-3.1 C
Warszawa
sobota, 22 lutego 2025

Złoty się umacnia

Wystarczyło wyjechać na chwilę, odciąć się od internetu i po powrocie naprawdę można się pogubić, a minęło zaledwie kilkanaście dni. 

Ferie to ferie, postanowiłem również je sobie zrobić, ale tym razem w dużej mierze odcinając się także od internetu. No, może nie do końca, ale załóżmy, że ktoś rzeczywiście po dwóch tygodniach rozbratu z informacjami o świecie wraca i stara się nadrobić zaległości w obszarze szeroko rozumianych kwestii ekonomicznych. Oj, byłoby co nadrabiać. 

Na poziomie globalnym na pierwszy ogień z pewnością poszłyby kwestie Ukrainy, a dokładnie zamieszanie związane z działalnością Donalda Trumpa i jego zespołu. Nie wiemy, do czego to wszystko zaprowadzi, martwimy się pomijaniem Europy w tym procesie, ale pierwsza reakcja rynków finansowych była pozytywna: jest szansa na pokój. Albo przynajmniej na ograniczenie tego, co obserwujemy teraz, czyli regularnej wojny. Dzisiaj wiemy, że to wszystko nie jest takie proste, choć prace zespołów negocjacyjnych mają się rozpocząć w Arabii Saudyjskiej. Tyle że bez Ukrainy. I bez Europy. No i, mimo zapowiedzi Trumpa, na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa żadna delegacja rosyjska się nie pojawiła. Faktem jest jednak, że nadzieje na przełom, słusznie czy nie, wzrosły. Na rynkach było to widać. 

W Polsce szerokim echem odbiła się konferencja premiera Tuska, który wreszcie zajął się na poważnie tematami gospodarczymi. Po 14 miesiącach od objęcia funkcji. Przejrzałem sobie główne tezy z konferencji i niestety, przełomu żadnego nie widzę. Może poza tym, że ma się zacząć dialog z przedsiębiorcami. Tylko dlaczego dopiero teraz? Wymiarem tego ma być deregulacja robiona ich rękami. Tu mam parę uwag. 

Pierwsza, najmniej istotna, jest taka, że wezwanie skierowane do jednego z przedsiębiorców obecnego na konferencji premiera przypomina mi czasy zamierzchłe, czyli lata 70. ubiegłego wieku. Druga uwaga to kwestia ogłoszenia nowości takiego podejścia. Czyli że jakiś przełom się tu dokonuje. Tymczasem dla mnie to nic nowego. Pamiętam doskonale komisję „Przyjazne Państwo” robioną przecież rękami przedsiębiorcy, w tamtym czasie także posła. Możemy dyskutować, jak ten przedsiębiorca skończył, ale w czasie prac komisji był uważany za 100-procentowego praktyka gospodarczego. Jak się prace komisji skończyły, wszyscy wiemy. 

Trzeba też pamiętać o tym, że propozycje deregulacji są systematycznie przedstawiane przez różnego rodzaju organizacje przedsiębiorców. Problem w tym, że trafiają na biurka i nic się z nimi dalej nie dzieje. Zatem przedsiębiorcy są obecni w tym zakresie w przestrzeni medialnej. Sięgnięcie po nich to nic
nowego. Sięgnięcie po konkretnego, który akurat przypadkowo jest na konferencji, to dla mnie czysta zagrywka PR-owska. Dlaczego zespół zebrany wokół niego miałby być lepszy niż eksperci organizacji przedsiębiorców? 

Problemem nie jest to, żeby przygotować obszary deregulacji. Problemem jest to, żeby mieć po drugiej stronie z kim o tych deregulacjach rozmawiać. Tym bardziej że tu też, nie miejmy złudzeń, nie zawsze pełna deregulacja jest sensowna z punktu widzenia interesów całego społeczeństwa, a nie tylko grupy przedsiębiorców, którzy ją przygotowują. Nie musi być też sensowna z punktu wiedzenia interesów państwa jako całości. Na razie zatem dość sceptycznie podchodzę do tego typu pomysłów. Zresztą jak wieść gminna niesie, chociaż oficjalnie nie jestem w stanie tego potwierdzić, sporo propozycji w tym zakresie przygotował minister Hetman, szef resortu rozwoju, przed swoim odejściem. I co? I nic z tego nie wyniknęło. Czyli nikt się tym nie zajął. 

Wracając do konferencji Tuska. Trochę więcej dowiedziałem się o planach rządu, ale na pewno to, co zostało ogłoszone, trudno uznać za strategię. Na nią wciąż czekam. I czeka pewnie sporo przedsiębiorców. Strategia, czyli najważniejsze kierunki i jednak także jakieś konkrety. Tych konkretów ewidentnie zabrakło. Może z wyjątkiem dość precyzyjnej kwoty określającej wartość inwestycji w tym roku. Ale to akurat było najsłabsze w tym sensie, że 650 mld zł to niewiele więcej niż w zeszłym roku. Tusk bazuje tu zatem na niewielkiej poprawie wynikającej przede wszystkim z odblokowanych środków unijnych. Trudno tu zatem mówić o przełomie. Bo co będzie dalej, jak efekt Krajowego Planu Odbudowy minie? Tu wracam do kwestii strategii, a właściwie jej braku. 

No to jeszcze patrząc na dane z tych ostatnich dwóch tygodni, dodajmy, że inflacja w styczniu wzrosła i znowu przebiła 5 proc. To akurat żadnym zaskoczeniem nie jest.

Zatem: coś drgnęło, przynajmniej zdaniem rynków, w kwestii Ukrainy, premier zapowiada program gospodarczy, który, co prawda, nie jest przełomem, ale jakimś pozytywnym echem się odbija, inflacja wzrosła, co zmniejsza na razie prawdopodobieństwo obniżek stóp procentowych. W efekcie tego wszystkiego złoty się umocnił. To chyba nie koniec. 

Aha, jeszcze jedno: już się pojawiają głosy, także przedsiębiorców, że złoty jest za mocny i że trzeba by go było osłabić. Ciekawe, czy szef NBP będzie tak ochoczo podchodził do tego tematu jak pod koniec 2020 r. Wtedy wystarczyło zejście euro poniżej 4,60 zł, żeby wywołać reakcję banku centralnego. Obiektywnie to zupełnie inna sytuacja niż wtedy. Ale kto wie? Wszak obecne władze NBP są nieprzewidywalne. 

Źródło: Marek Zuber/facebook

FMC27news