16.8 C
Warszawa
czwartek, 28 marca 2024

Polska strefa wpływu w Europie

Koniecznie przeczytaj

W perspektywie kolejnego dziesięciolecia Warszawa nie tylko wzmocni pozycję regionalnego lidera poprzez wzrost własnego potencjału, lecz także będzie zdolna odgrodzić Europę Środkową i Wschodnią od strategicznych interesów Moskwy. Tym bardziej że według wielu agencji ratingowych w perspektywie 2050 r. Polska wyjdzie na niekwestionowane pierwsze miejsce wśród państw o najszybszym rozwoju gospodarczym na kontynencie.

Świat gwałtownie przyspiesza, a prognozowana zmiana konfiguracji geopolitycznej zagraża recydywą mocarstwowych stref wpływu. Jednym z głównych beneficjentów takiego rozwoju wydarzeń może zostać Rosja. Już dziś Moskwa uważa obszar poradziecki za sferę swoich wyłącznych interesów. Robi także wiele, aby narzucić podobny status Europie Środkowej. Tylko Warszawa ma odpowiedni potencjał, aby wyznaczyć czerwoną linię graniczną rosyjskich interesów. Jaka jest perspektywa polskiego przywództwa gospodarczego w regionie? Czy Polska ma dla państw sąsiedzkich ofertę, która przebije atuty Kremla?

Realia i prognozy

Wystarczy pobieżny wgląd w światowe media, aby wykryć dominujący trend analitycznych rozważań i publicystycznych komentarzy. To ogromny niepokój o globalną przyszłość, związany z rezultatami wyborów prezydenckich w USA. Jak nietrudno dostrzec wszystkie państwa, nie wyłączając Iranu i Korei Północnej, stanęły w obliczu zmiany formuły amerykańskiego przywództwa. I dosłownie wszyscy kalkulują bilans ewentualnych zysków i potencjalnych strat. A przecież sytuacja wielu regionów świata i tak jest niestabilna. Chiny stoją w obliczu ogromnych wyzwań wewnętrznych, a także wobec zmiany formuły ekspansji zewnętrznej, grając o supermocarstwowość. Dla odmiany Unia Europejska stanęła przed widmem rozpadu, czyli utraty statusu mocarstwa, co czyni jej przyszłość niepewną bez dokonania radykalnych reform. Bliski i Środkowy Wschód oraz północna Afryka spełzają w otchłanie anarchii, a rozpad państw narodowych połączony z falą radykalizmu islamskiego zwiastuje dziesięciolecia wojen.

Jedynym państwem, które nie zmienia kursu politycznego, jest Rosja. Strategia Moskwy nie należy do skomplikowanych, zakłada odzyskanie wyłącznej strefy interesów w b. ZSRR. A jeśli strefa wpływów, to także podział świata uzgodniony w wąskim kręgu mocarstw, do którego Rosja chce się obowiązkowo zaliczać. To jednak nie wszystko, bo Kreml rozumie bezpieczeństwo na imperialną skalę. Stąd potrzeba strefy buforowej gwarantującej rozdzielenie interesów globalnych potęg. W tym miejscu zaczynają się polskie lęki uzasadnione historyczną pamięcią. Jeszcze nie wystygły ślady po „wspólnocie państw socjalistycznych”, czyli radzieckiej dominacji w Europie Środkowej. Nie wygasła też pamięć o bliźniaczej koncepcji niemieckiej, ukrytej pod nazwą Mitteleuropy. W obu przypadkach głównym łupem hegemonów i największą ofiarą była Polska. O ile nasz akces do UE i NATO zniwelował nasze niemieckie obawy, o tyle Rosja nigdy oficjalnie nie wyrzekła się ponownego zhołdowania naszej części Europy. Rzecz jasna mamy XXI w. i środki wojskowe są nieefektywne. Dlatego Moskwa postrzega Polskę i Europę Środkową, jako tranzytowy dodatek wspólnego kondominium gospodarczego Zachodu i Rosji. Szlak transportu surowców w zamian za technologie i kapitały, a więc obszar korzystnej współpracy własnych i europejskich korporacji. Z kremlowskiego punktu widzenia Europie Środkowej nie należy się więc podmiotowość polityczna i ekonomiczna. Nie ma co ukrywać, że imperialne resentymenty Moskwy podgrzewa nadzieja historycznego dealu z nową administracją amerykańską. Taki układ zdaniem rosyjskich analityków ma wynikać z koncentracji amerykańskiego potencjału na narastającej konkurencji z Chinami, a w drugiej kolejności na wewnętrznych sprawach. Razem oznacza to możliwość ograniczenia politycznej i wojskowej obecności USA w Europie, w warunkach postępującej dezintegracji UE i osłabienia europejskiego komponentu NATO. Jak wiadomo, geopolityka nie znosi próżni, dlatego Moskwa ma nadzieję na jej zapełnienie. Najpierw dla ponownego uzależnienia Ukrainy i Białorusi, a potem państw bałtyckich. Jednak następna w kolejności jest Europa Środkowa, czyli byłe państwa tzw. zewnętrznego kręgu imperium radzieckiego. Kluczową ofertą Rosji dla regionu jest udział w gazowych projektach, ekspansja kapitałowa kremlowskich koncernów i korupcja narodowych elit politycznych. Wszystko po to, aby uniemożliwić integrację Europy Środkowej, zmniejszając tym samym wagę regionu dla UE i NATO. Moskwa ma świadomość, że taki plan się nie powiedzie bez zneutralizowania Polski. Chyba że historia potoczy się zupełnie inaczej, na przykład zgodnie z prognozą ośrodka analitycznego Stratfor.

Ośrodek Strategic Forecasting (Stratfor) to agencja analityczna posługująca się w pracy metodyką służb wywiadowczych. Opracowała analizę rozwoju sytuacji globalnej w perspektywie 2025 r. Choć tego rodzaju prognozy są przedsięwzięciem ryzykownym, bo obarczonym sporym marginesem błędu, to jednak Stratfor nie raz przewidział sekwencję globalnych wydarzeń. I tak Rosję czeka los państwa upadłego, bo runie pod ciężarem niezreformowanej gospodarki. Aspiracje mocarstwowe, a przede wszystkim kolosalne obciążenia zbrojeniowe załamią surowcową gospodarkę. Osłabiony politycznie Kreml nie będzie w stanie zarządzać regionami tak rozległego kraju, co doprowadzi do faktycznego rozpadu Rosji na niezależne części. Dla Polski to nie jest wcale pozytywna prognoza, gdyż wraz z zanikiem rosyjskiego zagrożenia militarnego, Warszawa zetknie się ze skutkami niestabilności za wschodnią granicą. Wyzwaniem będzie zapewnienie bezpieczeństwa narodowego, zagrożonego ogromną falą migracyjną z Rosji i innych państw WNP oraz rozprzestrzenieniem broni konwencjonalnej i jądrowej. Kreml utraci przecież kontrolę nad swoimi arsenałami, które padną łupem politycznych szarlatanów oraz przestępczości zorganizowanej. Jednak Stratfor dostrzega inne pozytywy dla Polski, która wraz z Turcją urośnie do rangi mocarstwa. Stanie się tak w wyniku zapełnienia przez Warszawę próżni bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej, a więc również na Ukrainie i Białorusi. Polski potencjał gospodarczy wzrośnie nie tylko na skutek dezintegracji Rosji, lecz także potężnych kłopotów wewnętrznych Niemiec. Jak wiadomo, gospodarka naszych zachodnich sąsiadów ma wybitnie eksportowy charakter, dlatego Niemcy stały się głównym beneficjentem wspólnego rynku UE i ekspansji handlowej w Rosji. Tymczasem, zgodnie z prognozą, kłopoty instytucjonalne Unii zachwieją otwartym rynkiem europejskim, bo renesans państw narodowych złoży się na powstanie barier protekcjonistycznych, czyli antyeksportowych. Z drugiej strony, załamie się niemiecka obecność na rynku rosyjskim, a handlowemu wyhamowaniu będzie towarzyszyła redukcja dostaw rosyjskiego gazu i ropy naftowej do Europy. Tymczasem dziś, to Niemcy i Rosja tworzą szczególne partnerstwo surowcowe, dążąc do zmonopolizowania europejskiego rynku paliw. Ponadto na korzyść Polski zagra przewrotnie ograniczenie amerykańskiej obecności na Starym Kontynencie. Waszyngton zajęty globalną konkurencją z Pekinem (którego też dosięgnie rozległy kryzys wewnętrzny, o socjalno-ekonomicznym charakterze) będzie zmuszony do poszukiwania innych instrumentów stabilizowania Europy i Rosji. Takim narzędziem będzie sojusz polsko-amerykański. USA scedują na Warszawę przywilej regulowania sytuacji w środkowej i wschodniej części kontynentu. Oczywiście wraz ze statusem szczególnego uprzywilejowania Polska otrzyma od Waszyngtonu niezbędne wsparcie technologiczne, kapitałowe i zbrojeniowe, które umożliwi pełnienie misji stabilizacyjnej. Innymi słowy, wg Stratfor, Polska stanie się hegemonem połowy kontynentu, a przez to czołowym graczem politycznym w skali europejskiej. I w tym miejscu możemy przejść śmiało od prognozy do rzeczywistości.

Stereotypy i fakty

Piszącego te słowa można by posądzić o skłonność do fantasmagorii, w związku z tym posłużę się cytatem z portalu Wnieszniaja Politika. Jest to strona think tanku o tej samej nazwie utworzonego przez rosyjski MSZ i koncern paliwowy Rosnieft, a więc ośrodka miarodajnego w odwzorowaniu kremlowskiej matrycy relacji międzynarodowych. Analitycy portalu wywodzą się głównie z MGIMO, akademickiej kuźni kadr rosyjskiej polityki zagranicznej. Ich raporty i oceny są widoczne na spotkaniach takiej miary jak Klub Wałdajski, będący z kolei najważniejszą platformą wymiany poglądów pomiędzy Kremlem i politycznym światem zewnętrznym. I tak wg Wnieszniej Politiki nie ulega wątpliwości, że Warszawa przekształca się w główną siłę Europy Wschodniej i będzie przeciwdziała próbom Rosji ułożenia relacji z państwami regionu, zgodnie z kremlowską strategią. Rola Warszawy będzie wzrastała szczególnie w warunkach dalszego osłabienia UE i w miarę jej przekształcania w „klub interesów”. Jak oceniają rosyjscy analitycy, Warszawa chce być członkiem klubu europejskiego, który kieruje się swobodą w wyborze opcji wygodnych z narodowego punktu widzenia. Przykładem są napięte relacje z brukselską biurokracją, nieugięta polityka imigracyjna, a także kierunek reform wewnętrznych. Jednocześnie Warszawa wpływa aktywnie na politykę zagraniczną UE, a szczególnie na wypracowanie skonsolidowanego podejścia do Rosji i Ukrainy. Taką strategią Polska zdobywa sobie pozycję bezwzględnego lidera Europy Wschodniej, a instrumentem jej działań jest na przykład Grupa Wyszehradzka, która przeżywa obecnie prawdziwy renesans. Jednak zdaniem autora portalu Dmitrija Oficerow-Bielskiego, szczególnym celem Warszawy pozostaje rozszerzenie płaszczyzn współpracy wychodzących poza ramy V-4, co zawiera się w pojęciu ABC, czyli umownym Międzymorzu. W związku z tym zmienia się także retoryka polskiej dyplomacji w kontaktach regionalnych. Warszawa elastycznie dostosowuje argumenty do każdego z partnerów, ale cel pozostaje niezmienny. Jest nim wsparcie polskich aspiracji do bycia liderem, w zakresie bezpieczeństwa i współpracy ekonomicznej w tej części Europy. Dowodem skuteczności jest powstały z polskiej inspiracji wspólny list przywódców państw regionu do Komisji Europejskiej, z wyrazami kategorycznego sprzeciwu wobec rosyjsko-niemieckiego projektu gazowego Nord Stream 2. Innym pozostaje poparcie Słowacji, Czech i Węgier dla wzmocnienia obecności sił NATO w Polsce, a są to przecież kraje znane z miękkiego podejścia do Rosji. Tym samym Warszawa spokojnie, lecz skutecznie i z dużym uporem włącza partnerów V-4 i inne państwa regionu w solidarność euroatlantycką. Jeszcze ważniejszy jest wniosek końcowy think tanku, który z pewnością dotarł na Kreml i dlatego wart jest cytatu: „Zasadniczo polityka Polski, choć napotyka trudności, jest realizowana z sukcesem. Warto zatem, abyśmy przestali traktować Polaków, jak skandalistów i zaczęli zwracać uwagę nie tylko na rozbierane pomniki (wdzięczności armii czerwonej), ale i na zjawiska bardziej istotne z punktu widzenia aktualnej polityki. Warszawa przekształca się w główną siłę Europy Wschodniej i będzie naszym poważnym oponentem”. Niemniej jednak, w rosyjskich kręgach władzy i w środowisku eksperckim panuje powszechne dziś mniemanie o mocno imperialnym źródle, jakoby Polska nie miała odpowiedniego potencjału ekonomicznego i intelektualnego, aby taką pozycję zajmować. Szczególnie w porównaniu z możliwościami Rosji w tym samym zakresie.

Takie poglądy wynikają po części z państwowej struktury rosyjskiego kapitalizmu. Wielkie koncerny surowcowe i infrastrukturalne nie mają oferty dla polskiego biznesu, opartego na małej i średniej przedsiębiorczości. Po drugie, nasz kraj nie jest traktowany jako rynek pozyskiwania kapitałów, a przecież funkcjonowanie rosyjskich holdingów polega na zaciąganiu pożyczek od zagranicznych rynków finansowych oraz kapitalizacji akcji na zachodnich giełdach. Po trzecie i najważniejsze, Polska przyjęła zasadę ograniczonego dopuszczenia rosyjskich spółek do krajowego obrotu biznesowego, kierując się względami bezpieczeństwa własnościowego aktywów gospodarczych. Niemniej jednak, Kreml udaje tylko, że nie dostrzega polskiej strategii ekonomicznej w Europie Środkowej, mając jednak świadomość coraz większej konkurencyjności projektów integracyjnych Warszawy. Zasadnicze pozostaje bezpieczeństwo energetyczne, realizowane w postaci planu korytarza gazowego Północ – Południe, a więc z wykorzystaniem systemu przesyłowego od terminalu w polskim Świnoujściu do słoweńskiego odpowiednika na wyspie Krk. Jest to dla Kremla pomysł szczególnie niebezpieczny, ponieważ stoi w jawnej opozycji z ideą rosyjsko-niemieckiego hubu gazowego, wykorzystującego infrastrukturę przesyłową o kierunku Wschód – Zachód. Tym samym Rosja chce utrzymać obecne uzależnienie energetyczne naszego regionu od Gazpromu. Podobnie rzecz wygląda z polskim projektem korytarza transportowego ze Skandynawii na Bałkany, który wyłącza całkowicie terytorium Rosji. I wreszcie Moskwa zdaje sobie sprawę z kluczowego położenia, a więc ogromnego potencjału Polski, jako hubu transportowego i logistycznego w chińskim projekcie Jednego Pasa Ekonomicznego – Jedwabnego Szlaku XXI w. To w naszym kraju bowiem zejdą się dwie główne trasy tranzytu towarowego z Chin i Azji Środkowej do Europy Zachodniej. Realizacja naszego planu transportowego o kierunku skandynawsko-bałkańskim może kosztować Rosję utratę pozycji kluczowego hubu Europy w chińskim projekcie, sprowadzając jej obszar wyłącznie do szlaku kolejowego, i nic ponadto. Tak w największym skrócie wygląda porównanie potencjałów transportowych, wokół których toczy się dziś gra o ekonomiczną dominację w Europie Środkowej.

Jeśli natomiast chodzi o przyszłość, to wbrew pozorom Polska stoi na wygranej pozycji. Okazuje się, że już dziś ścigamy, jeśli nie przegoniliśmy Rosji w kluczowych parametrach rozwojowych. Wszystkiemu winien artykuł Moskiewskiego Centrum Carnegie („Co Rosja może, a czego nie jest w stanie produkować zamiast ropy naftowej?”), który kładąc akcenty we właściwych miejscach, wywołał społecznościową burzę. Rosyjscy internauci nie kryli oburzenia, że ich mocarstwo wyprzedza jakaś Polska, a chodziło o współczynnik złożoności, czyli innowacyjności gospodarczej. Technolog Leonid Kurza stworzył odkrywczą tablicę porównawczą. I tak nasz PKB w przeciwieństwie do rosyjskiego, nie ma ujemnego salda wzrostu od 25 lat. Tymczasem nawet rosyjski prezydent musiał zaakceptować fakt spadku i obecnej recesji, czyli zerowego przyrostu PKB swojego kraju, mając nadzieję na przywrócenie wyraźnego znaku plus dopiero po 2020 r. Jak twierdzi jednak b. minister finansów Siergiej Aleksaszenko, średnioroczne tempo wzrostu nie przekroczy 1-2 proc. O inflacji nie wspominając, bo rosyjska spadła wprawdzie w ubiegłym roku do 4,2 proc. rocznie, ale nasza zawiera się w ułamkach procenta. Jeśli chodzi o edukację, to na globalnej liście placówek akademickich o najwyższym poziomie znalazło się 13 uczelni rosyjskich i 7 polskich. Z tym że Rosja ma ponad trzykrotnie więcej obywateli. Podobnie jest w dziedzinie nauki, bo u naszych wschodnich sąsiadów rejestruje się ok. 40 tys. patentów rocznie, podczas gdy w Polsce ok. 5 tys. Przy tym mamy dwa razy mniej naukowców. Porównywalne są natomiast nakłady na prace badawcze. W 2014 r. wyniosły w Rosji ok. 1,13 proc. PKB, a w Polsce – 0,87 proc., ale za to u nas rosną szybciej. Identyczne dysproporcje istnieją w biznesie. Dwa lata temu kapitalizacja rosyjskich spółek wynosiła 386 mld dolarów, a polskich – 186 mld dol. Trzeba jednak dodać, że od tego czasu nastąpiła ogromna, nieraz o połowę, przecena rosyjskich aktywów, związana z ich surowcowym profilem. Prawdziwy obraz biznesu oddaje wartość eksportu wysoko technologicznego. Rosja sprzedała takich wyrobów za 8,65 mld dolarów, podczas gdy Polska za ponad 12 mld i nasz eksport ciągle rośnie, podczas gdy rosyjski udział w globalnej gospodarce stale spada (z ok. 3,5 proc do 1,5 proc). Nic dziwnego, bo zgodnie z międzynarodowymi indeksami innowacyjności Polska zajmuje 30. miejsce w świecie, a Rosja dopiero 55. Takie dane wobec ogromnego dysparytetu demograficznego, terytorialnego, a przede wszystkim surowcowego i w innych bogactwach naturalnych, mogą być dla nas tylko powodem do dumy oraz bardzo dobrym prognostykiem na przyszłość. Tym bardziej że Polska rusza do innowacyjnej ofensywy. Mamy 2600 start-upów, które zgodnie z danymi firmy doradczej Deloitte, mają w 2023 r. wnieść do gospodarki ponad 2,2 mld złotych, podczas gdy już dziś wartość ich produkcji przekracza 700 mln zł. I na tę gałąź gospodarki władze oraz biznes winny zwrócić największą uwagę, bo globalny trend czyni z nowych technologii motor napędowy narodowego dobrobytu. Tak więc w polsko-rosyjskich porównaniach tendencja jest wyraźna. Nasze wskaźniki idą w górę, gdyż u ich podstaw leży faktyczny wzrost gospodarczy oparty na realnej produkcji i handlu. Podczas gdy u naszych wschodnich sąsiadów PKB zależy od cen ropy naftowej i gazu oraz spekulacyjnych kapitałów. Jak stwierdził Leszek Balcerowicz, rosyjska gospodarka ma strukturę zbliżoną do nigeryjskiej. Przykład? W 2014 r. produkt krajowy w przeliczeniu na głowę mieszkańca był porównywalny w Polsce i Rosji. Dziś z powodu spadków światowych cen surowców, a więc głównych towarów eksportowych ten sam przelicznik spadł w Rosji o połowę, czyli poniżej 10 tys. dolarów. Zresztą, jeśli chodzi o perspektywiczną pozycję lidera Europy Środkowej mamy wobec Rosji szczególną, choć niedocenianą przewagę kapitału ludzkiego. Kto by pomyślał, że Polska należy do trzydziestki krajów świata o największym potencjale soft power. Miękka siła jest współcześnie postrzegana, jako najskuteczniejszy instrument uzyskiwania wpływów na inne państwa w długoterminowej perspektywie. Światowe mocarstwa przeznaczają na ten cel miliardy dolarów, budując cierpliwie kosztowne strategie polityki zagranicznej, kulturalnej i eksportując ideowe wartości. Polskim know-how w tej dziedzinie jest edukacja, przeliczana przez liczbę zagranicznych studentów, szczególnie z obszaru poradzieckiego. Polska przekształciła się w największe w Europie Środkowej centrum edukacyjne dla młodzieży WNP. W indeksie globalnego „przyciągania” nasz kraj zajmuje 15. miejsce w sferze edukacyjnej, wyprzedzając Czechy (28. pozycja), podczas gdy dwaj inni członkowie V-4 nawet nie weszły do ratingu wykazu państw dysponujących soft power. Zgodnie z danymi opracowanymi przez Olgę Aleszko, w roku akademickim 2014/2015 studiowało u nas 46 tys. studentów – obcokrajowców, czyli więcej niż np. w Chinach i Finlandii. Tylko Ukraińców uczy się w Polsce ok. 20 tys. Najważniejszy jest jednak skokowy przyrost szacowany rok do roku na 28 proc. Wśród przyczyn polskiej popularności znalazły się: jakość naszego systemu edukacyjnego, wraz z możliwością nostryfikacji dyplomu w kraju pochodzenia i na całym obszarze UE. W następnej kolejności są: umiarkowana cena wykształcenia, nieporównywalnie niższa od zachodnich placówek akademickich oraz jakość i cena życia w Polsce. Niepoślednim czynnikiem przyciągającym młodzież ze Wschodu jest elastyczność programowa polskich uczelni, dostosowujących się do specyficznych potrzeb edukacyjnych oraz językowych studentów. Oczywiście na naszą korzyść gra niestabilność ekonomiczna i polityczna w wielu państwach WNP, ale na pierwszy plan wychodzi zawsze jakość przekazywanej wiedzy. W związku z tym dziesiątki tysięcy młodych osób z Ukrainy, Białorusi, ale także Rosji przekształca się w po powrocie do ojczyzny w polski kapitał ludzki, czyli polonofilską grupę wpływu. Jej korzystne oddziaływanie będzie rosło wprost proporcjonalnie do zajmowania miejsc w kręgach establishmentu władzy, a przede wszystkim w biznesie. Jest to kapitał nie do przecenienia ze względu na deficyt nowoczesnych kadr zarządzających, z jakim boryka się cały poradziecki Wschód. W połączeniu ze wzrostem polskiego potencjału ekonomicznego oraz ofensywną polityką gospodarczą Warszawy wobec Ukrainy i Białorusi, przyczyni się z pewnością do włączenia tych państw w polską strefę wpływu regionalnego. Tym bardziej że Rosja może przeciwstawić rosnącej sile Polski jedynie środki militarne, których użycie jest niezwykle ryzykowne ze względu na nasze osadzenie w zachodnich systemach bezpieczeństwa zbiorowego oraz wzrost narodowego potencjału militarnego. Czynnikiem odstraszającym Rosję jest także budowa naszego parasola geopolitycznego w regionie, mającego zadanie wsparcia i osłony związków gospodarczych. Polska zacieśnia współpracę militarną ze wszystkimi partnerami, od Skandynawii, przez państwa bałtyckie i Ukrainę, po Węgry i Rumunię. A zatem przy utrzymaniu obecnych tendencji rozwojowych w Polsce i Rosji wiele wskazuje na to, że w perspektywie kolejnego dziesięciolecia Warszawa nie tylko wzmocni pozycję regionalnego lidera poprzez wzrost własnego potencjału, lecz także będzie zdolna odgrodzić Europę Środkową i Wschodnią od strategicznych interesów Moskwy. Tym bardziej że według wielu agencji ratingowych w perspektywie 2050 r. Polska wyjdzie na niekwestionowane pierwsze miejsce wśród państw o najszybszym rozwoju gospodarczym na kontynencie.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze

Po co nam KPO?

Co z Ukrainą?

„Szok Trumpa”

Ziobro zostanie aresztowany?