Czy amerykańscy politycy uderzą w monopole Amazon, Google (firma Alphabet), Apple, Meta (Facebook)? W amerykańskim parlamencie trwa wielkie starcie lobbystów.
W amerykańskim parlamencie (Senat i Izba Reprezentantów) trwają prace nad ustawą, która ma ograniczyć możliwości wykorzystywania monopolistycznej pozycji przez takie firmy jak Amazon, Google (firma Alphabet), Apple, Meta (Facebook). Chodzi o to, aby nie mogły one faworyzować w wyszukiwarkach swoich firm lub tych, z którymi robią interesy. – Jestem przekonany, że gdy ludzie zobaczą, ile ich to kosztuje, to ustawa ta przejdzie – twierdzi David Cicilline, przewodniczący z podkomisji antymonopolowej Izby Reprezentantów. W skrócie, wykorzystując swoją pozycję, te firmy proponują użytkownikom zakup towarów droższych, gorszej jakości, często też zwyczajnych podróbek i promują to, korzystając z własnej marketingowej siły. Pozwala im to nabić w przysłowiową butelką ok. 80 proc. konsumentów. W wypadku Apple jest też kwestia ogromnego kosztu, jaki pobiera firma za sprzedaż produktu w swoim sklepie. Liczy sobie on np. 35 proc. wpływów ze sprzedaży jakiejś aplikacji tylko za sam fakt nabycia jej za pośrednictwem sklepu Apple. Lobbyści toczą najostrzejszą walkę od prawie czterech dekad, gdy na początku lat 80. walczono z monopolem AT&T, największym operatorem telefonicznym w USA. To właśnie zniszczenie tego monopolu otworzyło drogę rewolucji technologicznej w dostępie do internetu i telefonii komórkowej. Monopole bowiem hamują wzrost innowacji i postęp technologiczny. Zajmują się tylko niszczeniem konkurencji w zarodku, zanim stanie się dla nich groźna.
Jak się bronią monopoliści
Próba wprowadzenia takiego prawa, które zabraniałoby Amazon, Google (firma Alphabet), Apple, Meta (Facebook) dokonywania kolejnych przejęć i posiadania firm, które konkurują z ich klientami, to główne przesłanie prawa, którego przegłosowanie jest planowane od lat. Teraz jednak jest już naprawdę blisko. Lobbyści monopolistów grają jednak na czas, licząc, że zwolennicy konkurencji stracą w nadchodzących jesiennych wyborach i nie będą mieli już większości.
Demokraci, którzy obecnie dominują w obu izbach i Republikanie zgadzają się co do obrony (i ochrony!) konkurencji, ale różnią się co do akceptowanych form działania. Lobbyści chroniący monopolistów liczą na wsparcie Republikanów, którzy mogą zwiększyć swoje wpływy po wyborach.
Na przykład Apple i Amazon bardzo często widząc, że jakiś produkt odniósł sukces w ich sieci sprzedaży, tworzą mu konkurencję, czasem wręcz wprost jest to „zrzynka” i wykorzystując swoją pozycję jako platformy sprzedażowej (możliwość promowania produktów), niszczą dotychczasowych liderów sprzedaży. Sprawia to, że wiele firm nie decyduje się na sprzedaż swoich produktów masowo przez te platformy, bo obawia się, że gigant dostrzeże potencjał w ich produkcie i zwyczajnie ich rozdepcze.
Amerykańscy deregulatorzy chcieliby oprzeć się na europejskim modelu ochrony konkurencji. To oczywiście wywołuje sprzeciw. Monopoliści opłacają ekspertów, którzy przekonują, że to właśnie dominacja Amazona, Appla czy Googla jest stymulatorem
innowacji.
– Przyjęcie europejskiego modelu regulacyjnego utrudniłoby amerykańskim firmom technologicznym wprowadzanie innowacji i konkurowanie zarówno tutaj, jak i na całym świecie – broni monopolistów Geoffrey Manne, prezes i założyciel Międzynarodowego Centrum Prawa i Ekonomii. Ów think tank był, a jakże, w przeszłości finansowany przez Google.
Adam Kovacevich, dyrektor generalny centrolewicowej grupy adwokatów Chamber of Progress, finansowanej, a jakże, przez Amazon, Facebook i Google, opublikował tekst, w którym przekonywał, że konsumenci stracą na kilkunastu popularnych funkcjach, jeśli nie pozwoli się gigantom na niszczenie ich klientów.
Zgodnie bowiem z tymi propozycjami demonopolizującymi (tak argumentował Kovacevich) Amazon nie byłby w stanie zaoferować bezpłatnej wysyłki dla niektórych produktów, a Google nie mógłby dostarczać użytkownikom najpopularniejszych wyników dla firm w ich obszarach z powodu przepisów o ochronie uczciwej konkurencji. Twierdzą też (nieprawdziwie), że nawet aplikacja pozwalająca znaleźć swój sprzęt Appla nie będzie mogła być używana, bo powstała jako produkt zainspirowany podobnymi aplikacjami. Facebook (Meta) będzie musiała zaprzestać też „wygodnego dla użytkowników” koordynowania wpisów z Instagramem, który też należy do tej firmy.
Big tech stał się za duży
Te ustawy to krok w dobrym kierunku, ale mały. Generalnie tylko te cztery firmy (pominiętym w tych ustawach jest Microsoft, dostawa systemu operacyjnego Windows) zaczynają dominować nie tylko w życiu zwykłych ludzi w Stanach Zjednoczonych, ale na całym świecie.
Pomysł, że tak wielka władza skupiona w jednej firmie będzie wykorzystywana dla dobra klientów, jest naiwny i głupi. Firmy mające taki status będą pilnować swoich dochodów, zwalczać innowacje. Często właśnie innowacyjne pomysły redukują dotychczasowe źródła dochodów. Mówiąc obrazowo: rewolucja telefonii komórkowej raczej nie spodobała się producentom kabli telefonicznych.
W ciągu ostatnich kilku lat firmy te stały się większe i silniejsze, a ich decyzje biznesowe miały większy wpływ na nasze codzienne życie i społeczeństwo. Nie chodzi tylko o rzeczy, które kupujemy, a także od kogo (i za ile!) je kupujemy, ale też o to, jakie wiadomości i opinie czytamy. A to oni decydują i te decyzje mają konkretne polityczne skutki. To, co kiedyś uważano za ekscytujące i innowacyjne produkty, które poprawiały nasze życie, stało się dla niektórych złem koniecznym, gdy nie ma już wielu konkurentów.
Pocieszające jest to, że obie największe amerykańskie partie zgadzają się co do konieczności rozbijania monopoli. Szczególnie że te monopole mają wpływ nie tylko na życie Amerykanów, ale wszystkich ludzi na całym świecie.
Niepokojące jest to, że Microsoft uniknął postawienia pod pręgierzem przez ustawodawców. Ostatni raz amerykański rząd uderzył w firmę Billa Gatesa w 1998 roku, gdy oskarżył ją o stosowanie niedozwolonych praktyk monopolistycznych.
Monopole są złe, ale podzielenie monopoli, aby jako mniejsze firmy konkurowały ze sobą, też nie jest takim prostym rozwiązaniem. Dodatkowo Amerykanie, mówiąc cynicznie, nie mają nic przeciwko temu, że ich firmy jak Amazon, Google czy Apple demolują portfele klientów zagranicznych. Nie podoba im się to, że to samo robią z amerykańskimi.
To, co jest proponowane w amerykańskim prawie, wydaje się rozsądnym kompromisem między demolką wielkich czempionów a zatrzymaniem ich wzrastającej monopolistycznej siły. Chodzi o to, aby platformy, które mają 50 milionów użytkowników miesięcznie, a ich wartość przekracza 600 miliardów dolarów, nie mogły zakładać firm i prowadzić interesów wymierzonych w swoich partnerów biznesowych, którzy wykorzystują ich platformę. Obecnie zarówno Amazon, jak i Apple, które prowadzą własne platformy odpowiednio dla sprzedawców i programistów, niszczą konkurencję, tworząc produkty (rzeczy codziennego użytku czy aplikacje), których powstanie poprzedził sukces sprzedażowy ich partnerów. Krótko mówiąc, traktują swoich partnerów biznesowych jako dostarczycieli pomysłów, a następnie wykorzystując swoją siłę sprzedażowo-promocyjną, niszczą ich. To najbardziej brutalny przykład monopolu. W efekcie duża część ułatwiających życie innowacji nie wchodzi do masowej sprzedaży, bo ich właściciele obawiają się, że produkt odniesie sukces i duży gracz jak Amazon czy Apple wejdzie na ten rynek i ich „rozjedzie”.