e-wydanie

9.2 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia 2024

Pierwszy po diable

Nikołaj Patruszew, następca Władimira Putina, jest bardziej okrutny i bezwzględny niż obecny rosyjski dyktator. 

Rosyjski dyktator Władimir Putin jest chory. Musiał wyznaczyć następcę, który będzie sprawował rządy, gdy on będzie nieprzytomny lub nie będzie w stanie pełnić funkcji. Szczegóły leczenia i choroby Putina są oczywiście tajne. Najczęściej mówi się o chorobie nowotworowej i konieczności przejścia operacji. Następcą Putina okazał się 71-letni Nikołaj Patruszew, szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa w latach 1999-2008, człowiek, który był wspólnikiem i inicjatorem wielu zbrodni Władimira Putina. Także wojnę na Ukrainie miał zaplanować właśnie on. Jeżeli zostanie nowym carem Rosji, to odwilży nie będzie. Może natomiast być nawet bliżej otwartej konfrontacji.

Ostrożnie z marzeniami

Po fiasku szybkiej wygranej z Ukrainą na Zachodzie pojawiły się głosy, że Władimir Putin może stracić władzę w sposób nagły. Jego bliscy współpracownicy zostali bowiem pokiereszowani mocno sankcjami. Życzenia, aby Putin zniknął, mogą okazać się kiepskim „lekarstwem” na dyktatorską chorobę Rosji. Wygląda bowiem na to, że Nikołaj Patruszew, który jest faworytem do objęcia schedy po nim, byłby bardziej niebezpieczny dla świata niż Putin.

Patruszew (urodził się 11 lipca 1951 r.), jest absolwentem Leningradzkiego Instytutu Budowy Okrętów. Później został prawnikiem (ma doktorat z prawa) i pracownikiem sowieckiej bezpieki – KGB. To właśnie tam zaprzyjaźnił się z Putinem. Dziś jest jedynym człowiekiem, któremu Putin ufa. Sami siebie nazywają klanem „czekistów”. To odwołanie do nazwy pierwszej sowieckiej bezpieki zbudowanej przez Feliksa Dzierżyńskiego. „Czeka” było rosyjskim skrótem od nazwy „komisja nadzwyczajna”. Później nazwa policji politycznej zmieniła się na NKWD, a w końcu na KGB. Nazwa „czekeści” wciąż jednak jest w użyciu. „Czekiści” uważają się za elitarnych wojowników oddanych ochronie ojczyzny przed jej wrogami.

Przyjaźń Putina i Patruszewa sięga czasów ich służby w KGB, do której Putin dołączył w 1975 r., rok po Patruszewie. Obaj byli też szefami FSB, rosyjskiej federalnej służby bezpieczeństwa wewnętrznego, następcy KBG. Z grubsza odpowiednika amerykańskiej FBI lub polskiej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W 1998 r. Patruszew wsparł Putina jako zastępca szefa Administracji Prezydenta w gabinecie Borysa Jelcyna.

Formalnie Patruszew jest wyższy stopniem, bo Putin jest tylko pułkownikiem, a on generałem. Faktycznie o rok starszy Putin (oficjalna data urodzin w 1952 r. jest błędna. Z powodów rodzinnych Putina odmłodzono jako dziecko o 2 lata) jest niekwestionowanym liderem w tej relacji. Patruszew jest  wykonawcą jego rozkazów i oddanym doradcą. Jako szef rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa od 2008 roku Patruszew prawie sformułował wspólnie z Putinem doktrynę wojskową Rosji, która formalnie nazywała NATO największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju.

Patruszew może też rywalizować z Putinem o to, kto jest większym sk***em. To oni obaj nadzorowali operację, w wyniku której w zamachach terrorystycznych zginęło w 1999 roku ponad 300 mieszkańców Rosji. Ich sprawstwo przypisano Czeczeńcom. Były one niezbędne do tego, aby zaatakować Czeczenię i wywołać wojnę, która Putina, nieznanego Rosjanom premiera, wylansowała jako silnego człowieka, który zaprowadzi w Rosji porządek. Była to część operacji przejęcia przez Putina władzy po Jelcynie. Od tego momentu skończył się krótki okres flirtu Rosji z demokracją i wolnością słowa. Wojna z Czeczenią spełniła swoje zadanie i od marca 2000 roku, gdy Putin wygrał wybory prezydenckie, jest on bezapelacyjnie najpopularniejszym rosyjskim politykiem.

Po tym, jak były funkcjonariusz KGB i FSB pułkownik Aleksander Litwinienko (mający azyl w Wielkiej Brytanii) oskarżył Putina i Patruszewa o organizowanie bombardowań w swojej książce „FSB wysadza Rosję”, został otruty radioaktywnym związkiem chemicznym Polon-210. Sposób egzekucji kosztował fortunę – kilkadziesiąt milionów złotych. Jednak miał być ostrzeżeniem. Litwinienko dosłownie rozpadał się na oczach świata. Współautor książki Jurij Felsztiński, rosyjski historyk, od tamtego czasu jest pod ochroną amerykańskich służb. Zabójstwo Litwinienki brytyjski sędzia Sądu Najwyższego Robert Owen uznał za zbrodnię, którą „prawdopodobnie zaaprobował prezydent Putin i jego szef FSB, Patruszew”.

Obaj zresztą zlecali otrucia i zabójstwa wielu rosyjskich „wrogów”. Jako szef FSB Patruszew kierował programem antyterrorystycznym „likwidacji przywódców czeczeńskiego ruchu separatystycznego”. Patruszew wysłał agentów FSB do ścigania i zabijania bojowników czeczeńskich, w tym Szamila Basajewa w lipcu 2006 r. i Asłana Maschadowa w marcu 2005 r. W tajemniczych okolicznościach od zamachów z rąk „nieznanych sprawców” ginęło wielu dziennikarzy i politycznych przeciwników Władimira Putina. Tysiące z nich zaś są niszczone w więzieniach. Najbardziej znanym przykładem jest wtrącenie do kolonii karnej Aleksandra Nawalnego, głównego rosyjskiego opozycjonisty, pod fałszywymi zarzutami przestępstw karnych.

Krążą legendy o nagrodach dla tych zabójców, którym się udało wypełnić misję. Jednk są też opowieści o tych, którzy zawiedli. Oni z kolei zwykle ginęli „samobójczą” śmiercią.

Wulgarny prawie abstynent

Patruszew nie pije mocnych alkoholi, zamiast tego woli od czasu do czasu kieliszek białego wina. Nigdy się nie spóźnia i nie lubi rozmawiać z dziennikarzami, co jest zawodowym nawykiem.  Uzasadnionym, jeśli się pracuje pół wieku dla służb na kierowniczych stanowiskach. Od werbowania dziennikarzy i prowadzenia ich byli niżsi rangą. Kiedy jednak rozmawia z dziennikarzami, to starannie kalibruje słowa. Ma świadomość, że jego przemówienie jest analizowane przez wszystkie liczące się zagraniczne służby wywiadowcze. Podobnie jak Putin, Patruszew jest pracoholikiem. Zawsze ma swoje zdanie, którym na co dzień dzieli się ze swoim szefem. Podczas gdy Putin jest mistrzem judo, Patruszew jest fanem siatkówki, a także cztery razy w tygodniu przepływa kilometr w basenie, aby utrzymać się w formie. Ma dwóch synów. Jeden jest ministrem rolnictwa, drugi robi karierę w kontrolowanych przez państwo spółkach. W przeciwieństwie do Putina nie afiszuje się romansami, nawet jeżeli je ma (Putin też się specjalnie nie chwalił, ale kilka jego związków dziennikarzom udało się namierzyć).

Słynie z wulgaryzmów. Standardową odzywką do podwładnych na zebraniach jest „co tam sku***, przeje*** ?”. Patruszew był jednym z architektów rosyjskiej inwazji na Krym w 2014 r. Pomógł także stworzyć serię ściśle tajnych planów wojskowych, w tym inwazję Rosji na Ukrainę. O tej wojnie Patruszew mówił otwarcie w wywiadach. Dawał Zachodowi wręcz ultimatum, że jeżeli nie wycofa się ze wspierania zmian w Ukrainie, to skończy się to wojną. Formułował też otwarte groźby pod adresem państw bałtyckich. Groził ich stałą okupacją. Nawet Turcji pogroził użyciem broni atomowej, jeżeli będzie naruszać interesy rosyjskie.

Podobnie jak Putin, Patruszew nienawidzi USA. U obu tych polityków bierze się to z przekonania, że to właśnie Amerykanie są odpowiedzialni za zniszczenie Związku Sowieckiego. Ostatnio Patruszew oskarżył Stany Zjednoczone o planowanie zrzucenia bomby atomowej na Ukrainę, a następnie obwinianie o to Rosji. Twierdzi także, że Zachód dąży do zniszczenia Rosji. Jako następca Putina może być jeszcze większym zwolennikiem eskalacji konfliktu. Swój pogląd na wojnę na Ukrainie Patruszew wyraził dawno. Uważa, że Amerykanie dzielą „jeden naród”, czyli Ukraińców i Rosjan i próbują z tych pierwszych stworzyć narzędzie wymierzone w Rosję. Przy takim podejściu, wojna na Ukrainie będzie prowadzona jeszcze latami. Na pewno Patruszew nie położy jej kresu, jak oczekiwałby tego Zachód.

Najnowsze