-1.6 C
Warszawa
wtorek, 14 stycznia 2025

Wielkie pożyczanie

Poprzednio pisałem na temat olbrzymich potrzeb inwestycyjnych w naszym kraju. Trzeba się jeszcze zastanowić nad tym, czym to wszystko będziemy finansować.

Marek Zuber, ekonomista, wykładowca w Akademii WSB

Być może nawet 1,5 bln zł w ciągu dekady, maksymalnie kilkunastu lat – tyle będzie trzeba wydać, żeby nie tylko wzmocnić naszą obronność, ale np. zabezpieczyć się przed zwykłymi wyłączeniami prądu. Mam tu na myśli tylko inwestycje publiczne. Gdy zestawimy te wielkości z przyszłorocznym planem dochodów do budżetu, żeby mieć jakiś punkt odniesienia, 632 mld zł, widzimy, o jak wielkich pieniądzach z punktu widzenia polskiego państwa mówimy. Oczywiście, to wydatki na lata, nie na jeden rok, i nie wszystkie będą ponoszone bezpośrednio przez państwo, ale i tak pytanie o finansowanie jest pytaniem kluczowym.


Znaczna część potrzebnych pieniędzy to będą środki unijne. Mamy tu już konkretne zadania rozpisane choćby w przemodelowanym – głównie ze względu na opóźnienie – KPO. Nie tylko, bo także w budżecie spójności. Trzeba przy tym pamiętać, że znaczna część tych środków to już nie jest finansowanie bezzwrotne. To pożyczki, które – owszem – są na preferencyjnych warunkach, ale jednak trzeba je obsługiwać, czyli płacić odsetki, i pieniądze oddać. To będzie obciążało budżety tych, którzy z owych środków skorzystają, czyli w naszych rozważaniach budżet centralny, samorządy i różnego rodzaju podmioty kontrolowane przez państwo.


Tak czy inaczej, będziemy musieli także zgromadzić środki na wkłady własne do projektów współfinansowanych przez Unię Europejską. Część wyzwań inwestycyjnych nie będzie związana z finansowaniem unijnym. Skąd weźmiemy te pieniądze? Mamy nadzieje na szybszy wzrost gospodarczy, ale trzeba zakładać, że to, co obserwujemy obecnie, może nieznacznie powyżej tego poziomu, to na razie maksimum osiągalne w średnim i długim okresie – czyli między 3 a 4 proc. wzrostu PKB rocznie. Oznacza to oczywiście relatywnie wyższe wpływy do budżetu, ale nie na tyle duże, żeby starczyło na realizację wspomnianych projektów. Będziemy się zatem musieli zadłużać. Oczywiście od 2026 r. wchodzimy w procedurę nadmiernego deficytu, co będzie stanowiło ograniczenie. W związku z tym możemy postawić dwie tezy.
Pierwsza jest taka, że owszem, będziemy w procedurze, ale z pewnością – jeśli w ogóle uda się realizować założenia z niej wynikające – będziemy cały czas pożyczać tak dużo, jak tylko będziemy w stanie, biorąc pod uwagę ograniczenia. Czyli będziemy się zadłużać do limitów wynikających z przyjętego planu w ramach procedury.


Po drugie, żeby środków na inwestycje wystarczyło i żeby mieć jakiekolwiek szanse na wykonywanie założeń procedury, będziemy szukać pieniędzy, gdzie się da i oszczędzać, gdzie to tylko jest możliwe. Bardzo lakonicznie do owych wyzwań podchodzi – na razie – ministerstwo finansów. W planie finansowym przesłanym w związku z procedurą do Komisji Europejskiej są ogólne wielkości, które potwierdzają ograniczenie narastania długu, ale skąd tak dokładnie mają się brać zakładane liczby, tego w wielu przypadkach nie wiemy. Na tym etapie rząd nie musi przedstawiać Komisji szczegółów, to fakt. Warto jednak by było w miarę szybko dowiedzieć się, jakie są bardziej precyzyjne plany. Będą one dla niektórych bolesne i pewnie dlatego przed wyborami prezydenckimi nic istotnego w tej kwestii się nie pojawi.


Wszystko jednak wskazuje na to, że będziemy mieli mocne ograniczenie, jeśli chodzi o zwiększanie wydatków niezwiązanych z inwestycjami. Pewnie nikt nie odważy się ograniczyć „800+”, ale sam brak waloryzacji tego programu – przypomnę: to równowartość 10 proc. dochodów do budżetu w 2025 r. – będzie już de facto oznaczał ograniczenia.


Niestety, moim zdaniem musimy spodziewać się wzrostu różnego rodzaju obciążeń. Pewnie podatków nikt nie podniesie, bo to byłoby samobójstwo polityczne, ale już różnego rodzaju parapodatki czy opłaty – tak, szczególnie takie, których bezpośrednio nie widać. Wcale nie musi to dotyczyć naszych bezpośrednich rozliczeń z państwem. Kilka miesięcy temu pisałem o cenach prądu. Ich wzrost, od stycznia 2025 r. kolejny, nie wynika z dzisiejszych kosztów wytwarzania. To właśnie ma być jedno ze źródeł na realizację inwestycji w energetyce. I na tego typu pomysły musimy się przygotować.
Czeka nas zatem kilka trudnych lat. Nie dramatycznych, ale trudnych. Z punktu widzenia kosztów już lata 2024 i 2025 będą dotkliwe, bo cena pożyczania pieniędzy przez państwo jest i będzie relatywnie wysoka. O tym także pisałem. Przypomnę tylko, że w latach 2024 i 2025 pożyczyliśmy i pożyczymy ok. 1,1 bln zł na ok. 5 proc. w skali roku. Czyli tylko z długu wygenerowanego w tych dwóch latach odsetki w kolejnych wyniosą ponad 50 mld zł rocznie. Przy – jeszcze raz to powtórzę – ok. 630 mld zł dochodów do budżetu w roku 2025.


Na koniec jeszcze jedno pytanie. Czy znajdą się chętni, żeby pożyczać nam pieniądze? Na razie obserwujemy spore zainteresowanie ze strony inwestorów zagranicznych. Polskie podmioty także mają coraz więcej środków, szczególnie banki, do których wpłaciliśmy w tym roku naprawdę sporo nowych pieniędzy, co przełożyło się na wzrost nadpłynności systemu bankowego. Czyli banki mają pieniądze, ale nie są w stanie, mówiąc kolokwialnie, wydać ich na kredyty i pożyczki. Czy zatem powinno być dobrze? Tak, ale z drugiej strony nie mamy już specjalnie rezerw. Innymi słowy, gdyby dzisiaj wydarzył się taki kryzys, jak w 2008 r., to jego konsekwencje dla nas byłyby znacznie poważniejsze. Zbyt duże wydawanie przed rokiem 2020 także się do takiego stanu przyczyniło.

FMC27news