W ostatnim czasie sadownicy coraz głośniej wyrażają swoje niezadowolenie.
Powodów ku temu jest wiele – od skutków klęski urodzaju po sytuację międzynarodową. Na razie Sejm wstrzymał prace nad niekorzystną dla producentów napojów na bazie owoców zmianą VAT, ale tak długo jak projekt nie trafi do kosza, sadownicy nie mogą być spokojni.
Kilka dni temu rolnicy z AgroUnii w kilku miastach polskich rozdawali mieszkańcom jabłka w torbach z nadrukiem ceny, którą otrzymują w skupie za owoce. W zeszłym roku osiągnęła ona historyczne minimum przez klęskę urodzaju. Zdaniem dr Piotra Gołasy ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, sytuacja producentów owoców rzeczywiście jest bardzo zła, a protesty są jak najbardziej zrozumiałe.
– Poprzedni sezon był niezwykle ciężki dla sadowników. Była wyjątkowo wysoka produkcja i niestety nie została zagospodarowana. Duża część jabłek nie została zebrana, z powodu tak niskiej ceny nie opłacało się ich zbierać. Sadownicy osiągali bardzo niskie dochody, a program rządowy, który wystartował pod koniec sezonu, czyli zakup jabłek przez firmę Eskimos, nie do końca spełnił swoją rolę. Jak mówią doniesienia prasowe, nie wszyscy sadownicy otrzymali pieniądze. Tu jest problem, ale w ogóle jest problem strukturalny. Coraz więcej owoców trafia z krajów spoza Unii, do Polski i do krajów Unii Europejskiej. Cały czas mamy problem embarga rosyjskiego, a tam właśnie trafiała duża cześć produkcji. Jesteśmy odcięci od tego rynku. Inne kraje wchodzą na ten rynek, podnoszą produkcję, a polscy sadownicy mają tutaj duży problem. Do tego nałożyła się zeszłoroczna klęska urodzaju – tłumaczy dr Gołasa. Wśród wielu problemów, ekspert wylicza niskie ceny skupu, a także konkurencję na rynkach zagranicznych. Sadownicy muszą radzić sobie z rosnącą presją w eksporcie ze strony wschodzących gospodarek oraz rosyjskim embargo.
Równocześnie Ministerstwo Finansów przygotowało nowelizację stawek VAT, które doprowadziłyby do ograniczenia rynku wewnętrznego. Resort chciał, by VAT wzrósł z 5 proc. na 23 proc. dla napojów owocowych o wysokiej zawartości soku. Eksperci i przedstawiciele branży ostrzegali, że przyjęcie takiego rozwiązania zmniejszy zapotrzebowanie na polskie owoce o 150 tys. ton rocznie. Pomysł skrytykował resort rolnictwa i sejmowa Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Mimo to, projekt został skierowany do Sejmu i dopiero tam prace zostały chwilowo wstrzymane. Posłowie zdecydowali o niegłosowaniu nad projektem, ale jego stan nie jest znany. W interesie sadowników jest jego odrzucenie na najbliższym posiedzeniu Izby.
– Jeżeli byśmy mieli odpływ konsumentów to zapotrzebowanie na owoce i warzywa byłoby na dużo niższym poziomie. Z wyliczeń różnych organizacji, Instytutu Staszica czy związanych z produkcją to jest kilkaset tysięcy ton zapotrzebowania nie tylko na jabłka, ale też innych owoców i warzyw tego, co mogłoby trafi ć do przerobienia. To by pogorszyło sytuację sadowników, bo już teraz nie mają gdzie sprzedać, i to już po nieatrakcyjnych cenach – dodaje. Do Sejmu należy decyzja, czy zmiany w VAT będą kolejnym zmartwieniem rolników. Już teraz trwają ich protesty, a w roku wyborczym mieszkańcy wsi mogą mieć znaczący wpływ na wyniki głosowania. Najbliższe posiedzenie Sejmu, kiedy posłowie mogą jednoznacznie odciąć się od szkodliwych dla sadowników pomysłów Ministerstwa Finansów odbędzie się w kwietniu.
Źródło: raportcsr.pl