Stany Zjednoczone są zmuszone do ograniczenia obecności militarnej w różnych zakątkach globu (ponad 860 baz wojskowych w ponad 80 krajach świata), w tym zwłaszcza w Europie. Z przecieków wiadomo, że chodzi o zmniejszenie ich liczby w Europie, na początek o 20 proc.

Dotychczas imperatywem było przekonanie, że USA i Zachód dominują w świecie i nic tej potędze nie zagraża. Tak było od dziesięcioleci. Teraz jednak okazało się, że następują zmiany. Pojawił się równorzędny przeciwnik, który – rosnąc w siłę – zaczął izolować Zachód ograniczający się do 50 państw i próbujący z sukcesami zdominować pozostałe 150 państw globalnego Południa. Jesteśmy jednak nadal w fazie raczej pokojowej ewolucji, chociaż pojawiają się pierwsze lokalne konflikty, jak np. na Ukrainie, na styku tych dwóch światów.
Zachodni, tradycyjnie „pierwszy świat”, organizują dwa centra siły: USA, które próbują konsolidować wokół siebie ich „bliską zagranicę” (Kanadę, Grenlandię i Amerykę Środkową) i Europę zmuszaną okolicznościami do integracji wewnętrznej.
Przeciwnik, „drugi świat”, dotychczas zdominowany przez trzy formalnie równorzędne centra siły – Chiny, Indie i Rosję – podlega też wewnętrznym przekształceniom. Najpotężniejsze Chiny z tradycyjną kurtuazją traktują swoich partnerów w BRICS i Szanghajskiej Organizacji Współpracy, i starają się nie okazywać im swojej przewagi. Indie akceptują te wspólne kierunki działań, które im odpowiadają, jak np. plan nowej organizacji ONZ czy usunięcie dominacji gospodarki USA w gospodarce światowej oraz dominacji dolara amerykańskiego w światowych obrotach handlowych, ale nie uznają przywództwa Chin. Inaczej jest z Rosją, która popadła w głębokie uzależnienie od Chin – polityczne, gospodarcze i militarne. Chiny na razie ograniczają pomoc militarną do produktów podwójnego przeznaczenia (jak np. ciężarówki, maszyny budowlane czy części elektroniczne), ale zezwalają państwu satelicie, Korei Północnej, na nieograniczone dostawy broni i amunicji do Rosji, która ogałaca swoje militarne zapasy i przestawiła większość produkcji zbrojeniowej na zaopatrywanie armii rosyjskiej. Do tego wysłała kontyngent wojskowy na front w Ukrainie. Jest oczywiste, że w przypadku reaktywowania wojny na Półwyspie Koreańskim te ubytki zostałyby szybko uzupełnione przez Chiny.
Sama próba zawładnięcia przez Rosję całą Ukrainą w lutym 2022 r. może być traktowana jako sposób na poprawę pozycji Rosji w tandemie chińsko-rosyjskim. Zgodnie z konkluzją prof. Zbigniewa Brzezińskiego zawartą w jego „Wielkiej szachownicy” Rosja nie będzie mogła bez Ukrainy powrócić do pozycji światowego supermocarstwa. Porażka na Ukrainie niweczy te kremlowskie marzenia i oznacza pogodzenie się z hegemonią Chin.
W bloku Zachodu też rysują się podziały. O ile USA uważają Chiny za egzystencjonalnego przeciwnika, to Europa chce wobec Chin odgrywać samodzielną rolę i czerpać korzyści z handlu oraz współpracy gospodarczej tak długo, jak się da. USA dokonują rewolucji, dramatycznie próbując ograniczyć uzależnienie przemysłowe od Chin. Europa deklaratywnie zapowiada, że to samo osiągnie, negocjując nowe traktaty.
USA, konstatując rosnącą przewagę militarną Chin w kluczowych obszarach, gwałtownie chcą usunąć tę lukę poprzez wzmocnienie swojej flanki dalekowschodniej, przesuwając tam dodatkowe siły i środki. Oprócz zwiększenia budżetu obronnego do astronomicznego poziomu ponad 1 mld dol. dokonuje przesunięć i oszczędności w budżecie Pentagonu oraz różnych rodzajów sił zbrojnych, jest również zmuszone do ograniczenia obecności militarnej w różnych zakątkach globu (ponad 860 baz wojskowych w ponad 80 krajach świata), w tym zwłaszcza w Europie. Z przecieków wiadomo, że chodzi o zmniejszenie ich liczby w Europie, na początek o 20 proc. W perspektywie – w miarę zwiększania europejskiego potencjału militarnego – ma to obejmować ponad połowę kontyngentu. Mowa jest o uzyskaniu europejskiej samodzielności obronnej z pozostawieniem w praktyce jedynie amerykańskiego parasola nuklearnego. Te zapowiedzi polityków amerykańskich (europejscy są bardziej wstrzemięźliwi i dyskretni) napawają frustracją i obawami społeczeństwa europejskie.
Ujawniają to badania polskiej opinii publicznej. Według niedawnego sondażu firmy SW Research dla „Rzeczpospolitej” większość Polaków (50,8 proc.) nie wierzy w pomoc USA w razie ataku na nasz kraj. Wyniki pokazują, że tylko 25,7 proc. respondentów ufa, że USA wypełniłyby militarne zobowiązania wynikające z art. 5 traktatu waszyngtońskiego, a 23,4 proc. ankietowanych nie ma zdania na ten temat. Podobnie jest z wiarą w powodzenie planu USA na zakończenie wojny w Ukrainie. Według pracowni SW Research tylko 24,1 proc. badanych uznało, że prezydentowi Trumpowi uda się doprowadzić do zakończenia wojny w 2025 r., natomiast 58,7 proc. że nie, a 17,1 proc. respondentów nie ma zdania w tej sprawie. Polacy są więc mocno sceptyczni. Pozostaje pytanie, jak zagwarantować nam bezpieczeństwo w obecnych czasach przełomu geopolitycznego.
Skala zagrożenia
Obecny potencjał militarny europejskich państw NATO odpowiada mniej więcej obecnemu potencjałowi Rosji. Rosja w wojnie w Ukrainie angażuje ok. 40 proc. swoich sił zbrojnych. Reszta zabezpiecza jej interesy na innych kierunkach. Jest w trakcie budowy nowych potencjałów w dwóch nowych okręgach wojskowych na kierunku Finlandii i państw bałtyckich. Jej armia ma urosnąć do ponad 1,5 mln żołnierzy, a przemysł właśnie produkuje dodatkowe wyposażenie. Gospodarka Rosji przeszła na tryby wojenne. Już od pierwszych lat wojny odnotowuje ogromny wzrost produkcji zbrojeniowej, co stało się motorem dynamicznego wzrostu gospodarczego. Nagromadzone przez lata przygotowań do wojny rezerwy jeszcze się nie wyczerpały i, jak się ocenia, starczą najwyżej na około dwa lata finansowania. Do tego czasu Kreml musi się zdecydować albo na zawarcie tymczasowego pokoju, albo na rozszerzenie działań wojennych. Zawarcie tymczasowego pokoju, bo strategiczne cele Rosji – odbudowa imperium – nadal będą do zrealizowania. Przy dalszym prowadzeniu wojny jednak będą potrzebowali ścisłej koordynacji z Chinami, które zapowiadają wchłonięcie Tajwanu drogą militarną. Do blokady Tajwanu (i/lub inwazji na wyspę) wg analityków think tanku RAND będą militarnie gotowe od 2027 r. Z punktu widzenia Rosji ta sytuacja odciągnie Amerykanów od Europy i ułatwi inwazję na państwa bałtyckie i Polskę.
Z punktu widzenia prowadzenia polityki Kreml znajduje się niestety w szczęśliwym położeniu. Polityka wielkomocarstwowa i szowinistyczna ma ogromne poparcie społeczne, społeczeństwo praktycznie nie odczuło żadnych skutków wojny, jest zdyscyplinowane i z typowo rosyjską pokorą zniosłoby nawet drastyczne ograniczenia i pogorszenie się stopy życiowej. Udało się przekierować kierunki handlu i współpracy gospodarczej na Chiny i inne państwa BRICS. Rosja ma wiarygodnych i potężnych przyjaciół oraz sojuszników, nie jest natomiast w stanie samodzielnie prowadzić wojny z całym NATO. Nawet za 10 lat nadal nie będzie w stanie. Inaczej jest w przypadku ataku tylko na samą Europę pozbawioną wsparcia USA. Rosja może podjąć się skutecznych działań zaczepnych. Zgodnie z zamiarami ujawnionymi przez szefa SWR (wywiad cywilny) Naryszkina w Mińsku przed tygodniem może uderzyć na państwa bałtyckie i Polskę, zająć potrzebne jej terytoria, „okopać się” i czekać na akceptację przez NATO zdobyczy terytorialnych na analogicznej zasadzie jak obecna akceptacja aneksji części terytorium Ukrainy. By było to bardziej strawne, Rosja nie musi rządzić tam bezpośrednio z Kremla, wystarczą jej marionetkowe rządy promoskiewskie. To dlatego Kreml tak naciska m.in. na nowe wybory w Ukrainie, co niestety USA zaakceptowały.
Celem wojny nie jest tylko Ukraina, a odbudowa imperium w kształcie pozostawionym przez Stalina. Wynika to z danych wywiadowczych uzyskanych przed inwazją na Ukrainę przez CIA, a wykorzystywanych publicznie przez prezydenta Bidena i innych wysokich przedstawicieli rządu USA do próby powstrzymania inwazji Rosjan. Dane te były niezwykle szczegółowe i pochodziły z najwyższych kręgów władzy rosyjskiej oraz najwyższego dowództwa armii. Nic to nie dało. Kreml przekalkulował ryzyko i uznał, że ujawnienie zamiarów nie szkodzi planom, bo wszystko jest przygotowane, a szansa na łatwe wchłonięcie Ukrainy może się nie powtórzyć. Już Zbigniew Brzeziński w „Wielkiej szachownicy” zwrócił uwagę, że Rosja nie stanie się supermocarstwem, dopóki nie odzyska Ukrainy z jej bogactwami naturalnymi, rolnictwem i przemysłem, ale przede wszystkim znakomicie wyedukowanym i ludnym społeczeństwem, które jest, jej zdaniem, narodem rosyjskim. Jak się okazało, kalkulacje były błędne, a wojna trwa już trzy lata. Machina wojenna była już uruchomiona zgodnie z planami wojennymi obejmującymi cały system państwa. Ujmując to obrazowo – z wielkimi mocarstwami jest tak, jak z transatlantykami – gwałtowna zmiana kursu jest niemożliwa, a raz obrany kierunek może być tylko korygowany, a i to zajmuje dużo czasu oraz powoduje nieprzewidziane problemy. Machina wojenna Rosji nie zatrzymuje się, wręcz działa z coraz większym rozpędem. Jej użycie wymaga tylko wskazanie społeczeństwu wroga, by zaakceptowało nową wojnę.
Nowy wróg
Od momentu gdy okazało się, że Ukraina daje skuteczny odpór i nie ma szans, by drogą militarną pokonać ją i wchłonąć, zaczęto sprzedawać społeczeństwu rosyjskiemu opowiastkę o tym, że Rosja walczy nie z samą Ukrainą, ale z całym „kolektywnym Zachodem”. Dodawano nawet brednie o rzekomych żołnierzach NATO walczących z Rosjanami na froncie, zwłaszcza żołnierzach polskich, dzięki którym Ukraina zdobyła rzekomo część Okręgu Kurskiego.
Teraz idą krok dalej. Minister Spraw Zagranicznych Siergiej Ławrow 20 kwietnia powiedział, że to niezrozumiałe dla umysłu, jak otwarcie Unia Europejska chce ożywić ideologię nazizmu. Przywództwo w tym procesie należy do liderów „brukselskiej biurokracji”. Rosja nie będzie się z tym godzić i dołoży wszelkich starań, aby ta ideologia „nie podniosła głowy”, aby została zniszczona raz na zawsze i aby Europa powracała do swoich wartości. Ma nadzieję, że w krajach europejskich przeważy liczba ludzi, którzy nie chcą „porzucić swoich korzeni i podporządkować się biurokracji, zwłaszcza o jawnie nazistowskim posmaku”. W propagandzie moskiewskiej rząd ukraiński jest określany jako nazistowski, a wojna z Ukrainą jest prowadzona w celu rozgromienia nazizmu na Ukrainie.
Pod koniec stycznia 2024 r. Putin oskarżył o „przyjęcie nazizmu” także państwa bałtyckie. Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW) uważa, że najprawdopodobniej jest to kontynuacja działań Kremla mających na celu przygotowanie gruntu propagandowego pod przyszłą agresję wobec członków NATO, zwłaszcza przeciwko państwom bałtyckim, a także innym członkom NATO pod pozorem obrony prześladowanych Rosjan, tak jak było to przed inwazją na Ukrainę. ISW wskazuje, że Kreml może chcieć również przygotować Rosjan na możliwy, przedłużający się konflikt z NATO w przyszłości. Analitycy rosyjscy słusznie wywnioskowali, że III wojna światowa nie jest zagrożeniem, a reakcja Zachodu będzie umiarkowana i zachowawcza. Społeczeństwa Zachodu nie pozwolą na wypchnięcie ich w nową wojnę ze strefy komfortu i dobrobytu. Tak jak nikt nie chciał umierać za Kijów, tak nikt nie będzie chciał umierać za Rygę czy Suwałki. Potwierdził to przebieg wojny w Ukrainie. Pomoc Zachodu była dawkowana „kroplówką” – tylko tyle, by Ukraina nie przegrała, ale by nie była w stanie pokonać Rosji. Nawet nie unieważniono Aktu Stanowiącego NATO-Rosja z 1997 r., chociaż Rosja go brutalnie złamała.
Ambasador USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield w lutym 2022 r., podczas nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa zaraz po inwazji, ujawniła plany odbudowy imperium wykradzione przez wywiad USA: „Putin rości sobie prawo do terytoriów całego byłego imperium rosyjskiego, a także ZSRR. To dotyczy całej Ukrainy. To dotyczy Finlandii (…), to dotyczy części Polski i Turcji. Putin rzuca wyzwanie całemu porządkowi międzynarodowemu. W istocie Putin chce, by świat wrócił do czasów przed powstaniem ONZ, do czasów, kiedy imperia rządziły światem”.
Już przed inwazją w ultimatum opublikowanym przez moskiewski MSZ 17 grudnia 2021 r. zawartym o projektach dwóch umów z USA i NATO „o gwarancjach bezpieczeństwa dla Rosji” zażądała powrotu do szarej strefy bezpieczeństwa sprzed 1997 r. na obszarze między „starym” NATO, a Rosją poprzez wycofanie wojsk i instalacji NATO z obszaru nowych dziewięciu członków sojuszu oraz wstrzymanie ekspansji NATO na państwa postsowieckie, w tym zwłaszcza Ukrainę. Spełnienie rosyjskich żądań oznaczałoby dalsze ograniczenie suwerenności Polski i innych nowo przyjętych państw ponad to, co stanowi traktat Akt Stanowiący Rosja-NATO z 1997 r. Ultimatum zostało odrzucone przez USA i resztę państw NATO, w konsekwencji Rosja dokonała inwazji na Ukrainę. Po trzech latach wojny Rosji nie udało się pokonać Ukrainy, ale udało się zniszczyć porządek międzynarodowy i przewrócić „koncert mocarstw”.
Nowa Koncepcja Strategiczna NATO
Putin żąda od Stanów Zjednoczonych o wiele więcej – domaga się restytucji stalinowskiej strefy wpływów w Europie i de facto odtworzenia geopolitycznego porządku z czasów związku sowieckiego. To jest wypowiedzenie wojny i największe wyzwanie dla NATO w historii. Tym bardziej poważne, że NATO jest wyczerpane kilkudziesięcioletnim osłabianiem się w wyniku dywidendy postzimnowojennej. Europejskie państwa NATO i Kanada są tak słabe jak nigdy w historii. Do tego USA muszą zmniejszyć swoje zaangażowanie w obronę Europy z uwagi na konkurencję z Chinami. Konieczna jest więc reakcja NATO, która musi dotyczyć całej jego struktury i polityki. Konstytucją NATO jest Koncepcja Strategiczna NATO, modyfikowana co jakiś czas, w zależności od potrzeb i rozwoju sytuacji bezpieczeństwa. Od niej wywodzone są w dół wszystkie inne dokumenty planistyczne i sztabowe.
W dniach 24-26 czerwca w Hadze ma odbyć się szczyt NATO, który musi być historyczny. Nie ma czasu na półśrodki. NATO musi się w wielkim tempie wzmocnić. Z pierwszych przecieków wiadomo, że kraje członkowskie muszą zwiększyć liczebność swoich sił zbrojnych co najmniej dwa razy w jak najszybszym czasie, np. Bundeswehra z obecnych 182 tys. do blisko 400 tys. Wiąże się to z inwestycjami w infrastrukturę wojskową, tworzeniem nowych jednostek, zakupami uzbrojenia i z pewnością, z uwagi na presję czasu, z zaleceniem przywrócenia obowiązkowego poboru do wojska.
Francja, po latach forsowanej autonomii, zdecydowała się powrócić do wspólnej polityki obrony nuklearnej. Toczą się dyskusje o tym, jak ma wyglądać obrona nuklearna Europy w uzupełnieniu parasola nuklearnego USA. Mówi się o otwarciu wreszcie drogi do wyjścia NATO z umowy Akt Stanowiący NATO-Rosja z 1997 r., co odblokowałoby otrzymanie przez Polskę broni nuklearnej w ramach NATO Nuclear Sharing.
Niezbędny jest program wygrania zimnej wojny z Rosją poprzez narzucenie jej nowego wyścigu zbrojeń, tak jak NATO wygrało zimną wojnę ze związkiem sowieckim. To wszystko będzie bardzo dużo kosztowało, a koszty wiele państw przerażają.