Polski biznesmen stworzył światowego giganta w produkcji obrabiarek, chociaż nie wziął nigdy kredytu.
Przemysław Kimla jest jednym z najmłodszych polskich miliarderów (ma 49 lat – urodził się w 1973 r.). Dopiero niedawno wartość jego firmy pozwoliła mu awansować do elitarnego klubu bogaczy. Dorobił się na obrabiarkach/wycinarkach CNC (skrót od Computerized Numerical Control – komputerowe sterowanie urządzeń). Chodzi np. o urządzenia służące do wycinania dowolnych kształtów z blach lub ich obrabiania przy pomocy wbudowanych komputerów, a także na laserach. W tej branży jest już legendą. Pracuje dla największych firm w Niemczech, Wielkiej Brytanii i USA. Dzięki opracowanej przez siebie technologii projekt do wycięcia powstaje w kilka minut zamiast w kilka godzin. – Jesteśmy największą firmą w Polsce i Europie produkującą wycinarki. I co ważne, jest to firma zbudowana od zera – przekonuje w wywiadach Kimla. Szczyci się też tym, że nigdy nie wziął kredytu. Sprzedał już maszyny do 35 państw. Wśród nabywców jego laserów jest m.in. słynna Tesla (producent futurystycznych aut elektrycznych) należąca do najbogatszego człowieka świata Elona Muska. Bez laserów nie powstanie już dziś żaden samochód, o sprzęcie AGD nie wspominając. Maszyny kupują u niego tacy niemieccy giganci jak Volkswagen, Bosch, Siemens czy południowokoreański LG.
Sekretem jest zmiana
Branża CNC jest bardzo „konserwatywna” w złym tego słowa znaczenia. Od dekad produkcja i programowanie działania maszyn wyglądało tak samo. Jakby branża nie zauważała rewolucji, jaka dokonała się dookoła w informatyce, miniaturyzacji i efektywności. Sprzęt CNC to po prostu maszyny do obrabiania, wycinania sterowane przy pomocy wbudowanego komputera. 99 proc. sprzętu, który jest w użyciu obecnie, nie zbiera i nie dostarcza żadnych danych do analizy. Dzieje się tak dlatego, że zostały zaprojektowane prawie pół wieku temu i poza lepszymi monitorami i wygodniejszą obsługą, wiele się nie zmieniły. Maszyny są programowane kodem, który został opracowany do zapisu na papierowych taśmach. I chociaż dziś zastępują te taśmy pendrive czy przesył danych, to format ich pozostał taki sam, jak pół wieku temu. Zakłada on przesłania informacji do narzędzia, ale już nie przesyłanie informacji zwrotnej do operatora.
Maszyny CNC działają według następującego schematu. Najpierw konstruktor projektuje w jednym systemie (tzw. CAD), następnie technolog przygotowuje ścieżkę w drugim systemie (tzw. CAM) i dopiero wtedy operator maszyny otrzymuje kod wygenerowany przez technologa, który pozwala na rozpoczęcie pracy. Często jest tak, że działanie trwa kilka minut, ale przygotowanie kodu – kilka godzin. – Pierwsi stworzyliśmy system sterowania, który ma wbudowane wszystkie funkcje niezbędne do uruchomienia obróbki bezpośrednio na maszynie – tłumaczy sukces swojej firmy Przemysław Kimla. Jego zdaniem prawdziwa rewolucja dopiero nadchodzi. To coś, co dzisiaj jest nazywane Industry 4.0 (Przemysł 4.0). Na razie to hasło, bo nawet jeśli firmy kupują maszyny z takimi naklejkami, to nic z tym nie robią. Inaczej mówiąc, nie wykorzystują w żaden sposób danych, które maszyny zbierają podczas pracy. Zdaniem Kimli, robi to może 1 firma na 100. – Dlatego poczekamy jeszcze co najmniej 10–15 lat, gdy liczba maszyn mających takie możliwości będzie na tyle istotna, że firmy zaczną się zastanawiać nad przetwarzaniem i wykorzystaniem tych danych – mówi Kimla .
Z lutownicą na rękach taty
Założyciel i właściciel Kimli, urodzony i wychowany w Częstochowie, wspomina, że od dziecka ciągnęło go do techniki, a lutownicę pierwszy raz trzymał w rękach „na kolanach taty”. Jako młody człowiek miał epizod ze stworzeniem stacji radiowej, nielegalnie działającej. – To było bodajże w przedostatniej klasie liceum, jak zacząłem; potem były pierwsze lata studiów – wspominał Kimla w jednym z wywiadów. Radio nazywało się Marconi. – Przeczytałem w pewnym momencie, że radio wynalazł Marconi i pierwsze co mi przyszło do głowy, to wybrałem – niech tak się radio nazywa – opowiadał Kimla. Początkowo nadawał w bloku mieszkalnym. – Taki przełom, kiedy sobie uświadomiliśmy, że tego, co my mówimy i co nadajemy, ludzie słuchają, to był moment, kiedy ja – zupełnie nie wiem z jakiego powodu – strzeliłem na antenie: „Słuchajcie ludzie, taki pomysł jest, ładna pogoda, godzina dwunasta w nocy, w miarę ciepło, przyjemnie, może zrobimy imprezę na placu Biegańskiego” – wspominał Kimla. – My przyjeżdżamy na ten plac, a tam tłum ludzi jest… w środku tygodnia o dwunastej w nocy – opowiada. Sytuacją zdziwione były służby porządkowe. – Policja nie wiedziała, co się dzieje, nie wiedzieli, jak zareagować, więc przyjechało kilka radiowozów, ale widać, że im się też udzieliło, bo pootwierane drzwi szeroko w tych radiowozach, radio puszczone na maksa – oczywiście nasze – więc wszyscy się bawili – opowiadał Kimla. – Nie wiem, ile tych ludzi było, trudno powiedzieć, ale to mogło być kilka tysięcy osób – dodaje.
Po rozstaniu ze wspólnikiem w 1993 r. założył Radio One. Ta przygoda przysporzyła Kimli więcej kłopotów niż pieniędzy, ale była też nauką o biznesie i organizacjach w praktyce.
W 1998 roku, tuż po zakończeniu studiów, założył firmę zajmującą się budową maszyn. Specjalizuje się w projektowaniu i tworzeniu obrabiarek/wycinarek CNC i laserów dla fabryk.
Dziś swoją pracę taktuje jako hobby. – Pieniędzy w życiu już się nazarabiałem, teraz się bawię. To dla mnie frajda, pasja. Buduję fabrykę, bo lubię to robić. Podobnie jak lubię stworzyć dobry laser, frezarkę czy ploter – mówił w wywiadzie Przemysław Kimla. Jego zdaniem to właśnie w czerpaniu radości z tego, co się robi, jest klucz do sukcesu. – Nie da się być tylko wynalazcą albo tylko przedsiębiorcą. Aby być wynalazcą, trzeba mieć środki, żeby mieć środki, trzeba być przedsiębiorcą. Koło się zamyka – podsumowuje Kimla.
Kimla ma też zasadę: walczy jakością produktów, ale już nie ceną. Fakt, że większość produkowanych urządzeni tworzy samodzielnie, bez udziału podwykonawców, okazał się kluczowy w czasie epidemii koronowirusa. – Taka strategia chroni nas przed kompromisami, na które trzeba pójść, kiedy poszczególne części nie pasują idealnie do zapotrzebowania i ograniczają parametry urządzeń, a przez to obniżają jakość końcowego produktu. Jesteśmy w tym wyjątkowi na skalę światową – chwalił się w jednej z rozmów Kimla.
Fakt, że firma tworzy swój sprzęt, daje też unikalne kompetencje kadrze pracowniczej, którą Kimla uważa za jeden ze swoich największych atutów. – Firmy, które chcą konkurować na rynku światowym, stawiając na innowacyjność, powinny dbać o swoją kadrę. Tworzenie skomplikowanych urządzeń czy technologii to długotrwały proces, który może się powieść wyłącznie z grupą osób naprawdę zaangażowanych. Nasze najlepsze rozwiązania tworzą pasjonaci, którzy potrafią przez wiele lat skupić się nad danym zagadnieniem – twierdzi Kimla. Jego zdaniem niskie ceny nie są kluczem do odniesienia sukcesu w biznesie. Kluczem jest dobry produkt.