GUS podał nowe dane dot. inflacji. Co z nich wynika? Jak długo jeszcze będziemy musieli zmagać się z inflacją? Prof. Paweł Wojciechowski rozmawia z Alicją Defratyką.
Czy możemy się czuć spokojni, bo inflacja się obniża?
Jeszcze nie. Oczywiście cieszy to, że inflacja zaczyna spadać. Natomiast to wcale nie znaczy, że ceny spadają. Ceny dalej rosną, są wyższe o 13 proc. w stosunku do maja ubiegłego roku, czyli mamy cały czas drożej. Więc jeszcze nie ma się z czego tak naprawdę cieszyć. Zmierzamy faktycznie w kierunku inflacji jednocyfrowej. Ale wysoka inflacja zostanie z nami na bardzo długi czas. Nawet prognozy NBP mówią, że nie zejdziemy do celu inflacyjnego nawet jeszcze w 2025 r. Mówię o celu 2,5 proc. Według różnych prognoz możemy to zrobić dopiero w 2027 i to przy założeniu, że nie będą zmieniane stopy procentowe i nie wydarzy się nic szczególnego po drodze. A jak wiemy, jeszcze się może bardzo dużo wydarzyć.
Może się sporo wydarzyć. Tymczasem inflacja bazowa, ten komponent krajowy, w dalszym ciągu jest bardzo wysoki. W ubiegłym miesiącu wyniósł aż 12,2 proc. rok do roku, co świadczy o tym, że ta inflacja nie bierze się za bardzo już z zewnątrz, ale jest naszą krajową inflacją, za którą odpowiada rząd i Narodowy Bank Polski.
Zgadza się. Ale ludzie nie za bardzo to jeszcze rozumieją. Inflacja bazowa wytrąca rządowi i NBP pałeczkę z rąk, kiedy mówią, że za obecną sytuację odpowiada wojna, Putin i covid. Inflacja bazowa, to inflacja bez cen żywności i bez cen energii, czyli bez tych komponentów zewnętrznych, o których mówią, że one mają główny wpływ na inflację. Inflacja bazowa jest bardzo niebezpieczna.
Mieszkańcy Warszawy dalej widzą piękny baner na gmachu Narodowego Banku Polskiego o tym, że właśnie te dwie przyczyny, putinflacja i pandemia… A ci, co twierdzą inaczej, ulegają narracji Kremla. Pojawiły się tzw. glapobusy, autobusy, które również sieją taką propagandę. Czemu to ma służyć?
Widać, że NBP jest mocno zaangażowany politycznie – głównie jego prezes, mimo że powinien być całkowicie apolityczny. To, co robi prezes Glapiński, jasno pokazuje, że jest po stronie partii rządzącej i realizuje ich politykę. I o tym właśnie świadczą owe banery i „glapobusy”. To niebezpieczne, bo zaczęły pojawiać się komentarze, że ci, którzy uważają, że jest inaczej, czyli że to nie Putin i nie covid odpowiadają za inflację – powielają narrację Kremla. Czy w takim razie ja (w kontekście lex Tusk), uważając, że to nie wojna dzisiaj jest głównym winowajcą inflacji, tylko są nim czynniki wewnętrzne, też mogę być oskarżona o realizację polityki Kremla?
Można zostać gwiazdą na komisji, która będzie badała wpływy rosyjskie. Tureccy ekonomiści również musieli się tłumaczyć, kiedy przy kilkudziesięcioprocentowej inflacji mieli odmienne – niż niestandardowa polityka monetarna banku centralnego Turcji – zdanie. Tymczasem Narodowy Bank Polski recenzuje obietnice wyborcze zarówno PiS-u, jak i Platformy Obywatelskiej: te pierwsze nie są inflacjogenne, drugie już tak.
Brakuje słów, żeby to wszystko opisać. Bo przypominam, że PiS rządzi ósmy rok. I to PiS napompował wydatki. Nie będę broniła 500+, bo jako ekonomistka wiem, że w momencie wysokiej inflacji absolutnie nie wolno tego podnosić. W samym ubiegłym roku w postaci różnych dodatków, świadczeń i tarcz w gospodarkę wpompowano ok. 140 mld zł. Nie wyobrażam sobie, żeby Jerome Powell włączył się w kampanię podobną tej prowadzonej przez NBP i krytykowały oponentów.
Pan prezes Glapiński nigdy nie komentował, co robi rząd, poza oczywiście pochwałami całej polityki rządowej. Nie dokonywał obliczeń wpływu polityki rządu na inflację. Pojawiły się w wyniku rywalizacji wokół 800 plus: od 1 czerwca na Dzień Dziecka czy od stycznia przyszłego roku. Wpisuje się to w cykl polityczny, a jednocześnie sama istota prowadzenia komunikacji przez pana prezesa Glapińskiego sprowadza się do czarowania rzeczywistości i niekonsekwencji. Jeszcze kilka tygodni temu mówił, że nie skończyliśmy cyklu podwyżek, być może będą podwyżki. Teraz członkowie Rady Polityki Pieniężnej mówią, że może będą obniżki, bo sytuacja jest tak fantastyczna. Mamy inflację grubo powyżej celu inflacyjnego, a tu się mówi o obniżkach stóp procentowych?
Sama ta komunikacja może spowodować wiele złego. Ekonomiści (ja też należę do tego grona) krytykowali zbyt późne podnoszenie stóp procentowych. Ale w dużej mierze krytykowaliśmy komunikację. Bo od tego, jak prowadzi się komunikację, też można wpłynąć na oczekiwania inflacyjne. A prezes Glapiński robi to w sposób straszny: słynne, że nie grozi nam podnoszenie stóp procentowych, że to byłoby szkolnym błędem…
… że inflacja będzie 6 albo 9, albo 12 proc. To zależy…
Zaczyna straszyć euro i że ten Brexit wcale nie był taki zły. Uważam, że Rada Polityki Pieniężnej będzie chciała obniżyć stopy procentowe, ponieważ będzie się chciał wpisać w kampanię wyborczą. Powiedzą, że mamy co prawda ponad 10-proc. inflację, to wszystko się dobrze kręci. Nie. Absolutnie nie powinien tego robić. To trochę tak jak u chorego, który ma dobrze dobrany antybiotyk i zaczyna on działać po dwóch – trzech dniach. Ktoś może przestać go przyjmować, bo poczuje się lepiej, mimo że lek jest przepisany na kilka dni, ale jego nagłe przerwanie spowoduje powrót choroby ze zdwojoną siłą. I to samo może być właśnie w Polsce. Jeżeli stopy procentowe zostaną za wcześnie obniżone, w momencie wysokiej inflacji – to po czasie ona wróci i utrwali się.
W cyklu wyborczym będą wydatki. Wiemy, że będzie ożywienie gospodarcze. To wszystko nakręca inflację. Mamy ja powyżej 10 proc., ale żeby skryć rzeczywistość i pokazać, ja jest wspaniale w gospodarce, nagle nastąpi na przykład redukcja stóp procentowych o 25 punktów bazowych, żeby zrobić efekt demonstracji. Ale to tylko utrwali oczekiwania inflacyjne na kolejne lata. Czyli inflacja będzie długotrwała i wyczerpująca dla wszystkich obywateli.
I pojawia się wobec tego narracja, że trzeba ulżyć osobom, które mają kredyty. Ale wysoka inflacja oddziałuje na każdego. Na biedniejszych jeszcze bardziej. Umówmy się, osoba, która ma kredyt mieszkaniowy, ma zdolność kredytową, to też osoba, której sytuacja finansowa pozwoliła na ten kredyt. W 2022 roku liczba osób żyjących w skrajnym ubóstwie wzrosła o prawie 860 tysięcy, do niemal 2,5 miliona osób, do poziomu z 2015 roku. Mimo setek miliardów wpompowywanych w gospodarkę.
Przede wszystkim za sprawą inflacji.
A pan premier mówi, że za Platformy nie było takiej waloryzacji rent i emerytur. Otóż nie było, bo nie było takiej inflacji. Czyli, jeżeli inflacja wyniesie jakieś 30, 50 proc. i wtedy waloryzacja siłą rzeczy też będzie musiała tyle wynieść, bo jest uzależniona od inflacji, to premier nadal będzie mówił, że nie było wcześniej takiej waloryzacji, jak za Donalda Tuska?
Opracowała Beata Tomczyk.
Więcej na www.fmc27news.com
ALICJA DEFRATYKA – ekonomistka. Specjalizuje się w tematyce społeczno-ekonomicznej, zwłaszcza w zagadnieniach związanych z rozwojem społeczeństwa obywatelskiego, podnoszeniem wiedzy i świadomości społeczno-ekonomicznej Polaków. Prowadzi autorski projekt edukacyjny ciekaweliczby.pl.
Paweł Wojciechowski – ekonomista, były minister finansów i podsekretarz stanu w MSZ, ambasador Polski przy OECD, prezes kilku firm rynku finansowego, w tym PTE Allianz Polska S.A. Pracuje w londyńskiej firmie konsultingowej Whiteshield. Jest przewodniczącym Rady Programowej Instytutu Finansów.