0.8 C
Warszawa
niedziela, 24 listopada 2024

Transgraniczna mapa Ukrainy

Inwestowanie u naszego wschodniego sąsiada nie należy do spraw łatwych. A mówiąc wprost, nasi eksperci są zgodni, że wizja wysokich zysków nie rekompensuje jeszcze wyższego ryzyka ekonomicznego.

Polsko-ukraińska współpraca transgraniczna niknie w cieniu wielkiej polityki i makroekonomii. A szkoda, ponieważ wobec złożonej sytuacji Ukrainy, jest to bodaj jedyna ścieżka efektywnych kontaktów biznesowych. O szansie, jaką niesie, świadczy mapa dwustronnej aktywności granicznej. Z polskiego punktu widzenia najważniejszymi punktami orientacyjnymi pozostają obwody lwowski i wołyński o sporym potencjale współpracy. Dodać trzeba koniecznie, że należy się spieszyć, bo Galicję odkrywają także inni, na czele z kapitałem niemieckim.

Znaczenie współpracy transgranicznej

Trudno przecenić znaczenie kontaktów transgranicznych dla lokalnego i regionalnego rozwoju Polski oraz Ukrainy. Taki rodzaj współpracy nie jest nowym odkryciem, został bowiem opatentowany wcześniej przez Paryż i Berlin. Można powiedzieć, że Niemcom i Francuzom udało się niemożliwe. Społeczności lokalne, z ogromnym udziałem przedsiębiorców, zamieniły nadgraniczne regiony w terytorium obustronnego rozwoju, a nie wiecznej wojny, jakimi dotąd były. Taki dorobek przejęła następnie Unia Europejska w postaci rozbudowanych programów wsparcia i rozwoju podobnych inicjatyw. Po rozpadzie ZSRR koncepcja euroregionów objęła także środkową i wschodnią część kontynentu, stając się ważnym instrumentem politycznej stabilizacji nowych państw na mapie Europy. Kalkulacja jest prosta. Ożywione kontakty międzyludzkie i zyskowne kontrakty biznesowe dają przede wszystkim gwarancję bezpieczeństwa i to szeroko rozumianego. Tak się bowiem złożyło, że jałtański ład przykroił granice bez zwracania uwagi na narodowe interesy i historyczne tradycje, tworząc liczne i z natury konfliktowe mniejszości etniczne.  Jednak nie chodzi tylko o politykę, lecz także o podstawowy wymiar bezpieczeństwa ekonomicznego. Od zawsze tereny nadgraniczne były peryferiami stołecznych centrów, cierpiąc na niedorozwój odbijający się gorszymi szansami materialnymi, zdrowotnymi i edukacyjnymi miejscowej ludności. W dodatku, protekcjonistyczna polityka gospodarcza i związane z nią bariery celne, uczyniły z pogranicza szarą strefę ekonomiczną, a mówiąc wprost siedlisko przestępczości zorganizowanej czerpiącej zyski z kontrabandy. Tak było i jest, ale dzięki współpracy transgranicznej lokalne społeczności otrzymały unikalną szansę wyrównania podstawowych różnic i elementarnego bezpieczeństwa. Choć nie tylko, bo unijne programy stały się kluczowym instrumentem budowania polityki przyjaznego sąsiedztwa w najbliższym otoczeniu UE. Zajmują także ważne miejsce w umowach stowarzyszeniowych, jakie Bruksela podpisuje z sąsiedzkimi stolicami. Wreszcie koncepcja otwartego sąsiedztwa stała się ważnym elementem strategii korytarzy transportowych UE, zapewniających rozbudowane kontakty handlowe na skalę międzykontynentalną. Jak widać znaczenie współpracy transgranicznej jest ogromne. A jak kontakty na tym szczeblu wyglądają z naszej i ukraińskiej perspektywy?

Polska jako państwo UE jest zaangażowana we współpracę transgraniczną ze wszystkimi wschodnimi sąsiadami. Ramy prawne tworzą projekty Euroregionów: „Bug” (wraz z Białorusią i Ukrainą) oraz „Karpaty” (wraz z Ukrainą, Słowacją i Węgrami), w które zaangażowane są nadgraniczne województwa Polski i państw – partnerów. Nasz kraj posiada także odpowiednie umowy z rosyjskim obwodem kaliningradzkim. Bodaj najważniejszym przywilejem, który współpraca transgraniczna UE daje naszym sąsiadom, są dwustronne umowy o małym ruchu granicznym. Wprowadzają bezwizowy reżim kontaktów dla ludności zamieszkałej w trzydziestokilometrowym pasie po obu stronach kordonu. Jednak umowy pozwalają interpretować zapisy w taki sposób, aby rozszerzyć praktyczne działanie do strefy 50 km. Polska graniczy z Ukrainą na odcinku lądowym wynoszącym 425,2 km. Corocznie umowa o małym ruchu bezwizowym pozwala przekraczać granicę 15 mln Polaków i Ukraińców, z tendencją wzrostową o 10 proc. rok do roku. W tym celu działa 16 przejść granicznych dla ruchu samochodowego i pieszego. Ze względu na ożywione kontakty, nawet tak rozbudowana infrastruktura już nie wystarcza. Kolejki chętnych po ukraińskiej stronie rozciągają się na kilometry i godziny oczekiwania.

Bilans współpracy

Jak wynika z analizy Uniwersytetu Dniepropietrowskiego, jest to wynik znacznego zróżnicowania rozwojowego po obu stronach granicy, co owocuje intensywnym handlem w rozmiarach detalicznym i hurtowym. Ukraińcy przyjeżdżają do Polski po zakupy żywnościowe, bo ceny i jakość naszych produktów są znacznie korzystniejsze. Nic dziwnego, że mer Lwowa żalił się na temat wartości ukraińskich zakupów. Okazuje się, że w 2013 r. nasi sąsiedzi zostawili w Polsce 320 mln dolarów, tylko za nabyte pomidory, ogórki i paprykę. Ponadto Ukraińcy kupują chętnie elektronikę użytkową i AGD, używane samochody oraz maszyny i urządzenia specjalistyczne. Co więcej, ze względu na wysokie bezrobocie panujące w sąsiednich obwodach lwowskim i wołyńskim, zatrudnienie w Polsce jest dla wielu Ukraińców jedyną szansą godziwego życia. Zresztą problem dotyka szerzej całej Zachodniej Ukrainy, a więc także obwodów iwano-frankowskiego, zakarpackiego, tarnopolskiego i rówieńskiego. Przy okazji wyjazdów zakupowych Ukraińcy pozostawiają u nas miliony sztuk papierosów i hektolitry alkoholu, co sprawia, że eskapady są opłacalne, bo handel wymienny pozwala na zwrot kosztów podróży. Natomiast Polacy kupują na Ukrainie głównie tanią benzynę oraz ropę, a także tytoń, alkohol i słodycze. Wszystko jest legalne lub nosi pozór legalności, mały ruch bezwizowy pozwala bowiem na przekraczanie granicy nawet kilka razy dziennie, co rekompensuje ograniczenia wywozowe (do 50 kg produktów na osobę). Gdy z powodu warszawskiego szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży Straż Graniczna zawiesiła ruch bezwizowy, we Lwowie nastąpiły demonstracje ukraińskich handlarzy, wynikające z braku informacji o czasowym charakterze obostrzeń. Jednak mały ruch graniczny to tylko najbardziej elementarna, a więc widoczna korzyść ze współpracy transgranicznej. Choć co tu dużo ukrywać, wzajemne zakupy nakręcają koniunkturę handlową po obu stronach, co znajduje odzwierciedlenie w ciągle rozbudowywanej infrastrukturze. Z tym że jak wynika z ukraińskich badań, w przygranicznym handlu przeważa polski import, oceniany nawet na 63 proc. oferty towarowej miejscowych sklepów i centrów sprzedażowych.

Jednak istota kontaktów przygranicznych tkwi we współpracy samorządów terytorialnych i administracji lokalnych przy wydatnym udziale finansowym UE. Programy współpracy transgranicznej są ważną częścią polityki sąsiedztwa Brukseli. Komisja Europejska wspiera rozwój społeczny i ekonomiczny regionów na zewnętrznej granicy UE, finansując docelowe projekty z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego (EFRR) oraz z Europejskiego Instrumentu Sąsiedztwa (EIS). Dzięki unijnemu finansowaniu program współpracy transgranicznej pomiędzy Polską, Ukrainą i Białorusią otrzymał dotychczas ponad 173 mln euro. W perspektywie lat 2007–2013 pozwoliło to na realizację projektów przekraczających brukselską kwotę, zważywszy na obowiązkowy udział regionów, wyznaczoną na 10 proc. równowartości unijnych grantów oraz dotacji. Na co zostały wydatkowane pieniądze? Podsumowania dokonała październikowa konferencja 40 samorządów i administracji z trzech państw. Zgodnie z informacją TV Biełsat, zrealizowano 45 projektów w dziedzinie ochrony zdrowia, stworzono 500 miejsc pracy, wyremontowano 2 tys. kilometrów dróg oraz wybudowano 116 km nowych. Ponadto sfinansowano rozbudowę infrastruktury granicznej, obiektów sportowych i rekreacyjnych, zintensyfikowano kanalizację i gazyfikację terenów wiejskich oraz rozpoczęto nowe inwestycje w obiekty logistyczne i edukacyjne. Tyle sucha sprawozdawczość, bo tylko bliższe spojrzenie na dokonania, na przykład z perspektywy obwodu lwowskiego, ukazuje skalę i znaczenie współpracy transgranicznej. Tylko we Lwowie i obwodzie lwowskim perspektywa lat 2007–2013 przyniosła unijne finansowanie w wysokości 65 mln euro. W tych ramach zmodernizowano pięć przejść na granicy z Polską. Ponadto ośrodki akademickie Lwowa podjęły współpracę z Uniwersytetem Rzeszowskim oraz placówkami akademickimi Lublina w takich dziedzinach, jak weterynaria, przerób odpadów komunalnych na biopaliwa oraz produkcja materiałów budowlanych z miejscowych surowców. Karpacka strefa graniczna zyskała 55 km turystycznych szlaków pieszych, rowerowych i wodnych. Dzięki Bieszczadzkiemu Oddziałowi GOPR pod Lwowem utworzono bazę szkoleniowo-treningową dla ukraińskich ratowników. Udało się także zabezpieczyć przed zniszczeniem zamek w Żółkwi, przełożono kilometry dróg, chodników, gazociągów i kanalizacji w kierunku polskiej granicy. Zainicjowano Transgraniczny Program Ochrony Przyrody, a w jego ramach projekty zapobiegania dewastacji ekologicznej i rekultywacji skażonych terenów. Zorganizowano prawie sto punktów przedszkolnej opieki na obszarach wiejskich oraz rozpoczęto współpracę w zakresie edukacji osób z niepełnosprawnością umysłową. To oczywiście tylko pobieżny przegląd dokonań jednego z wielu akcjonariuszy programu rozwoju. Co ważne po obu stronach granicy, znaczna bowiem część unijnych grantów trafia do polskich gmin i miast. Ważna jest także kontynuacja, bo Komisja Europejska przyznała kolejne 116 mln euro na nową perspektywę, zakreśloną 2020 r. W związku z tym nasze Ministerstwo Rozwoju ogłosiło w grudniu konkurs na nowe projekty w dziedzinach: promocja kultury i zachowanie dziedzictwa historycznego, poprawa komunikacyjnej i transportowej dostępności regionów, wspólne wyzwania bezpieczeństwa i ochrony, zarządzanie granicami i migracjami. Pod uwagę będą brane zarówno projekty kompleksowe (finansowanie ponad 2,5 mln euro), jak i propozycje szczegółowe (finansowanie od 20 tys. do 60 tys. euro), oczywiście z obowiązkowym udziałem strony inicjującej w wysokości 10 proc. środków unijnych. Tak wygląda współpraca transgraniczna w praktyce, a wniosek, jaki można wysnuć dotyczy działalności w wielu obszarach. Z jednej strony zapewnia to harmonijny rozwój, z drugiej jednak tworzy wrażenie ogromnego rozrzutu. Czy istnieje zatem specjalna oferta dla polskiego biznesu? Udział w projektach realizowanych z pomocą unijną jest oczywiście polem działalności ekonomicznej, ale aż prosi się o bardziej rozbudowane możliwości dwustronne. Kontakty gospodarcze pozostają przecież spoiwem współpracy transgranicznej. Żywiołowy handel nie spełnia ambicji ani potencjału szczególnie po naszej stronie.

Inwestycje w Ukrainę

Trudno ukryć, że inwestowanie u naszego wschodniego sąsiada nie należy do spraw łatwych. A mówiąc wprost, nasi eksperci są zgodni, że wizja wysokich zysków nie rekompensuje jeszcze wyższego ryzyka ekonomicznego. Oczywiście nie od razu Kraków zbudowano, ale w teorii wszystko powinno być prostsze. Ukraina podpisała umowę stowarzyszeniową z UE oraz porozumienie o wolnym handlu z państwami unijnymi. Tym samym podjęła zobowiązanie implementacji ok. 65 proc. unijnego prawa, w tym oczywiście gospodarczego. Zatem polski przedsiębiorca winien czuć się na Ukrainie, jak u siebie w domu, napotykając identyczne prawo i praktykę biznesową. Tymczasem rzeczywistość wygląda całkiem inaczej. Trudno powtarzać jak mantrę, że ukraińskie reformy przebiegają zbyt wolno zarówno w odbiorze zagranicznych inwestorów, jak i własnego społeczeństwa. Trudno spierać się z poglądem, że podstawowym hamulcem wolnorynkowych zmian są ukraińscy oligarchowie, którzy obawiając się międzynarodowej konkurencji, robią wszystko, aby reformy paraliżować. Wreszcie nie można zaprzeczyć, że to właśnie oni są przyczyną wszelkiego zła, bo najpierw zawłaszczyli majątek narodowy, a następnie wydrenowali wszelkie zasoby i rezerwy do rajów podatkowych. Ważna jest obecna kondycja ukraińskiej gospodarki, w tym wysoki, a wręcz paraliżujący stopień korupcji oraz wręcz odwrotny, niezwykle niski stan poszanowania prawa własności prywatnej, a tym samym praworządności. Druzgocąca ocena została wydana przez ukraińskich ekspertów ekonomicznych. Natomiast środowisko międzynarodowego biznesu podsumowuje kwestię inwestycji na Ukrainie nader krótko, ryzyko jest zbyt wielkie, a składają się nań przedstawione wyżej czynniki. Identyczną opinię podzielają polscy przedsiębiorcy, a ich głos słychać bardzo dobitnie. Na przykład prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej Jacek Piechota powiedział portalowi LB.ua, że polscy inwestorzy wrócą dopiero wówczas, gdy Ukraina przeprowadzi reformy strukturalne niwelujące większość z obecnych barier. Inny z portali informacyjnych, Obozrewatiel.ua, stawia tezę, że sytuacji nie zdoła poprawić nawet polski doradca rządu w Kijowie Leszek Balcerowicz. Co prawda ukraińskie władze poczyniły pewne ułatwienia dla zagranicznego kapitału, ale są to sukcesy punktowe, które nie zmieniają całego pejzażu. Na przykład zagraniczni udziałowcy ukraińskich firm uzyskali prawo transferu dywidendy do dowolnie wybranego obszaru oraz zostali zwolnieni z obowiązkowej rejestracji kapitałowej państwa. Z drugiej jednak strony, NBU (bank centralny) wprowadził restrykcje licencyjne, na których ucierpiało na przykład 20 polskich firm, chcących rozpocząć działalność gospodarczą w tym kraju. Słowem nie wie prawica, co czyni lewica lub nastąpiła jawna dywersja miejscowych oligarchów. Niemniej jednak, jak pokazał VII Europejski Kongres Gospodarczy, który odbył się w Katowicach polskich przedsiębiorców nie tak łatwo wystraszyć. W latach 2014–2016 nasze inwestycje na Ukrainie spadły o 8 proc., podczas gdy spadki innych sięgają nawet 30 proc. Z podmiotami gospodarczymi naszego wschodniego sąsiada kooperuje nadal 8 tys. polskich firm, w tym 2 tys. przedsiębiorców działa bezpośrednio na terytorium ukraińskim. Ponadto są nowi ryzykanci. Co prawda nie znad Wisły, tylko znad Renu. Chodzi oczywiście o kapitał niemiecki, bo Berlin stał się głównym partnerem gospodarczym i handlowym Kijowa. Niemieckie wkłady sięgnęły 5 mld dolarów, a kilka firm otworzyło nowe zakłady. W ich ślady poszli przedsiębiorcy z Japonii, Holandii, a nawet Słowacji i Węgier. Co ciekawe, wszystkich przyciąga Zachodnia Ukraina, czyli Galicja, a szczególnie obwód i miasto Lwów. Jak tłumaczą zainteresowani, taka lokalizacja biznesu wynika z położenia geograficznego na styku szlaków handlowych ze Wschodu na Zachód, co ułatwia logistykę. Trudno się dziwić, skoro jedyną polską autostradą w stanie kompletnym jest A-4, która prowadzi z Niemiec na Ukrainę. Jednak tak naprawdę przeważyły względy bezpieczeństwa. Jak się okazuje, ze względu na niewypowiedzianą wojnę z Rosją oraz zaburzenia wewnętrzne, nieprzekraczalną granicą ryzyka biznesowego dla Niemców i Japończyków jest parasol bezpieczeństwa, który daje polska strefa graniczna i nasze kontakty transgraniczne stabilizujące obwody ukraińskie. Jak można zatem wnioskować, ulokowanie zakładów w bliskości Lwowa to ubezpieczenie na wypadek rozpadu Ukrainy, utraty kontroli władz centralnych w Kijowie nad poszczególnymi regionami kraju lub pełnowymiarowej agresji Rosji. Niemniej jednak w przypadku biznesu niemieckiego widoczna jest determinacja, aby rynek ukraiński, choć częściowo zrekompensował straty wynikające z czasowego zamknięcia rynku rosyjskiego na skutek wzajemnych sankcji. Jak odpowiedzieć na podobne wyzwania, zarówno sąsiedzkie, jak i ze strony zagranicznej konkurencji?

Potencjał Galicji

Z potrzeby stabilizacji wschodniej granicy poprzez ekonomiczne, transgraniczne wiązanie Ukrainy z polską gospodarką zdają sobie sprawę nasze władze. Świadczy o tym ogromna aktywność, jaką Warszawa rozwinęła w ubiegłym roku wobec Kijowa. W różnym zresztą formacie, od władz lokalnych i regionalnych, przez parlament, po rząd. Koncentrując się na tym ostatnim szczeblu, trzeba podkreślić znaczenie spotkania międzyrządowego w ukraińskiej stolicy, któremu towarzyszyło największe w historii dwustronnych kontaktów gospodarczych forum biznesowe z udziałem tysiąca firm z obu krajów. Kluczem powodzenia może stać się ogłoszona wówczas inicjatywa Polska 3.0 – Ukraina 3.0. Pomysł jest oddolny i skierowany do innowacyjnych podmiotów gospodarczych oraz naukowych z całej Polski, choć geograficznie został skoncentrowany w południowo-wschodniej części naszego kraju. Dlatego jest nazywany COP-em (Centralnym Okręgiem Przemysłowym) XXI w. Dla przypomnienia COP był największym programem industrializacji i modernizacji Polski międzywojennej, a główne fabryki ze względów strategicznych rozmieszczono w Małopolsce centralnej i wschodniej. Współczesna inicjatywa Polska 3.0 to odpowiedź na innowacyjne wyzwania globalnej rewolucji technologicznej. Z tego powodu zrzesza tzw. klastry, czyli ośrodki innowacyjnych technologii do wykorzystania w skali przemysłowej. Grupuje wiele ośrodków i start-upów z całego kraju, choć najważniejsze są zlokalizowane na terenie historycznego COP-u w celu rozwinięcia produkcji. Projekt Ukraina 3.0 to kompleksowa oferta modernizacyjna skierowana pod adresem naszego sąsiada. Słowem jest to najpoważniejsza i największa w skali propozycja integralnego polsko-ukraińskiego współdziałania innowacyjnego i gospodarczego. Propozycja lustrzana, strona polska bowiem oferuje swój potencjał, a przede wszystkim doświadczenia i wzorce wdrażania projektów. Jeśli Kijów potraktuje naszą ofertę poważnie, otrzyma gotową recepturę wyjścia z obecnego kryzysu ekonomicznego oraz program wszechstronnej modernizacji gospodarki i całego państwa. Oczywiście ze względu na założenia polskiego COP XXI w. naturalnymi partnerami stają się galicyjskie obwody na czele z lwowskim. Dlaczego?

Jak wynika z ukraińskich analiz, zachodnia część kraju jest obecnie najlepiej dostosowana do przyjmowania obcych inwestycji i kapitałów, co już znajduje odzwierciedlenie w praktyce gospodarczej. Obwody lwowski, wołyński, a także zakarpacki, iwano-frankowski, tarnopolski i żytomierski, plasują się w czołówce regionów o najbardziej stabilnej sytuacji gospodarczo-społecznej. Po drugie, dysponują znacznym potencjałem akademicko-badawczym, a po trzecie – sprzyjającym położeniem na granicach zewnętrznych UE. W dodatku mają spore doświadczenie nabyte podczas współpracy w ramach programów transgranicznych. Na czołowe miejsce pod każdym względem wybija się Lwów i obwód lwowski, uważany powszechnie za najbardziej europejski z regionów Ukrainy. Nic dziwnego, że zarówno lokalny samorząd, jak i centralna oraz regionalna administracja (w przypadku Ukrainy podlegająca prezydentowi) wytypowały ten obwód na lokomotywę gospodarczą kraju. Wynika to z utraty przemysłowego Donbasu, zerwania kooperacji gospodarczej z Rosją, na którą pracowały dotychczas najbardziej zindustrializowane centralne i wschodnie obwody, jak i proeuropejskiej strategii rozwojowej Ukrainy. Na szczeblu rządowym Lwów został oficjalnie ogłoszony „Fabryką Europy”, a program jest skierowany do potencjalnych inwestorów zagranicznych. Inicjatywie władz centralnych odpowiada regionalna strategia rozwoju, której towarzyszy rządowy projekt intensyfikacji współpracy transgranicznej. Jako dziedzinę preferowaną we wszystkich programach należy uznać sektor IT. Lwów stał się stolicą ukraińskiego oprogramowania i koncentruje największą ilość firm IT oraz liczbę specjalistów ocenianą na ponad 20 tys. osób. Pierwszą odpowiedzią zachodnią, która zostanie uruchomiona najprawdopodobniej w 2017 r., jest park technologiczny realizowany przez inwestora holenderskiego. Ponadto Lwów stawia na turystykę i prowadzi konsultacje z partnerami izraelskimi. Nie można zapominać, że Galicja była domem rodzinnym dla wielu pokoleń żydowskich, dlatego pomysł padł na turystykę historyczną. Choć trudno oprzeć się wrażeniu, że ostrze zostało skierowane przeciwko pamięci o polskim Lwowie i polskiej Galicji. Bez względu na motywację praktycznie cały stary Lwów oraz zabytki w obwodzie wymagają generalnej rekonstrukcji. Ponadto palącą potrzebą jest sektor oszczędnej energetyki. Urynkowienie cen gazu uderzyło potężnie w portfele ukraińskich rodzin, dlatego na topie są technologie ocieplania budynków i energooszczędnego ogrzewania, a Polska ma odpowiedni potencjał w tym zakresie. Już dziś panele słoneczne naszej produkcji są najpowszechniej wykorzystywanym elementem wszelkich instalacji za wschodnią granicą.  Jednak Lwów i Wołyń to także archaiczny przemysł węglowy, który wymaga technicznej modernizacji i ekonomicznego uzdrowienia. To także złoża gazu, również te odkrywane obecnie. Dlatego rośnie zapotrzebowanie na wydajne instalacje i odnowienie sieci przesyłowej. A jeśli mowa o tranzycie i przechowywaniu surowca, nad polską granicą są rozmieszczone największe na Ukrainie magazyny gazu, a Polska jest rozpatrywana jako jeden z dwóch najważniejszych kierunków rewersowych dostaw tego surowca, co otwiera jeszcze jedną dziedzinę transgranicznej współpracy gospodarczej. I w końcu obwód lwowski stał się bazą rehabilitacyjną ukraińskiej armii. Na podstawie miejscowych sanatoriów zostały zorganizowane zalążki systemu leczenia żołnierzy kontuzjowanych podczas wojny w Donbasie. Dlatego jedną z kluczowych dziedzin rozwojowych, chcąc nie chcąc, stają się nowoczesna medycyna oraz ekologia. Bez poprawy sytuacji ekologicznej niemożliwy będzie rozwój turystyki ani innowacyjnego przemysłu, a zatem i zagraniczne inwestycje. Całość wymaga kadr menedżerskich, a nie jest tajemnicą, że Ukraina takowych nie posiada. Dlatego wysoką renomą cieszą się specjaliści zarządzania z Polski. Wszyscy muszą gdzieś mieszkać i Lwów należy do najszybciej rozwijających się miast Ukrainy, choć z powodu ostrego kryzysu gospodarczego, budownictwo także i tu zwolniło.

Jak widać potencjał polsko-ukraińskiej współpracy biznesowej nie tylko istnieje, ale i pozostaje całkiem pokaźny, z perspektywami wzrostowymi. Szkoda tylko, że jego transgraniczny wymiar został przysłonięty makroekonomicznymi trudnościami wschodniego partnera. Tymczasem warto się skoncentrować na inicjatywie Polska 3.0 i jej ukraińskim odbiciu, tym bardziej że całkowicie wpisuje się w Strategię Odpowiedzialnego Rozwoju, znaną powszechnie jako plan wicepremiera Morawieckiego. Oczywiście najpierw z pożytkiem dla Polski, a potem dla Ukrainy, jako bodaj najważniejszego czynnika stabilności naszej wschodniej granicy, a zatem udanej modernizacji południowo-wschodnich województw.

FMC27news