25.1 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Wzmacniać nie tylko armię, ale i gospodarkę

Jeśli są sprawy, w których politycy od lewa do prawa mówią jednym głosem i w których podobne zdanie ma większość ekspertów, to jest tym potrzeba przygotowania się na ewentualność konfliktu zbrojnego. Łacińska paremia si vis pacem, para bellum ma w dzisiejszej dobie dosłowne znaczenie. Trzeba nie tylko się zbroić, ale przygotować się mentalnie i gospodarczo nie do katastrofy, a do odparcia potencjalnego zagrożenia. I z tego punktu widzenia oceniać szanse i zagrożenia również dla polskiej gospodarki.

Krzysztof Przybył prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”

Cud, czyli porozumienie ponad podziałami

Mamy kolejny rok wyborczy – wyborów samorządowych i wyborów do Parlamentu Europejskiego – więc politycy nie zmarnują żadnej okazji, by podkreślić, jak im na sercu leży silna, także militarnie, Polska. Ale w tym przypadku za deklaracjami idą konkrety – jak kolejne programy zbrojeniowe, jak kontynuacja dobrych inwestycji poprzedników, jak odrzucenie populistycznej narracji w sprawie realnego zagrożenia na granicy polsko-białoruskiej. Dobrze jest słyszeć, jak jednym głosem w sprawie zwiększenia nakładów na obronność państw NATO mówią i prezydent i rząd. Dobrze jest wiedzieć, że kierunek wzmacniania polskiej armii nie ulegnie zmianie. Jednak wzmacnianie obronności Polski to nie tylko i wyłącznie inwestycje w siłę militarną.

Łatwo jest wylać dziecko z kąpielą, w tym zaś przypadku albo niefrasobliwymi wypowiedziami wywołać panikę w społeczeństwie, albo odwrotnie, zaszczepić mimowolnie przekonanie, że eksperci przesadzają w swoich wypowiedziach i nie ma tak naprawdę powodów do niepokoju. Zamiast straszyć, należy wyjaśniać – że właśnie po to, aby groźba konfrontacji zbrojnej stała się jak najmniej prawdopodobna, trzeba przyjąć do wiadomości, że beztroskie dziesięciolecia spokoju już się skończyły.

Jeśli chcesz pokoju, inwestuj w gospodarkę

W tym kontekście należy również patrzeć na starania polskich przedsiębiorców o utrzymanie konkurencyjności rynku – czy to w obliczu unijnych wymogów klimatycznych, czy preferencji dla producentów ukraińskich. Finalną stawką ( ważną społecznie) nie jest to, jakie koszty poniesie branża rolno-spożywcza, lecz na ile silna i niezależna pozostanie polska gospodarka. Tak trzeba traktować również duże inwestycje infrastrukturalne. Oprócz pytania: kto ze szlaku komunikacyjnego / portu lotniczego / portu morskiego będzie korzystać i jak się to będzie bilansować trzeba dziś zawsze stawiać pytania o znaczenie takiej inwestycji w kontekście niezależności gospodarczej kraju i znaczenia militarnego.

U nas jeszcze takie pytania stawiane są nieśmiało, podczas gdy we Francji ministrowie otwarcie mówią o możliwości skorzystania z przepisów pozwalających rządowi na nacjonalizację ważnych zakładów przemysłowych. A przecież znad Bugu do Paryża jest o wiele dalej, niż do Warszawy. Także w Niemczech, po latach niezwykle zachowawczych w stosunku do Rosji, dyskutuje się już nie tylko o potrzebie odbudowy armii, ale i o tym, jak kryzys, w który weszła niemiecka gospodarka, może przełożyć się na pozycję państwa w przygotowaniu do potencjalnego konfliktu.

Co zmienią eurowybory?

Będąc pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej nie o wszystkim możemy decydować wyłącznie sami, bo wiele ważnych decyzji zapada na szczeblu wspólnotowym. Eurowybory mogą poważnie zmienić obecny układ sił w Parlamencie Europejskim. Z jakim skutkiem dla ważnych dla Polski obszarów? Zobaczymy. Niemniej rozdźwięk między Komisją Europejską a Parlamentem Europejskim może utrudnić realizację rozsądnej i potrzebnej Europie polityki. To zaś będzie problemem również dla naszego kraju i naszej gospodarki. Pytanie: jak polska klasa polityczna, i rządzący, i opozycja, będą potrafili się w takiej sytuacji odnaleźć? I, przede wszystkim, czy dla dobra wspólnego będą umieli razem wpływać na podejmowane na unijnym szczeblu decyzje?

Czas pokaże. Bądźmy dobrej myśli.

Źródło: Salon24

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze