Jeśli zabraknie bioróżnorodności, może zabraknąć nas. Fundacja XBW podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu
Bioróżnorodność jest warunkiem nie tylko rozwoju zdrowego biznesu, jest też niezbędna do przetrwania ludzkości. Jest przy tym, o czym się zapomina, sprzęgnięta ze zmianami klimatycznymi. To tylko dwa z wniosków, które można wysnuć z debaty „Bioróżnorodność. Jeśli jej zabraknie, może zabraknąć także nas”. Debata odbyła się 5 września br. podczas XXXIII Forum Ekonomicznego w Karpaczu.
Czy możliwy jest kompromis pomiędzy bioróżnorodnością a biznesem? Jak wyglądają te relacje i czy nie jest czasem tak, żeby aby biznes mógł przetrwać, to musi zadbać o bioróżnorodność? Jak można skutecznie działać na rzecz różnorodności biologicznej? Na te m.in. pytania szukali odpowiedzi uczestnicy panelu: Esa Nikunen, Dyrektor Generalny Usług Środowiskowych w Helsinkach, Rebecka Le Moine – szwedzka polityk, posłanka do Rikstagu, Miljöpartiet de Gröna; Małgorzata Golińska, poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, Dariusz Gatkowski, doradca Zarządu ds. Różnorodności Biologicznej, Fundacja WWF Polska.
Debatę moderowała Urszula Jóźwiak, prezeska Zarządu Fundacji im. XBW Ignacego Krasickiego, ekspertka Instytutu ESG.
– W liczącej 17 pkt strategii Komisja Europejska wzywa państwa członkowskie do objęcia ochroną co najmniej 20 proc. swoich terenów lądowych i wodnych do 2030 r., w tym objęcia ścisłą ochroną lasów pierwotnych. Czy taka intensyfikacja jednak jest możliwa? Jaka jest skala problemu? Ile gatunków zagrożonych jest wyginięciem? W jaki sposób biznes zależy od przyrody i dlaczego odtworzenie bioróżnorodności jest tak ważne, także w miastach? – pytała prezeska Urszula Jóźwiak.
Współpraca ze środowiskiem naturalnym
– Naprawdę w dużym stopniu zniszczyliśmy środowisko, od którego jesteśmy bardzo zależni – ocenił dyrektor Esa Nikunen. Podkreślił, że nasza egzystencja zależy od natury, a jej znaczenie w kontekście biznesowym nie dotyczy to tylko takich gałęzi gospodarki, jak rolnictwo czy leśnictwo. Przykładem jest pozyskiwanie zrównoważone pozyskiwanie surowców naturalnych. Jest to swoista współpraca z środowiskiem naturalnym, która powinna być dokładnie monitorowana. Uczestnik debaty podkreślił, że w Helsinkach realizowany jest już drugi program różnorodności, będący dużym wyzwaniem. Podołaniu przyjętym zobowiązaniom pomaga długotrwały monitoring pozwalający ocenić, czy przyjęty kierunek zmian jest właściwy.
Jego zdaniem w miastach można zabiegać o zachowanie terenów zielonych i ich poszerzanie, lecz równie istotne są tereny pozamiejskie. – Możemy wplatać zieleń w nowe budownictwo, nawet w postaci przydomowych ogródków, którym trzeba zostawić trochę swobody w rozwoju, aby zobaczyć rozkwit różnorodności. Z kolei na terenach nadmorskich umieściliśmy rośliny, które pierwotnie tam rosły. W ten sposób dążymy do przywrócenia pierwotnego stanu na terenach zniszczonych przez ludzi – mówił Esa Nikunen.
Klimat, bioróżnorodność, trawnik z kwiatami
Deputowana Rebecka Le Moine zwróciła uwagę na oddzielne traktowanie klimatu i bioróżnorodności. – O stanie bioróżnorodności raportuje się siedmiokrotnie rzadziej niż o klimacie. Traktujemy te sfery osobno, chociaż są od siebie zależne. Osobno są zwoływane szczyty klimatyczne i szczyty bioróżnorodności, a to powinny być wspólne spotkania. Gdy chce się wykazać efektywnością w dbałości o środowisko, to mówi się o klimacie, wtedy wylicza się jakiś zysk. A gdy zaczynamy mówić o bioróżnorodności, to słyszymy, aby nie iść tą drogą, bo to może zagrozić rybołówstwu czy przemysłowi wydobywczemu. Dzieje się tak, bo bioróżnorodność wymaga przestrzeni. Tu nie da się kreatywnie policzyć redukcji emisji CO2, tu potrzeba efektywnie wygospodarować miejsce – tłumaczyła Rebecka Le Moine.
Jej zdaniem największym wyzwaniem jest znalezienie sposobu na pozyskiwanie zasobów z środowiska naturalnego bez jego niszczenia. – Monokultury są przeciwieństwem bioróżnorodności, a kwiaty posiane na trawie są piękne, lecz nie są bioróżnorodnością. Posadzony sosnowy las jest leśną szkółką a nie prawdziwym lasem – mówiła szwedzka deputowana.
Edukacja przedsiębiorców, unijne przepisy
Poseł Małgorzata Golińska przypomniała, że Polska domagała się zmian w pierwotnym projekcie unijnego rozporządzenia, bo nie przyniosłyby one potrzebnych zmian. Dzięki temu wiele przepisów ma bardziej racjonalne brzmienie. Pozostał jeden, mocno krytykowany zapis, który zakłada przyznanie Komisji Europejskiej pozatraktatowych kompetencji. Poseł Golińska podkreśliła też, że drogą do popularyzacji znaczenia bioróżnorodności wśród przedsiębiorców jest edukacja.
– Chodzi o pokazanie biznesmenom, że bioróżnorodność nie jest tylko kwestią motyli i kwiatków. Musimy pokazać, że różnorodność biologiczna dotyczy kwestii związanych z jakością i dostępnością wód, z jakością gleb, z dostępnością włókien, drewna, lekarstw i wielu innych zagadnień, na których biznes bardzo często bazuje. Pogorszenie jakości tego obszaru spowoduje, że przedsiębiorca wcześniej czy później to odczuje. A przykład Odry pokazuje, że nieinwestowanie w nowe technologie po jakimś czasie się mści i jest dużo bardziej kosztowne – przestrzegała Małgorzata Golińska.
Poseł zaznaczyła też, że nie należy uogólniać doświadczeń, gdyż każde państwo ma inne warunki gospodarowania, czego przykładem jest dyrektywa dotycząca ograniczania pestycydów. – Wskazywaliśmy, że jeśli w jakimś kraju używa się 50 t pestycydów na 1 ha, a Polska używa 8 ton, to postulowanie, aby każdy kraj ograniczył zużycie pestycydów o 50 proc., jest niesprawiedliwe – stwierdziła poseł Golińska.
Nature Restoration Law w CSRD
– Populacja dzikich gatunków zmniejszyła się w skali światowej średnio aż o 69 proc. od roku 1970, gdy zaczęto monitorować ich liczebność – wyliczał Dariusz Gatkowski. Zwrócił uwagę, że w Polsce stwierdzono, że stan tylko ok. 20 proc. siedlisk i 38 proc. gatunków uznano za właściwy. Kryzys jest widoczny i nawet się pogłębia, publikowany co dwa lata wskaźnik Index Planet pokazuje coraz gorsze dane. – Unijne rozporządzenie Nature Restoration Law jest mocno przedyskutowanym prawem i wydaje się rozsądnym kompromisem, wystarczająco ambitnym, aby je wdrażać – ocenił. Bardzo pozytywne jest to, że prawo to nie zakłada zmuszania właścicieli gruntów do czegokolwiek. – Tworzenie zachęt jest kluczem do powodzenia, bo tworzenie restrykcyjnego prawa może uniemożliwić realizację zakładanego celu – stwierdził ekspert.
Jego zdaniem dobrym rozwiązaniem sprzyjającym realizacji rozporządzenia jest dyrektywa w sprawie sprawozdawczości w zakresie zrównoważonego rozwoju (CSRD – Corporate Sustainability Reporting Directive). Może ona uzmysłowić samym przedsiębiorcom, jak oddziałują na środowisko i co mogą uczynić, aby ich wpływ był pozytywny, a przez to – uwzględniając, że znajdują się w łańcuchach wartości – również biznesowo opłacalny.
Źródło: RaportCSR.pl