Pomysł powołania Centralnej Bazy Rachunków stanowi nie tylko kosztowne zwiększanie biurokracji, lecz także niebezpieczne narzędzie w rękach władzy.
Pozornie motywy powołania nowej instytucji wydają się szczytne. Ministerstwo Finansów, które jest inicjatorem stworzenia bazy, przekonuje, iż ma ona pomóc w ściganiu przestępców gospodarczych. Obecnie organy publiczne odpowiedzialne za kontrolę finansów muszą występować do siebie nawzajem z formalnymi wnioskami o udostępnienie danych. Wymaga to nie tylko czasu oraz żmudnej pracy, lecz także znacznych nakładów finansowych, gdyż dostęp do niektórych danych jest płatny. Naturalnym wnioskiem wydawałoby się więc stwierdzenie, że zgromadzenie wszystkich danych dotyczących kont bankowych, przelewów, rachunków czy też umów pozwoliłoby na spore oszczędności.
Narodowe i centralne urzędy
Problem obecnej władzy polega jednak na tym, że tworzenie kolejnych instytucji na szczeblu centralnym przychodzi jej zdecydowanie zbyt łatwo. Choć rząd Beaty Szydło działa zaledwie od ok. 15 miesięcy, zdążył już powołać szereg instytucji noszących w nazwie takie słowa, jak: „centralny”, „krajowy” czy „narodowy”, jak choćby: Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa, Drukarnię Narodową, Krajowy Rejestr Elektroniczny Przedsiębiorców Transportu Publicznego czy też Krajową Administrację Skarbową. Oprócz tego tworzone są także „narodowe” i „krajowe” plany, programy oraz strategie, których celem pozostaje nieodmiennie przekazanie większych niż dotąd kompetencji władzy w Warszawie.
Zmiany te wynikają przede wszystkim z charakteru funkcjonowania Prawa i Sprawiedliwości, które jest zarządzane przez dość skromną liczbowo grupę polityków rezydujących w stolicy, nieposiadających przy tym do swej dyspozycji nazbyt licznego grona zaufanych osób do pracy w terenie. W działaniach tych PiS wzmacnia ją nadto fakt, że w wielu samorządach dość silnie okopana jest także opozycja. Partia Kaczyńskiego dąży zatem do skupienia władzy na szczeblu centralnym, lecz jednocześnie zdaje się lekceważyć, że swoimi działaniami tworzy bardzo niebezpieczne narzędzie inwigilacji.
Warto pamiętać, że pomysł wprowadzenia Centralnej Bazy Rachunków został zgłoszony przez Platformę Obywatelską jeszcze w 2015 roku. Projekt ustawy spotkał się wówczas z wieloma protestami, a rząd czasowo wstrzymał się z jej wprowadzeniem w życie. Z wizerunkowego punktu widzenia była to skuteczna decyzja, gdyż uruchomienie kłopotliwego rejestru przypadło na okres rządów PiS, choć jego własne środowisko jeszcze przed dwoma laty krytykowało pomysł PO jako nadużycie ze strony władzy.
Przestępstw gospodarczych na pewno w Polsce nie brakuje, niemniej jednak utworzenie Centralnej Bazy Rachunków stanowi poważne zagrożenie dla społeczeństwa. Właśnie po to istnieje podział władz i kompetencji poszczególnych instytucji publicznych, aby ograniczyć ryzyko wykorzystania ich do celów sprzecznych z tymi, do których zostały powołane. Jeśli urzędnicy Ministerstwa Finansów uzyskają bezpośredni i łatwy dostęp do danych przechowywanych przez wszystkie banki, fundusze, firmy inwestycyjne czy też dostawców usług płatniczych, pokusa nadużycia stanie się praktycznie nieodparta. Żadna ustawa nie jest w stanie zabezpieczyć przed korupcją i łamaniem przepisów – ograniczać można jedynie kompetencje osób na stanowiskach publicznych, łagodząc tym samym skutki wszelkich nadużyć.
Nadwerężone zaufanie
Jednocześnie stworzenie jednej kompleksowej bazy danych znacznie ułatwi ataki hakerom i oszustom. Instytucje publiczne nie należą do najlepiej zabezpieczonych w zakresie informatycznym. W sierpniu ubiegłego roku z rządowej ewidencji systemu PESEL wyciekły dane kilku milionów Polaków, a bezradne Ministerstwo Cyfryzacji było w stanie jedynie poprosić obywateli, aby sprawdzili, czy nie stali się czyjąś ofiarą. Ujawnienie danych z systemu ewidencji PESEL nie pociągnęło za sobą żadnych katastrofalnych skutków, lecz w przypadku wycieku informacji na temat finansów obywateli mogłoby już dojść do prawdziwego „trzęsienia ziemi”. Państwo polskie nie przedstawia się obecnie jako wiarygodna instytucja do przechowywania danych, a tym bardziej prowadzenia Centralnej Bazy Rachunków.
Niebezpieczeństwo wycieku oraz niepożądanego wykorzystania informacji z bazy danych jest tym większe, że dostęp do niej ma uzyskać szereg instytucji, jak choćby CBA, ABW, sądy karne, jednostki organizacyjne prokuratury, organy policji czy też komornicy sądowi. Im więcej osób będzie miało styczność z tak wrażliwym zestawem informacji, tym większe prawdopodobieństwo, że zamiast służyć obywatelom, rejestr wyrządzi wielkie i trudne do przecenienia szkody. Twórcy ustawy powinni rozważyć więc co najmniej ograniczenie liczby osób i urzędów mających uzyskać dostęp do CBR.
Zapędy obecnej władzy, która z tak wielką pieczołowitością chciałaby kontrolować nasz majątek, mają swoje źródło w zapisanym w jej politycznym DNA nieufnym stosunku do przedsiębiorców. Kierownictwo partii Jarosława Kaczyńskiego zrzesza przede wszystkim osoby, które pracowały na uczelniach, w urzędach czy też innych jednostkach publicznych i nie miały nigdy styczności z sektorem prywatnym. W ich oczach większość osób, które posiadają majątek, zgromadziła go w nieuczciwy sposób i dlatego każda metoda walki z nimi znajduje swoje uzasadnienie. Nawet szeroko zakrojona inwigilacja.
Skali nadużyć i przestępstw finansowych w Polsce na pewno nie można bagatelizować i organy ścigania powinny wywiązywać się ze swoich obowiązków, lecz powołanie do życia Centralnej Bazy Rachunków uderza rykoszetem w zwykłego obywatela. Z czysto prawnego punktu widzenia wielu Polaków także ukrywa swoje dochody, lecz nie można ich określić mianem przestępców. Unikanie płacenia podatków to odpowiedź na nadmiernie wysokie daniny na rzecz państwa. Wypada mieć tylko nadzieję, że urzędnicy, którzy wkrótce będą mogli nas prześwietlić na wszelkie strony, przymkną oko na wszystkie przepływy finansowe Polaków, choć ich wiedza na ten temat może ich mocno skłaniać do działania. W ostatecznym rachunku osoby działające w szarej strefie pozwalają całemu państwu na sprawne funkcjonowanie – gdyby nie ich działalność społeczeństwo byłoby pozbawione szeregu dóbr i usług.
Zmienić logikę działania
Najprostszym sposobem na poprawienie ściągalności podatków od wieków pozostaje ich obniżenie. Jeśli stawki są odpowiednio niskie, osoby, które zazwyczaj aktywnie poszukują sposobów na unikanie opodatkowania, zaprzestają swoich starań, gdyż ryzyko wykrycia przez służby podatkowe przestaje być dla nich opłacalne. Logiki tej obecna władza jednak nie rozumie, preferując zamrożenie lub podwyższanie obecnych stawek oraz położenie nacisku na kontrole.
Jeśli Centralna Baza Rachunków faktycznie powstanie, Polacy będą najpewniej zmuszeni lokować oszczędności w gotówce, metalach szlachetnych lub alternatywnych środkach wymiany (np. bitcoinach). W świetle tego niepokojące są inne działania władzy, które m.in. obniżyły niedawno do 15 tys. zł. limit transakcji bezgotówkowych dla przedsiębiorców. Na całym świecie presja na wyeliminowanie transakcji bezgotówkowych nie słabnie, a w krajach skandynawskich fizyczne pieniądze są praktycznie w zaniku. Również w Polsce banki przystąpiły do agresywnej reklamy systemów płatności przy pomocy telefonów komórkowych. Wszystko zmierza więc do sytuacji, w której władza będzie wiedziała o naszych pieniądzach i płatnościach wszystko, czego tylko będzie chciała.
Tendencję tę można oczywiście zatrzymać poprzez mądre decyzje. Zamiast skłaniać do naginania przepisów podatkowych, lepiej uczynić te przepisy bardziej znośnymi. Zamiast traktować wszystkich obywateli jako potencjalnych przestępców i umieszczać ich w wielkiej bazie danych, do której dostęp mają uzyskać wszystkie organy ścigania, być może warto byłoby podjąć refleksję na temat tego, co skłania tak wiele osób do omijania prawa.