e-wydanie

9.2 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia 2024

Fundusz, który okradł Polskę

FOZZ nie był pomysłem elit komunistycznej Polski ani jej służb specjalnych. I to również nie one były największymi jego beneficjentami.

W sobotę 8 września na warszawskim lotnisku wylądował rejsowy samolot z Chicago. Wśród pasażerów znajdował się Dariusz Przywieczerski, niegdyś jedna z kluczowych postaci w Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ( FOZZ), pod którego szyldem okradano Polskę. Przywieczerski swoją karierę zaczynał w czasach głębokiego PRL. Pracował m.in. w Biurze Organizacyjnym Komitetu Centralnego PZPR, w Centrali Handlu Zagranicznego „Paged”, a także na wielu placówkach dyplomatycznych. Zaliczał się więc do prawdziwej arystokracji komunistycznej Polski.

Jednak wielką karierę zaczął robić, gdy został dyrektorem firmy Uniwersal (1985), a potem doradcą szefa Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ( FOZZ) Grzegorza Żemka (1989). To właśnie z FOZZ wyprowadzono gigantyczne pieniądze, których los do dzisiaj pozostaje nieznany. Za działalność w FOZZ Przywieczerskiego skazano dwukrotnie. W marcu 2005 r. został uznany za winnego wyprowadzenia z FOZZ ponad 0,5 miliona dolarów przez Sąd Okręgowy w Warszawie, który orzekł karę 3,5 roku więzienia.

Przywieczerski do kryminału nie trafił, bo zaraz po ogłoszeniu wyroku zniknął z Polski. Kilkanaście miesięcy później Sąd Apelacyjny w Warszawie złagodził wyrok do 2,5 roku. W 2009 r. Sąd Okręgowy w Warszawie za wyprowadzenie z FOZZ kolejnego miliona dolarów skazał Przywieczerskiego ponownie na taką samą karę (2,5 roku). Potem jednak został wydany wyrok łączny 3,5 roku więzienia. Tyle że wtedy Przywieczerski był już w USA.

W 2006 r. Polska wystąpiła z wnioskiem ekstradycyjnym. Amerykanie jednak wielokrotnie odmawiali jego realizacji, domagając się od strony polskiej uzupełniania przedkładanych dokumentów. W rezultacie sprawa ekstradycji przeciągała się o kolejne lata. W pewnym momencie wydawało się nawet, że nic z niej nie wyjdzie. Dopiero gdy prezydentem został Donald Trump, pojawiła się nadzieja na to, że Przywieczerski zostanie w końcu wydany. Taką obietnicę mieli nawet złożyć urzędnicy Departamentu Stanu podczas wizyty amerykańskiego prezydenta w lipcu 2017 r. w Warszawie.

Mijały jednak kolejne miesiące i nic się nie wydarzyło. Prawdziwy przełom nastąpił dopiero w październiku 2017 r., gdy Przywieczerski został aresztowany przez sąd w Tampie na Florydzie. Nasz resort sprawiedliwości spodziewał się, że do przekazania Przywieczerskiego polskim władzom dojdzie już w lutym br. Jednak okazało się, że procedury ekstradycyjne, jakie mamy ze Stanami Zjednoczonymi, nie są wcale takie szybkie. Dlatego sprawa przeciągnęła się o kolejne kilka miesięcy.

Dopiero w ubiegłym tygodniu Przywieczerski stanął ponownie na polskiej ziemi. Tym razem już w towarzystwie eskortujących go przedstawicieli organów ścigania. Trafił do aresztu na warszawskim Służewcu, w którym został objęty całodobowym nadzorem. W ciągu dwóch tygodni specjalna komisja penitencjarna ma ostatecznie zdecydować, w którym zakładzie karnym zostanie osadzony. Sąd Okręgowy w Warszawie, po przeanalizowaniu amerykańskich akt sprawy, zadecyduje też o tym, czy w poczet orzeczonej mu przed laty kary zostanie zaliczony okres pobytu w amerykańskim areszcie.

Historia FOZZ

FOZZ został powołany na mocy ustawy z 15 lutego 1989 r. przez Sejm PRL IX kadencji. Ustawa została przyjęta w czasie, gdy od tygodnia trwały obrady Okrągłego Stołu, przy którym zasiedli reprezentanci komunistycznych władz i Solidarność. Przedstawiciele opozycji nawet nie zwrócili uwagi na to, że w czasie gdy toczyły się obrady, gładko przeprowadzono powstanie Funduszu.

Również po zakończeniu obrad Okrągłego stołu musiało minąć wiele miesięcy, zanim w ogóle zwrócono na niego uwagę. FOZZ miał niezależną od Ministerstwa Finansów osobowość prawną. Powierzono mu zadanie gromadzenia środków finansowych przeznaczonych na obsługę zadłużenia zagranicznego. W sytuacji głębokiego kryzysu finansowego, papiery dłużne PRL osiągały bardzo niskie ceny, Polska zaś przestała spłacać zagraniczne długi. Sytuacja wymagała zatem pilnych działań.

Sam pomysł nie był czymś zupełnie nowym, bo taki mechanizm od lat był stosowany na rynkach światowych. Ideę skupowania polskich zobowiązań miał podsunąć PRL-owskim decydentom Grzegorz Żemek. Miał on usłyszeć o takim rozwiązaniu, będąc w latach osiemdziesiątych dyrektorem Departamentu Kredytowego w Banku Handlowym w Luksemburgu, który w 1964 r. oficjalnie uzyskał monopol na obsługę transakcji polskiego handlu zagranicznego. Właśnie dlatego Bank Handlowy miał swoje filie za granicą (m.in. w Londynie, Nowym Jorku, Frankfurcie, Moskwie, Belgradzie, Wiedniu i Luksemburgu).

Gdy Żemek przedstawił pomysł skupowania polskiego długu szefom wojskowego wywiadu, ci od razu kupili ten plan. Propozycja Żemka została przedstawiona szefowi MSW gen. Czesławowi Kiszczakowi. To on wziął na siebie cały ciężar przekonania gen. Wojciecha Jaruzelskiego, od którego zdania zależały wówczas wszystkie decyzje w państwie.

Pomysł skupowania polskich długów trafił na korzystny grunt także z innego powodu. Sytuacja finansowa PRL była katastrofalna i dlatego Polska zmuszona była odmawiać wierzycielom spłaty swoich zobowiązań. To, siłą rzeczy, mocno komplikowało jej położenie międzynarodowe i relacje gospodarcze, zwłaszcza z krajami zachodnimi. Sugestia, że możliwe jest skupowanie polskiego długu i że należy stworzyć do realizacji tego celu odpowiednią instytucję, była więc bardzo ważnym argumentem. A jeszcze bardziej przekonywujące było to, że zobowiązania można wykupić za jedną dziesiątą ich wartości (każdy dolar długu kosztował 10 centów).

Był tylko jeden czynnik budzący wątpliwości. Wykupywanie długu przez Polskę i pozbawianie się w ten sposób zobowiązań, rażąco naruszało umowy z jej wierzycielami. Dlatego szybko pojawiła się koncepcja, aby cała operacja była prowadzona w tajemnicy i powinien zabezpieczyć ją wywiad PRL (Zarząd II LWP i Departament i MSW). Takie właśnie rozumowanie legło u podstaw skonstruowania ustawy powołującej do życia FOZZ. Do kierowania Funduszem dobrano odpowiednio wyselekcjonowanych ludzi.

Dyrektorem generalnym został Grzegorz Żemek, który jednocześnie był tajnym współpracownikiem wojskowego wywiadu (Zarządu II) o kryptonimie „Dik”. Z kolei członkami Rady Nadzorczej zostali: Janusz Sawicki, Dariusz Rosati, Grzegorz Wójtowicz, Zdzisław Sadowski, Jan Wołoszyn i Jan Boniuk. Wszyscy wymienieni albo od dawna byli tajnymi współpracownikami służb wojskowych lub cywilnych, bądź też cieszyli się ich pełnym zaufaniem. Kadra FOZZ dawała zatem gwarancję nie tylko na zachowanie tajemnicy, lecz także zapewniała możliwość sterowania jego działaniami przez wywiad.

Już po kilku miesiącach działalności Funduszu okazało się, że wykup polskiego długu nie jest głównym celem jego działalności. Na ten cel FOZZ przeznaczał jedynie drobny ułamek wszystkich środków, jakimi wówczas obracał. Jak wynikało bowiem z jego bilansów, w latach 1989–1990 otrzymał on na swoje zadania ok. 1,7 mld USD. Jednak na swoje ustawowe cele wydał jedynie 69 mln dolarów, nabywając przy tym dług o nominalnej wartości 272 mln dolarów.

Znikła nie tylko kasa samego FOZZ

Z FOZZ znikły nie tylko środki, jakie otrzymał on w ramach budżetowych dotacji. Fundusz w okresie swojej działalności starał się także pozyskiwać pieniądze z innych źródeł. Jedno z nich wydaje się szczególnie ważne w aspekcie strat finansowych, jakie ponosiło polskie państwo. Otóż obiektem „konsumpcji” stały się dla FOZZ środki dewizowe, jakimi dysponowały wówczas Centrale Handlu Zagranicznego (CHZ), które w czasach PRL odpowiadały za całość wymiany handlowej polskich przedsiębiorstw z zagranicznymi kontrahentami. FOZZ przyjmował środki dewizowe CHZ-ów w depozyt, zastępując w tej roli instytucje uprawnione do obrotu walutami zagranicznymi. Najważniejszą z nich był Bank Handlowy.

Jednak w drugiej połowie lat 80. część uprawnień zarezerwowanych dla Banku Handlowego otrzymały także Bank Rozwoju Eksportu (BRE) oraz Pekao S.A. Wszystkie z nich były ściśle kontrolowane przez komunistyczne służby specjalne. Krótko mówiąc, FOZZ przyjmując od CHZ depozyty dewizowe, zastępował te banki w roli, jaką im przypisano w istniejącym w PRL systemie obrotu walutami zagranicznymi. Studiując dokumentację finansową FOZZ, można zorientować się, że istniały dwa zasadnicze mechanizmy przyjmowania tych depozytów.

Pierwszy z nich polegał na przyjmowaniu przez FOZZ w depozyt dewiz, posiadanych przez CHZ (konkretnie rzecz biorąc „prawa do dewiz”, gdyż w systemie komunistycznym ani podmioty gospodarcze, ani osoby fizyczne nie mogły posiadać oficjalnie obcych walut, były zobligowane do deponowania ich na kontach w Banku Handlowym). W miejsce wstawionych w depozyt dolarów czy marek, FOZZ udzielał CHZ-om kredytów złotówkowych (środki na ten cel brał z dotacji budżetowej, które miały służyć skupowaniu polskiego długu). Przy późniejszej spłacie przyjętych przez FOZZ depozytów w przytłaczającej większości przypadków depozytodawcy zwracano jedynie złotówki, a nie „wstawione” do FOZZ waluty. Oczywistym zyskiem FOZZ było zachowanie twardej waluty (przeważnie dolarów lub marek zachodnioniemieckich), zamiast podlegających wówczas hiperinflacyjnej dewaluacji złotówek.

W przypadku drugiego mechanizmu, znacznie bardziej uproszczonego, FOZZ „przyjmując” depozyty dewizowe należące do CHZ, wypłacał im po jakimś czasie, w ramach zwrotu należności złotówki (ze środków publicznych). W rzeczywistości FOZZ nie przejmował tych pieniędzy, ale odgrywał rolę swoistego pośrednika, instruując CHZ-y, na jakie konta CHZ mają przelać będące w ich dyspozycji waluty. Zazwyczaj konta te należały do osób powiązanych z komunistycznym wywiadem. W ten sposób przejmowały one wypracowane ze środków publicznych waluty obce. Budżet naszego państwa płacił więc za takie operacje podwójnie.

Gdzie podziała się kasa?

Gdzie zatem podziały się pieniądze, które gromadził i którymi dysponował FOZZ w okresie swojej działalności? Na to pytanie do dzisiaj trudno jest wyczerpująco odpowiedzieć, bo przestępczych mechanizmów służących wyprowadzaniu środków finansowych w przypadku FOZZ było naprawdę wiele. Niektóre z nich pomimo wielu procesów osób kierujących Funduszem i wyroków, jakie w nich zapadły (oprócz Dariusza Przywieczerskiego skazano m.in. Grzegorza Żemka, Janinę Chim, Zbigniewa Olawę, Krzysztofa Komornickiego, Irenę Ebbinhaus) nie zostały nigdy dogłębnie zbadane.

Część środków FOZZ w formie nieoprocentowanych kredytów popłynęła do firm „współpracujących” z Funduszem. Zazwyczaj były to firmy blisko powiązane ze służbami specjalnymi (Zarząd II, Departament I MSW). Wiele z nich zarejestrowanych było na ich tajnych współpracowników. W ten właśnie sposób otrzymywały one do dyspozycji środki w formie darmowych kredytów i dotacji kapitałowych. Warto podkreślić, że miało to miejsce w czasie, gdy koszta kredytów bankowych były w Polsce tak duże, że tysiące polskich firm, które nie miały „parasola” komunistycznych służb specjalnych, doprowadzały do bankructwa.

Bardzo ciekawym przypadkiem jest tutaj grupa spółek (Agri International, Finagro, Claeys Luck International) wchodzących w skład działającego we Francji Claeys Luck Int. Finagro Holding – Agri Int. Wszystkie z nich spina osoba obywatela Francji Philippa Claeyesa, tajnego współpracownika wojskowego wywiadu (Zarządu II) pozyskanego na początku lat osiemdziesiątych. Firmy te zajmowały się m.in. nielegalnym handlem bronią (m.in. z Libią, Irakiem), co przynosiło im krociowe zyski.

Jak ustalili kontrolerzy NIK, tylko na ich działalność z kasy FOZZ w różnej formie (nie tylko kredytów), poszło co najmniej 33 mln 700 tys. USD. Zapewne i ta kwota jest tylko częścią tego, co popłynęło z FOZZ, bo dokumentacji na ten temat zachowało się bardzo niewiele.

Pieniądze z FOZZ poszły także na inne cele. Jednym z nich było dokończenie budowy jamburskiej magistrali gazowej, która uzależniła gospodarczo Polskę od Kremla. Jej budowa była rezultatem podpisanej 29 stycznia 1987 r. w Moskwie dwustronnej umowy o współpracy pomiędzy władzami PRL i Związku Sowieckiego. Umowa była początkiem praktycznej realizacji tzw. strategii Falina (Paweł Falin był szefem Wydziału Europy Wschodniej w Komitecie Centralnym KPZR). Zakładała ona utrzymanie politycznych wpływów w Europie Środkowo Wschodniej przez Związek Sowiecki. Do realizacji tego celu potrzebne było zbudowanie dodatkowych rurociągów i gazociągów do krajów środkowoeuropejskich. Polska była oczywiście najważniejszym z nich, bo przez jej terytorium mogły pobiec najważniejsze nitki przesyłowe rosyjskiego gazu.

I dokładnie taką nitką miała być jamburska magistrala. Na podstawie zawartej 29 stycznia 1987 r. umowy, strona polska miała zbudować odcinek od złoża gazowego w Jamburgu do granic Polski, natomiast Rosjanie mieli spłacić koszt tej budowy dostarczonym gazem. Ta ogromna inwestycja w warunkach katastrofalnego stanu, w jakim znajdowała się wówczas PRL-owska gospodarka, była wyzwaniem nie do udźwignięcia. Dlatego też szybko pojawiły się opóźnienia w realizacji tej inwestycji. Tymczasem Kreml coraz mocniej naciskał na Polskę, aby za wszelką cenę dokończyć całą budowę. W takiej sytuacji zaistniała pilna potrzeba wyasygnowania dodatkowych środków na realizację tego celu. I dlatego pieniądze, jakimi dysponował FOZZ, okazały się „na wagę złota”.

De facto Fundusz został więc gwarantem ukończenia gazociągu. Z jego kasy wypłacano pieniądze, które przeznaczono na kolejne raty kredytu na dokończenie budowy. Łącznie w latach 1989–1990 wypłaty te sięgnęły prawie 1,5 bln złotych, co stanowiło wówczas równowartość prawie 158 mln USD. W ten sposób uzależniliśmy swoją gospodarkę od dostaw rosyjskiego gazu. I minie jeszcze wiele lat, zanim odzyskamy swoją energetyczną suwerenność. Tak czy inaczej, FOZZ odpowiada za ten stan rzeczy.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze