W ostatnich tygodniach politycy Zachodu, zwłaszcza USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Polski oraz NATO w alarmistycznym tonie ostrzegają, że Rosja będzie zdolna do zaatakowania państw NATO w przeciągu kilku lat i przygotowuje się do tego.
Andrzej Derlatka
twórca Agencji Wywiadu i ambasador RP w Seulu
Rosja okazała się odporna na sankcje (ograniczone), uzyskała wsparcie od swoich sojuszników, przestawiła przemysł zbrojeniowy na tory wojenne i intensywnie go rozbudowuje, gospodarka rosyjska skutecznie pozyskała nowe rynki zbytu (głównie w Indiach i Chinach) i posiada stabilne perspektywy rozwoju. Zachód okazał się podzielony i nieskory do naprawdę skutecznych sankcji (np. skalowalny do pełnego bojkot oraz skalowalne sankcje wobec państw wspierających Rosję).
Pomimo piętnującej retoryki wszystkie państwa Zachodu utrzymują z nią stosunki dyplomatyczne i handlowe, nawet w takich dziedzinach jak przemysł kosmiczny (USA). Rosja wręcz wraca na salony (np. sport czy OBWE) i ma poczucie uzyskania zdecydowanej przewagi na wojnie przeciwko Ukrainie.
Politycy warunkują uderzenia Rosji na kolejne kraje od pokonania przez nią Ukrainy. Powszechne jest przekonanie, że Ukraina, wiążąc rosyjskie siły zbrojne i niszcząc je, broni inne państwa przed staniem się kolejnymi ofiarami agresji, ale pomimo pomocy ulega w walce. Przełom w myśleniu o Ukrainie nastąpił po przegranej przez nią letniej kontrofensywy i potężnym wzmocnieniu sił rosyjskich przez spodziewaną ich ofensywą w zimie. Putin zapowiedział kontynuowanie wojny „aż do osiągnięcia pełnej denazyfikacji, demilitaryzacji i neutralizacji Ukrainy”, czyli do pełnego jej zniszczenia jako państwa. Do końca 2024 r. Rosjanie chcą wyprzeć wojska ukraińskie za Dniepr, zdobyć Charków wraz z obwodem charkowskim – czyli niemal całą Noworosję, bez Odessy i Mikołajowa, na razie.
Ani Ukraina, ani Rosja nie są zainteresowane zakończeniem wojny na obecnym etapie. Zachód coraz mocniej naciska Ukrainę na zakończenie działań wojennych na obecnej linii frontu, „linii rozgraniczenia” i podpisania rozejmu. Ukraińcy nadal są jednak przeciwni idei „ziemia za pokój”, jakkolwiek wzrasta do tego poparcie (ok. 30 proc. na wschodzie i ok. 17 proc. na zachodzie Ukrainy). Rosja oficjalnie też odrzuca możliwość rozejmu, oczekując kapitulacji Ukrainy i zawarcia traktatu pokojowego z gwarancjami podległości i uzależnienia państwa ukraińskiego na reszcie terytorium.
Szczególnie zaniepokojone rozwojem sytuacji są państwa bałtyckie, zwłaszcza Łotwa, którą Putin już zaczął oskarżać o prześladowania mniejszości rosyjskiej (40 proc. społeczeństwa) oraz Litwa rzekomo blokująca połączenie transportowe Białorusi i okręgu królewieckiego. Z tego samego powodu zagrożona jest też i Polska. Tu leży przyczyna ogromnego wysiłku Państw Bałtyckich i ich społeczeństw w wspieraniu Ukrainy, jak i Polski oddającej walczącej Ukrainie wielkie ilości broni i amunicji wprost z garaży i magazynów jednostek wojskowych, teraz uzupełniającej braki gorączkowymi zakupami (tzw. gap filler).
W tym samym czasie znane i wpływowe ośrodki analityczne w USA i Europie Zachodniej opublikowały własne analizy podbudowujące argumentami i faktami obawy polityków. Wszystkie widzą realne zagrożenie, natomiast różnią się ocenami co do czasu gotowości Rosji do agresji oraz przewidywanymi jej kierunkami. Wypowiedziom polityków i analizom think tanków nadawany jest znaczny rozgłos. Warto się zastanowić, ile jest w tej kampanii rzeczywistej troski o niekorzystny rozwój sytuacji, a ile jest mobilizowania do wzmożenia pomocy Ukrainie.
Nowa „zimna wojna”?
Putin w dniu 1 grudnia br. wydał dekret o zwiększeniu liczebności sił zbrojnych o 170 tys. do 1 320 000 żołnierzy. Ogólny stan kadrowy sił zbrojnych ma wynieść 2 209 130 osób (poprzednio wynosił 2 039 758 ludzi, w tym 1 150 628 żołnierzy). Wzrost liczebny ma się odbywać bez konieczności ogłaszania mobilizacji, a w oparciu o zaciąg ochotniczy do służby kontraktowej. Do końca roku do wojska trafi prawie pół miliona osób.
Jednocześnie rozbudowywany jest przemysł zbrojeniowy. W pierwszym rzędzie uzupełniane są braki po stratach na wojnie z Ukrainą. Kluczowe dla prowadzenia działań ofensywnych są czołgi, których do tej pory Rosja straciła blisko 2500 sztuk. W 2023 r. wyprodukowano około 2100 czołgów różnych typów, co jest znacznym skokiem w porównaniu do poprzednich lat, kiedy rocznie budowano ok. 200 nowych maszyn. Rosja jest już w stanie wyprodukować lub naprawić do 150 czołgów miesięcznie. Jednocześnie prowadzone są uproszczenia i standaryzowanie produkcji oraz wprowadzanie ulepszeń wynikających z doświadczeń wojennych. W 2020 r. armia miała dostać 30 nowych „sztandarowych” czołgów T-90M Proryw, a w 2023 r. już 210. Wzrosła produkcja podstawowych czołgów T-72 B. W 2020 r. dostarczono ich 120, a w 2023 r. 840 sztuk.
Wzrasta także radykalnie produkcja środków bojowych, których najwięcej zużywanych jest w działaniach na Ukrainie: amunicji do 2 mln sztuk, rakiet (nawet trzykrotny wzrost), dronów, itd. Braki Rosjanie uzupełniali wcześniej importem, głównie z Iranu i Korei Płn. – teraz już nie muszą. W tym czasie cała Europa nie jest w stanie dostarczyć Ukrainie obiecanego 1 mln sztuk podstawowej amunicji artyleryjskiej 155 mm, choć z innymi kalibrami jest lepiej.
Rosja kontynuuje rozwój strategicznych wojsk rakietowych, lotnictwa i marynarki wojennej (zwodowała niedawno dwa nuklearne okręty podwodne na raz), głównie jako element odstraszania wobec Zachodu. Wprowadza w uzbrojeniu nowe przyszłościowe systemy broni: rakiety hipersoniczne, torpedy nuklearne, wielogłowicowe pociski międzykontynentalne itd. Co prawda Władimir Putin i jego generałowie chcą rozbudować armię do trzech milionów żołnierzy, ale nawet wtedy w konfrontacji z NATO nie mają szans. W stanie obecnym jej potencjał jest niższy aniżeli siły zbrojne nawet tylko europejskich państw NATO, bez USA, Kanady i Turcji (vide: Global Firepower). Nie mówiąc już o ich wyposażeniu zarówno ilościowym, jak i jakościowym nawet po rozbrajaniu się w wyniku „dywidendy post zimnowojennej”.
Eksperci z wpływowego amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną ISW stwierdzają, że „ogólny potencjał wojskowy USA i sojuszników z NATO jest znacznie większy niż Rosji i nie ma powodu, by wątpić w zdolność Zachodu do pokonania jakiejkolwiek armii rosyjskiej, nawet przy założeniu, że Rosja w pełni wchłonie Ukrainę i Białoruś. Trzeba dodać, że prawie wszystkie państwa NATO planują programy rozwoju swoich sił zbrojnych, opracowywane są nowe rodzaje uzbrojenia i po latach ograniczania rozbudowywane są, niestety z mozołem, przemysły obronne. Gdyby Rosja zdecydowała się na nowy długotrwały wyścig zbrojeń, a rezygnacje przez nią z niektórych układów rozbrojeniowych na to wskazują, poniosłaby porażkę podobną do upadku jej poprzednika – ZSRR. Na długotrwały samodzielny „wyścig zbrojeń”, w stylu znanym z czasów ZSRR, samej Rosji nie stać. Jej potencjał gospodarczy, naukowo-badawczy i ludnościowy jest niewystarczający. Unikalna szansa Rosji na zwycięstwo nad NATO powstałaby, gdyby uzyskała przewagę nad europejskimi członkami NATO w relatywnie krótkim okresie (rodzaj „sprintu zbrojeniowego”), a USA uwikłałyby się w pełnoskalowy konflikt z Chinami.
Brytyjski think tank Royal United Services Institute RUSI, zajmujący się obronnością i bezpieczeństwem, w artykule profesora Justina Bronka argumentuje, że europejscy członkowie NATO muszą przygotować się na samodzielne powstrzymanie Rosji. Przewiduje, że Moskwa będzie starała się wykorzystać starcie USA–Chiny, do którego dojdzie najprawdopodobniej pod koniec tej dekady, aby zaatakować jedno z państw NATO: „Co ważniejsze, jedynym prawdopodobnym scenariuszem, w którym Rosja mogłaby bezpośrednio zaatakować europejskie państwo NATO, jest jednoczesna konfrontacja lub faktyczny konflikt, w którym siły amerykańskie są w dużej mierze skoncentrowane w regionie Indo-Pacyfiku”. Według think tanku RAND Corporation, Chiny będą gotowe do zwycięskiej konfrontacji militarnej z USA najwcześniej po roku 2027. W przeprowadzonych badaniach opinii publicznej około 60 proc. Chińczyków uważa konfrontację militarną z USA za pewną, a wśród Amerykanów uważa tak około 50 proc. obywateli.
Doktryna Putina
O kierunkach możliwej agresji Rosji możemy dowiedzieć się z publikacji i wypowiedzi Władimira Putina. Tu przypomina innego przywódcę Adolfa Hitlera, który również nigdy nie krył się ze swoimi planami, które również długo świat uważał za absurdalne i niedorzeczne. Putin nigdy nie krył się ze swoimi szowinizmem opartym na ideologii „ruskowo mira”, przekonaniami o wyjątkowej roli Rosjan w historii oraz agresywnymi planami wobec sąsiadów. Uważa, że „upadek ZSRR był największą tragedią w historii” i zapowiada odbudowę imperium rosyjskiego, którego ZSRR był kolejną emanacją, ale w granicach dawnego imperium carskiego. Uważa, że Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy są jednym narodem, który powinien żyć w jednym państwie. Natomiast inne państwa, które należały kiedyś do Rosji, muszą znaleźć się w rosyjskiej strefie wpływów. Jak zażądał w ultimatum z grudnia 2020 r. wobec NATO takie kraje jak Polska, czy Słowacja, Węgry i Rumunia mają wyjść z NATO, mieć ograniczoną suwerenność, być przyjazne Rosji oraz tworzyć „strefę buforową” na granicy Rosji z NATO. Rosja odwołuje się do pozaprawnych kategorii, takich jak interes narodowy, prawda i sprawiedliwość dla uzasadnienia swojej polityki, jak też uznania użycia siły zbrojnej do ochrony Rosjan za granicą. Ta doktryna jest koncepcją rosyjskiej dominacji na obszarze postradzieckim. Tworzy ona przy tym uzasadnienie dla procesu przywracania jedności „narodu rosyjskiego” (wspólnoty rosyjskojęzycznej). Tym samym stanowi ona wyzwanie dla Zachodu, postrzeganego jako główny przeciwnik realizacji jej planów tworzenia nowego ładu w Europie (Eurazji).
Rosja mieni się być gwarantem i obrońcą praw ludności rosyjskojęzycznej. W orędziu z 14 marca 2014 r. Putin stwierdził: „Na Ukrainie mieszkają i będą mieszkać miliony ludzi rosyjskich (russkich liudiej), obywateli rosyjskojęzycznych i Rosja będzie zawsze chronić ich interesy środkami politycznymi, dyplomatycznymi i prawnymi”. Powyższa deklaracja nie ogranicza się wyłącznie do Ukrainy. Ma ona zastosowanie do całego „ruskowo mira”. Rosja uznaje swoiście rozumiane „dobrosąsiedztwo” jako warunek uznania niepodległości i integralności terytorialnej i stanowi zasadę kierowaną do wszystkich państw postradzieckich. Warunkiem uznawania przez Moskwę ich niepodległości i integralności terytorialnej jest prowadzenie wobec Rosji „polityki dobrosąsiedztwa”. Według Rosji, dobrosąsiedztwo to nieuczestniczenie przez dane państwo w procesach integracji z NATO i Unii Europejskiej, nieudzielanie przez nie zgody na inną niż rosyjska obecność wojskowa na swoim terytorium, jak też nieuczestniczenie w projektach współpracy politycznej, gospodarczej i wojskowej, „naruszających interesy Federacji Rosyjskiej”. A także przestrzeganie przez dane państwo w pełnym zakresie praw politycznych i kulturalnych ludności rosyjskojęzycznej. Oczywiście zakres takich praw oraz ocena ich przestrzegania będą dokonywane przez samą Rosję.
Moskwa rości sobie prawo do użycia siły militarnej w celu ochrony ludności rosyjskojęzycznej poza granicami Rosji, jeśli istnieje, jej zdaniem, poważne zagrożenie bezpieczeństwa – zwłaszcza zdrowia i życia obywateli rosyjskich i osób rosyjskojęzycznych (zgodnie z ustawą z 24 maja 1999 roku „O państwowej polityce Federacji Rosyjskiej wobec rodaków za granicą” zaliczają̨ się doń w uproszczeniu: obywatele Rosji mieszkający za granicą, byli obywatele bądź potomkowie obywateli ZSRR, Republiki Rosyjskiej lub Imperium Rosyjskiego). Mogą się oni też zwrócić do Rosji o ochronę (nie określa się formy i warunków) – dobry pretekst dla inspirowanej V kolumny.
Kolejne cele militarne
Zasadniczym celem Rosji jest przekreślenie skutków końca zimnej wojny, traktowanych przez Moskwę, jako wykorzystanie przez Zachód słabości Rosji dla uzyskania geopolitycznych korzyści. Dziś Rosja wierzy w odzyskanie swojej siły i determinację. Chce w maksymalnym możliwym stopniu odzyskać to, co „niesprawiedliwie” utraciła. Pragnie w związku z tym ustanowić w Europie (a szerzej – w północnej Eurazji) nowy ład polityczny, ekonomiczny i bezpieczeństwa. Ład ów ma być oparty na definiowanych przez Rosję imperialnych standardach, alternatywnych wobec standardów europejskich. Pierwszym i głównym zadaniem pozostaje odbudowa przez Rosję strategicznej kontroli nad obszarem postradzieckim ustanowienie tu strefy wyłącznych wpływów Rosji i zmuszenie Zachodu do uznania takiego nowego status quo.
Po pokonaniu Ukrainy i w cieniu wojny na Dalekim Wschodzie, Rosja otworzy sobie drogę do inkorporacji Łotwy, bo Rosjanie są tam jakoby „prześladowani”. Expressis verbis zapowiedział to Putin w zeszłym tygodniu, używając takich samych argumentów jak przed agresją na Ukrainę. Jeśli Łotwa byłaby poza NATO, już by tam były wojska rosyjskie.
Innymi możliwymi celami Rosji może być Litwa i Przesmyk Suwalski. Litwa i Polska „prześladują” bowiem Rosjan w okręgu królewieckim blokując ich połączenie z Białorusią i Rosją. Innym powodem może być też rzekome zagrożenie dla stacjonujących tam żołnierzy rosyjskich (to jeden z powodów rosyjskiej ustawy możliwej interwencji militarnej Rosji).
Jeśli prognozy się sprawdzą (oby nie), mamy mało czasu na odpowiednie przygotowanie się i odstraszenie Rosjan.