e-wydanie

9.2 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia 2024

Złoto Big Pharmy

Pfizer i Moderna podniosły ceny szczepionek przeciw COVID-19 – sprawa dotyczy najnowszego kontraktu zawartego z Unią Europejską, którym niedawno pochwaliła się Ursula von der Leyen. 

W myśl umowy obie firmy mają do 2023 r. dostarczyć łącznie 2,1 mld dawek, z czego lwia część przypadnie Pfizerowi – 1,8 mld dawek. Spójrzmy na kwoty: cena dawki szczepionki Moderny wzrośnie z 22,60 do 25,50 USD, a Pfizera z 18,40 do 23,14 USD. Oznacza to, że na unijnym rynku szczepionkowym zapanował duopol z przygniatającą przewagą Pfizera, Astra Zeneca i Johnson&Johnson zaś zostały de facto wyrugowane z interesu. Oczywiście z całą sytuacją nie ma nic wspólnego okoliczność, że europejskim partnerem Pfizera jest niemiecki BioNTech, który również obłowi się na unijnym kontrakcie, przewodniczącą Komisji Europejskiej jest prominentna niemiecka polityk, Niemcy zaś otwarcie zmierzają do hegemonii w projektowanym europejskim superpaństwie… Podobnie nie ma z tym związku to, że niemiecki rząd wyasygnował na badania nad szczepionką 750 mln euro, z czego 375 mln euro (ok. 450 mln dolarów) przypadło BioNTech i dobrze byłoby, gdyby te pieniądze via budżet Unii Europejskiej wróciły do Niemiec z możliwie jak największym zyskiem. Tak twierdzić mogą jedynie oszołomy i foliarze, nieprawdaż?

No dobrze, ironia na bok. Jest to kolejna lekcja pokazująca naiwnym euroentuzjastom, że Unia jest polem bezwzględnej walki o narodowe interesy, w której wygrywają najsilniejsi, i stan pandemicznego zagrożenia (zostawiając chwilowo na boku rozmaite wątpliwości zgłaszane przez sceptyków) jest po prostu kolejną okazją do zarobku. Gdyby Komisja Europejska kierowała się interesem wspólnotowym, to naciskałaby na obniżenie cen szczepionek i zapewnienie możliwie szerokiej konkurencji. Linie produkcyjne są rozgrzane, nie ma już mowy o zatorach w dostawach i opóźnieniach, zamówienie jest gigantyczne – zatem teoretycznie zaistniały wszelkie rynkowe warunki ku temu, by szczepionki, zamiast drożeć, taniały. Nawiasem, zgłoszone przez UE zapotrzebowanie pokazuje, że pandemia to zbyt dobry geszeft, by go ot tak, po roku zamykać. Spójrzmy jeszcze raz na liczby: 1,8 mld dawek od samego Pfizera wystarczy na dwukrotne pełne „wyszczepienie” (dwa razy po dwie dawki) całej populacji Unii Europejskiej, liczącej sobie niespełna 450 mln mieszkańców – i to od niemowlęcia do starca. Horyzont czasowy (2023 r.) oznacza zaś, że „pandemia” planowana jest wstępnie co najmniej na dwa kolejne lata – a zakładając optymistycznie, że lobbing koncernów farmaceutycznych nie obejmie noworodków i najmłodszych dzieci, najprawdopodobniej na jeszcze dłużej. Tak więc pożegnajmy się z mrzonkami o „ostatniej prostej” i „powrocie do normalności”.

Jak świetnym interesem jest pandemia, pokazują wyniki finansowe Pfizera, który zdążył zarobić na swojej szczepionce 7,84 mld dolarów – i to już po podzieleniu się zyskami z BioNTechem. Przewidywania koncernu są jeszcze bardziej wypasione – do końca roku z samej szczepionki ma osiągnąć zysk w wysokości 33,5 mld dolarów. Natomiast dzięki kontraktowi z UE i wyższej cenie swojego produktu tylko w Europie zgarnie, jak łatwo policzyć, 41 mld 652 mln dolarów. Istne Eldorado – w przeszłości nie udawało się z różnymi „ptasimi” i „świńskimi” grypami, aż w końcu trafili na pole z napisem „COVID-19”. Bingo!

Ta fabryka pieniędzy jest tym bardziej atrakcyjna, że jest to kasa nieopodatkowana. Ze śledztwa portalu „Follow the Money” dowiedzieliśmy się, iż wspomniany Pfizer nie płaci od swych miliardowych obrotów żadnych podatków w Europie, wykorzystując przychylność holenderskiego systemu podatkowego, dzięki któremu poprzez zarejestrowaną w Niderlandach spółkę CP Pharmaceuticals International CV wyprowadza swoje zyski poza obszar UE. Polecam tu łaskawej pamięci mój felieton sprzed kilku miesięcy pt. „Holandia – małe, złodziejskie państewko”, w którym opisałem pokrótce mechanizm holenderskiego raju podatkowego. Radosna „optymalizacja” Pfizera za pomocą spółki-krzak idealnie wpasowuje się w ten model.

Przy takiej skali zysków, dla Big Pharmy (bo wszak Pfizer nie jest jedyny) nie stanowi żadnego problemu kupienie sobie mediów, by nakręcały zbiorową histerię – a już przed pandemią przemysł farmaceutyczny należał do największych reklamodawców. Podobnie jak nie stanowi problemu kupienie środowiska medycznego – od szeregowych lekarzy po czołowe osobistości i autorytety z profesorskimi tytułami. Nie stanowi też problemu kupienie rządów, instytucji i organizacji międzynarodowych, czego wspomniany na wstępie kontrakt z KE jest najlepszym przykładem. Szykujmy się zatem na kolejne „fale” koronawirusa, „mutacje” opatrzone literkami greckiego alfabetu (na razie dotarliśmy zaledwie do Delty), postępujący przymus szczepień oraz trzecie, czwarte, a jak będzie trzeba to i piąte „dawki przypominające” – przecież towar nie może stygnąć w magazynach. Bo ten biznes będzie się kręcił tak długo, aż ci, którzy w niego zainwestowali i mają zarobić, zaczną, pardon, rzygać złotem.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze