1.3 C
Warszawa
niedziela, 22 grudnia 2024

Zderzenie z Ukrainą

Polska i Ukraina miały być siostrami z deklarowanej woli obu stron (pisałem o tym w GF), a zamiast tego zbliżają się groźnie do stanu bliskiego zapaści we wzajemnych stosunkach.

Andrzej Derlatka

twórca Agencji Wywiadu i ambasador RP w Seulu

Dzieje się to niezwykle szybko, w ciągu paru miesięcy. Jeszcze w kwietniu bieżącego roku społeczeństwo polskie z nadzieją oczekiwało na wizytę prezydenta Zełenskiego, licząc na nowe otwarcie w relacjach ukraińsko-polskich, oczekując odpowiedzi na okazaną przyjaźń i serce milionom uciekinierów, za gigantyczną, jak na polskie warunki, pomoc militarną, materialną i finansową, podczas gdy od takiej pomocy długo wstrzymywały się inne państwa Zachodu.

Wystąpienie Zełenskiego na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie dla wielu Polaków było rozczarowujące. Pomijało sprawy boleśnie dzielące Polaków i Ukraińców, zwłaszcza kwestię bestialsko pomordowanych przez Ukraińców Polaków na Wołyniu, Podolu, czy w Małopolsce. Zełenski uciekł od tematu, traktując go jako nadający się jedynie do „żmudnej pracy historyków”. Natomiast entuzjazm co do możliwej przyjaźni ukraińsko-polskiej zgasił zapewnieniami o „braterstwie” i zapewnił: „Tak samo, jak my z tobą, Polsko, stoimy razem w tej wojnie, tak samo będziemy cieszyć się pokojem wspólnie, ramię w ramię we wszystkim, razem w Unii Europejskiej, razem w NATO, (…), jest to kontynuacja naszego przeznaczenia wolnych narodów, historyczne porozumienie między naszymi narodami”. Tym samym zakreślił ramy przyszłych stosunków polsko-ukraińskich, wykluczając ich szczególność, czy wyjątkowość. Mają to być zwyczajne stosunki międzysąsiedzkie państw należących do Unii Europejskiej i NATO. Wcześniej rządzący w Polsce rozbudzali emocje budowy jakiegoś odrębnego związku pomiędzy naszymi państwami i to było dla nich też rozczarowujące.

Zełenski cytował Giedrojcia, że „nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”. Czasy są jednak inne. Polska jest zabezpieczona przez sojusz NATO. Jeśli stanie się nieszczęście i Ukraina upadnie, Polska przetrwa broniona przez NATO. Wojna może przelać się przez polską granicę, ale to by oznaczało kolejną wojnę światową. Ostrzegł o tym kilka dni temu amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin w przemowie do stacjonujących w Polsce amerykańskich żołnierzy. Znamienne, że zrobił to bezpośrednio po swoim powrocie z Kijowa.

Na pomoc Ukrainie otworzyło się ponad 50 państw świata zgromadzonych w tzw. grupie Rammstein, z USA, Wlk. Brytanią i Niemcami, a pomoc Polski nie jest już tak ważna. Zełenski i jego żona byli przyjmowani i fetowani na najważniejszych salonach politycznych świata. Z drugiej strony Ukraina zaczęła okazywać nadmierną pewność siebie, układając swoje stosunki z najpotężniejszymi państwami świata, pozyskując nowoczesną broń i wszechstronne wsparcie oraz planując potężną letnią kontrofensywę. Pojawiła się nawet pewna buta i arogancja w wypowiedziach Zełenskiego, zwłaszcza przed szczytem NATO w Wilnie. Został tam brutalnie zgaszony przez Ministra Obrony Wlk. Brytanii, wielkiego przyjaciela Ukrainy. O powracającej ciągle przywarze braku skromności i zadufania w sobie ukraińskich elit politycznych mówili od lat politycy zachodni, w tym polski prezydent Kwaśniewski, czy minister Sikorski.

Zełenski w Warszawie nie wyczuł historycznego momentu, by zainicjować naprawę to, co najważniejsze, czyli stosunki pomiędzy naszymi narodami, zatrute ukraińską winą ludobójstwa na Polakach, Żydach czy Czechach. Tak więc w ukraińskich miastach nadal stoją pomniki morderców i zbrodniarzy wojennych, ulice są nazywane ich nazwiskami, a w szkołach młodzież jest uczona chwały dla ich zbrodniczych czynów.

Ukraina boleśnie musiała odczuć despekt, gdy Zełenski w odruchu solidarności po ataku Hamasu 7 października br., chciał złożyć wizytę w Jerozolimie, a rząd Izraela ostentacyjnie nie zgodził się, podczas gdy chętnie witał innych światowych przywódców. Zełenski, pomimo żydowskiego pochodzenia, nie uczynił też rzeczywistego pojednania z narodem żydowskim. Około 1,5 mln ukraińskich Żydów wymordowali razem z Niemcami ci sami sprawcy, którzy wymordowali już samodzielnie ok. 150 tys. Polaków, a teraz są gloryfikowani.

W polskiej ekipie rządzącej atmosfera wokół spraw ukraińskich pogorszyła się po nieudanym wystąpieniu Zełenskiego. Polscy politycy głośno mówili o „braku wdzięczności” Ukrainy, a Premier Morawiecki dość obcesowo publicznie poinformował o wstrzymaniu pomocy militarnej. Później łagodził swoje stanowisko, ale konsternacja na świecie pozostała. Postawa Polski jest kluczowa dla przetrwania Ukrainy, a także jej przyszłości w Unii Europejskiej i NATO. Polskie publiczne odcięcie się od Ukrainy było fatalnym błędem, boleśnie odczuwanym na walczącej Ukrainie i kompletnie niezrozumiałym.

Sytuacja na Zachodzie wokół Ukrainy jest dynamiczna. Już teraz kolejne państwo po wyborach – Niderlandy – w ślad za Węgrami i Słowacją wyłamuje się ze wspierania ukraińskiej racji stanu, zapowiada wstrzymanie pomocy wojskowej, uwzględnia rosyjski punkt widzenia. Społeczeństwa na Zachodzie są coraz bardziej zmęczone wojną i kolejne wybory mogą to odzwierciedlać. Politycy więc szukają możliwości jej zakończenia. W przyszłym roku, po wyborach w USA może objąć władzę republikański prezydent Trump, a Republikanie w Kongresie już teraz są niechętni kontynuowaniu ogromnej pomocy.

Społeczeństwo polskie jednak nadal popiera Ukrainę. To samo dotyczy zwycięskiej w wyborach opozycji. Zełenski, komentując problem z blokadą granicy przez polskich kierowców ciężarówek zaskakująco oświadczył, że „sytuacja się ociepla”, odnosząc się bardziej do bliskiej perspektywy objęcia rządów przez opozycję z Donaldem Tuskiem. Jest oczywiste, że były z nią już konsultacje strony ukraińskiej.

Według przecieków dla mediów (m.in. Bild) po niepowodzeniu kontrofensywy główne państwa Zachodu przygotowują w Rosji grunt do rozejmu na „linii rozgraniczenia”, czyli z zachowaniem przez Rosję jej zdobyczy terytorialnych. Prowadzone są niejawne konsultacje z Moskwą. Negocjowane są jakoby warunki ewentualnego rozejmu. Putin ponoć żąda neutralności Ukrainy, to znaczy pozbawienie jej ew. członkostwa w NATO, nie sprzeciwia się jakoby jej członkostwu w Unii Europejskiej. Trwałość takiego rozejmu jest wątpliwa. Rosja po okrzepnięciu może uderzyć ponownie. Nadal ma bowiem roszczenia terytorialne do całej Noworosji (z Charkowem i Odessą), co jest popierane przez większość Rosjan.

Nerwowość na Ukrainie

Unia Europejska, w tym Polska, zgodziła się na ekonomiczne formy wsparcia dla walczącej Ukrainy. Między innymi na nieograniczony eksport i tranzyt zbóż. Przez Polskę zboża miały być głównie transportowane tranzytem z uwagi na trudną sytuację polskich rolników. Dzięki korupcji i niewiarygodnej indolencji polskich władz, ukraińskie zboże pozostawało w Polsce rujnując polskie rolnictwo. Rolnicy w proteście zablokowali granicę, a rząd w rozpaczliwej reakcji pospołu z innymi rządami państw graniczących z Ukrainą de facto zablokował umowę Unii z Ukrainą. Poirytowany Zełenski w dniu 19 września, oświadczył w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, że w sytuacji ze zbożem, niektórzy przyjaciele w Europie „pomagają przygotować grunt dla moskiewskiego aktora”. Prezydent Duda dosadnie i obraźliwie odpowiedział Zełenskiemu: „Mamy trochę do czynienia jak z tonącym. (…) człowiek tonący jest niesłychanie niebezpieczny, może pociągnąć w głębiny. Ma siłę niewyobrażalną na skutek obawy osobistej, wpływu adrenaliny i może po prostu utopić ratującego. Mówi się, że tonący brzytwy się chwyta i rzeczywiście tonący chwyta się wszystkiego, czego się da”.

Na kolejny problem nie trzeba było długo czekać. Unia Europejska, w tym Polska, zgodziła się też na nieograniczony dostęp przewoźników ukraińskich do europejskiego rynku transportowego do czerwca 2024 r. W ferworze solidarności zapomniała, by objąć ich unijnymi tzw. zasadami mobilności, które dotknęły wcześniej polskich przewoźników, podwyższając koszty prowadzenia działalności. W rezultacie koszty prowadzenia działalności dla Ukraińców są znacznie niższe, a zwolnienie z wymogów prawnych naruszyło zasady konkurencji. Znowu odezwała się też ukraińska zmora korupcji. Wracający z Ukrainy „na pusto” przewoźnicy są zmuszeni stać na przejściach granicznych w kolejkach nawet po 20 dni, podczas gdy ukraińscy są przepuszczani za łapówki.

W wyniku tej sytuacji tysiące polskich firm stanęło na progu bankructwa. Polscy przewoźnicy zdecydowali się na dramatyczny krok – blokadę przejść granicznych Blokada na wschodniej granicy trwa od 6 listopada. Przyłączyli się do nich przewoźnicy z innych krajów granicznych m.in. ze Słowacji, a także polscy rolnicy. Blokada doprowadziła do poważnych opóźnień w transporcie towarowym między obydwoma krajami. Przepustowość zmniejszyła się trzykrotnie. Po obu stronach ciężarówki tygodniami oczekują na przejazd. Sprawie można było zapobiec, gdyby działała w Unii polska dyplomacja i odpowiednio reagowała budując koalicję dotkniętych problemem państw. Polska jest w Unii, niestety, outsiderem.

W mediach ukraińskich ponownie rozpoczęła się krytyka Polski. Pojawiają się nieprawdziwe argumenty o rzekomym wstrzymywaniu transportów humanitarnych, wojskowych i artykułów niebezpiecznych. Rozgrywane są śmierci dwóch kierowców ukraińskich z przyczyn naturalnych. Wypowiadają się ukraiński minister infrastruktury Serhij Derkacz i Mer Lwowa używając nieprawd. Ambasador Ukrainy śle noty do rządu polskiego. Łotwa proponuje swoje mediacje. Emocje rodzą emocje. A po polskiej stronie kompletny bezład, nadal nie ma rządu.

Powszechne w środowiskach politycznych jest żądanie, by w związku z bezczynnością prezydenta Dudy (który ma jakoby szczególnie bliskie relacje z prezydentem Zełenskim) do Kijowa z jedną pierwszych wizyt udał się nowy premier Tusk, bo nabrzmiałych spraw jest dużo. Ale nie ma on nadal nominacji.

Obecne problemy na granicy są niczym w porównaniu z sytuacją na wojnie, stanem gospodarki i społeczeństwa Ukrainy. Naczelny dowódca ukraińskiej armii generał Walerij Załużny w eseju dla „The Economist” uznał, że wojna znalazła się w impasie i aby go przełamać, potrzeba byłoby wielkiego technologicznego przełomu, a na to się nie zanosi.

Już w lecie stało się wiadome, że ukraińska kontrofensywa utknęła (pisałem o tym w sierpniu w GF). Brak amunicji, korupcja, brak sukcesów na froncie, wyczerpanie się rezerw mobilizacyjnych, narzekanie na kiepską żywność, braki umundurowania i jego słabą jaskość sprawiają, że pojawia się degrengolada wśród żołnierzy i w społeczeństwie. Zaufanie do Zełenskiego i innych przywódców dramatycznie spada. Wyznacznikiem nastrojów jest powszechne unikanie poboru do wojska, łapanki uliczne poborowych oraz rosnąca cena „białych biletów” (orzeczeń o niezdolności do wojska). Ponad 650 tys. mężczyzn w wieku poborowym uciekło za granicę. Ukrainie ubyło 10 mln mieszkańców i jest ich obecnie ok. 29 mln. Na to nakłada się bałagan organizacyjny szczególnie przy mobilizacji i korupcja. Problemy rosną i nawarstwiają się.

Nowa nadzieja

Kontynuacja wojny nie daje perspektywy zwycięstwa rozumianego jako odzyskanie zagrabionych ziem i wyparcie wroga z Ukrainy. Prezydent Zełenski i szef jego administracji Andrij Jermak zlecają więc sondaże o stosunku ludności do zawarcia rozejmu z Rosją według zasady „ziemia za pokój”: oddania zajętego terytorium by zawrzeć rozejm, zamrozić konflikt i załatwić gwarancje bezpieczeństwa. To przygotowywanie społeczeństwa na to co nieuchronne. Ukraińcy coraz bardziej są zmęczeni, chcą stabilizacji, odbudowy i perspektywy rozwoju kraju, nawet bez członkostwa w NATO, ale z objęciem gwarancjami NATO, w tym strefy zakazu lotów strzeżonego przez samoloty NATO.

To jest właściwy czas by okazać Ukrainie polskie wsparcie. Złe zaszłości z obu stron są do naprawienia. Trzeba rozmawiać, a nie dąsać się. W polityce nie wolno kierować się emocjami, nawet słusznymi i usprawiedliwionymi. Ukraina i Ukraińcy są i będą naszymi sąsiadami z którymi musimy układać swoje stosunki. Ich wyborów etosu narodowego i gloryfikowanych bohaterów nie musimy akceptować, ale muszą wiedzieć, że nam się to nie podoba. Ponadto mamy prawo przedstawić swoje warunki na których będzie Ukraina przystępowała do Unii Europejskiej. Zapomnieliśmy o tym przy ubieganiu się przez Litwę o członkostwo w sprawie statusu polskiej mniejszości, w tym pisowni polskich nazwisk. Litwa naprawiła to dopiero w ubiegłym roku, kiedy zorientowała się, że jednak potrzebuje Polski po inwazji Rosji na Ukrainę.

FMC27news