Nawet ocenzurowane media nie mają wątpliwości, że Rosja tonie. Wbrew kremlowskiej propagandzie, wrzenie reżimowych elit rośnie w miarę jak załamują się kolejne dziedziny gospodarki. Putinowi brakuje pieniędzy na jednoczesne finansowanie wojny i wewnętrznego spokoju. Katastrofa bankructwa, która zainicjuje nieuchronny upadek Rosji, to kwestia tygodni.
Jaka będzie geografia rozpadu terytorialnego? Dlaczego Zachód musi się przygotować na scenariusze aktywnej interwencji w „Postrosji”?
Lawina ruszyła
Czy państwo o powierzchni ponad 17 mln km2, rozciągające się na 9 tys. km wzdłuż i 4 tys. km wszerz, obejmujące dziewięć stref czasowych, które zamieszkuje ok. 140 mln ludzi, może normalnie funkcjonować bez transportu lotniczego, kolejowego i samochodowego? Oczywiście, że nie.
W 1885 r. carski sztab generalny przeprowadził eksperymentalne manewry. Batalion piechoty z europejskiej części kraju, wraz z niezbędnym wyposażeniem, dotarł do garnizonów za Bajkałem po 18 miesiącach. W 1904 r. po wybudowaniu Kolei Transsyberyjskiej czas podróży uzupełnień wojskowych przerzucanych z Moskwy do Władywostoku (10 tys. km) uległ skróceniu do 8 dni. O ile podróży nie zakłócały strajki lub dywersje, tak jak podczas wojny z Japonią w 1905 r. Tymczasem ówczesna klęska, wynikająca tyleż z lekceważenia „żółtych makaków”, co problemów infrastrukturalnych, zainicjowała pasmo rewolucji, które w 1917 r. zmiotły z tronu cara Mikołaja II, załamały imperium w 48 godzin, doprowadzając do jego rozpadu.
Historyczna dygresja jest o tyle uzasadniona, że obecnie zaistniały wszelkie okoliczności, wskazujące na wysokie prawdopodobieństwo powtórki wydarzeń sprzed 117 lat. Z analogicznym skutkiem. Reżim Putina chylący się od kilku lat ku upadkowi, na naszych oczach wali się w gruzy. Proces destrukcji cały czas przyspiesza, a to zwiastuje załamanie Federacji Rosyjskiej i jej terytorialny rozpad.
Sekwencję degeneracji uruchomił sam Putin. W 2004 r. zatrzymał wszelkie reformy, umożliwiające Rosji udział w globalizacji na prawach liczącego się konkurenta. Stawiając na „mocarstwowość energetyczną”, czyli surowcową, Kreml doprowadził do stagnacji, a następnie załamania systemu politycznego.
To świadomość osobistej klęski stała za rozkazem ataku na Ukrainę. Wojna jest rozpaczliwą próbą odwrócenia sytuacji. Militarny szantaż miał zmusić Zachód do przejęcia kosztów utrzymania niewydolnej Rosji. Finansowy okup, napływ technologii i strumieni importowanych towarów miał zapobiec masowemu niezadowoleniu obywateli, a przede wszystkim buntowi rosyjskich elit. Putin zagrał va banque i przegrał.
Teraz może sobie pluć w twarz. Mimo połowiczności, niezdecydowania i kunktatorstwa, zachodnie sankcje dopełniają nad podziw skutecznie dzieła samozniszczenia Rosji zapoczątkowanego przez Putina. Restrykcje uruchomiły niekontrolowaną reakcję łańcuchową autodestrukcji rosyjskiej gospodarki, a więc fundamentu życia społecznego i funkcjonowania państwa. Nie bez przyczyny najboleśniej uderzają w transport. Nie chodzi jedynie o sektor lotniczy, ale także kolejowy i samochodowy.
Stwierdzenie, że Rosja nie produkuje niczego oprócz surowców energetycznych, jest truizmem. Importuje zdecydowaną większość towarów przetworzonych. Od żywności, przez samochody, elektronikę, po odzież i lekarstwa. Jednak decydujące znaczenie ma wstrzymanie usług serwisowych, dostaw części zamiennych, oprogramowania, ale także materiałów siewnych i genetycznych dla rolnictwa. W ten sposób Zachód obezwładnił cztery kluczowe dziedziny infrastruktury. To logistyka, a więc zaopatrzenie ludności; łączność i komunikację; energetykę, nie wyłączając eksploatacji surowców; wydajną produkcję żywności.
Najbliższe miesiące będą dla Rosji niezwykle krwawe. Nie tylko z powodu strat w wojnie z Ukrainą. Latem zaczną spadać pasażerskie liniowce. Dojdzie do ogromnej liczby katastrof kolejowych i samochodowych. Przerwaniu łańcuchów zaopatrzenia wielkich miast, ograniczeniu produkcji wszystkich działów przemysłu oraz zmniejszeniu aktywności usługowej i handlowej, będzie towarzyszyło radykalne zmniejszenie produkcji energii elektrycznej oraz cieplnej. Awariom lub prewencyjnemu wyłączeniu ulegną zachodnie turbiny konwencjonalnych elektrowni, które odpowiadają za wytwarzanie 30 procent bilansu energetycznego.
W 2010 r. w największej elektrowni wodnej Syberii (Jenisej) miała miejsce katastrofalna awaria turbin. Mimo niemieckiego wsparcia technologicznego ponowne włączenie Sajano-Szuszeńskiej Elektrowni do eksploatacji potrwało trzy lata. Obecnie można się spodziewać dziesiątków technogennych incydentów i wypadków, które sparaliżują krytyczną infrastrukturę ogromnego kraju. Weźmy chociażby gigantyczne pożary Tajgi, których z powodu wojny nie ma kto, czym i za co gasić.
Co tam klęski żywiołowe. Bez zachodnich chipów przestanie funkcjonować łączność satelitarna i sieci komórkowe. Nie do wiary? Jest gorzej, niż myślimy. Na przykład z Rosji wycofał się największy producent opakowań niezbędnych do konfekcjonowania żywności. Nie ma w co wlać mleka, zapakować papierosów, kasz, leków, odżywek dla niemowląt i milionów innych produktów.
Kreml ukrywa przed Rosjanami i światem rzeczywisty stan kraju. W drugim tygodniu kwietnia Putin wydał dekret nakazujący Rosstatowi (odpowiednik GUS) utajnienie parametrów ekonomicznych i społecznych. Statystycy otrzymali zakaz publikacji informacji o poziomie inflacji oraz wzroście cen koszyka podstawowych produktów. Utajnieniu podlegają także obroty importowo-eksportowe, miesięczne i kwartalne wyniki poszczególnych branż oraz wszelkie prognozy dotyczące PKB. Bezprecedensowa cenzura nie jest skuteczna. Nawet media kontrolowane przez policję polityczną wprost piszą o zbliżającej się katastrofie.
„Bankructwo Rosji to tylko kwestia czasu. UE przygotowuje kolejny pakiet sankcji” – informuje Rosjan portal Gazieta.ru.
„Elwira Nabiullina ujawniła datę »transformacji gospodarki«” – przekazuje biznesowy portal RBK. Jak wyjaśnia, pod takim eufemizmem szefowa rosyjskiego banku centralnego ukrywa wyczerpanie zapasów i kapitałów, które zmuszą przemysł, handel i usługi do zastosowania nowego modelu biznesowego. Jakiego? Przejście na system kartkowy lub tzw. komunizm wojenny, czyli przydziały żywności i towarów przemysłowych może nastąpić w III kwartale 2022 r.
Natomiast dziennik „Kommiersant” sugeruje narastający konflikt pomiędzy oligarchami i rządem federalnym. Chodzi o finansowe programy pomocowe oraz coraz głośniejsze żądania rynkowej deregulacji gospodarki. Poza rządową „Rossijską Gazetą” emanującą fałszywym optymizmem, lektura innych tytułów zapowiada nadciągające tsunami.
Rozpad
Już w 2014 r. obecną sytuację przewidział ekonomista, biznesmen oraz ekspert Moskiewskiego Centrum Carnegie. Zgodnie z ówczesną analizą Andrieja Movchana, załamanie transportu, łańcuchów kooperacji i wytwarzania energii, m.in. za sprawą międzynarodowych restrykcji oraz technogennych katastrof, podważy suwerenność oraz integralność terytorialną Rosji. Autorytarny reżim zginie, ponieważ okaże się niezdolny do likwidacji skutków długiego łańcucha kryzysów, na czele z finansowym oraz infrastrukturalnym.
Osiem lat temu Movchan przewidywał wieloletnie skutki kosmetycznych sankcji wprowadzonych przez Zachód po aneksji ukraińskiego Krymu. Proces upadku Rosji miał trwać raczej dekady, co łagodziło jego przebieg i dawało szansę przedłużania agonii. W tegorocznym wywiadzie dla rozgłośni Deutsche Welle Movchan zwraca uwagę na ogromną dolegliwość obecnych sankcji, nieporównywalną z 2014 r.
Za kluczową uznaje presję finansową, która prowadzi Moskwę prosto do międzynarodowej niewypłacalności. Opinię ekonomisty potwierdza kwietniowa prognoza agencji ratingowych. Mody’s wskazuje, że bankructwo Rosji nastąpi z początkiem maja.
Natomiast według Movchana, ważniejszym czynnikiem ryzyka jest efekt domina, którego Moskwa nie jest już w stanie wyhamować. Załamanie jednego sektora gospodarki powoduje automatyczny upadek kolejnego, a całość wpływa na drastyczne obniżenie poziomu życia. W związku z brakiem instrumentów powstrzymania chaosu, w najbliższych miesiącach prawdopodobny jest następujący scenariusz polityczny. Kreml utraci najpierw kontrolę nad wielkimi miastami, a następnie pozostałymi 85 regionami administracyjnymi kraju.
Pierwszy wypowie posłuszeństwo wielki biznes. Kryzys wywołany wojną sprawił, że głowę podniosła największa lobbystyczna organizacja przedsiębiorców i pracodawców. RSPP żąda amnestii dla biznesmenów skazanych w sfingowanych procesach, ponieważ nie opłacali się skorumpowanemu aparatowi władzy i służbom specjalnym. Ponadto przedsiębiorcy chcą ograniczenia roli państwa w biznesie, a przede wszystkim żądają od Kremla pieniędzy na utrzymanie zatrudnienia. Pod taką listą postulatów podpisuje się „dojna krowa” fiskusa czyli sektor MŚB. Mały i średni biznes chce preferencji podatkowych i dotacji dla milionów samozatrudnionych.
Jeśli Putin ulegnie żądaniom, w ślad elit federalnych natychmiast pójdzie rosyjska prowincja. Na naszych oczach dojdzie prawdopodobnie do zaburzeń społecznych o ogromnej skali. Zbuntują się elity narodowościowe, a powtórka lat 1991-1993 (tzw. parada niepodległości) staje się realna. Alternatywą jest pełna kapitulacja Moskwy przed Zachodem, wycofanie armii z Ukrainy oraz miliardowe reparacje dla Kijowa. Wówczas Putin będzie mógł przekierować wszystkie fundusze na gaszenie wewnętrznych pożarów. Tyle że scenariusz „białej flagi” oznacza koniec reżimu Putina i jego samego.
Gdy rozpadł się ZSRS, Borys Jelcyn doszedł do władzy pod hasłem „Bierzcie w swoje ręce tyle władzy, ile zdołacie udźwignąć”. Było skierowane do regionów, w tym narodowościowych. Podział kompetencji, a więc dywidend ekonomicznych, miał zapewnić lojalność i harmonijny udział w konsumpcji PKB. Od 2004 r. Putin konsekwentnie niszczył system wzajemnej równowagi. Zlikwidował wybieralność gubernatorów prowincji oraz ich samorządność. Prowincjonalne elity są poddane nadzorowi policyjnemu, okresowym czystkom, otrzymując w zamian federalne dotacje. Ich wielkość zależy od poziomu lojalności.
Obecnie Putina nie stać na jednoczesne prowadzenie kosztowanej wojny i dotowanie wielkiego biznesu oraz prowincji. Sam schwytał się w systemową pułapkę, którą pogłębiają geograficzne różnice w zamożności. Na 86 regionów administracyjnych, aż 32 mają status depresyjny. Ponadto 22 prowincje to republiki narodowościowe. Chodzi na przykład o Północny Kaukaz, który jest całkowicie uzależniony od moskiewskich subwencji. Dla odmiany Tatarstan, Baszkotorstan, etniczne obwody Syberii i Dalekiej Północy to najbogatsze, bo surowcowe regiony kraju.
Zarówno upośledzone grupy etniczne, jak i najbogatsze narody Rosji żądają dla siebie większych kawałków w rosyjskim torcie. Wspólnie czekają na osłabienie Kremla, po to, aby wyrwać dla siebie nowe prerogatywy i wyjść z zależności od Moskwy. Po części tajemnica kryje się w korupcji. Elity regionów są zainteresowane jak największą rentą administracyjną, czyli monetyzacją stanowisk zajmowanych w piramidzie władzy Putina. Im kompetencje większe, tym znaczniejsze łapówki oraz możliwości budowy własnych stref wpływu. Z kolei lokalnych przedsiębiorców przygniatają federalne podatki, które są wynikiem korupcyjnej konsumpcji rent administracyjnych przez moskiewskich biurokratów.
To kluczowe sprzeczności interesów, które podpalą Rosję. Wystarczy zamknięcie kurka z federalnymi dotacjami, aby bunt podniosły części depresyjne. Z kolei regionom zasobnym w surowce zależy, aby gros eksportowych zysków trafiał do kieszeni lokalnych elit. W końcu bogactwa naturalne są własnością rdzennych grup narodowościowych podbitych przez rosyjskie imperium, a nie ludzi z otoczenia Putina stojących na czele Gazpromu lub Rosniefti.
Co ciekawe, niezależny ośrodek socjologiczny „Lewada” podkreśla, że stopień obywatelskiej samoorganizacji oraz gotowości protestacyjnej jest najwyższy na poziomie lokalnym. Jeśli Putin odpowie odmownie na żądania federalnych i miejscowych grup interesów, elity sfinansują bunt, pociągając za sobą obywateli Rosji. Separatyzm narodowościowy oraz religijny tli się cały czas. Najmniejsze niepowodzenie Kremla wybuchnie listą politycznych i ekonomicznych żądań, które doprowadzą federację do upadku. Jeśli frakcja siłowa odpowie represjami i pacyfikacjami, olbrzymi kraj zacznie się rozpadać, stając w obliczu wojen domowych, wszystkich ze wszystkimi.
Poszczególne prowincje wypowiadając posłuszeństwo, ogłoszą suwerenność i wyjście z nominalnej federacji. Pierwszy okaże nielojalność Północny Kaukaz. Jego śladem pójdzie bogata w ropę, gaz i inne złoża Syberia. Nie chodzi jedynie republiki narodowościowe rdzennych mieszkańców. Także ludność pochodzenia rosyjskiego, a więc Sybiracy utrzymują, że są odrębnym narodem. Podobnie jak Amerykanów, stworzył ich etos kolonizacyjny. Separacja Syberii wymusi taki sam krok na Dalekim Wschodzie, od dawna ciążącym nie ku odległej Moskwie, lecz Strefie Pacyfiku, której jest geograficzną częścią.
Z tego samego powodu Putinowi podziękują obwody kaliningradzki, archangielski i Półwysep Kolski, oglądające codziennie zamożność Polski i Skandynawii. Południe, a więc wybrzeża Morza Czarnego to regiony zamieszkane przez Kozaków, ale także ludność muzułmańską spoglądającą na Turcję. Dlatego erupcja separatyzmu może błyskawicznie zniszczyć autorytarny twór Putina. Wówczas Rosja zostanie okrojona do granic księstwa moskiewskiego z przełomu XIV/XV w.
Postrosja
Führer narodu rosyjskiego, który nie zdoła wygasić sprzecznych interesów regionów i centrum, nie jest elitom do niczego potrzebny. Już niebawem odsunięcie Putina od władzy, a najlepiej egzekucja głównego zbrodniarza, będzie im tylko na rękę. Dlaczego?
Jeśli runie jego reżim, państwo o nazwie Federacja Rosyjska rozpadnie się, otwierając drogę do trzeciej fali przekształceń własnościowych. Niestety musimy założyć, że rezultatem będzie chaos, a największy kraj świata stanie zapewne w ogniu wewnętrznych konfliktów. Również sąsiedzi nie będą patrzyli biernie na rozpad Rosji. W restytucji zagrabionych terytoriów są zainteresowane: Japonia, Chiny, Turcja, Gruzja, Azerbejdżan, Ukraina i Rumunia.
Bandycka armia Putina albo rozbiegnie się, albo przejdzie na żołd suwerennych prowincji, oferując każdemu chętnemu góry broni, a przede wszystkim arsenał jądrowy. Takie zagrożenie będzie wymagało międzynarodowej reakcji. Niestety USA i UE nie będą same w stanie ustabilizować Postrosji ani wygasić konfliktów. Wyraźnie widać potrzebę powołania międzynarodowego organu zarządzającego z udziałem wszystkich zainteresowanych państw. Mówiąc wprost, społeczność międzynarodowa musi powołać dla Postrosji zewnętrzny rząd.
Czy tego chcemy, czy nie, na czele agendy znajdzie się militarna interwencja stabilizacyjna. Oczywiście świat może otoczyć ruiny Rosji kordonem sanitarnym. Jednak ograniczenie aktywności do biernej ochrony rozzuchwali tylko barbarzyńców. Po Putinie pojawią się inni zbrodniarze i szaleńcy.
Czasowa misja międzynarodowa ma trzy podstawowe zalety. Po pierwsze umożliwi demilitaryzację Postrosji, w tym rozbrojenie jądrowe. Siły zbrojne muszą być ograniczone do rozmiarów Reichswehr o celach porządkowych. Po drugie, świat musi ustanowić zarząd międzynarodowy nad gospodarką i bogactwami naturalnymi, sprawiedliwy dla wszystkich mieszkańców oraz poszkodowane kraje. Taki precedens zaistniał w latach 20. XX w. Bolszewicy, którzy zniszczyli gospodarkę, oddali Zachodowi w dzierżawę bogactwa imperium. Powstał system koncesji, z którego zyski czerpały obie strony.
Jednak głównym celem misji stabilizacyjnej musi być denazyfikacja. Mieszkańcom Postrosji trzeba konsekwentnie oczyścić mózgi. Całkowitej wymianie musi ulec skryminalizowany aparat administracyjny, wymiar sprawiedliwości, a nade wszystko należy osądzić i rozpędzić policję polityczną. Mówić wprost, konieczna jest budowa nowych elit, które zareagują alergicznie na słowa, takie jak szowinizm, imperium lub militaryzm. Bez dekomunizacji, której zabrakło w latach 90. XX w. za 30 lat ster władzy nad Postrosją może przejąć kolejny Putin.