|

Polska na pierwszej linii

50 proc. Polaków boi się wojny. Uważają, że niedługo wybuchnie. Niemcy są w jeszcze gorszym położeniu – 60 proc. obywateli tego kraju uważa, że istnieje zagrożenie wojenne. I Polacy, i Niemcy mają poczucie, że to zagrożenie płynie ze strony Rosji i wynika z jej imperialnej polityki.

Sytuacja jest napięta od czasu sformułowania przez Rosję ultimatum w stosunku do Zachodu w grudniu 2021 r. Odmowa Zachodu, według słów rosyjskich przywódców, była bezpośrednią przyczyną ataku rosyjskiego na Ukrainę. Rosja domagała się, żeby Ukraina była neutralna, zdemilitaryzowana, „zdenazyfikowana” i temu podobne. Jest jeszcze kwestia całej flanki wschodniej NATO, czyli obszaru krajów, które wstąpiły do NATO po 1996 r. Dotyczy to przede wszystkim Polski. Jesteśmy najsilniejszym, najpotężniejszym krajem, który jest na wschodniej flance NATO i tak naprawdę to my jesteśmy główną zadrą, jeśli chodzi o rosyjskie tendencje imperialne, marzenia i plany.

To, co Rosja robi na Ukrainie i to, co robi generalnie w Europie, wynika z przyjętego planu. To jest tak jak z transatlantykiem – potężnym okrętem, który jest kierowany przez ster. Ster jest ustawiony odpowiednio, ale żeby zmienił kurs, potrzeba czasu, długiego czasu. Rosjanie ustawili ster na imperium i próbują zrealizować swój plan. Ale im się to nie udaje. Oczywiście dotyczy to również innych wielkich graczy międzynarodowych. To nie są ruchy wynikające z pomysłów Trumpa czy Xi Jinpinga, nie mówiąc o Putinie. Czasami zmiana kursu wymaga dziesięcioleci. W związku z tym możemy patrzeć na to, czy istnieje zagrożenie trzecią wojną światową, w sposób bardziej stateczny.


Trump przyjął Nawrockiego jak SOJUSZNIKA! Co to oznacza dla Polski?


Atak dronów na terytorium Polski to istotna cezura

W Po raz pierwszy państwo NATO zostało zaatakowane militarnie przez Rosję. To był atak militarny. Czego by nie mówili różni komentatorzy i jakby nie próbowali zagłaskać rzeczywistości – to był atak militarny.

Od tego momentu jesteśmy już w fazie możliwej wojny kinetycznej z Rosją, czyli pełnoskalowej. Pierwszy ruch został uczyniony, zrobiony został – że tak powiem – w anturażu wojny hybrydowej. Ale trzeba tu przypomnieć doktrynę generała Gierasimowa, który jest obecnie szefem Sztabu Generalnego armii rosyjskiej i dowodzi wojskami na Ukrainie. W doktrynie tej zapisał, że działania hybrydowe są elementem wojny. Wojny, której twarzą jest wojna kinetyczna, pełnoskalowa.

Dzisiaj jesteśmy w stanie wojny z Rosją. Tylko tyle, że jest to wojna hybrydowa. Wiele społeczeństw państw zachodnich nie uzmysławia sobie, że to jest wojna. Ataki cybernetyczne, sabotaże, dywersja, to, co dzieje się na Morzu Bałtyckim – np. przecinanie kabli – to są elementy wojny. Atak na polską granicę wschodnią i granice państw bałtyckich – Łotwę czy Litwę – to są elementy wojny.

Uzmysłówmy sobie, że jesteśmy największym wrogiem Rosji. Musimy z tego wyciągnąć wnioski i przyjąć do wiadomości, że nie jesteśmy bezsilni. Jesteśmy częścią potężnego sojuszu NATO. Dodatkowo eksperci ukraińscy mówią, że Polska jest jedynym krajem flanki wschodniej, który jest w stanie samodzielnie przeciwstawić się Rosji. To pokazuje, że nie jesteśmy bezsilni.

Oczywiście Polska musi być potężna, żeby się przeciwstawić Rosji, a to wymaga czasu. Każde tego typu działanie, jak na przykład atak dronów, obiektywnie wzmacnia pozycję Polski, ponieważ my stoimy na pierwszej linii frontu. To, co robimy, chroni pozostałych członków Sojuszu i ma istotny wpływ na politykę międzynarodową.

Potencjalne miejsca zagrożeń wybuchem III wojny światowej

Kwestia Ukrainy jest na pierwszym miejscu, ale w gruncie rzeczy tutaj jest najmniejsze ryzyko rozlania się tej wojny na świat. Dlaczego? Po prostu dlatego, że Rosja jest słaba. To jest kraj o PKB wielkości Włoch. Od trzech lat armia rosyjska, która teoretycznie była jedną z najpotężniejszych armii świata, nie jest w stanie poradzić sobie z relatywnie znacznie słabszą Ukrainą.

Rosja wciąż korzysta z pomocy zewnętrznej, żeby podtrzymać działania wojenne. Bez współpracy z Iranem czy z Koreą Północną nie byliby w stanie prowadzić tak intensywnych działań wojennych. Oczywiście wiele się może zmienić. Rosja może wejść w większy układ zależności od Chin i pomoc chińska mogłaby być już otwarcie dostarczana do Rosji. To, co dostarcza za zgodą Chin Korea Północna, mogłoby docierać do Rosji bezpośrednio z Chin.

Pamiętajmy, że w czasie II wojny światowej Rosja sowiecka była w stanie prowadzić wojnę z Niemcami hitlerowskimi głównie dzięki pomocy zewnętrznej. Przetrwała największą nawałę niemiecką i przystąpiła do kontrofensywy, wykorzystując pomoc militarną, finansową i żywnościową Zachodu. Tego typu zmiana jest w każdym momencie realna i musimy się z nią liczyć.

Drugą opcją rosyjską, podkreślaną głównie przez wywiad państw bałtyckich, zwłaszcza estoński, jest perspektywa odbudowy armii rosyjskiej na kształt armii z czasów II wojny światowej – potężnej, wielomilionowej armii, która byłaby w stanie toczyć wojnę nie tylko z Ukrainą, ale generalnie z NATO. Jest to perspektywa możliwa, ale zależy od możliwości gospodarczych. A jak wspomniałem, PKB Rosji to mniej więcej PKB Włoch, więc pole manewru Rosjanie mają niewielkie.

Oczywiście zgromadzili pewne zasoby materiałowe i finansowe, które pozwalają im kontynuować wojnę, ale one się wyczerpują. Bez wsparcia zewnętrznego w postaci potężnego sojusznika, jakim mogłyby być Chiny, Rosja czegoś takiego zrobić nie może. To oznaczałoby dla Rosji krach gospodarczy, a w perspektywie – polityczny.

To, co sprzyja kierownictwu rosyjskiemu, z Putinem na czele, to poparcie społeczeństwa rosyjskiego, które w ogromnej większości popiera Putina i strategię odbudowy imperium. Ale to może się zmienić, jeśli zacznie brakować towarów w sklepach, jeśli wróci głód i nędza – zwłaszcza w miastach rosyjskich.


BOIMY SIĘ WOJNY? Polacy odpowiadają wprost!


Perspektywa państw zachodnich

Tutaj mamy też do czynienia z pewną grą wynikającą z układu sił międzynarodowych. Trwa globalny przegląd sił amerykańskich w biznesie. To się nazywa due diligence – ocena wszystkich mocnych i słabych stron. Są pewne przecieki wskazujące na to, że Amerykanie będą musieli skoncentrować się bardziej na półkuli zachodniej.

Na Dalekim Wschodzie mówi się o tym, że zaangażowanie amerykańskie w Europie musi zostać zmniejszone o 30 procent. Nie mamy jednak jeszcze oficjalnego stanowiska amerykańskiego w tej sprawie. W tej chwili obecność amerykańskich wojsk w Polsce ma znaczenie symboliczne – mówimy o 10 tysiącach żołnierzy.

Inny aspekt sprawy, wynikający z globalnych przegrupowań sił, to fakt, że Amerykanie obawiają się – tak jak Europejczycy – że może dojść do trzeciej wojny światowej. Tyle tylko, że oni raczej widzą tę wojnę na Dalekim Wschodzie.

To, co wiemy na pewno, to że działania amerykańskie odniosły skutek. NATO opublikowało dane dotyczące wydatków zbrojeniowych. Oczywiście w kwaterze głównej bardzo się chwalą, że wydatki na zbrojenie są najwyższe na świecie – to jest 55 procent globalnych wydatków na zbrojenia.

Pamiętajmy jednak, że na wydatki NATO składa się ponad 1 bilion dolarów wydatków amerykańskich. Wydatki europejskie to mniej niż 500 miliardów dolarów. Takie są proporcje. Amerykanie – ustami Trumpa, ale wcześniej także Bidena, Obamy i nawet Clintona – zwracali uwagę na to, że Europejczycy muszą zrównoważyć wydatki amerykańskie. Oznacza to, że wydatki europejskie muszą wzrosnąć dwukrotnie.

Jeżeli Amerykanie wydają ponad bilion dolarów, to Europa też musi wydawać ponad bilion. To nie jest możliwe do zrealizowania w krótkim czasie. Może to potrwać co najmniej pięć do siedmiu lat. Tak czy inaczej, jesteśmy na tej drodze i musimy to uwzględniać w naszym planowaniu budżetowym, jak również w planowaniu generalnym, jeśli chodzi o państwo polskie i naród polski.


Kwintesencja klasycznego gentlemana – Jan Adamski


Wydatki obronne Polski

Rząd PiS chwalił się przez lata, a obecny mu wtóruje, że wydajemy 5 procent PKB na wojsko, na zbrojenia. To nieprawda. W 2024 roku wydaliśmy około 3,5 procent. W tym roku wydamy 3,6, może 3,7 procent. Dopiero w przyszłym roku zbliżymy się do 5 procent. To pokazuje, że mamy jeszcze wiele do zrobienia.

Ostatni szczyt NATO podjął decyzję o wydatkach 5 procent, z czego półtora procent to są wydatki na infrastrukturę wojskową. Na przykład Włochy wpisały budowę gigantycznego mostu, ogromnie kosztownego, który ma powstać między Włochami kontynentalnymi a Sycylią.

Możemy oczywiście wymyślać podobne rzeczy, ale przede wszystkim musimy myśleć o obszarach, w których nie dajemy rady.

Pierwsza sprawa to kwestia obrony przeciwlotniczej i przeciwdronowej. Mamy w tej materii ogromne osiągnięcia, jeśli chodzi o polski przemysł – zwłaszcza prywatny. Dlaczego tego nie wykorzystywaliśmy? Nie wiem. Teraz ponoć coś ma się zmienić. Będziemy zamawiać systemy obronne również w polskich zakładach. Pierwsze zostały już przetestowane przez polskie wojsko.

Myślę przede wszystkim o systemach ABS, które święcą triumfy na Ukrainie. Mają świetne radary, które działają niestety na dosyć krótkim dystansie – do 30 km. Ale są produkowane w Polsce, więc nie musimy ich kupować nie wiadomo gdzie.

Druga sprawa to kwestia tańszego, bardziej ekonomicznego niszczenia dronów. Mamy licencję na artylerię lufową, która jest najskuteczniejszym środkiem niszczenia dronów na Ukrainie – zwłaszcza systemy Gepard, które używają armat 35 mm KDA CaDA, opracowanych przez szwajcarską firmę Oerlikon.

Oerlikon został kupiony przez niemiecki Rheinmetall. Teraz mają Skyranger, który armia niemiecka zamówiła w liczbie 600 sztuk. Dobrze sprawdzają się w zwalczaniu dronów, zwłaszcza w systemach mobilnych – na placu boju, w przemarszu wojsk, kiedy jednostki wojskowe są najbardziej zagrożone przez drony.

W Tarnowie produkujemy archaiczne postsowieckie armaty 23 mm, które nie używają amunicji programowalnej. Żeby strącić jednego drona, żołnierze muszą użyć 150 pocisków, a i tak skuteczność tej artylerii to 70 proc. wg oficjalnych danych Wojska Polskiego.

Użycie amunicji programowalnej daje stuprocentową skuteczność – przy użyciu od jednego do pięciu pocisków na jednego drona lub całej serii pocisków na rój dronów. Armatami 23 mm nie jesteśmy w stanie zwalczać roju dronów.

Wracając do ABS-ów – są sprzedawane w dużych ilościach na Ukrainę, używane są też w Wojsku Polskim, ale trzeba je zmodernizować. Firma ma projekt modernizacyjny. Co na to MON? Rada do spraw modernizacji technicznej Wojska Polskiego odrzuciła projekt modernizacji. To jest przerażające.

Czas zacząć zatrudniać ludzi, którzy mają wyobraźnię i wiedzą, jak wygląda świat. To są kotwice rozwoju Polski, które wstrzymują postęp.


Rosyjska prowokacja: co oznacza dla Polski?


Kwestie międzynarodowe

Rosja nie jest w stanie w tej chwili zrealizować swojego planu strategicznego, czyli przejęcia Europy Wschodniej. Napotka na drodze przede wszystkim Polskę, jeśli chodzi o NATO. Dotychczas mieliśmy głównie interakcję z dronami.

Mówi się, że to był test. Użyto dronów nieuzbrojonych. Zgadzam się z tym – to był rodzaj testu. Ale z drugiej strony było to ostrzeżenie, bo Rosjanie mają siły i środki w tym zakresie.

Rosjanie nie są w stanie produkować najskuteczniejszej na placu boju broni, jaką są rakiety balistyczne. Mają technologię, ale w znikomych ilościach.

Rosja, realizując imperialne ambicje, prowadzi wobec Polski i Europy działania hybrydowe, które już dziś można uznać za formę wojny. Atak dronów na Polskę pokazał, że granice NATO nie są bezpieczne. Polska, jako kluczowy kraj wschodniej flanki Sojuszu, stoi na pierwszej linii konfrontacji z Rosją, ale nie jest bezsilna – ma wsparcie NATO i rosnący potencjał obronny. Rosja jest osłabiona gospodarczo, zależna od wsparcia zewnętrznego, choć wciąż groźna, zwłaszcza przy możliwym sojuszu z Chinami. Zachód, szczególnie USA, musi równoważyć siły między Europą a Dalekim Wschodem, co stawia przed Polską obowiązek szybszej modernizacji armii i zwiększania wydatków obronnych. Najpilniejsze wyzwania to obrona przeciwlotnicza i przeciwdronowa.

Podobne wpisy