3.8 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Pozytywnie o drugiej kadencji Adama Glapińskiego

Na prezesa NBP od dłuższego czasu leje się rzeka krytyki. Zarzuty obejmują całe spektrum „win i zaniechań”, od zbyt późnej reakcji na inflację, przez nieobecność Polski w strefie euro, po słabą złotówkę. Szkoda tylko, że krytycy nie uwzględniają najważniejszej okoliczności, w jakiej Glapińskiemu przyszło pełnić urząd. Chodzi o magiczne słowo „pandemia”, które wywróciło globalny system finansowy do góry nogami.

Nieprzychylne media, a szczególnie ekonomiści zapomnieli także podzielić się wiedzą na temat analogicznych „win i zaniechań” prezesów najbardziej wpływowych banków centralnych. Na ich tle bilans Adama Glapińskiego jest więcej niż pozytywny.

Krytyka II kadencji

– Prezydent Andrzej Duda pozytywnie ocenia działania prezesa NBP Adama Glapińskiego, szczególnie te dotyczące zapewnienia stabilizacji systemu finansowego w pierwszych miesiącach pandemii – powiedział w TVP Info dyrektor gabinetu prezydenta Paweł Szrot. Uzasadnił w ten sposób decyzję głowy państwa o poparciu kandydatury Adama Glapińskiego na II kadencję.

– Pan prezydent ocenia przede wszystkim pozytywnie jego działania względem zapewnienia stabilizacji systemu finansowego w pierwszych miesiącach pandemii, kiedy to rzeczywiście groziła panika, wycofywanie wkładów, groził kryzys na rynku instytucji finansowych. Pan prezes Glapiński poradził sobie bardzo dobrze – podkreślił Paweł Szrot.

Dla przypomnienia obecna kadencja Glapińskiego upływa w czerwcu. Prezes NBP jest powoływany i odwoływany przez Sejm na wniosek Prezydenta RP. Jego kadencja trwa 6 lat, a ta sama osoba nie może sprawować funkcji dłużej niż przez dwie kadencje.

Chyba jednak Andrzej Duda nie w pełni oddał zasługi prezesa. Może dlatego, że w kontrze do oceny prezydenta nie stają tylko leniwi, krytyka polityki NBP trwa zaś od początku urzędowania Glapińskiego, nabierając niezwykłej ostrości w ostatnich miesiącach.

– Adam Glapiński znów zaskoczył wyższą niż spodziewaną podwyżką stóp procentowych. Jest kontrowersyjnym szefem NBP, co dobitnie uwypuklił najnowszy ranking magazynu „Global Finance”. Prezes „polskiego FED” znalazł się w gronie najgorszych prezesów banków centralnych w Europie. Na swoim koncie ma kilka kardynalnych zaniechań, przez które w oczach wielu niezależnych ekspertów, traci wiarygodność, a my „zyskujemy” szalejącą drożyznę. Wspólny mianownik zarzutów sformułował polski klon portalu Business Insider, którego właścicielem jest Axel Springer.

Mówiąc prawdę, skala podwyżki stóp procentowych zaskoczyła tylko globalny rynek finansowy, bo polska gospodarka ma się dobrze. Z kolei dla grona polskich ekonomistów, istotą zarzutu nie jest sama podwyżka, tylko zwlekanie z taką decyzją. Gdy wybuchła pandemia, prezes NBP miał straszyć deflacją, która miała uzasadnia ć poluzowanie polityki monetarnej polskiego banku centralnego. Zamiast tego przyszła rosnąca inflacja.

Kolejnym zarzutem jest upolitycznienie działań monetarnych. „NBP ma wspierać działania ekonomiczne rządu, ale tylko wtedy, kiedy nie kłóci się to z realizacją statutowych zadań banku centralnego” – grzmią media i autorytety.

„Prezes otwarcie chwali politykę gospodarczą rządu, pozwalając sobie na negatywne komentarze pod adresem Unii Europejskiej” – wtóruje Business Insider, wyjaśniając, że w ten sposób Adam Glapiński nie doszacował ryzyka. Otóż Rada Polityki Pieniężnej wraz z rządem zaczęły prowadzić bardzo ekspansywną politykę monetarną i fiskalną, co doprowadziło do znacznego osłabienia złotego w stosunku do euro.

W sumie chodzi o utratę wiarygodności NBP i samego prezesa: „Adam Glapiński jedno mówi, drugie robi. Jeszcze w maju szef NBP zapowiadał, że podwyżek stóp należy spodziewać się dopiero w 2022 r. i to dopiero w drugiej połowie. Sprzeniewierzył się celom konstytucyjnym, czyli za- daniom banku centralnego” – ocenił portal Onet.

– Rada Polityki Pieniężnej powinna być, zgodnie z konstytucją, ciałem niezależnym od rządu – komentował prof. Stanisł aw Gomułka. Na nic zdał y się wyjaśnienia Glapińskiego: – Prowadzimy politykę, która ma rządowi pomagać.

Słowem NBP robi wszystko nie tak, barometrem są zaś działania banków centralnych Unii oraz z pewnością amerykańskiej Rezerwy Federalnej.

Porównanie

Axel Springer manipuluje polską opinią publiczną. Niezrozumiała jest za to krytyka polskiego środowiska ekonomicznego, zdającego sobie doskonale sprawę, jak wygląda polityka monetarna Europejskiego Banku Centralnego oraz Fed. Tymczasem strategia prezesów dwóch najpotężniejszych organów regulacyjnych świata, bodaj najdobitniej wskazuje, że rację ma prezes NBP.

Aby obalić zarzuty stawiane Adamowi Glapińskiemu, wystarczy przegląd powszechnie dostępnych analiz światowych mediów, choć by Associated Press, Reutera, serwisu Bloomberg lub rozgłośni Deutsche Welle. „Wraz ze wzrostem inflacji, spadającym bezrobociem i rosnącymi płacami, ekonomiści ostrzegają, że Rezerwa Federalna zbyt długo zwleka z odwróceniem polityki niskich stóp procentowych. Twierdzą, że dalsze opóźnianie decyzji o ich podniesieniu może narazić gospodarkę na ogromne ryzyko” – tak brzmi treść jednego z naprawdę wielu alarmowych komentarzy AP.

A przecież polska inflacja, choć wysoka, nie odbiega poziomem od amerykańskiej, która zgodnie z komunikatem Biał ego Domu wyniosła w styczniu 7,1 proc. rok do roku i wciąż rośnie. Jak zatem podkreśla AP, wzrost cen stał się najpoważniejszym zagrożeniem dla gospodarki, wywołując rosnące zaniepokojenie rynków finansowych.

Tymczasem prezes Fed Jerome Powell broni niskich stóp procentowych, które mają na celu ponowne rozpędzenie gospodarki po pandemicznej r ecesji. Raport inflacyjny Białego Domu skłonił jednak wielu ekonomistów do wystosowania apeli o całą serię podwyżek stóp procentowych. Gdy NBP już podniósł stawkę, Fed dopiero zapowiedział jedną podwyżkę w marcu. W takim razie przezorność naszego banku centralnego zdecydowanie pozytywnie odróżnia się od Rezerwy Federalnej.

Co więcej, ogłoszenie marcowej podwyżki stóp procentowych z ogromnym wyprzedzeniem wcale nie uspokoiło amerykańskiej giełdy, a wręcz odwrotnie. Serwis Bloomberg i agencja UPI informują, że notowania indeksów NASDAQ i S&P 500 kluczowych dla gospodarki USA, wpadają w notoryczne turbulencje, wraz z obowiązkowym wyjaśnieniem: W oczekiwaniu na skutki decyzji Fed.

Wygląda na to, że zbyt wczesne ogłoszenie podwyżki jest prezentem dla kapitału spekulacyjnego grającego na lękach inwestorów i drobnych ciułaczy akcji. To tyle, jeśli chodzi o zarzut nieoczekiwanego podniesienia stóp procentowych w Polsce. Najwyraźniej krytyka NBP jest wyrazem zawodu „rynków finansowych”. Dzięki prezesowi Glapińskiemu spekulanci nie mogli sobie nabić kieszeni na polskiej gospodarce i naszej walucie.

Nie jest to jednak koniec jednobrzmiących zastrzeżeń do Glapińskiego i Powella. Podobnie jak NBP, Fed jest oskarżana o to, że źle oceniła tempo, w jakim gospodarka wraca do życia. Z niewiarą spotykają twierdzenia prezesa Rezerwy, że inflacja wygaśnie wraz z pandemią.

Jeśli zatem Axel Springer zalicza Adama Glapińskiego do najgorszych prezesów banków centralnych, to obowiązkowo w towarzystwie Jerome Powella, a zapewne prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde.

Jak poinformował Politico: „EBC przekonuje, że nie będzie ślepo podążać za przykładem USA, jednak prezes Christine Lagarde znajduje się pod coraz większą presją rynków, aby dostosować kurs euro do Fed”. Według portalu zapowiedź podwyżki stopy referencyjnej odcisnęła piętno na kredytach w strefie euro. Rentowność 10-letnich obligacji Bundesbanku wzrosła o ponad 30 punktów bazowych. I co? I nic.

Jak dotąd Lagarde nie wykazuje większego zaniepokojenia: – Wzrost rentowności odzwierciedla jedynie realia, które wskazują, że stopy będą stopniowo wzrasta – oświadczyła prezes w wywiadzie dla francuskich mediów. Jednak o żadnej podwyżce stóp procentowych w Eurolandzie nie ma na razie mowy. EBC trzyma się przekazu, że inflacja w strefie euro pozostaje łagodniejsza, a jej gospo- darka bardziej potrzebuje bodźców, niż gospodarka amerykańska.

Z tego powodu Lagarde będzie nadal wlewała pieniądze na rynki, aby zapewnić obecny poziom stóp procentowych, przez co najmniej kolejny rok. Jak ma się do tego zarzut wobec prezesa Glapińskiego, że podważa wiarygodność NBP w UE? Dlaczego nasi ekonomiści nie krytykują EBC za zbytnie poluzowanie polityki monetarnej i fiskalnej?

No cóż, jakkolwiek pogląd prezes EBC popiera część europejskich ekonomistów, nerwowi stają się za to inwestorzy, obawiając się „jastrzębiej” podwyżki stóp procentowych o 20 punktów bazowych do końca roku. Możemy być przekonani, że zarówno EBC jak i Fed podniosą stopy procentowe kilkukrotnie i to jeszcze w 2022 r. A więc to NBP idzie właściwym kursem polityki monetarnej.

Rezultaty

Kolejnym zarzutem wobec prezesa Glapińskiego jest wywołanie rekordowej od lat inflacji. Jak nazwać podobne twierdzenia? Może napadem politycznym, ponieważ atakujący zdają sobie sprawę z identycznej sytuacji największych gospodarek UE. A mimo tego żądają od NBP niemożliwego. Gdy zaś prezes działa na rzecz zahamowania wzrostu cen, otrzymuje cios poniżej pasa.

O tym, że inflacja w USA jest najwyższa od 40 lat, trąbią wszystkie światowe media. Jednak Axel Springer nie informuje polskich czytelników, że w Niemczech wzrost cen jest rekordowy od 30 lat. Niemiecka inflacja wyniosła w grudniu 5,3 proc. rok do roku, osiągając najwyższy poziom od 1992 r. Taką wiadomość przekazała Deutsche Welle w oparciu o dane Federalnego Urzędu Statystycznego (odpowiednika GUS). Na marginesie. Niemiecka rozgłośnia wskazuje: – Ekonomiści nadal podtrzymują opinię, że główną przyczyną wysokiej inflacji jest gwałtowny wzrost cen energii w okresie ożywienia światowej gospodarki. Dokładnie tak samo, jak twierdzi NBP, któremu wiary nie daje opozycja, uważające za jednego z winnych Adama Glapińskiego. Jakoś nikt w UE i Niemczech nie atakuje za inflację prezesa Bundesbanku.

Z tym że skutki niemieckiej zapaści inflacyjnej odczuwa, aż 19 państw Eurolandu. Niemiecka gospodarka pociągnęła w dół całą strefę euro, która wyraźnie zwolniła. Rezultatem jest wzrost społecznego zmęczenia i biznesowy pesymizm, ale nikt nie szuka kozła ofiarnego. Winnym jest pandemia.

Według Deutsche Welle, w ostatnim kwartale 2021 r. gospodarki 19 krajów euro wzrosły o 0,3 proc. Oznacza to wyraźne wyhamowanie w porównaniu z 2,2-procentowym przyspieszeniem odnotowanym w okresie lipiec – wrzesień. Tendencję spowolnienia potwierdza roczny wzrost PKB strefy o 5,2 proc.

Dla porównania gospodarka USA odbiła o 5,7 proc. Stany Zjednoczone zawdzięczają dobry wynik federalnym wydatkom stymulacyjnym, przewyższającym analogiczne działania europejskie.

Jak na tym tle wygląda polska gospodarka rozhuśtana nieodpowiedzialną polityką NBP? 31 stycznia GUS podał wstępne dane naszego PKB za 2021 r. z których wynika, że wzrost wyniósł 5,7 proc. Jest najwyższy od 14 lat.

Natomiast światowe media wskazują, że największymi wyzwaniami tego roku będzie napięta sytuacja geopolityczna związana z groźbą rosyjskiej agresji na Ukrainę, destabilizuje bowiem ceny ropy naftowej i gazu. Jeśli chodzi o zagrożenia w UE, będzie to stan niemieckiej gospodarki, wpływający na polską wymianę handlową ze strefą euro. Według Associated Press gospodarce naszych zachodnich sąsiadów grozi stagnacja.

– Europa, a szczególnie strefa euro nadal stoi w obliczu niepewności wywołanej eskalacją napięcia wokół Ukrainy. Negatywne prognozy rozwoju sytuacji wpływają na utrzymanie wysokich cen gazu zasilającego większość gospodarek eurolandu. Analitycy przewidują , że parametrów strefy euro nie poprawią amerykańskie i unijne sankcje – prognozuje AP. Jest to nowe zagrożenie, z którym broniąc złotówki, będzie musiał poradzić sobie Adam Glapiński, jeśli Sejm zatwierdzi jego kandydaturę na II kadencję. Czy powinien?

Bilans prezesa

Jeśli spojrzeć na krytykę Adama Glapińskiego z punktu widzenia poglądów uczestniczących w niej ekonomistów, ale także programu partii opozycyjnych, z łatwością można odnaleźć kolejny wspólny mianownik. Prezes NBP nie jest entuzjastą wejścia Polski do strefy euro, wobec czego broni polskiej złotówki. Szczególnie w sytuacji globalnego rozchwiania polityki monetarnej pod wpływem
pandemii, o czym przekonują choćby wzrostowe oraz inflacyjne perturbacje Niemiec i Eurolandu.

„Podstawowym ryzykiem przyjęcia wspólnej waluty jest utrata krajowej polityki pieniężnej, jako narzędzia prowadzenia polityki gospodarczej (amortyzatora szoków makroekonomicznych). Waluta krajowa w okresie dekoniunktury może być narzędziem
szybkiej poprawy konkurencyjności krajowej produkcji. Jest to szczególnie ważne w przypadku wystąpienia, tzw. szoków asymetrycznych, czyli niekorzystnych zmian koniunktury”. Kto jest autorem diagnozy, która, idealnie przewidują c obecną sytuację, wskazała na zalety obrony polskiej waluty? Wcale nie Adam Glapiński. Cytat pochodzi z 2018 r. i został umieszczony, jako wniosek raportu poprzedniego szefa Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofa Kwiatkowskiego. Dokument omawiał korzyści i wyzwania dołączenia Polski do Eurolandu. Pytanie brzmi zatem, w którym miejscu prezes NBP sprzeniewierza się konstytucyjnym zadaniom banku centralnego, skoro kieruje się ocenami NIK?

Może w tym, że wspomaga polską gospodarkę, osłaniając ją finansowo przed pandemicznymi wstrząsami. Tymczasem konsekwencją wprowadzenia euro byłaby utrata przez Narodowy Bank Polski takiej zdolności, na przykład z tytułu przekazywania budżetowi dochodów pochodzących z emisji pieniądza. Takie kompetencje przejąłby EBC, najwyraźniej nieprzejmujący się rosnącą inflacją.

Następnym istotnym ryzykiem byłoby wpadnięcie Polski w pułapkę rozwojową unijnego południa. Kraje śródziemnomorskie (włącznie z Francją), przyjmując wspólną walutę, zyskały dostęp do nisko oprocentowanego kapitału. Środki miały przełożyć się na większe inwestycje i szybszy wzrost. W rzeczywistości jednak błędna polityka finansowa (w warunkach wadliwej konstrukcji strefy euro) spowodowała, że tanie kredyty zostały przejedzone. W konsekwencji ogromnemu zadłużeniu nie towarzyszy rozwój konkurencyjności gospodarek, prowadząc wręcz do bankructwa, jak w przypadku Grecji.

Za to największym beneficjentem euro są Niemcy. Drenują z zasobów i kapitału ludzkiego całą strefę euro, przyznając Eurolandowi status pół kolonialnego rynku zbytu własnej produkcji eksportowej. Polityka NBP za prezesury Adama Glapińskiego chroniąc złotówkę, chroni polską suwerenność gospodarczą. Nie dopuszcza do wydrenowania kieszeni obywateli, a głównie małych i średnich przedsiębiorców. Z pewnością taki fakt najbardziej drażni rynki kapitałowe, a więc międzynarodowe korporacje.

Wreszcie przyjęcie przez Polskę wspólnej waluty byłoby głęboką ingerencją w swobodę działalności gospodarczej. Obok rozwiązań pozytywnych, takich jak otwarcie granic czy ułatwienie przepływów kapitałowych, harmonizacja prawodawstwa oznaczałaby wprowadzenie rozwiązań, które mogą być dla naszego kraju trudne w realizacji – to dla odmiany opinia „Krytyki Politycznej”. Tymczasem w naszych mediach siły nabiera pogląd, że pandemiczne osłabienie złotówki jest idealnym momentem dla skoku Polski w euro. Na szczęście takiego optymizmu nie podziela prezes NBP. Według Adama Glapińskiego doprowadzi do skutków wręcz odwrotnych, a więc utrudni Polsce dalszą integrację go-
spodarczą w ramach Unii Europejskiej oraz globalnie.

Studzenie „euro zapału” nie był oby efektywne bez wypracowania instrumentów stabilizacji polskiej waluty. Z pewnością podwyżka stóp procentowych w warunkach silnej presji inflacyjnej nie zapobiegł aby dramatycznej przecenie złotego, gdyby nie dalekowzroczność Narodowego Banku Polskiego.

W 2018 r. Adam Glapiński podjął jedną z najważniejszych decyzji swojej kadencji. Rozpoczynając skup kruszcu, oddał Polsce „złotą przysługę”. W latach 2018-2019 NBP nabył 125 ton szlachetnego metalu, podwajając ilość złota w swoim skarbcu. Następnie kupił ponownie 100 ton.

Według stanu na koniec sierpnia 2021 r. zasób złota NBP wyniósł 7,402 mln uncji, tj. 230,2
tony. Ich wartość jest szacowana na 56 mld złotych, ale zysk NBP z tytułu wzrostu cen kruszcu podczas epidemii wyniósł 20 mld złotych.

Gdy NBP rozpoczynał skup złota, decyzja spotkał a się oczywiście z krytyką wielu ekonomistów. Czy odpowiedzialny prezes banku centralnego zamraża waluty w kruszcu, zamiast inwestować w papiery wartościowe? – pytali, wskazując na doskonałą sytuację gospodarczą, stały przyrost rezerw walutowych, wreszcie stabilnie zwiększający się eksport. Słowem, nic nie uzasadniało inwestowania w złoto, dopóki spraw nie uporządkował COVID-19.

Cztery lata temu zarząd banku centralnego kierował się analizami ryzyka strategicznego, które wskazywały na skutki aneksji Krymu, niekontrolowanego napływ nielegalnych imigrantów, zagrożeń terrorystycznych i Brexitu. Wszystko razem wpływało na stabilność Polski. Lata 2020-22 nie tylko potwierdziły trafność ocen strategicznych, ale przyniosły dramatyczny wzrost wyzwań.

– Zwiększenie zasobów kruszcu wzmacnia polską wiarygodność walutową i zabezpiecza siłę finansową naszego kraju w nawet skrajnie niekorzystnych warunkach – głosił komunikat NBP z 2018 r. Dziś można jedynie potwierdzić, że złoto miało się stać i stało się kotwicą utrzymującą złotówkę, a więc gospodarkę na wzburzonym oceanie epidemii oraz geopolityki.

Stan polskiej gospodarki epoki COVID-19 jest oceniany relatywnie dobrze. Jednobrzmiącym wnioskiem raportów międzynarodowych firm audytorskich, a także prognoz Komisji Europejskiej, jest odporność naszych finansów na stres wywołany skutkami gospodarczego zamrożenia. Nie bez przyczyny renomowany Standard&Poors mówi o stabilności złotówki i budżetu państwa osiągniętej dzięki odpowiedniej polityce monetarnej. „Złoty węch” prezesa naszego banku centralnego to jeden z wielu argumentów obalających krytykę NBP, a zarazem przemawiających za II kadencją Adama Glapińskiego.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news