0.7 C
Warszawa
niedziela, 24 listopada 2024

Policja ściąga haracz

Policja, zamiast dbać o bezpieczeństwo Polaków na ulicach, zajmuje się wyręczaniem prawników producentów filmowych. Żeby było ciekawiej, sama bierze udział w procederze wyłudzania haraczu przez wielkie korporacje.

Niczym piorun, Polskę obiegła informacja, że policja bohatersko walczy z piratami komputerowymi, którzy pobrali film Wkręceni. Ogłoszono, że zarekwirowano ponad 2,5 tys. komputerów w całym kraju i to jeszcze nie jest koniec. Informację o tym podały wszystkie główne media w wieczornych wydaniach wiadomości. Newsy z akcji policji były odgrzewane jeszcze w weekend. Wszystko po to, aby wywołać w Polakach strach przed wizytą funkcjonariuszy prawa. Wszystkie te działania rodem z public relations były zaplanowane na z góry określony efekt. Chodzi o zwiększenie sprzedaży legalnych dóbr kultury”. Policja świadomie, czy też nie, została wplątana w interesy wielkich korporacji. Funkcjonariusze zostali do tego stopnia uwikłani w walkę z piratami komputerowymi, że sami mogą otrzymać zarzuty. Bezczelność polskiej policji we współpracy z producentami filmowymi nie ma sobie równych.

Obława szczecińska

W poprzednim tygodniu Polskę obiegła informacja, że szczecińscy śledczy rozpoczęli rekwirowanie komputerów, za pomocą których miał zostać ściągnięty nielegalnie film Wkręceni. Do tej pory udało się zarekwirować blisko 2600 komputerów. Do domów internautów, którzy ściągali i udostępniali ww. film, zapuka policja. Według rzecznika szczecińskiej prokuratury jej działania to element szerszej akcji o charakterze ogólnopolskim. Przedstawiciel studia „Interfilm”, które jest dystrybutorem filmu „Wkręceni szacuje, że na terenie kraju w sposób nielegalny materiał mogło pobrać ponad 40 tys. osób. Przedstawiciel dystrybutora zapewnił, że każda z osób, która ściągnęła film, zostanie oskarżona.

To, co zastanawia, to pewność siebie dystrybutora oraz skala podjętej akcji. W Polsce ściąga się i udostępnia codziennie miliony plików. Dlaczego sprawa miernie ocenianego filmu tak zaangażowała organy ścigania na terenie całego kraju? Każdy, kto tylko raz zetknął się z policją czy prokuraturą wie, że ona tak nie działa. Co zatem może stać za zaangażowaniem aparatu państwowego w ochronie prywatnego interesu producenta filmu Wkręceni?

Funkcjonariusze interesów korporacyjnych

Nie jest trudno odnieść wrażenie, że najgłośniejsze działania policji są skierowane w najsłabsze grupy społeczne. Uczniowie gimnazjum, liceum czy studenci to mniej niebezpieczni podejrzani niż gangsterzy. Zresztą statystyka nie odróżnia studenta czy licealisty od gwałciciela czy mordercy. Policyjne naloty na piratów odbywają się niemal zawsze z prywatnej inicjatywy. Oznacza to, że producent filmu lub programu komputerowego zdobywa adresy IP osób, które mogły ściągać jego produkt z sieci. Następnie udaje się z tym do dostawców Internetu, którzy udostępniają dane użytkowników IP. Nawet jeśli IP jest zmienne, każdy dostawca jest w stanie ustalić, kto, kiedy, z jakiego adresu korzystał. Potem wystarczy udać się na policję i z kompletem danych osobowych złożyć zawiadomienie.

Tyle w teorii. W praktyce dane użytkowników, łącznie z identyfikacją abonentów, to powinna być kwestia organów ścigania. Często, zanim dojdzie do ścigania, kancelarie reprezentujące producentów filmowych wysyłają do podejrzanych przez nich piratów wezwania do zapłaty. Sam fakt wejścia w posiadanie danych tysięcy internautów jest naruszeniem ustawy o ochronie danych osobowych. Tylko organy ścigania, czyli między innymi policja czy prokuratura, mogą zwrócić się o identyfikację numeru IP i podanie danych abonenta. Jednak wtedy nie byłoby możliwe zastraszanie przez firmy producenckie i żądanie zapłaty w zamian za odstąpienie od ścigania.

Nie jest tajemnicą, że policja w Polsce potrzebuje motywacji do pracy. Przypomina to trochę dawanie w łapę” lekarzowi, który powinien nas leczyć w ramach kontraktu z NFZ. Niby mały gest, a tak wiele zmienia. Nie inaczej jest w przypadku policji, która jest nagradzana przez środowiska producenckie za walkę z piractwem. I są to oficjalne doniesienia samej policji.

Jedną z tych nagród są tzw. złote blachy. O ich rozdaniu możemy przeczytać na oficjalnej stronie policji. W dniu 17 grudnia 2015 roku Koalicja Antypiracka uhonorowała przedstawicieli jednostek policji, które wyróżniły się skuteczną walką z piractwem muzycznym, telewizyjnym czy komputerowym. Za walkę z piratami odznaczenia zdobyły Komendy Wojewódzkie z Katowic, Opola i Olsztyna. Nagrody zdobyły też komenda Miejska w Gliwicach oraz Powiatowa w Namysłowie. Złote blachy są przyznawane przez Koalicję Antypiracką”, w skład której wchodzi Związek Producentów Audio Video, Stowarzyszenie Sygnał oraz BSA, czyli firmy, w których największym interesie jest walczenie z piractwem. Problem w tym, że policja otrzymuje nagrody za coś, co stanowi jej obowiązek. Wraz z wyróżnieniem, najlepsze jednostki policji dostają sprzęt elektroniczny. Komisariaty są wyposażane w komputery lub kamery. Niektórzy nagrodzeni policjanci otrzymują premie pieniężne, które są przyznawane także za wykrycie np. sprawców zabójstwa.

Dziwna współpraca

Trudno oprzeć się wrażeniu, że policja koordynuje swoje akcje z organizacjami producentów i dystrybutorów. Każda głośna akcja czy konferencja prasowa przekłada się na wzrost sprzedaży oryginalnych produktów. Działania policji nie przynoszą pożytecznych społecznie efektów, tylko służą interesom prywatnych firm. Przedstawiciele Komendy Głównej Policji oficjalnie przyznają się do związków z sektorem prywatnym. Co więcej, polskie organy ścigania korzystają z konsultacji w zakresie oceny materiału dowodowego, czyli zawiadamiający w toku postępowania przygotowawczego mówi policji, co ma robić!

Jeszcze dziwniejsze są praktyki samych producentów filmowych. Praktyki wielu z nich same przypominają zachowania co najmniej pirackie. Zanim producent filmu zdecyduje się na skarżenie i ściganie delikwenta, wysyła do niego wezwania do zapłaty. Jest to najzwyklejszy szantaż we współpracy z policją, który ma na celu zastraszenie i tak zdezorientowanych swoim odkryciem internautów. Samo grożenie wszczęciem postępowania karnego może być traktowane, jako groźba bezprawna i ścigane. Zgodnie z treścią art. 115 par. 12 ustawy kodeks karny Groźbą bezprawną jest groźba, o której mowa w art. 190, jak i groźba spowodowania postępowania karnego. Jeżeli zatem producent wzywa jedynie do zaprzestania łamania praw autorskich, to taka groźba jest zgodna z prawem. Natomiast, jeżeli w wezwaniu producent upomina się o zapłatę kwoty, która ma zrekompensować jego straty, sprawa robi się bardziej skomplikowana. Oczywiście sumienie policjanta nawet nie będzie w stanie zrozumieć tego zagadnienia, jednak sprawa nie jest już zero-jedynkowa.

A co w sytuacji, w której doszło do naruszenia prawa autorskiego, ale jednorazowo? Przecież nie dochodzi nadal do naruszenia prawa. Wówczas bardziej zasadna okazałaby się droga postępowania cywilnego. Jednak to wymaga sporych nakładów i czasu. Pozwanie 40 tys. osób o film wartości poniżej 100 złotych to marny interes. Lepiej jest wysłać do nich wezwanie z żądaniem zapłaty 500 złotych i groźbą wszczęcia postępowania karnego. Usłużna policja, licząc na nagrody w postaci darmowego sprzętu komputerowego, zrobi swoje. Tylko dlaczego, gdy zwykły Kowalski zgłasza się na policję często odchodzi wkurzony usłyszawszy nic nie możemy zrobić, to sprawa cywilna, a gdy zgłasza się producent filmowy, sprawa nabiera zawrotnego tempa?

Załóżmy, że groźba wszczęcia postępowania karnego zostanie uznana za zgodną z prawem. Policja oraz prokuratura przygotują trzystronicowego gotowca, do którego tylko będą wklejać imię i nazwisko delikwenta, który śmiał przeczytać kodeks karny. Część osób płaci, a część nie. Niepokorni muszą zmierzyć się z producentem filmu i aparatem wymiaru sprawiedliwości. Ci, którzy zapłacili, mają względny spokój. Niejako po cichu dogadali się z producentem filmu. Jednak czy policja lub prokuratura, mając wiedzę, że dokonano przestępstwa piractwa komputerowego, a dane o przestępcach znajdują się w gestii producenta, nie powinna wszcząć postępowania wobec wszystkich? Czy nie powinna zwrócić się do organizacji pozarządowej z żądaniem wydania wszelkich dowodów wskazujących na popełnienie przestępstwa? Przecież policja czy prokuratura ma prawny obowiązek wszcząć postępowanie karne w sytuacji, w której dowie się o możliwości popełnienia przestępstwa. A tak mamy sytuację, w której za haracz producent udostępnia lub chroni dane przestępców. Przecież to jaskrawy przykład niedopełnienia obowiązków służbowych.

——————

Więcej w najnowszej “Gazecie Finansowej”.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news