Polscy skoczkowie narciarscy są jednymi z najlepiej opłacanych w tym sezonie. Prym wiedzie Kamil Stoch, który do tej pory „wyskakał” ponad ćwierć miliona złotych.
Przejęcie sterów nad polską kadrą przez austriackiego trenera Stefana Horngachera zaowocowało licznymi sukcesami sportowymi. Świetnie spisuje się nie tylko najlepszy polski zawodnik i dwukrotny mistrz olimpijski – Kamil Stoch, lecz także cała ekipa biało-czerwonych. „Gazeta Finansowa” sprawdziła, jak świetne skoki polskich skoczków przekładają się na ich finanse.
Historyczny sezon
Jeszcze nie jesteśmy na półmetku Pucharu Świata, a już wiemy, że trwający od listopada sezon przejdzie do historii polskich skoków narciarskich. I to z kilku powodów. Po pierwsze biało-czerwoni po raz pierwszy zwyciężyli w konkursie drużynowym (w niemieckim Klingenthal). Po drugie Stoch i spółka świetnie spisali się w najbardziej prestiżowej imprezie całego sezonu – Turnieju Czterech Skoczni (TCS). Na zakończenie imprezy rozgrywanej na dwóch niemieckich i dwóch austriackich obiektach na podium znalazło się aż dwóch Polaków: Kamil Stoch był pierwszy, Piotr Żyła drugi. Jakby tego było mało tuż za podium, na czwartym miejscu, uplasował się Maciej Kot, który o włos przegrał z trzecim Norwegiem Danielem-Andre Tande. To jeszcze nie wszystko, urodzony bowiem w Zębie Stoch, wygrywając TCS, stał się jednym z pięciu skoczków, którzy w całej historii tej dyscypliny zdobyli tzw. Wielkiego Szlema. Terminem tym określamy zwycięstwo w Pucharze Świata, złoto na Igrzyskach Olimpijskich oraz tytuł Mistrza Świata i właśnie triumf w TCS.
Fenomenalne rezultaty polskich skoczków znajdują odzwierciedlenie w każdych możliwych statystykach. Kadra prowadzona przez Stefana Horngachera prowadzi w klasyfikacji Pucharu Narodów, w pierwszej zaś dziesiątce najlepszych skoczków cyklu znajdziemy aż trzech biało-czerwonych: trzeci jest Kamil Stoch, piąty Maciej Kot, dziesiąty Piotr Żyła. Za sukcesami sportowymi idą również te finansowe. Z każdym dobrym skokiem na konta polskich skoczków wpływają kolejne franki szwajcarskie. Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS), która odpowiada za nagrody pieniężne, nie jest jednak zbyt rozrzutna. W porównaniu z innymi zimowymi dyscyplinami skoczkowie narciarscy nie zarabiają kokosów, ale nie mogą też narzekać. Za każde zwycięstwo w konkursie Pucharu Świata FIS płaci 10 000 franków szwajcarskich, za drugie miejsce – 8 000, za trzecie – 6 000. Sezon składa się z 33 turniejów, a więc przy regularnej formie można zgarnąć naprawdę sporo. W historii całego Pucharu Świata najwięcej zarobił reprezentant Słowenii Peter Prevc. 24-letni skoczek w poprzednim sezonie rozbił bank, wygrywając 15 konkursów i aż 22 razy stając na podium. W sumie na konto Słoweńca wpłynęło wówczas 248 000 szwajcarskiej waluty.
Nagrody pieniężne od Międzynarodowej Federacji to oczywiście nie jedyne źródło dochodów skoczków. Najwięcej zarabiają oni na kontraktach sponsorskich, te jednak pozostają tajemnicą handlową.
Stoch liderem finansowym
Dwukrotny Mistrz Olimpijski z Sochi (2014 r.) po dwunastu konkursach Pucharu Świata oprócz wysokiego trzeciego miejsca w „generalce”, przoduje również na liście płac. Do tej pory Kamil Stoch zarobił 70 800 franków (290 tys. zł), z czego ponad połowę zgarnął za sam Turniej Czterech Skoczni. Polak o ponad 6 tysięcy franków wyprzedza drugiego w klasyfikacji 17-letniego Słoweńca Domena Prevca. Trzecim najlepiej zarabiającym skoczkiem w tym sezonie jest 22-letni Norweg Daniel-Andre Tande, który w ostatnim konkursie TCS nie wytrzymał psychicznie i z pierwszego miejsca Turnieju spadł na ostatnie miejsce „na pudle”.
Kamil ma szansę przebić swój dotychczasowy „finansowy rekord” z historycznego sezonu 2013/14. Wtedy skoczek z Zębu zakończył cykl z dwoma złotymi krążkami olimpijskimi i Kryształową Kulą za triumf z PŚ. Za sam Puchar Świata na konto Stocha wpłynęło wówczas 147 000 franków. Złożyło się na to m.in.: 6 zwycięskich konkursów, 3 drugie miejsca i 3 najniższe miejsca na podium. Oprócz wspomnianej wypłaty z FIS-u Kamil otrzymał także 240 tys. zł z Polskiego Komitetu Olimpijskiego oraz ok. 70 tys. z Ministerstwa Sportu.
Kolejny sezon (2014/15) pod względem sportowym, a w konsekwencji – finansowym, nie był już tak owocny, jak poprzedni. Stoch zakończył Puchar Świata na 9. miejscu, co przełożyło się na 11. pozycję na liście płac. Na konto skoczka wpłynęło wówczas 73,8 tys. franków, z czego 20 tys. za dwa zwycięstwa – w Zakopanem i niemieckim Willingen.
Rok później było jeszcze gorzej. Sezon 2015/16 był jednym z najsłabszych w całej karierze dwukrotnego mistrza olimpijskiego z Soczi. Stoch ani razu nie stanął na konkursowym podium i zakończył cykl na odległej 22. pozycji. Na zakończenie poprzedniego sezonu na koncie polskiego skoczka widniała skromna suma 34 tys. franków przelanych przez księgowych z FIS-u.
Reszta stawki
Kamil Stoch nie jest jedynym zawodnikiem polskiej kadry, który w tym sezonie może pochwalić się pokaźną „pensją”. Oprócz niego świetnie spisują się wspomniani wcześniej: Maciej Kot oraz Piotr Żyła. Po trzynastu konkursach Pucharu Świata skoczkowie zajmują odpowiednio 5. i 10. miejsce w klasyfikacji generalnej. Takie same lokaty obaj sportowcy okupują w rankingu płac. Zakopiańczyk zarobił jak do tej pory 50,3 tys. franków (206 tys. zł), wiślanin zaś 34,9 tys. franków (143 tys. zł).
Dla 25-letniego Kota bieżący sezon pod względem finansowym jest najlepszym w całej karierze. Nawet jeśli założymy, że zakopiańczyk do końca pucharu ani razu nie zakwalifikuje się do finałowej trzydziestki konkursu, to i tak będzie to dla niego finansowo najlepszy rok. W zeszłorocznym cyklu, po trzydziestu trzech konkursach, skoczek miał na koncie zaledwie 30 tys. franków. Teraz, tuż przed półmetkiem Pucharu Świata, zarobił prawie dwa razy tyle. A możemy być niemal pewni, że już niedługo na konto Maćka wpłyną kolejne tysiące. Czekają nas bowiem konkursy na Wielkiej Krokwi w Zakopanem (21-22 stycznia), którą Kot zna jak własną kieszeń.
Nieco inaczej jest w przypadku Piotra Żyły, 29-latkowi bowiem już wcześniej zdarzało się sporo zarobić. Dwa lata temu, w sezonie 2014/15, wiślanin zakończył Puchar Świata na 19. pozycji. Wtedy skoczek zgarnął 47,4 tys. helweckiej waluty. Teraz jest na dobrej drodze do pobicia tej bariery. Brakuje mu nieco ponad 10 tys. W związku z dobrą formą zawodnika jest niemal pewne, że Żyła na zakończenie sezonu z nawiązką pobije swój rekord sprzed dwóch lat.
Warto również wspomnieć o Dawidzie Kubackim i Stefanie Huli, którzy nie notują tak dobrych rezultatów, jak opisana wyżej trójka, niemniej regularnie kwalifikują się do finałowej trzydziestki, a to również przekłada się na finanse. 26-letni Kubacki zajmuje obecnie 19. pozycję w PŚ i 14. miejsce na liście płac. Nowotarżanin jak do tej pory zarobił 24,5 tys. franków (100 tys. zł). Starszy o cztery lata Hula jest na 24. pozycji w klasyfikacji punktowej i na takiej samej lokacie w finansowym rankingu. Urodzony w Szczyrku Stefan dotychczas zgarnął 9,2 tys. (38 tys. zł) i do ustanowionego w poprzednim sezonie rekordu brakuje mu jeszcze 18 tys.