13.7 C
Warszawa
sobota, 27 kwietnia 2024

Wpadka Google’A

Nieudany start najnowszego chatbota wykorzystującego sztuczną inteligencję pokazuje, jak bardzo zideologizowany jest świat wielkiego biznesu. 

Jakub Wozinski

Dokładnie 30 listopada 2022 roku uruchomiony został pierwszy ogólnodostępny chatbot firmy OpenAI wykorzystujący sztuczną inteligencję. Niemal od pierwszych godzin stał się niezwykle popularny i przyczynił się do wybuchu prawdziwej rewolucji w wielu dziedzinach naszego życia. Obecnie do wyścigu o stworzenie najlepszego narzędzia wykorzystującego technologię AI stanęli kolejni potentaci, w tym m.in. Elon Musk ze swoim chatbotem o nazwie Grok. 

Na musiku

Firmą, która od momentu uruchomienia ChatbotGPT była na największym „musiku” był jednak oczywiście Google, uchodzący przecież za niemal monopolistę w zakresie wyszukiwania internetowych treści oraz posiadający niezwykle silną pozycję w wielu innych segmentach. Dodatkowym czynnikiem sprawiającym, że potentat mógł czuć szczególną presję, był fakt, że za sukcesem ChatGPT stała współpraca z Microsoftem. Firma założona przez Billa Gatesa wyraźnie złapała ostatnio dzięki sztucznej inteligencji oddech i od ponad roku nieustannie zwiększa swoją kapitalizację. 

Google’owi najwidoczniej jednak tak bardzo zależało na świetnym debiucie, że totalnie przesadził z chęcią przypodobania się korporacyjnej policji światopoglądowej. Uruchomione 13 grudnia ubiegłego roku narzędzie Gemini było od dawna zapowiadane jako potencjalnie najlepsze na rynku i mogące całkowicie zaburzyć dotychczasową hierarchię. Wcześniejsza wersja chatbota o nazwie Bard pozostawiała wiele do życzenia, dlatego poprzez rebranding spodziewano się zasygnalizować, że firma wyciągnęła wnioski z wcześniejszych błędów. Dość szybko okazało się jednak, że programiści czuwający nad projektem uczynili z niego najbardziej woke’istowskie narzędzie w dziejach sztucznej inteligencji. Zamiast błyszczeć i zawstydzać innych, Google Gemini stało się żywym memem. 

Co takiego przesądziło o klapie projektu? W ostatnich tygodniach użytkownicy mediów społecznościowych zaczęli masowo publikować wizualne efekty swoich interakcji z narzędziem Gemini służącym do generowania obrazów. Okazało się, że produkt firmy Google z uporem przedstawia wizerunki postaci historycznych ze skrzywieniem woke’istowskim, uwzględniającym m.in. standardy różnorodności rasowej. W ten właśnie sposób średniowieczni królowie angielscy, rzymscy żołnierze czy nawet amerykańscy ojcowie założyciele stawali się czarnoskórymi, hitlerowscy żołnierze zaś przyjmowali azjatyckie rysy. W tej optyce nawet wikingowie okazywali się mieć więcej wspólnego z afrykańską dżunglą niż wietrznymi i wypełnionymi śniegiem fiordami. 

Hitler czy Musk: oto jest pytanie

Absurdalność wizualnych przedstawień nie była niestety wypadkiem przy pracy, ponieważ równie kontrowersyjnie google’owska sztuczna inteligencja reagowała na zapytania tekstowe. W ramach ideologicznego zacietrzewienia odmawiała m.in. potępienia niektórych działań Hamasu z ostatniej wojny na Bliskim Wschodzie oraz uchylała się od potępiania komunizmu. Każdy program komputerowy oddaje poglądy twórcy i zazwyczaj nie budzi to większych kontrowersji, lecz w przypadku Gemini radykalizm prezentowanych treści był wręcz szokujący, jeśli nie wręcz śmieszny. Można to było zauważyć choćby po tym, że zagadnięty o to, czy na bardziej negatywną ocenę zasługuje Adolf Hitler, czy też Elon Musk chatbot wyraźnie odmówił odpowiedzi. Nie od dziś wiadomo, że technologiczny establishment nie przepada za właścicielem Tesli i portalu X, lecz mimo wszystko każda niechęć powinna mieć swoje granice.

Ostatecznie okazało się, że Google przekroczył także granicę zaufania inwestorów, którzy po przyznaniu się przez spółkę do błędu doprowadzili do spadku wartości akcji aż o 4 proc. Google z pewnością nie zbankrutuje, ale z całej sytuacji wyszedł wyraźnie ośmieszony. Zamiast skupić się na możliwie najwyższej jakości produktu i dostarczeniu klientom świetnej usługi swoim priorytetem uczynił chęć indoktrynacji zgodnie z kanonami doprowadzonej do granic absurdu poprawności politycznej. Reakcja konsumentów nie mogła wręcz być inna, ponieważ zideologizowany charakter chatu podkopał zaufanie do rzetelności całego produktu. 

W reakcji na fiasko projektu Gemini dyrektor generalny spółki, Sundar Pichai, znalazł się ogniu krytyki. W wewnętrznym piśmie skierowanym do pracowników Pichai przyznał, że firma popełniła błąd oraz że udzielane przez program odpowiedzi były problematyczne. Z perspektywy samego Google’a ostatnie niepowodzenie jest już czymś więcej niż tylko wpadką, gdyż wcześniejsza wersja Gemini, czyli Bard, również zaliczyła spektakularną wpadkę. W nagraniu wideo promującym uruchomienie aplikacji na zadane pytanie udzielona została błędna odpowiedź z zakresu astronomii, co zostało wykryte dosłownie w ostatnim momencie. W ciągu zaledwie jednego dnia kontrolująca Google firma Alphabet straciła aż 100 mld dol. na wartości i choć później dość szybko nadrobiła wszystko z nawiązką, odnotowała potężną wizerunkową stratę.       

Falstart, który nie da o sobie zapomnieć

Przepowiadanie końca Alhpabetu i Google’a w oparciu o nieudany start Gemini byłoby oczywiście absurdalne, niemniej jednak falstart aplikacji może rzucić się bardzo długim cieniem na całym projekcie w jego kluczowej fazie. Wielkie korporacje nie od dziś stawiają siebie w roli politruków społecznej rewolucji, ale zbyt często zapominają, że ich klienci w znacznej mierze nie podzielają ich zapatrywań. Gemini już zapewne zawsze będzie się kojarzyło głównie z czarnoskórymi żołnierzami Wehrmachtu, a nie z rzetelnym działaniem i wsparciem dla biznesu. Nie trzeba przecież nikomu tłumaczyć, iż sztuczna inteligencja ma służyć nie tylko zdobywaniu wiedzy o świecie, ale przede wszystkim zwiększać wydajność i produktywność w biznesie. Widząc, jak bardzo uprzedzony i zideologizowany jest chatbot Google’a, konsumenci będą szukali bardziej umiarkowanych i budzących zaufanie rozwiązań.

Fiasko Gemini pokazuje również, jak bardzo usypiający jest dla firm monopolistów status firmy niemuszącej z nikim konkurować. Pozycja Google’a na rynku wyszukiwarek nie wynika wprost z żadnego zapisu prawnego, ale w praktyce marka ta zdominowała swoją branżę na tyle, że posiada niemal 92 proc. udziału w światowym rynku wyszukiwarek tekstowych (kolejny Bing ma zaledwie 3 proc.). Firmy, które nie muszą na co dzień ścierać się z konkurencją ani drżeć o przetrwanie bardzo często tracą kontakt z klientem i zamykają się w swego rodzaju wieży z kości słoniowej. Gdy zatem w ciągu ostatnich kilku lat prace nad udostępnieniem sztucznej inteligencji szerokim masom weszły w decydującą fazę i trzeba było wejść w rzadko praktykowaną rolę jednego z uczestników rynku potentat z Doliny Krzemowej zwyczajnie nie potrafił się odnaleźć. 

Dla wielkich technologicznych korporacji dodatkowa trudność polega na tym, że w coraz większym zakresie ich własna kondycja zależy w ostatnich latach od wielkich inwestorów (głównie firm inwestycyjnych), którzy zgłaszając popyt na ich papiery wartościowe, są w stanie utrzymać je przy życiu nawet przy długotrwałym braku rentowności. Fiasko projektu Gemini dostarcza wręcz klasycznego przykładu sytuacji, w której wielki potentat tak bardzo wyalienował się z reszty społeczeństwa, że stworzył produkt zadowalający co najwyżej zdegenerowane i zideologizowane warstwy zarządzające. Wewnętrzne testy nowej aplikacji nie wykazały jej absurdalnych wad, ponieważ pracownicy koncernu nie dostrzegają już w większości absurdów woke’istowskiej ideologii. To bardzo niepokojące, gdy firma dostarczająca ludzkości najpotężniejsze narzędzie informowania o świecie sama traci kontakt z rzeczywistością.

Najnowsze