0.3 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Libia na skraju wojny domowej. Awantura o wpływy

Trwa walka o bank centralny Libii. W tle złoża ropy, duże pieniądze, porwania i rosyjskie aktywa lokowane w tym kraju. Sytuacji przyglądają się międzynarodowe organizacje, które tym razem kreślą czarne scenariusze. Czy Libii grozi trzecia wojna domowa?

Magda Groń

Przypomnijmy, że Libia to państwo w Afryce Północnej położone nad Morzem Śródziemnym, graniczące m.in. z Egiptem i Tunezją. Około 90 proc. tego kraju stanowią pustynie. Libię zamieszkuje ok. 7 mln osób – głównie Arabowie, a dominującą religią jest tu islam. Miasto będące największym ośrodkiem przemysłowym i głównym portem to Trypolis (stolica). Podstawowym bogactwem Libii i głównym towarem eksportowym tego kraju jest ropa naftowa, dostarczająca ok. 80 proc. dochodu narodowego.

Libią targają konflikty wewnętrzne od 2011 r., czyli od chwili zabicia dyktatora tego kraju  – Muammara Kaddafiego. Tzw. pierwsza wojna domowa wybuchła i zakończyła się jeszcze w 2011 roku. Z kolei „druga” – trwała od 2014 do 2020 roku. Jedną stroną konfliktu była Izba Reprezentantów (i rząd w Tobruku) wspierana m.in. przez Egipt i Zjednoczone Emiraty Arabskie, a także Rosję i Jordanię. Po drugiej stronie pojawiły się Powszechny Kongres i rząd w Trypolisie, wspierane m.in. przez Turcję. W 2020 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych poinformowała o osiągnięciu rozejmu pomiędzy zwaśnionymi stronami.

Ostatecznie kraj został podzielony na dwie strefy wpływów – uznaną przez ONZ część z siedzibą w Trypolisie i drugi obóz – znajdujący się na wschodzie kraju (Bengazi), wspierany przez libijskiego watażkę generała Khalifę Haftara, zwolennika Władimira Putina.

Teraz sytuacja staje się jednak coraz bardziej napięta.

Awantura o bank

Bank centralny Libii jest jedynym depozytariuszem dochodów z ropy naftowej w tym kraju i tylko on jest uznawany przez międzynarodowe organizacje.

Tymczasem 18 sierpnia światowe media poinformowały, że bank centralny Libii zawiesił wszystkie transakcje w związku z porwaniem jednego z pracowników. Bank wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że stanowczo potępia porwanie Musaba Msallema, dyrektora departamentu technologii informacyjnych tej placówki. Wskazano, że mężczyzna został porwany ze swojego domu przez niezidentyfikowaną grupę, a innym pracownikom banku grożono porwaniem. Bank wezwał do zaprzestania tego typu praktyk i ogłosił wstrzymanie wszystkich prac i transferów do czasu uwolnienia z rąk porywaczy Musaba Msallema. Dodajmy, że kilka dni przed porwaniem, według lokalnych mediów, bank mieli oblegać uzbrojeni mężczyźni. Bank wznowił już działalność, ale to nie rozwiązuje problemu, bowiem trwają próby wymuszenia rezygnacji gubernatora banku Seddika al-Kabira, który pełni swoją funkcję od 2012 roku i jest wspierany przez m.in. Wielką Brytanię i USA.

Po zawieszeniu działalności banku libijska Rada Prezydencka sama postanowiła odwołać z funkcji al-Kabira, a na gubernatora mianować Mohameda Abdula Salama al-Shukriego. Na stronie banku pojawiło się jednak oświadczenie, że Kabir zostaje, bo działania podjęte przez Radę Prezydencką są „nieuprawnione, nieważne i sprzeczne z prawem”.

Sprawy libijskie monitoruje też proizraelski Instytut Waszyngtona.

– Polityczna i dosłowna walka o czołową instytucję finansową Libii może umożliwić Rosji cieszenie się łupami wojennymi bez konieczności walki – ocenia analityk instytutu Ben Fishman.

Zdaniem analityka rosyjskie finanse to główny problem trwającej awantury o bank, bo libijski watażka, generał Khalifa Haftar, ma pełne poparcie Rosji i to właśnie on walczy o wpływy w banku centralnym z gubernatorem al-Kabirem.

Dodajmy, że gubernator Kabir ma dużą swobodę w finansowaniu programów politycznych. Jak zaznaczają analitycy Instytutu Waszyngtona: „Jeśli Kabir zostanie zmuszony do odejścia pod presją Haftara, może to obrócić niektóre ze znacznych rezerw Libii na Moskwę”.

Przypomnijmy, że pod koniec kwietnia bank centralny Libii potwierdził i zaprezentował fałszywe banknoty na kwotę ok. 10 dolarów, oskarżając o ten proceder Haftara i Rosję. Do nielegalnego druku miało dochodzić na terenie Bengazi, gdzie urzęduje generał Haftar wspierany przez rosyjskich najemników.

Jak z kolei czytamy na stronie Europejskiej Rady Stosunków Dyplomatycznych:

„Jeśli ten krach nie zostanie zażegnany, nie tylko uderzy to w europejską migrację i interesy energetyczne, ale pomoże w umocnieniu rywali w pobliżu europejskich wybrzeży, zaostrzy regionalne kryzysy i stworzy flotę nieprzewidzianych konsekwencji”.

Przypomnijmy, że brytyjska prasa informowała niedawno, że Rosja będzie próbowała zdestabilizować Europę poprzez kontrolowanie szlaków migracyjnych, zwiększenie ilości migrantów z Afryki. Szlak ten, zdaniem brytyjskiej prasy ma się odbywać z regionu Afryki Subsaharyjskiej do Libii, a następnie dalej – do Unii Europejskiej.

Europa odpuściła Libię?

Sytuacją w Libii zainteresowani są również unijni urzędnicy – m.in. szef dyplomacji UE Josep Borrell, który w sierpniu wziął udział w konferencji „Quo Vadis Europa?”, organizowanej przez Międzynarodowy Uniwersytet Menéndez  Pelayo w Santanderze w Hiszpanii. Jego wypowiedzi na temat Libii były szeroko komentowane w mediach w krajach arabskich i północnej Afryce. Podczas wystąpienia ocenił bowiem, że miejsce Europejczyków w Libii zastąpiła Rosja i Turcja.

 – Powinniśmy się martwić o to, co się dzieje w Afryce. Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Brukseli, Francuzi i Włosi byli w Libii. Nie zawsze byli w harmonii, ale byli obecni. Dziś w Libii nie ma już Europejczyków – tylko Turcy i Rosjanie – powiedział i dodał, że w zasadzie libijskie wybrzeże zostało już zdominowane przez Turcję i Rosję.

 – To nie jest porządek śródziemnomorski, który sobie wyobrażaliśmy – skomentował.

FMC27news