2.1 C
Warszawa
piątek, 17 stycznia 2025

Zuckerberg w worku pokutnym

Szef Facebooka bardzo chce wykreować się na ofiarę administracji Bidena, ale jego niechlubnego postępowania w ostatnich latach nie da się zwyczajnie puścić w niepamięć.

Mark Zuckerberg pojawił się niedawno w bardzo nietypowym dla siebie miejscu, jakim jest youtube’owy talk-show Joe Rogana. Zazwyczaj goszczą w nim osoby, które wskazują na szefa koncernu Meta jako jednego z najbardziej niebezpiecznych przedstawicieli świata big techu, ale tym razem to właśnie jemu przypadło w udziale dokonać czegoś w rodzaju spowiedzi.

Ofiara czy oprawca?

Wyczuwając wielki wiatr zmian oraz nastrojów społecznych, które dały o sobie znać w wynikach ostatnich wyborów prezydenckich, Zuckerberg od samego początku rozmowy starał się przekonać widzów, że jemu również zależy na wielkich zmianach. W tym celu od razu zaczął przekonywać, że należąca do niego słynna platforma społecznościowa stopniowo odchodzi od cenzury wykonywanej przez wynajmowane podmioty i skupia się coraz bardziej na tzw. notkach społecznościowych, czyli adnotacjach przy wpisach zawierających fałszywe lub kontrowersyjne treści. Tym samym Facebook ma stopniowo coraz bardziej upodabniać się do portalu X należącego do Muska, choć jeszcze do niedawna środowisko, do którego przynależy
Zuckerberg, grzmiało, że jego praktyki sprzyjają dezinformacji.

Zapytany o to, dlaczego przez tyle lat bezlitośnie cenzurował treści na wszelkie możliwe sposoby, szef koncernu Meta zasłonił się ogromną presją ze strony administracji Bidena. Podstawowa wątpliwość związana z tym zapewnieniem sprowadza się do pytania, dlaczego Zuckerberg zwlekał z ujawnieniem tego aż do ostatniego tygodnia urzędowania ustępującego prezydenta. Ponadto bardzo wątpliwe jest to, aby relacje między administracją Bidena a koncernem Meta rzeczywiście były tak jednostronne na korzyść administracji publicznej. W czasie pierwszej prezydentury Trumpa zarząd Twittera, który nie należał jeszcze do Elona Muska, jednostronnie usunął konto głowy państwa i nie wiązało się to dla niego z żadnymi niedogodnościami.

W 2021 r. także Facebook zawiesił konto Trumpa na dwa lata, dając tym samym upust swojej jednoznacznej niechęci do republikańskiego polityka. W programie „Joe Rogan Experience” Mark Zuckerberg wyraził już jednak przekonanie, że patrzy na powrót Trumpa do władzy ze sporym optymizmem. Po 6 stycznia 2021 r. szef Facebooka uważał, że Trump i jego zwolennicy są niebezpieczni i trzeba ich cenzurować, lecz już po czterech latach nastąpiła u niego nagła zmiana, a powracający do władzy prezydent może zrobić wiele dobrego dla Ameryki, chroniąc jej przemysł technologiczny.

Wzbudzanie litości

Pragnąc wzbudzić u słuchaczy litość, Zuckerberg przekonywał, że zarządzanie platformą społecznościową z 3 mld użytkowników nie jest łatwe. Tłumaczył, że wymaga ono rozwiązywania wielu dylematów związanych z moderowaniem treści. Słowa te trudno jednak pogodzić z dotychczasową wieloletnią praktyką jego portalu, który wsławił się pozbawionym wszelkich skrupułów usuwaniem treści i wysługiwaniem się politykom na całym świecie. Zuckerberg znoszenie trudności z prowadzeniem Facebooka przechodzi przy tym ostatecznie dużo łatwiej, niż sam deklaruje, ponieważ nigdy wcześniej nie wyrażał woli sprzedaży swojego flagowego przedsięwzięcia.

Zuckerberg mówił dużo także o swoim życiu osobistym. Wspominając o zamiłowaniu do sztuk walki, starał się przekazać, że ich uprawianie pomaga mu zmagać się z ogromnym stresem. Widzowie mogli w ten sposób odnieść wrażenie, że szef Facebooka to osoba niezwykle wrażliwa, będąca pod ciągłym atakiem i szukająca odskoczni w sporcie. Nieprzypadkowy był także dobór stroju: posiadający szacowany na ponad 210 mld dol. osobisty majątek Zuckerberg prezentował się wręcz jak student informatyki, który jest zainteresowany robieniem ciekawych projektów, ale nie dorobił się wciąż żadnej większej kwoty.

Jak nietrudno się domyślić, pojawienie się szefa koncernu Meta w popularnym programie w serwisie YouTube jest elementem przeprowadzanej przez niego wielkiej wizerunkowej zmiany. Wieloletni oprawca wolności wypowiedzi bardzo chce się odtąd przedstawiać jako ofiara, o czym świadczy choćby sam fakt pojawienia się w programie, w którym gościły dotąd nierzadko różnorakie ofiary jego polityki.

Dużym uproszczeniem byłoby jednak stwierdzenie, że Zuckerbergowi chodzi wyłącznie o poprawę swojego PR-u. Sednem jego działalności jest przecież zarabianie ogromnych pieniędzy, a te w nowej odsłonie politycznej będzie można robić tylko w oparciu o bardziej konserwatywny światopoglądowo paradygmat. W reakcji na zwycięstwo
Trumpa coraz więcej firm inwestycyjnych i banków przyspiesza swoją ucieczkę od agresywnej polityki klimatycznej, a w obszarze mediów społecznościowych czy branży technologicznej spodziewany jest wielki odwrót od liberalnej cenzury czy polowania na czarownice pod pretekstem walki z dezinformacją. Zuckerberg nie chce zostać pominięty w nowym politycznym rozdaniu i dlatego zgłasza akces do zupełnie innych warunków gry, zdradzając jednocześnie swoich dotychczasowych sojuszników.

Przyznanie się do porażki

Deklaracja, że stosowanie cenzury na wielką skalę było błędne, stanowi jednocześnie faktyczną porażkę w rywalizacji z portalem X należącym do Muska. Zuckerberg wyraził właśnie niemal wprost, że chce, aby jego platforma społecznościowa była taka jak dawny Twitter. Gdy przed dwoma laty Bill Gates dał sygnał do wielkiego bojkotu firmy Elona Muska przez największe agencje reklamowe, korporacyjny mainstream przekonywał chórem, że dni dawnego Twittera są właściwie policzone. Twierdzono, że Elon Musk może wprawdzie dopłacać do interesu, ale jest z góry skazany na porażkę. Po zwycięstwie Trumpa wszystko zmieniło się jak w kalejdoskopie i dziś to Facebook, mimo iż latami mógł liczyć na sowite kontrakty reklamowe, stara się naśladować firmę, dla której rzekomo nie było już przyszłości.

Umizgi Marka Zuckerberga w stronę Donalda Trumpa przedstawiają się na razie jako niemal podręcznikowy przykład koniunkturalizmu i oportunizmu. Uwagę zwraca już sam fakt, że swoją wielką przemianę właściciel Facebooka zadeklarował jeszcze przed oficjalną inauguracją republikańskiego polityka. Sam Trump nie krył nigdy swojego krytycyzmu pod adresem szefa koncernu Meta, lecz w ostatnim czasie dawał sygnały, że może mu „odpuścić grzechy”. Niedawno wyszło na jaw, że Zuckerberg dzwonił kilkukrotnie do Trumpa tuż po zamachu na jego życie i gorąco pogratulował jego mężnej reakcji. Miał nawet zadeklarować, że nie wesprze już kandydata Partii Demokratycznej.

Nawet jeśli szefowi Facebooka uda się do siebie przekonać nową administrację, dla milionów osób na całym świecie jego postawa z minionych lat pozostanie wciąż synonimem cenzury i nadużyć. Mało kto jest dzisiaj skłonny uwierzyć w skruchę, która okazywana jest dopiero w obliczu zmiany rządów. Mark Zuckerberg chce dziś uzyskać bez żadnego ryzyka to, co Elon Musk osiągnął, stawiając na szali znaczną część swojego majątku. Wiarygodności nie da się jednak kupić w żadnej agencji specjalizującej się w PR.

FMC27news