Termin „sztuczna inteligencja” od wielu tygodni odmieniany jest przez wszystkie przypadki. Określenie zdecydowanie na wyrost, bo chodzi po prostu o udoskonalenie algorytmów wyszukiwania. Niemniej entuzjazm udzielił się nie tylko użytkownikom, ale również inwestorom giełdowym. Historia uczy, że im większe nadzieje, tym boleśniejsze może być rozczarowanie.
Notowania spółek, zajmujących się projektami w rodzaju ChatGPT na giełdzie nowojorskiej wystrzeliły – nawet o kilkaset procent. Również na warszawskiej giełdzie wzrosło zainteresowanie spółkami zajmującymi się nowymi technologiami, zwłaszcza projektami służącymi do analizy danych.
Wspierać polskie innowacyjne przedsięwzięcia – rzecz bezdyskusyjna i bezcenna. Ważne tylko, aby w pogoni za szybkimi zyskami nie stracić z oczu faktu, że podobne projekty wymagają czasu i wsparcia, a nie tylko gorączkowego zainteresowania inwestorów.
Analitycy ostrzegają bowiem, że grozi nam „bańka sztucznej inteligencji”, podobna do wielu innych projektów w ostatnich dwudziestu latach. Kto dzisiaj jeszcze pamięta wielkie nadzieje, jakie budziła w Polsce – i nie tylko w Polsce – możliwość pozyskiwania gazu z łupków? Mieliśmy być łupkową potęgą, uniezależnioną od gazu z Rosji. Skończyło się na nadziejach, bowiem owszem, gaz jest, i wiadomo o tym od kilkudziesięciu lat, ale istniejące technologie powodują, że koszt eksploatacji złóż byłby absurdalnie wysoki. Od rosyjskiego gazu w końcu się uniezależniliśmy, ale dzięki Baltic Pipe i norweskim złożom, a nie mitycznym złożom gazu łupkowego.
Cofnijmy się dalej w przeszłość: koniec ubiegłego wieku i „dotcomowe szaleństwo” na światowych giełdach. Inwestorzy mało wiedzieli o internecie, ale podmioty z nazwą „.com” przyciągały miliony dolarów. Wystarczyło dobrze się zaprezentować – jako kreatywny startup. Owszem, Google czy Amazon odniosły sukces, ale rok 2000 przyniósł załamanie notowań i zniknięcie z rynku wielu „obiecujących” projektów. Tę bessę odczuła również polska giełda.
Jaki z tego wniosek? Na dłuższą metę przetrwają nie te projekty, o których jest głośno i które mają dobry PR, lecz te, które zdołają pokazać, iż mają przed sobą obiecujące perspektywy. Mam nadzieję, że skorzystają na tym polskie innowacyjne przedsięwzięcia, które – dzięki zastrzykowi pieniędzy – rozwiną skrzydła. Cała sztuka, by fundusze od inwestorów trafiły do nich, a nie do spekulacyjnych baniek. A zainteresowanie analitycznymi projektami powinno być wykorzystane do promowania polskiej innowacyjności – nie tylko werbalne, jak to zwykli czynić decydenci, ale w formie konkretnych programów wsparcia. Polskie startupy mają duży problem z przebiciem się w gąszczu europejskiej konkurencji. Pomóżmy im w tym! Źródło: NaTemat.pl