Elon Musk, najbogatszy człowiek świata, został największym akcjonariuszem Twittera.
Elon Musk (w czerwcu skończy 51 lat) jest najbogatszym człowiekiem świata. Wartość jego majątku przekracza już ćwierć biliona dolarów. Wydaje się, że może być pierwszym dolarowym bilionerem w historii. Nazywany jest „Midasem” biznesu. Czego się nie dotknie, to zamienia w złoto. Zanim stworzył SpaceX do podbijania kosmosu i Teslę produkującą auta elektryczne, był jednym z filarów PayPal, pierwszego profesjonalnego narzędzia do bezpiecznych płatności w internecie. Musk słynie z biznesowych talentów i niewyparzonego języka. Jest jednym z popularniejszych użytkowników Twittera (ma ok. 81,3 mln obserwujących), a jego wpisy potrafią chwiać indeksami giełdowymi spółek, a także kursami walut. Musk musiał się z nich wiele razy tłumaczyć amerykańskim nadzorcom rynków finansowych, czy aby nie celowo manipuluje rynkami. Takie manipulacje, gdyby je udowodniono, byłyby bowiem przestępstwem.
Energia chaosu
Musk wie, jak zaprezentować się w mediach. Jego wpisy na Twitterze są kontrowersyjne lub dowcipne. Np. jak ten: „69 420 proc. statystyk jest fałszywych”. Gdy kupił ok. 9,2 proc. akcji firmy (za prawie 3 mld dolarów, czyli ok.12 mld złotych) napisał serię komentarzy, które określono „energią chaosu”. Najpierw ogłosił, że wejdzie do zarządu spółki, co skutkowało wzrostem cen jej akcji. Następnie zaś poinformował, że się rozmyślił. Liczba pomysłów, które ogłosił, była tak duża, że trudno obecnie stwierdzić, kiedy żartował, a kiedy był poważny.
Od kiedy został, pod koniec marca, największym udziałowcem Twittera, Musk poruszył najbardziej „gorący” temat moderacji, czyli cenzury Twittera. WUSA wolność słowa jest bardzo daleko posunięta. Musk pytał użytkowników w specjalnej ankiecie czy uważają, że Twitter nie łamie zasad swobodnej wypowiedzi. „Biorąc pod uwagę, że Twitter odgrywa rolę faktycznie taką jak kiedyś plac miejski, to czy nieprzestrzeganie zasad wolności słowa zasadniczo podważa demokrację” – dociekał. „Co powinniśmy zrobić” – dociekał?
W 2021 r. zarządzający Twitterem byli wzywani do cenzurowania wypowiedzi Muska. Jak chociażby tej, w której stwierdził, że dzieci są „zasadniczo odporne” na zachorowania na koronawirusa. Wpisu nie usunięto, ale zamieszanie wokół niego było duże. Krytycy zarzucali mu, że dezinformuje i rozsiewa nieprawdziwe informacje. Bo fakt, że dzieci chorują i umierają rzadziej na Covid-19, nie oznacza, iż są „zasadniczo odporne”. Musk opowiada się za „absolutną wolnością słowa”. To, co w USA nie szokuje, w innych częściach świata jest mocno problematyczne. Szczególnie gdy chodzi o szerzenie dezinformacji, pomówień i obelg z anonimowych kont.
Musk sugerował również bardziej prozaiczne zmiany na Twitterze. W jednym tweecie zaproponował dodanie przycisku edycji, aby użytkownicy mogli przepisywać swoje posty po ich wysłaniu. To z kolei spowodowało powrót do debaty na temat tego, czy taka funkcja pomoże lub zaszkodzi globalnej rozmowie.
Musk wyraził zaniepokojenie, że wiele z najczęściej obserwowanych kont na Twitterze „rzadko tweetuje i publikuje bardzo mało treści”. Pytał prowokacyjnie: „Czy Twitter umiera? Na przykład Taylor Swift nie opublikowała niczego od trzech miesięcy. A Justin Bieber w ciągu całego roku opublikował tylko raz”.
W innych wpisach skrytykował usługę oferowaną przez Twitter Blue, czyli pakiet abonamentowy firmy, argumentując, że należałoby takie konta specjalnie oznaczać, ponieważ korporacje i tak mają już wielki wpływ na życie ludzi i nie należy go zwiększać. Inne wpisy były ewidentnymi prowokacjami. Musk pytał swoich obserwujących, czy Twitter nie powinien przekształcić swojej siedziby w San Francisco w schronisko dla bezdomnych, „ponieważ i tak nikt się nie pojawia” (91 proc. zagłosowało na „tak”). Zapytał ich również, czy powinien „usunąć »w« z Twittera?” To pytanie, wysłane około północy czasu lokalnego, zawierało dwie opcje: „tak” i „oczywiście”. W żart zaangażowało się ponad milion osób, a głosowanie zadecydowało „tak”, należy literę „w” usunąć.
Musk robi to, co umie. Jego pojawienie się na Twitterze zostało zauważone, a sam portal odżył. Czy ta energia chaosu wygeneruje jakieś pozytywne zmiany? Twitter to dziś narzędzie dość elitarne. Korzystają z niego politycy, dziennikarze, ludzie służb, biznesmeni, gwiazdy (celebryci). Wiele z tego szumu informacyjnego, który jest generowany, nie wynika. Jednak jest on ważnym miejscem wymiany poglądów w demokracjach.
Czysty interes
Elon Musk wykorzystuje Twittera w swoich biznesach. Komunikuje się za jego pośrednictwem z potencjalnymi akcjonariuszami, rywalami i tymi, z którymi może kooperować. Publicznie „myślał”, czy nie powołać własnej platformy społecznościowej, bo te, które są były dla niego zbyt restrykcyjne nie szanowały prymatu absolutnej wolności słowa. Zdecydował się jednak zostać inwestorem. Już wiadomo, że będzie ograniczany i nowi wspólnicy nie pozwolą mu zwiększyć liczby akcji tak, aby mógł samo[1]dzielnie rządzić Twitterem.
Dla Muska inwestycja w Twittera wygląda na ochronę ważnego narzędzia promocyjnego. Musk wie, jak wykorzystać Twittera na swoją korzyść. Jak to się przekłada w praktyce na pieniądze? Ano prosto. W 2019 r. Hyundai wydał 2 tys. dolarów na reklamę na każdy sprzedany pojazd. Należąca do Muska Tesla wydała zaś na promocję zaledwie 14 centów. Zainteresowanie i klientów dostarczał bowiem sam Musk.
Wystarczy porównać liczbę osób, która śledzi jego wypowiedzi – ok. 81,3 miliona obserwujących, podczas gdy Hyundai USA ma 409 tys., Honda 1,1 miliona, a Volvo 230,6 tys.
Albo weźmy przypadek Dogecoina, jednej z kryptowalut. W 2020 r. Musk opublikował tweet przedstawiający chmurę kurzu z twarzą Shiba Inu (która kojarzona jest z Dogecoin), która pojawia się nad miastem. Tylko ten jeden tweet sprawił, że ta kryptowaluta poszybowała o 20 proc. Trudno przypuszczać, aby Musk nie czerpał z takiej władzy osobistych korzyści.
Panika wybuchła w samej firmie. Powołując się na wysoko postawione źródła w spółce Twitter, dziennikarze Washington Post poinformowali, że wśród pracowników narastał bunt przeciwko wejściu Muska do władz firmy. Obawiano się, że zniszczy on kulturę pracy albo wręcz uniemożliwi jej wykonywanie.
Warunkiem wejścia do zarządu Twittera było zobowiązanie się Muska, że nie przekroczy poziomu 14,9 proc. akcji. To, że został poza zarządem, sprawia, iż takich ograniczeń już nie ma. Po informacji, że Musk nie będzie członkiem zarządu Twittera, kurs akcji spadł o 2,9 proc. Znów nie lada gratka dla tego, kto wie, że takie zmiany nastąpią. Wykorzystywanie takich informacji jest przestępstwem. Jednak udowodnienie, że ktoś dokonywał spekulacji, jest ekstremalnie trudne. Musk od lat ma sprawy o takie działania przed amerykańską Komisją ds. Papierów Wartościowych i Giełd. Na razie z prawniczych batalii Musk wychodzi obronną ręką. Jedno jest pewne, nikt jeszcze nie stracił pieniędzy na inwestycji w firmę, której współwłaścicielem jest sam Musk. Dlatego można założyć, że w najbliższych latach akcję Twittera będą drożeć.