjnej, leżącej przecież wyłącznie w kompetencjach Warszawy. Wskazała na potrzebę dopuszczenia pomocy dla nielegalnych imigrantów, tak jakby państwo polskie takiej pomocy nie udzielało. Ważne jest jednak co innego, Baerbock zrównała ofiarę z agresorem, dostrzegając potrzebę zmiany podejścia do imigrantów tak w Polsce, jak i na Białorusi. Obraziła Polaków, uznając, że w naszym kraju obowiązują sowieckie standardy. Ponadto niemiecka minister wiedziała lepiej od naszych władz, że Polska potrzebuje wsparcia unijnej agencji ochrony granic Frontex.

– Osobiście uważam to za bardzo sensowne – podzieliła się odkryciem Baerbock. Ignorancja, impertynencja czy celowe uniemożliwianie dwustronnego dialogu? W każdym razie szczytem cynizmu jest wskazywanie Polski jako winnej obecnego
impasu wڬrelacjach z Niemcami. „Stosunki polsko-niemieckie są zakładnikiem postępującej radykalizacji obozu rządowego w Pol-
sce. W rozmowach z Scholzem i Baerbock strona polska forsowała w sposób konfrontacyjny temat reparacji wojennych. Jaro-
sław Kaczyński jest antyniemiecki” – Deutsche Welle cytuje opinie Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych (ECFR).

W nurcie politycznej poprawności zabrała głos wicedyrektorka Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich (DPI) w Darmstadt Agnieszka
Łada-Konefał. Jej zdaniem PiS ściga się w antyniemieckiej retoryce, co działa, jak samonakręcająca się spirala z fatalnymi skutkami dla relacji polsko-niemieckich.

Polska fala

Pomijając kompletnie nieuzasadniony, niesprawiedliwy, a więc nieobiektywny atak medialny Berlina, dialog polsko-niemiecki jest
podobny do pracy dwóch stacji nadawczych nastrojonych na różne częstotliwości. Mówiąc prościej, Niemcy konsekwentnie igno-
rują polską agendę. Lista naszych próśb, motywowanych obawami bezpieczeństwa jest długa. Jednak poprzedni i obecny gabinet w Berlinie ogłuchł w kwestiach dla Polski wręcz egzystencjalnych.

Nieprzypadkowo na łamach „FAZ” premier Mateusz Morawiecki ostrzegł, że handel emisjami wpędzi Europę w najgłębszy kryzys od stu lat. O dziwo, tym razem gazeta postarała się wniknąć w sedno naszych obaw. Choć uznała prognozę za przesadzoną, to jednak zrozumiałą, „biorąc pod uwagę ludzkie i ekonomiczne apokalipsy, jakich doznała Polska w ostatnim stuleciu, w tym niemiecką okupację i komunizm”.

„FAZ” ujawniła zarazem przyczynę głuchoty Olafa Scholza. Problemem jest fakt, że Polska stoi na czele rosnącego frontu sprzeciwu z udziałem Hiszpanii, Węgier, Czech, a przede wszystkim Francji, który naraża na fiasko program klimatyczny Komisji Europejskiej, czytaj Berlina. Scholz twierdzi, że w strategicznym interesie Polski i Niemiec byłaby ścisła współpraca przy zielonej transformacji.
Tymczasem Warszawa, Paryż , Madryt, Budapeszt, Praga i Lizbona jednym głosem sprzeciwiają się systemowi handlu kwotami emi-
syjnymi (ETS) oraz jego rozszerzeniu na transport drogowy i budownictwo, co pod naciskiem niemieckim Komisja Europejska za-
proponowała w pakiecie klimatycznym „Fit-For-55”.

Spór zaostrza postawa Berlina w sprawie uznania energii nuklearnej za przyjazne ekologicznie źródła energii, czego chcą, m.in. Polska i Francja. Koalicja skupiona wokół Berlina, z udziałem Austrii i Luksemburga, mówi twardo: nie. Trzy wymienione państwa chcą natomiast zielonej metki dla rosyjskiego gazu ziemnego, zatruwającego Europę metanem, w stopniu większym niż węgiel. W odróżnieniu od tematu praworządności ani Scholz, ani Baerbock nie chcieli o tym rozmawiać wڬWarszawie, podobnie jak o rezygnacji z Nord Stream-2.

A jeśli mowao energetycznym ataku Rosji, polsko-niemieckie rozbieżności dotyczą zakresu pomocy Ukrainie. Warszawa stoi na
czele grupy państw, opowiadających się za dotkliwymi sankcjami wymierzonymi w Moskwę, które postrzega jako środek powstrzymania agresji. Niemcy, kierując się partykularnymi interesami gazowym, bagatelizują natomiast kluczowe z naszego punktu widzenia zagrożenie. Jednak stanowisko Berlina to coś więcej. Niemcy od lat próbują dogadać się z Putinem, kosztem i ponad głowami Polski oraz innych państw naszego regionu.

– Polityka niemieckich rządów przyczyniła się do wzrostu zagrożenia dla pokoju wڬ Europie. Powodowane perspektyw ą zysków ekonomicznych podjęły fatalną politykę współpracy gazowej z Rosją – tak jeden z kluczowych punktów dwustronnej agendy podsumował minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau.

Wڬ tym momencie relacje polsko-niemieckie przechodzą na płaszczyznę fundamentalną dla przyszłości Unii Europejskiej. Umowa koalicji SPD, Sojusz90/Zieloni i FDP zawiera zapis, który mówi o federalnym państwie europejskim. Tymczasem Warszawa nazywa to recydyw ą leninowskiego centralizmu demokratycznego, wskazując na niebezpieczną utopijność koncepcji.

Warszawa uważa, że sił a UE wynika z suwerenności państw, czyli Europy ojczyzn. Na tak ą ripostę Scholz nie ma odpowiedzi. Do-
konał więc taktycznego odwrotu, twierdząc, że żaden szef niemieckiego rządu, nie będzie stawiał Europie warunków. Tymczasem Berlin przywykł stawiać takie ultimatum, także na forum bilateralnym. Rząd Scholza zasugerował, że niemieckie wpłaty do budż etu UE powinny być traktowane, jak rekompensata za niemieckie zbrodnie. Takie stanowisko jest nie do przyjęcia dla strony polskiej. Dla Berlina kwestia reparacji pozostaje zamknięta, mimo że jest niezwykle ważnym punktem polskiej agendy.


Tym bardziej warto się zastanowić, czy spór o praworządność, związany z blokadą pieniędzy funduszu rekonstrukcji, sprzeciw wobec energii atomowej, to „niemiecka ekspedycja karna” mająca „postawić Polskę na miejsce” w szeregu uległych klientów Ber-
lina. Z jakiego powodu?

Coraz wyraźniej można dostrzec obawy Niemiec przed utratą dominacji w UE, a więc w Europie. Polska polityka zagraniczna jest
bardziej ofensywna i zaczyna przynosić efekty. Warszawa stoi na czele lub wchodzi w skład unijnych koalicji, postrzegających przyszłość UE i dalszą rolę Niemiec odmiennie od mocarstwowej wizji Berlina. Co więcej, ideowy, a więc decyzyjny środek ciężkości Zjednoczonej Europy przenosi się do naszego regionu, z naturalnym centrum w Warszawie. Jeszcze kilka lat, a w nowej UE, opartej na demokratycznych wartościach równości, solidarności i partnerstwa, może dla Niemiec zabraknąć miejsca.

Patrząc na przyszł ość dwustronnych relacji, perspektywa rysuje się w ciemnych barwach. Konflikt Niemiec z Polską będzie narastał.
Oczywiście, jeśli Berlin nie dojrzeje do uznania nowej roli Warszawy w Europie, co jest warunkiem fundamentalnym dla kompromisowego dialogu. Wymaga to jednak od Olafa Scholza uporządkowania różnic rozdzierających nową koalicję rządową. Innymi słowy, nasze władze muszą mieć nie tylko o czym, ale także z kim rozmawiać.

Niemiecki bałagan

– Zamiast strofować Polskę i Węgry, Niemcy powinny powrócić do roli mediatora – twierdzi heska minister ds. UE Lucia Puttrich (CDU) w autorskim artykule opublikowanym na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

Autorka ostrzega: – Niedawne próby ujednolicenia wyobrażeń o wartościach na drodze politycznej, prowadzą UE w ślepą uliczkę.
Trafnie definiuje, że prawdziwą osią sporu jest nowy wzór UE. – Strofowanie Polski i Węgier w ostatnich latach nie było zgodne z duchem dobrej współ pracy równych partnerów, wywierając tok-
syczny wpł yw na spoistość UE – uważa Puttrich. Wskazuje receptę naprawy sytuacji. Chodzi o równość i szacunek.

– Jeśli kanclerz federalny Olaf Scholz podczas pierwszej wizyty w Warszawie nonszalancko odrzuca polskie żądanie reparacji i rozlicza je za pomocą niemieckich wpłat do UE, to dział a zgodnie z najgorszym stereotypem – tłumaczy minister, pytając: – Jak w takiej sytuacji Niemcy chcą negocjować z Polską przyszły ustrój Europy?

Krytyka polskiej polityki nowego kanclerza rozlega się również z szeregów jego własnej partii. Sekretarz
generalny SPD Kevin Kuehnert wezwał do zakończenia politycznego sporu o Nord Stream-2 i zaprzestania traktowania Polski, Ukrainy i krajów bał tyckich, jak „niesfornych dzieci”.

– Niektóre z wypowiedzi, które można usłyszeć w ostatnich dniach, brzmią dla mnie jak niemiecko-rosyjska terapia dla par, w której Ukraina, Polska i kraje bałtyckie mają zostać wystawione za drzwi niczym niesforne dzieci – powiedział, ostrzegając: – To równoznaczne z aroganckim negowaniem historii.

– Dyskusja na temat tego, czy rząd pod przewodnictwem SPD chce więcej dialogu, mija się w dużym stopniu z rzeczywistością tego
rządu – wskazał Kuehnert, dotykając sedna problemu. Koalicja sygnalizacji świetlnej jest podzielona, tak samo, jak poszczególne
partie wchodzące w jej skład. Ostre spory dzielą decydentów w kwestiach rozwoju Niemiec i w polityce zagranicznej. Chaos narasta
i jak nietrudno się domyślić, jedną z przyczyn jest ogromna liczba pożytecznych idiotów Putina na niemieckiej scenie politycznej. Jedną z osi programowego bałaganu jest przecież stosunek do Rosji.

– Konflikt w koalicji jest nieuchronny – tak brzmi wspólna diagnoza niemieckich mediów. Główne tytuły przypominają, że Annalen Baerbock od dawna jest przeciwniczką Nord Stream-2. Mi- nister Spraw Zagranicznych (Zieloni) twierdzi również , że czas
asekuranctwa wobec Moskwy musi się skończyć.

– Istnieje wiele powodów, dla których dostawy broni na obszary objęte konfliktem wymagają zachowania szczególnej ostrożności,
powinny jednak odzwierciedlać realia. Rzeczywistość wyglą da tak, że Rosja prowadzi wojnę z Ukrainą i obecnie grozi dalszą eskalacją konfliktu. W takiej sytuacji odmowa dostarczenia broni Ukrainie jest zaniechaniem pomocy – mówiła Baerbock w kampanii wyborczej do Bundestagu.

Tymczasem zarówno Merkel, jak i Scholz zdecydowanie sprzeciwiają się twardej polityce wobec Moskwy, w sytuacji, gdy większość
członków UE i NATO nie chce gazociągu, za to pomag a Ukrainie. Niemcy nie staną z nimi w jednym szeregu, bo nie jest to wygodne dla SPD. Z jednej strony, Olaf Scholz zachowuje się powściągliwie, chcąc uniknąć konfliktu w koalicji rzą dowej. Z drugiej strony przegrywa wiarygodności w polityce zagranicznej.


– Niemcy potrzebują odważniejszej i bardziej wyrazistej strategii rosyjskiej – wzywa tymczasem minister spraw zagranicznych. Baerbock zdaje sobie spraw ę z oczekiwań Niemców, Polaków, Ukraińców i Amerykanów. Trafnie definiuje podstawą bolączkę. To niezdolność Niemiec do prowadzenia sojuszniczej gry zespołowej.

Dlatego relacje z Rosją oraz z Polską są najpoważniejszymi sprawdzianami nowej koalicji rządzącej. Jeśli chodzi o Moskwę, gabinet
Scholza znalazł się w kuriozalnej sytuacji. Minister spraw zagranicznych musi popierać stanowisko kanclerza, które odrzuca. Różnica zdań rządzie wywołuje krytykę płynącą z Warszawy, prowadząc również do eksplozji w relacjach z USA. Jeśli Scholz stawia na dialog z Rosją, to Baerbock stawia Moskwie warunki.

Natomiast przysz łość stosunków z Polską wymaga od niemieckich elit jeszcze poważ niejszej refl eksji. Nowy aksjomat brzmi: Pol-
ska to partner wychodzący daleko poza wymiar sąsiedzki, regionalny, a nawet europejski. Przyszłość stosunków niemiecko-polskich zależy więc od tego, jak szybko Berlin pogodzi się z nową rzeczywistością.

FMC27news