8.6 C
Warszawa
wtorek, 8 października 2024

Niderlandy dzielą Europę

W niedawnych wyborach parlamentarnych Holendrzy zaufali radykalnej prawicy. To kolejny sygnał potwierdzający, że Europejczycy są zmęczeni partiami głównego nurtu. Mainstreamowe programy nie odpowiadają na społeczne postulaty, a w ich miejsce pojawiają się prawicowe i lewicowe skrajności.

Robert Cheda

Niderlandzki Donald Trump

Wyniki niderlandzkich wyborów wprawiły Europę w szok. Uznawana za skrajną prawicę Partia Wolności (PVV) zdobyła w parlamencie 37 ze 150 mandatów, dwukrotnie poprawiając rezultat wyborczy z 2021 r. Polityczny stupor jest ogromny, ponieważ sondaże nie zapowiadały niespodzianki. PVV wyprzedzały rządząca VVD (centrowa Ludowa Partia na rzecz Wolności i Demokracji) oraz lewicowy sojusz Partii Pracy i Zielonych. Oba ugrupowania głównego nurtu kojarzone z Markiem Rutte i Fransem Timmermansem mogły jedynie pogratulować sukcesu liderowi PVV Geertowi Wildersowi. Jego zwycięstwo wywołało natomiast szczery entuzjazm przywódców tego nurtu politycznego w całej Europie. Premier Węgier Wiktor Orban powiedział, że nad Unię nadciąga dziejowy wicher, a Marie Le Pen nazwała wynik głosem społeczeństwa, którego warto słuchać. Natomiast Matteo Salvini z włoskiej Ligi Północnej okrzyknął Wildersa nadzieją Europy. Komentując rezultat głosowania, agencja Associated Press oceniła, że mimo wygranej umiarkowanej koalicji w Polsce i powołania lewicowego gabinetu w Hiszpanii, rezultaty PVV potwierdzają radykalizację Europy. Dlaczego Holendrzy przenieśli sympatie na prawo?

Po kilku latach władzy centrum, zwycięstwo Wildersa wprowadza Niderlandy w ostry wiraż polityczny. Nie bez przyczyny lider PVV jest nazywany holenderskim Donaldem Trumpem, choć partyjną karierę szlifował w centrowej VVD, gdzie był mentorem młodego, dobrze zapowiadającego się polityka Marka Rutte. Własne ugrupowanie założył w 2006 r., ponieważ macierzysta partia wydała mu się „ciepłą wodą w kranie”. Od razu zyskał opinię skandalisty, nazywając islam „ideologią totalitarną”, a Marokańczyków „szumowinami”. Domagał się zamknięcia holenderskich meczetów i zakazu publikacji Koranu. Ogłosił hasło przywrócenia Holandii Holendrom, opowiadając się za zamknięciem granic zewnętrznych UE. W miejsce swobodnego przepływu osób domagał się wprowadzenia wiz pracowniczych, których ilość będzie regulowana kwotami. Kilka lat temu sąd skazał Wildersa za werbalną dyskryminację holenderskich mniejszości etnicznych. Dwa razy próbowano dokonać na niego zamachu, w związku z czym wraz z żoną od dwóch dekad jest objęty policyjną ochroną. To barwna postać, która nie stroni od ataków na konkurentów politycznych. Za szczególną przyjemność uważa szydzenie z Timmermansa.

Do tegorocznej kampanii wyborczej przystąpił pod hasłem powstrzymania „azylowego tsunami” zalewającego Niderlandy. Za wszelkie nieszczęścia Holendrów, od braku pracy i mieszkań po wysokie koszty opieki zdrowotnej obwinia imigrantów. Krytycznie odnosi się również do polityki klimatycznej. Uważa, że ​dotychczasowy premier Rutte zbyt wiele wydał na redukcję emisji CO2. Opowiada się za utrzymaniem elektrowni węglowych i gazowych. Dalszy udział Niderlandów w Paryskim Porozumieniu Klimatycznym ONZ uważa za niepotrzebny. Przede wszystkim lider skrajnej prawicy jest dla Brukseli ogromnym bólem głowy z powodu twardego eurosceptycyzmu. Od 2016 r. wzywa Holendrów do referendum w sprawie wyjścia z UE poprzez „Nexit”. Wreszcie na Wildersa z niepokojem spogląda wschodnia flanka NATO. Podobnie jak wielu prawicowych polityków Europy Wilders należy do „rozumiejących Putina”. Nasze obawy bezpieczeństwa uważa za „histeryczną rusofobię”. Z chwilą wybuchu wojny Wilders zdystansował się nieco od Kremla, nazywając agresję błędem. Niemniej jednak podczas kampanii obiecał, że zakończy finansową i zbrojeniową pomoc Ukrainie, ponieważ zasoby są potrzebne armii holenderskiej. Dla równowagi jest twardym zwolennikiem Izraela, opowiadając się za przeniesieniem niderlandzkiej ambasady do Jerozolimy.

Oryginał czy kopia?

Obecnie główną intrygą są szanse utworzenia rządu i objęcia przez Wildersa teki premiera. To ważne, udział kilkunastu partii w 150-osobowym parlamencie wymusza sojusze w celu uzyskania większości. Tymczasem w szokowej reakcji przegrane ugrupowania ślubowały wyborcom ostracyzm, czyli odmowę rozmów koalicyjnych. Dziś zmieniły zdanie, nie wyłączając centroprawicy. Następczyni Ruttera na stanowisku przewodniczącej VVD Dilan Yeşilgöz-Zegerius potwierdziła gotowość partii do negocjacji, pod warunkiem że Wilders nie zajmie fotela szefa rządu. Oznacza to, że skrajna prawica będzie mogła objąć władzę w porozumieniu z 2-3 innymi partiami. Sam lider PVV wysyła pod adresem centrum pojednawcze sygnały. Deklaruje, że chce być premierem wszystkich Holendrów.

– Rozumiem dobrze, że inne partie nie chcą rządu z niekonstytucyjnym ugrupowaniem. Nie będziemy więc rozmawiać o meczetach, Koranie i szkołach islamskich – zadeklarował publicznie.

Wilders nie zamierza natomiast złagodzić twardej postawy antyunijnej, dlatego agenda referendum w sprawie opuszczenia UE wywołuje w Brukseli spore obawy. Zdaniem portalu Politico, nawet jeśli Holendrzy nie dadzą się przekonać do takiej idei, wiele wskazuje na to, że prawicowy rząd w Hadze będzie koszmarem dla Komisji Europejskiej. Nie jest wykluczone, że podobnie jak inni szefowie rządów wywodzący się z prawicy, Wilders oprotestuje działania klimatyczne, reformę Zjednoczonej Europy i pomoc dla Ukrainy. Z pewnością zaostrzy debatę na strategiczne tematy, a taka perspektywa nie ucieszy grona państw prących do wewnętrznych reform. Nie ulega wątpliwości, że priorytetem nowego rządu Niderlandów będzie zaostrzenie unijnej polityki imigracyjnej. Problem był motywem przewodnim holenderskich wyborów i nie tylko. Ponadnarodowe władze UE muszą zmierzyć się z wyzwaniem imigracyjnym, bo wzrost liczby imigrantów przysparza sympatyków skrajnej prawicy w innych krajach członkowskich. Pod takim samym hasłem jak ugrupowanie Wildersa, po władzę sięgnęła partia „Bracia Włosi” Giorgii Meloni. We Francji wielką siłą pozostaje Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, które w sondażach popularności zajmuje drugie miejsce. „Alternatywa dla Niemiec” zwiększyła poparcie społeczne do 20 proc., plasując się za CDU/CSU, a przed rządzącą koalicją SPD/FDP/Zieloni. Skrajna prawica przestała być partią dawnej NRD. Rośnie w siłę w zachodniej części kraju, stając się ugrupowaniem ogólnoniemieckim.

– Wyborcy poparli Wildersa ze względu na jego program imigracyjny i obietnicę rozwiązania kryzysu finansowego opieki zdrowotnej – powiedziała Politico Sarah de Lange, badaczka z Uniwersytetu w Amsterdamie. Potwierdziła, że partie głównego nurtu usiłowały włączyć się w imigracyjną debatę, jednak wyborcy zdali sobie sprawę, że wolą zagłosować na oryginał, a nie na kopię.

Rozumiejący Putina

Zwycięstwo niderlandzkiej prawicy jest ważnym sygnałem dla całej Europy. W czerwcu 2024 r. w 27 krajach członkowskich odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Tymczasem w całej Europie postępuje głęboka polaryzacja tożsamościowa. Na przykład w dniu wyborów do europarlamentu w Belgii odbędą się wybory powszechne. Skrajnie prawicowy przywódca flamandzki Tom Van Grieken spodziewa się sukcesu na miarę Wildersa. Składając mu gratulację, podkreślił, że partie takie jak nasze zwyciężą w całej Europie. Jeśli tak się stanie, Belgia się rozpadnie i przestanie istnieć. Z zamiaru opuszczenia Hiszpanii nie rezygnują katalońscy separatyści, a najbliższe sąsiedztwo Unii, na przykład Bałkany lub Maghreb są po prostu beczkami prochu.

Komu więc zależy na dalszych zwycięstwach wyborczych skrajnej prawicy? Z pewnością Moskwie, która nie kryła zadowolenia z sytuacji politycznej Niderlandów. Szowinistyczny portal Cargrad bez ogródek nazwał Wildersa zwolennikiem Rosji, w przeciwieństwie do fanatycznego rusofoba i sojusznika Ukrainy, ustępującego premiera Marka Rutte. Kremlowskie media przypomniały wizytę Wildersa w Rosji. W 2018 r. polityk spotkał się wówczas z przewodniczącym komisji spraw zagranicznych Dumy Leonidem Słuckim. Rosjanin był już objęty europejskimi sankcjami nałożonymi za aneksję Krymu. Ówczesna wizyta urosła do miana skandalu. Odbyła się mimo międzynarodowego śledztwa w sprawie zestrzelenia przez Rosję samolotu MH17, w którym zginęło 196 Holendrów. W tym samym czasie Wilders opublikował w Twitterze znaczek z flagami Rosji i Holandii, który podpisał: – noszę to z dumą. Stop rosofobii. Czas na Realpolitik. Partnerstwo zamiast wrogości!. Wskazał dobitnie, że zwycięzca obecnych wyborów był i jest agentem wpływu Putina. Udowodniła to również rosyjska agenda skrajnej prawicy. PVV konsekwentnie promowała politykę ustępstw wobec Moskwy, opowiadając się przeciwko sankcjom.

„Wydaje się, że agresja Moskwy na Ukrainę w lutym 2022 roku niewiele zmieniła sposób myślenia Wildersa” – komentuje Reuters, przypominając, że lider skrajnej prawicy był jednym z trzech polityków, którzy zbojkotowali wystąpienie ukraińskiego prezydenta w niderlandzkim parlamencie. Jednak nawet trzeźwo myślący komentatorzy z Rosji podkreślają, że nowy gabinet holenderski nie przekroczy z pewnością czerwonej linii zdrady Europy.

„Pod rządami Wildersa polityka Niderlandów wobec Moskwy raczej nie ulegnie zmianie” – podkreśla dziennik „Kommiersant”, zauważając jednak, że wyborcze zwycięstwo skrajnej prawicy w tym kraju jest objawem ciężkiej, polaryzacyjnej choroby Unii.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news