15.8 C
Warszawa
środa, 3 lipca 2024

UKRAIŃSKIE DYLEMATY ZACHODU

Silna militarnie Polska stanie się jednym z głównych państw europejskich, od którego w dużym stopniu będzie zależała też obrona sąsiadów.

Andrzej Derlatka

20 maja zakończyła się kadencja prezydenta Ukrainy Zełenskiego. Głową państwa do czasu kolejnych wyborów formalnie ma zostać przewodniczący parlamentu Rusłan Stefanczuk, profesor prawa, bliski współpracownik Zełenskiego, w przeszłości jego doradca i główny ideolog rządzącej partii Sługa Narodu. Gwarantować to może utrzymanie wpływu Zełenskiego oraz jego ekipy na sprawowanie władzy w okresie przejściowym. Nie wiadomo, jak długo może on trwać, bo organizowanie wyborów w kraju toczącym wojnę o przetrwanie, kompletnie zdewastowanym i zdezintegrowanym jest niezwykle trudne. Nie jest to dobry moment na wybory i zmianę przywództwa kraju. Ważne jest jednak oczekiwanie społeczeństwa ukraińskiego, dla którego konstytucja i legitymizacja władzy są podstawą utrzymania istnienia kraju i jego jedności. Do tego pozycja Zełenskiego mocno osłabła. Przestał być podziwianą „gwiazdą” na politycznych salonach świata, która jest w stanie „wszystko” załatwić dla Ukrainy. Zderzył się z realiami polityki międzynarodowej, w której interesy państw niekonieczne są tożsame, a nawet zbieżne z interesami Ukrainy. Pogłębiająca się słabość Ukrainy obnażyła rosnącą zależność od pomocy Zachodu. Z drugiej strony Zełenski zbyt łatwo oskarża Zachód o porażki Ukrainy, które w głównej mierze mają przyczyny w Ukrainie: „To wina całego świata. Dali Putinowi możliwość zorganizowania okupacji. Ale teraz świat może pomóc”.

Koniec kadencji skłania do posumowania sytuacji, w jakiej znalazła się Ukraina. Stan państwa uniemożliwia nie tylko przeprowadzenie wiarygodnych wyborów, ale wskazuje na pogłębiający się kryzys egzystencjalny. Ogromna przewaga Rosji w toczonej wojnie na wyniszczenie pozwala jej spokojnie czekać na załamanie się państwa ukraińskiego i jego rozpad. Na linii frontu Rosja ma teraz niemal trzykrotną przewagę w ludziach i sprzęcie. O ile Rosjanie są w stanie niemal dowolnie powiększać tę przewagę, o tyle Ukraińcy mają kolosalne problemy, by budować adekwatną zaporę. Armii brakuje ok. 500 tys. nowych żołnierzy, których część zluzowałaby tych obrońców, którzy przebywają na linii frontu od 2022 r. Miano ogłosić mobilizację, ale parlament zdecydował, że zamiast pół miliona żołnierzy – powołanych będzie jedynie 150 tys. Politycy boją się buntu obywateli, którzy masowo odmawiają powołań do wojska. Nasilają się ucieczki za granicę. Próba przymusowej rekrutacji uciekinierów w krajach Unii, za pomocą szykan konsularnych, kończy się porażką na naszych oczach. O skali problemu świadczy to, że rząd szuka desperacko, wzorem Rosji, rekrutów w więzieniach. Liczą na ok. 16 tys. chętnych, ale więźniowie też odmawiają. Będzie dobrze, jak połowa z tej liczby się zgodzi. Ograniczenie mobilizacji oficjalnie motywowano potrzebami gospodarki. Ale gospodarka i tak przestanie istnieć, jeśli państwo upadnie.

Poza wrogiem na froncie Ukraina ma też innego, nie mniej groźnego – masową i powszechną korupcję. Sięga ona najwyższych szczebli władzy. Tylko kilka przykładów z ostatnich miesięcy. Usunięto ze stanowiska ministra obrony, bo okradał swoich żołnierzy. Aresztowano ministra rolnictwa, bo okradał państwo. Powszechne oburzenie w Ukrainie i wśród jej przyjaciół w świecie wywołała informacja, że od razu wpłacił astronomiczną kaucję – 2 mln dol. Gruchnęła kilka dni temu wieść, że najbliżsi urzędnicy Zełenskiego prowadzą lewe interesy paliwowe m.in. z węgierskim MOL. Rosjanie w obecnej ofensywie na Charków pokonali łatwo pierwszą linię ukraińskiej obrony, bo nie było fortyfikacji, które od marca miały być zbudowane. Zabrakło materiałów, w tym drewna, które rozkradziono. Jak jest w innych miejscach?

Tego nie da się ukryć przed swoim społeczeństwem, które reaguje na razie dystansowaniem się do swojego państwa i utratą woli walki w jego obronie. Może być gorzej. W czerwcu rozpoczynają się negocjacje akcesyjne Ukrainy do Unii Europejskiej. Już teraz wiadomo, że korupcja zaprzepaszcza jej szanse. Nie tyle samo zjawisko korupcji, ile brak chęci i umiejętności, by z nią walczyć. Nie tylko dla UE to zasadniczy problem. Donald Trump zapowiedział już teraz, że ponieważ państwo ukraińskie jest kompletnie przeżarte korupcją, dalsza pomoc USA będzie zrewidowana. Za wieloma przykładami korupcji stoi Rosja, która od wieków stosuje skryte (czasem per procura) korumpowanie elit innych państw do swoich celów. Już w siedemnastowiecznej I Rzeczpospolitej odnosiła ogromne sukcesy na tym polu zwłaszcza wobec możnowładców w Ukrainie. Paweł Jasienica w „Polskiej anarchii” w tym przede wszystkim upatruje przyczynę upadku Polski.

Symptomy kryzysu

Ukraina straciła w wojnie na rzecz Rosji ponad 20 proc. swojego terytorium i nadal traci. Utraciła około 40 proc. swoich obywateli z ponad 45 mln w 2010 r. do około 27 mln (wg Banku Światowego w momencie napaści Rosji w 2022 r. było ok. 38 mln). Propaganda rosyjska tryumfalnie ogłosiła, że około 7 mln obywateli Ukrainy uzyskało obywatelstwo rosyjskie na terenach okupowanych. Dołączyli do ok. 3 mln Ukraińców zamieszkujących Rosję przed agresją, w znacznej części emigrantów zarobkowych. Od 2014 r. kierunek emigracji zarobkowej stopniowo się zmieniał na rzecz Unii Europejskiej. Tylko część imigrantów formalizowała charakter pobytu, pozyskując karty stałego pobytu. Według danych Eurostatu, na koniec 2021 r. Ukraińcom wydano ich w całej Unii 1,57 mln. Polska przyznała 651 tys. kart pobytu (szacuje się, że razem z pobytami nierejestrowanymi było u nas ok. 2 mln. Ukraińców), Włochy 230 tys., Czechy 193 tys., zaś Niemcy 83 tys.

Napaść Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. spowodowała również katastrofę demograficzną. Według danych ONZ (UNHCR) w pierwszych miesiącach wojny z Ukrainą wyjechało 8,2 mln ludzi, a ok. 8 mln zostało wewnętrznie przesiedlonych. Część powróciła z zagranicy, część wyjechała do Kanady i USA. Eurostat wskazuje, że nadal w marcu 2023 r. w UE przebywało ok. 4 mln Ukraińców objętych ochroną tymczasową – najwięcej w Niemczech 1,03 mln, Polsce 994 tys. (co daje łącznie ok. 3 mln Ukraińców u nas) i w Czechach 448 tys. Spośród krajów pozaunijnych dominuje Kanada, gdzie zamieszkuje liczna ukraińska diaspora. Przyjęto tam 730 tys. uchodźców. Do USA przybyło ich około 100 tys. Na to nakłada się kryzys zastępowalności pokoleń. W 2022 r. na Ukrainie urodziło się o jedną trzecią mniej dzieci niż rok wcześniej i stan ten stale się pogarsza. Obecnie to jeden z najgorszych wyników w świecie.

Słabość Ukrainy wynikającą ze stosunku sił z biznesową skrupulatnością, z grubsza prawdziwie, posumował 15 maja br. na konferencji w Berlinie Michaił Chodorkowski: „Rosja wydaje na wojnę około 120 miliardów dolarów rocznie, co stanowi 5,4 proc. rosyjskiego PKB wynoszącego 2,2 tryliarda dolarów – przy czym najczęściej używany rosyjski pocisk kosztuje około 500 dolarów”. Europejska pomoc dla Ukrainy w ciągu dwóch lat wyniosła 88 miliardów dolarów, czyli około 0,25 proc. unijnego PKB, przy czym pociski kosztują od 5 tys. do 8 tys. dolarów. Oznacza to, że jeśli uwzględnimy wkład amerykański, Putin przewyższa produkcję Zachodu co najmniej 2,5:1. Na początku wojny populacja Rosji wynosiła 142 miliony w porównaniu z 40 milionami Ukrainy – stosunek około 3,5:1. Teraz, dwa lata później, ten stosunek wynosi 7:1. Jego zdaniem Ukraina straci Charków do końca roku, Odessę do połowy 2025 roku. A do połowy 2026 przejdzie w wojnę partyzancką. Na szczęście wojna to nie tylko matematyka i ekonomia. Gra rolę wiele innych czynników jak m.in. wola walki, której niestety Ukraińcom zdaje się zaczyna brakować, a także geniusz dowódczy, którego zabrakło w czasie ukraińskiej kontrofensywy w połowie ubiegłego roku. Według Chodorkowskiego kraje zachodnie muszą znacznie zwiększyć wsparcie dla Kijowa. Inaczej wojna zacznie układać się po myśli Moskwy. Brak pomocy USA przez około 8 miesięcy spowodował poważne problemy w zaopatrzeniu w amunicję i rakiety przeciwlotnicze. Pomoc europejska zaspokaja jedynie połowę potrzeb (na szczęście Europie udało się zaspokoić „głód amunicji” dzięki inicjatywie czeskiej). Sytuację tę wykorzystali Rosjanie. Według „The Washington Post” zdobyli w tym roku więcej terenów, niż Ukraina wyzwoliła w ubiegłym. W okresie od czerwca do grudnia 2023 roku siły ukraińskie zdołały odbić 515 km kwadratowych terytorium, tymczasem od początku kwietnia bieżącego roku, siły rosyjskie przejęły kontrolę nad obszarem o powierzchni 761 km kwadratowych. Rosja była w stanie przesuwać swoje siły do przodu, atakując wiele punktów wzdłuż linii frontu o długości 966 km.

Plany Rosji

Armia rosyjska w Ukrainie jest jednak mocna przede wszystkim słabością swojego przeciwnika. O ile Rosjanom nie brakuje ludzi, to mają liczne problemy z wyposażeniem. Większość jednostek frontowych nadal ma do dyspozycji 40-50 proc. etatowo przewidzianych czołgów i wozów bojowych. Główna przyczyna to niedowład organizacyjny i korupcja. To jest wojna dwóch głęboko skorumpowanych państw, co ma wpływ na dynamikę walk z obu stron. Zarzuty korupcyjne stały za sensacyjnymi zmianami w rosyjskim MON. Najpierw aresztowano wiceministra, potem zdjęto ministra Szojgu, którego nie był w stanie ruszyć Prigożyn. Według rosyjskiego „Transparency International” premie korupcyjne w rosyjskiej armii i przemyśle zbrojeniowym za czasów Szojgu pożerały nawet 80 proc. oficjalnych wydatków. Misją jego następcy Biełousowa będzie poprawa efektywności działań MON, armii i całej gospodarki wojennej, zdynamizowanie produkcji zbrojeniowej, wprowadzanie nowatorskich rozwiązań i nowych rodzajów broni. Uchodzi za nieprzekupnego. To nie za dobra wiadomość dla Ukrainy i Zachodu.

Dynamika rozwoju wydarzeń wskazuje, że Rosja nie ma odwrotu i musi wygrać wojnę, którą wywołała. Stawką jest przetrwanie (fizyczne) Putina i jego ekipy. W tej „wygranej” nie chodzi już o „wyzwolenie całej Ukrainy”. Nawet Miedwiediew nie pisze już o debanderyzacji i denazyfikacji Ukrainy, a o uczynieniu z niej w całości „strefy buforowej” (Miedwiediew dolicza do strefy też „część Polski”). Jednocześnie w enuncjacjach kremlowskich oficjeli ponawiany jest zarzut, że to „Ukraina nie chce rokowań pokojowych”. Wygląda to na budowanie przez Rosję pozycji negocjacyjnej. Nic nie wskazuje na to by Rosja miała zrezygnować ze zdobycia całej Noworosji (okręgi: doniecki, chersoński, odeski i charkowski), a w przyszłości i Małorosji (reszta Ukrainy). Rosjanie są uparci i cierpliwi. Rosja carska realizowała „zbieranie ziem ruskich” drogą licznych wojen i podbojów, przerywanych rozejmami i układami „pokojowymi”, konsekwentnie przez kilkaset lat (1514 – 1795) kosztem Litwy i Polski.

Dalekosiężnymi celami Rosji jest odzyskanie strefy wpływów w obszarach postradzieckich. Klęska strategiczna wojsk rosyjskich w obecnej fazie wojny w Ukrainie oraz antyrosyjska postawa Zachodu pokazują, że jest to raczej program na dziesięciolecia, o ile nie na setki lat, tak jak program „zbierania ziem ruskich”. W wywiadzie dla agencji Xinhua, przed wizytą w Pekinie, Putin ponownie potwierdził żądania gwarancji bezpieczeństwa z ultimatum z 17 grudnia 2021 r. Uściślił, że chodzi dwa układy o bezpieczeństwie: ze Stanami Zjednoczonymi i państwami członkowskimi NATO. Ich sens sprowadza się do trzech spraw: kontroli strategicznej Rosji nad tzw. przestrzenią postradziecką, stworzenia buforowej strefy bezpieczeństwa w Europie Środkowej oraz likwidacji obecności wojskowej Stanów Zjednoczonych w Europie. Kreml przez rozmowy z Zachodem rozumie kapitulację Ukrainy i nowy „wielobiegunowy ład bezpieczeństwa międzynarodowego”. Jest on również w centrum zainteresowania Chin.

Co zrobi Zachód?

Rozgoryczony Zełenski uważa, że „Zachód chce zwycięstwa Ukrainy, ale takiego by Rosja nie poniosła klęski”. Faktem jest, że Ukraina nie otrzymuje pomocy militarnej w takim rozmiarze i takiego rodzaju, by pokonać wojska rosyjskie i przywrócić suwerenność na terytoriach okupowanych. Taka możliwość została zaprzepaszczona przez Ukrainę w wyniku niepowodzenia jej kontrofensywy w połowie ubiegłego roku. Ukraina tłumaczy to brakiem wystarczającego wsparcia z Zachodu, a zachodni eksperci wojskowi wskazują na błędy w dowodzeniu ukraińskiego dowództwa. Obecnie jest jasne, że ani Ukraina, ani Rosja nie są w stanie wygrać tej wojny.

W Unii Europejskiej i NATO „po cichu” dyskutuje się o cesjach terytorialnych Ukrainy na rzecz Rosji, jako podstawie ewentualnego rozejmu. O ile ponad rok temu taka sugestia z ust czołowego amerykańskiego biznesmena Elona Muska, mocno tkwiącego w amerykańskim establishmencie i przedyskutowana z politykami, wywołała skandal i odcinanie się światowych polityków, o tyle identyczny co do meritum postulat prezydenta Czech Petra Pavla sprzed paru dni już nie wywołuje sensacji. Oznacza to, że jest to rodzaj politycznego „balona próbnego” uzgodnionego w NATO. Europa nie jest gotowa na wojnę, co pokazują niekiedy histeryczne reakcje na propozycję prezydenta Macrona wysłania wojsk do Ukrainy. Rozejm dałby kilka lat na poprawienie systemów obronnych i wzmocnienie europejskich sił zbrojnych.

Jakikolwiek rozejm jest kompromisem i będzie też niekorzystny zwłaszcza dla Ukrainy. Linia rozejmowa nie musi przebiegać wzdłuż obecnej linii frontu. Rosja może np. zażądać wycofania wojsk ukraińskich za Dniepr, jako warunku zawarcia rozejmu. Trzeba to wynegocjować. Ponadto Rosja nadal będzie niepokonana oraz będzie konsekwentnie przygotowywała się do realizacji swoich strategicznych planów. Oznacza to wzrost jej potęgi militarnej oraz narastanie zagrożeń zwłaszcza wobec krajów Europy Środkowej i państw bałtyckich, w tym Polski przez następne lata.

Implikuje to konieczność odpowiedniego przygotowania się na ewentualną agresję.

Kraje bałtyckie budują fortyfikacje wzdłuż granic Rosji i Białorusi. Z podobnym programem startuje Polska. Należy jednak mieć na uwadze, że fortyfikacje linii Maginota nie obroniły Francji. Konieczne jest też radykalne zwiększenie potencjału sił zbrojnych, którego początek dał poprzedni rząd, a obecny kontynuuje. Konieczne jest wejście Polski do programu NATO nuclear sharing, co miałoby walor odstraszania korzystny też dla sąsiadów Polski. Konieczne jest pozyskanie nowych rodzajów broni o wielkiej sile rażenia tzw. Polskich Kłów w celu skuteczniejszego odstraszania (np. rakiet balistycznych dalekiego zasięgu). Konieczna jest rozbudowa polskiego przemysłu obronnego, zwłaszcza w zakresie wsparcia polskich sił zbrojnych na wypadek zablokowania przez wroga linii zaopatrzenia (obecnie prowadzą przez oceany z USA i Republiki Korei). Konieczne jest przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej i odbudowa rezerw.

Rządzący słusznie zauważyli, że przysłowie „jeśli umiesz liczyć – licz na siebie” ma tu odpowiednie zastosowanie. Nasz wysiłek jest składową wysiłku NATO. Silna militarnie Polska stanie się jednym z głównych państw europejskich, od którego w dużym stopniu będzie zależała też obrona sąsiadów. Znacząco wzrośnie znaczenie polityczne Polski. Na pytanie skąd środki – odpowiadam. Jesteśmy bogatym, szybko rozwijającym się państwem. Ponadto możemy użyć wreszcie uśpionych zasobów surowcowych: jednych z największych w świecie nieeksploatowanych złóż miedzi i metali towarzyszących w rejonie Nowej Soli oraz wielkich złóż żelaza, wolframu i innych metali w rejonie Suwałk (właśnie powrócono do szacowania tych złóż). Wreszcie.

Najnowsze