Jest niewiele takich spraw w Polsce, co do których występuje prawie powszechna zgoda. Jest to identyfikacja najważniejszych zewnętrznych zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa oraz konieczność poniesienia zwiększonych ciężarów, by tym zagrożeniom sprostać. Natomiast zgoda się kończy, gdy zaczynamy dyskutować o skali, czasie i rozmiarze zagrożenia oraz wielkości dodatkowych obciążeń dla państwa i społeczeństwa.
Andrzej Derlatka
twórca Agencji Wywiadu i ambasador RP w Seulu
Zagrożenie dla Polski ze strony Rosji jest dostrzegane nie tylko u nas, ale stało się wyzwaniem dla USA i NATO, o czym przypomniał 19 października bieżącego roku prezydent Biden. Zapowiedział po raz kolejny, że NATO będzie bronić „każdego centymetra” polskiej i natowskiej ziemi oraz przygotowuje odpowiedź na rosyjskie zagrożenie. Na szczycie w Wilnie zaplanowano dodatkowe siły i środki szybkiej odpowiedzi w liczbie 300 tys. żołnierzy z odpowiednim sprzętem. Podzielono europejski teatr działań wojennych na trzy obszary planowania obronnego: Północny i Arktyczny, Centralny obejmujący Europę Środkową oraz Południowy wokół mórz Czarnego i Śródziemnego, ale przede wszystkim opracowano szczegółowe plany obronne i harmonogramy oraz przyporządkowania konkretnych jednostek wojskowych państw sojuszu do działań w konkretnym miejscu. Plany, co zrozumiałe, są niejawne.
Ustępujący rząd Zjednoczonej Prawicy dostrzegł na krótko przed inwazją Rosji na Ukrainę w 2020 r. to realne zagrożenie. Po sześciu latach marazmu i osłabiania polskiej obronności przez czystki kadrowe na najwyższych szczeblach dowódczych, zrywanie kontraktów zakupowych uzbrojenia i anulowanie planów modernizacji poprzedniego rządu, „homeopatyczne” i śladowe zakupy nowoczesnych broni, brak wizji rozwoju armii oraz traktowanie przemysłu obronnego jako dochodowego łupu przez różne koterie PiS etc., a zwłaszcza po manewrach „Zima 2020”, rząd uświadomił sobie rozmiar katastrofy oraz konieczność pilnych reform całego systemu obronnego. Wczytał się w końcu w art. 3 Traktatu Waszyngtońskiego o utworzeniu NATO, który zobowiązuje wszystkie państwa sojuszu do samodzielnego dbania o swoją obronność, przed zobowiązaniem do wzajemnej obrony. Mówiąc inaczej, liczenie na pomoc sojuszników ma sens, o ile sami jesteśmy zdolni do obrony. A nie jesteśmy.
W jakimś odruchu patriotycznego poczucia jedności, trwającym niestety bardzo krótko, prezes PiS Kaczyński i prezydent Duda zwrócili się do opozycji o współpracę i wsparcie koniecznych działań naprawczych. Zapraszano opozycję na posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego, na których w trybie niejawnym przedstawiano rzetelną ocenę stanu zagrożenia oraz projekty reform. Opozycja wsparła rząd. Współpracowała przy opracowywaniu naprędce koniecznych zmian, które ma regulować ustawa o obronie ojczyzny, uchwalona po rosyjskiej napaści na Ukrainę, 11 marca 2022 r. To się jednak zmieniło. Zbliżała się kampania wyborcza i rządzący obóz Zjednoczonej Prawicy postanowił podzielić się z poprzednimi rządami odpowiedzialnością za doprowadzenie do kryzysu armii i całego systemu obronnego państwa. Zamrożono funkcjonowanie Sejmowej Komisji Obrony Narodowej, z którą przestano się konsultować w kluczowych kwestiach, a nawet informować o ważnych sprawach. Symbolicznym szczytem tego absurdu było ostentacyjne zbojkotowanie przez urzędującego ministra obrony wezwania na Komisję.
Sprawa ograniczenia liczebności sił zbrojnych (w wyniku m.in. zarządzonego przy powszechnej politycznej zgodzie w 2009 r. odejścia od przymusowego poboru) i likwidacji jednostek wojskowych na wschodzie Polski przez rząd PO/PSL stała się kluczowym lejtmotywem kampanii. Z braku oczekiwanej reakcji wyborców urzędujący minister obrony posunął się nawet do skandalicznego ujawnienia fragmentów (jednej z 4 opcji) najtajniejszego dokumentu MON – Polityczno-Strategicznej Dyrektywy Obronnej Rzeczypospolitej Polskiej z 2011 r. forsując tezę „zdrady narodowej” – planowania oddania połowy kraju agresorowi i „obrony na linii Wisły”.
Wybór polityki obronnej nowego rządu
Zwycięska w wyborach opozycja przystąpiła właśnie do formułowania programu dla wspólnego rządu, w tym polityki obronnej. Dotychczasowe wypowiedzi opozycyjnych ekspertów i polityków mały ostry charakter wyborczy i były polemiczno reaktywne na kampanijne ataki. Przedstawili oni zaciekłą krytykę polityki obronnej rządu na zainicjowanej przez byłych prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego konferencji „Bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO – rola Polski” we wrześniu 2022 r. Do tego doszły liczne ostre wypowiedzi w kampanii wyborczej postulujące „zerwanie kontraktów zagranicznych, ograniczenie planów zakupowych i wzrostu armii” etc. W ich wyniku pojawiło się powszechne zaniepokojenie w szeregach kadry dowódczej armii, co stwarza bardzo niekorzystną sytuację dla nowej koalicji rządowej. Niedawno zareagował na to były minister obrony w rządzie PO/PSL Tomasz Siemoniak, zapewniając, że będzie przeprowadzony tylko audyt, tak jak w innych obszarach polityki wydatkowej rządu PiS i nic nie jest postanowione.
Odpowiadając opozycji na zarzuty o woluntaryzm, chaos i brak koncepcji wzmacniania obronności, szef Agencji Uzbrojenia MON gen. Kuptel zapewnił, że wszelkie plany rozwoju sił zbrojnych do poziomu 300 tys. żołnierzy i sześciu dywizji oraz strategia zakupowa są oparte na dogłębnych analizach wojskowych ekspertów sztabowych, oraz konsultacji z sojusznikami w NATO. Wskazał, że wytworzono wiążące sztabowe dokumenty planistyczne, a plany są sukcesywnie realizowane w sposób przemyślany. Trudno nie wierzyć generałowi, ale sprawdzenie tego wymaga dostępu do dokumentów, którego sejmowa komisja obrony dotąd nie otrzymała. Po zapoznaniu się z dokumentacjami MON i Sztabu Generalnego przez nowy rząd i sejmową komisję przyjdzie chyba czas na konieczne uspokojenie i racjonalną dyskusję. Konieczne też będzie zapoznanie opinii publicznej z ustaleniami. W końcu za wydatki obronne płacą wszyscy Polacy i muszą być zapewnieni, że są one odpowiednie, sensowne, celowe, racjonalne i uczciwe. W części niejawnej musi wreszcie być konsultowana sejmowa komisja obrony i ona musi dać społeczeństwu zapewnienie w tych sprawach.
Stan obecny systemu obronnego
Polska w przypadku ewentualnej agresji nie musi bronić się sama, bo jest w potężnym sojuszu obronnym, a NATO ma plany ewentualnościowe na konieczność przyjścia nam z pomocą. W tych planach określone są szczegółowo siły i środki militarne konkretnych sojuszników, jakie będą użyte oraz, co istotne, harmonogram ich przybycia. Poza siłami szybkiej reakcji główne siły wsparcia realnie zaczną docierać do nas po upływie co najmniej trzech miesięcy, o ile nie będą zaangażowane u siebie, lub na innych teatrach działań wojennych, a mobilizacje wojsk sojuszników przebiegać będą sprawnie. Z regularnych ćwiczeń, gier wojennych i nowoczesnych symulacji komputerowych wynika, że Polsce, przy obecnym stanie sił zbrojnych, trudno byłoby się samodzielnie obronić przed dotarciem zasadniczych sił wsparcia.
Polska jest dodatkowo osłabiona ogromną pomocą militarną udzielaną walczącej Ukrainie (ok. 400 czołgów, setki transporterów opancerzonych, kilkanaście samolotów bojowych, setki sztuk rakiet i wyrzutni, dziesiątki armat, tysiące sztuk karabinów, miliony sztuk amunicji, wyposażenie aprowizacyjne i inne). Zakupione uzupełniające uzbrojenie (gap filler) będzie docierało w partiach przez kilka lat. Braki będą uzupełnione realnie dopiero po 2026 r., nie mówiąc o uzbrojeniu dla nowotworzonych dywizji.
Obecnie nasi sojusznicy w Europie dysponują bardzo ograniczonymi możliwościami wsparcia oraz rezerwami broni i amunicji, co pokazuje stan pomocy Ukrainie. Jest to pokłosie wieloletniego rozbrajania się w ramach „dywidendy post zimnowojennej”. Teraz to się zmienia i niemal wszystkie kraje NATO wymogły zmówienia zbrojeniowe we własnych przemysłach obronnych. Dzieje się to niemal w jednym czasie, a możliwości przemysłów obronnych (nawet USA) są ograniczone. Jedynymi siłami zdolnymi w zakładanym czasie udzielić nam wsparcia są wojska USA. Są one jednak w większości daleko od naszego terytorium i mogą być zaangażowane w działania na innych teatrach wojennych. Ponadto prawdopodobnie w konflikcie wielkoskalowym w Europie i wokół niej miałyby też inne cele wymagające wsparcia. Ponadto istnieje rosnące zagrożenie wojenne na Dalekim Wschodzie (Tajwan, Półwysep Koreański) oraz Bliskim i Środkowym Wschodzie (Izrael, Iran). Wojny mogą wystąpić równolegle i mogą w nich uczestniczyć równocześnie obok Rosji, Chiny i Iran wraz z sojusznikami. Stawia to USA, przy całej potędze, w trudnym położeniu.
Zgodnie z art. 3 Traktatu Waszyngtońskiego każdy sygnatariusz musi dbać sam o swoją własną obronę na równi z obroną zbiorową. To znaczy, że można liczyć na innych, o ile samemu zadbało się o swoją obronę. Mówiąc wprost, musimy liczyć na siebie, przynajmniej do czasu dotarcia pomocy sojuszniczej, a i ona może być tylko wsparciem dla naszych własnych możliwości. O tym, jakie mają być własne potrzeby obronne, decydują plany obronne Polski i NATO powstałe w wyniku analiz sztabowych (na podstawie m.in. wyników gier wojennych, rozpoznania wywiadu, ćwiczeń, manewrów, możliwości rozwinięcia wojsk etc.). Możliwości obronne wynikają zaś z efektów wieloletnich przygotowań obronnych sił zbrojnych oraz gospodarki, finansów państwa, przygotowań do mobilizacyjnych wojska i gospodarki. Możliwości obronne są zazwyczaj niższe od potrzeb obronnych. Obecnie ta różnica jest rażąca.
Dotyczy to nie tylko Polski.
Obecne pośpieszne zakupy zbrojeniowe są konsekwencją wieloletnich zaniedbań. Polscy politycy nie rozumieli, że NATO, to nie jakiś odrębny byt, który nas „w razie czego” obroni, ale to my i nasze wojsko. Teraz przyszedł czas próby. Agresja przeciwko nam stała się nie tylko możliwa, ale i bardzo prawdopodobna. Nasza sytuacja gospodarcza, potencjał możliwości obronnych, sytuacja demograficzna, dodatkowo sytuują nas jako oczekiwanego dostarczyciela pomocy militarnej dla naszych sąsiadów z północy i południa, eksportera bezpieczeństwa. Są to relatywnie małe kraje z ograniczonymi siłami zbrojnymi, których znaczniejsza rozbudowa jest obiektywnie niemożliwa. Nie przyjdą nam z pomocą, a będą czekać na naszą pomoc.
Ponieważ stan zagrożenia i prawdopodobna nowa „zimna wojna”, będą trwały przez wiele lat, wzmacnianie własnych sił zbrojnych będzie poważnym obciążeniem dla gospodarki i społeczeństwa. Można to obciążenie znacznie zmniejszyć poprzez przeniesienie produkcji zasadniczego uzbrojenia do Polski oraz uruchomienie mechanizmów zarabiania na jego eksporcie. Do tego potrzebny jest rozwój polskiego przemysłu obronnego, ośrodków naukowo-badawczych. A przecież zaniedbano rozwój własnego przemysłu obronnego. Zbyt wiele rodzajów kosztownego uzbrojenia musimy kupować za granicą. Konieczne są potężne inwestycje, które mają na szczęście miejsce, zmiany prawa przyspieszającego wdrożenia, ale przede wszystkim potrzebne są dobrze wynegocjowane umowy zakupowe połączone z szerokim transferem technologii w ramach offsetów.
Jak rozwijać własny przemysł, korzystając z offsetu, pokazuje przykład Finlandii. Podobnie jak w innych państwach Zachodu standardem jest organizowanie transparentnych przetargów na zakupy uzbrojenia, w których obowiązkowym elementem jest konkurencja ofert offsetów. Przetargi są oczywiste w systemach demokratycznych nie tylko dlatego by wybrać optymalną ofertę, ale by uniknąć możliwości korupcji. „Prowizje” za zakup broni dla polityków dochodzą do 30 proc. Sami politycy są mocno zainteresowani uniknięciem jakichkolwiek podejrzeń, dlatego ściśle przestrzegają reguł przetargów. Przed laty dzięki przetargowi na zakup samolotów F18 Finlandia mogła uzyskać nowe technologie i m.in. rozwinąć koncern NOKIA do światowego poziomu. Obecnie Finlandia zakupiła samoloty F35. Niezależnie od wynegocjowania, dzięki przetargowi, niższej od Polski ceny, w ramach offsetu powstanie u nich pierwsza fabryka lotnicza, produkująca m.in. części samolotów F35. Polska kupiła samoloty F35 bez przetargu i offsetu. Niemcy, które też kupują F35 również wynegocjowali w ramach offsetu fabrykę produkcji części F35 (będzie budowana „od zera” przez Lockheed Martin ‘a razem z koncernem Rheimetal).
Przypominam, że dzięki offsetowi na samoloty F16 w okresie 10 lat zrealizowano trzydzieści projektów technologicznych, z udziałem zarówno podmiotów z sektora lotniczo-obronnego, jak i np. Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 2 w Bydgoszczy, Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych, WSK-PZL Rzeszów, Mesko, PZL Mielec, Nitrochem, Instytut Lotnictwa w Warszawie, a także z branży samochodowej, wytwórczej czy energetycznej. Łączna wartość offsetu została wyceniona na ponad 6 mld dolarów. Gdyby nie offset, Polska nie dostałaby w ogóle części nowoczesnych technologii, a ich opracowanie samodzielne byłoby bardzo trudne lub wręcz niemożliwe. Ciekawostką jest to, że dzięki offsetowi Polska stała się znaczącym eksporterem trotylu, m.in. na rynek USA, który był przez lata jedynym istotnym produktem eksportowym naszej państwowej zbrojeniówki.
Osobną kwestią jest skandaliczna kompletna likwidacja formacji Obrony Cywilnej przy okazji uchwalenia nowej ustawy o obronie ojczyzny. Jak jest ona ważna, pokazuje wojna na Ukrainie. Wiele istnień ludzkich udaje się dzięki obronie cywilnej uratować. W atmosferze przedwyborczej rząd PiS skupił się na innych sprawach, ograniczając się do groteskowego poszukiwania schronów i miejsc ukrycia, pochodzących z czasów komunistycznych, gdy o obronę cywilną jeszcze dbano. Opublikowano, wyszukiwarkę i aplikację na smartfony, z których wynika, że w zasadzie nie ma gdzie się schować, i to wszystko.
Polityka to nie gra kolorów czarnego i białego, ale różnych odcieni szarości. Oczywiście kampania wyborcza ma swoje prawa i wyostrza opinie, by bardziej się odróżniać, wyróżniać i przypodobać wyborcom. Budując rząd, trzeba o tym zapomnieć, bo trzeba zmagać się z realnymi problemami i wyzwaniami kraju. Są one niezależne od tego, jaka opcja polityczna rządzi, występują obiektywnie. Część z nich jest do rozwiązania w relatywnie krótkim czasie, część jest na dekady. Można nienawidzić PiS za to, jak wiele zła ta partia uczyniła Polsce i Polakom, za zawłaszczenie państwa, nieprzestrzeganie konstytucji, korupcję, nepotyzm, kłamstwa, sianie nienawiści, kreowanie bezsensownych podziałów, złodziejstwo na wielką skalę i krzywdy. Sam jestem ozdobą represjonowaną i prześladowaną przez ludzi PiS, więc nikt nie może mnie podejrzewać o sympatię do tego obozu politycznego. Niemniej jednak trzeba obiektywnie spojrzeć na to, co zaczęli robić w obszarze rozwiązywania podstawowych problemów Polski, co zmienić, a co odrzucić, a co należałoby kontynuować. Tak jest też z polityką obronną.