Oferta z Kataru
Katarczycy są gotowi wyłożyć ponad pół miliarda euro za pogrążony w kryzysie Napoli. W razie niepowodzenia w negocjacjach szejkowie nie pogardzą innym klubem z Półwyspu Apenińskiego.
Włoski klub piłkarski SSC Napoli, w którego barwach występuje dwójka polskich reprezentantów – Arkadiusz Milik oraz Piotr Zieliński – znajduje się w największym kryzysie ostatnich kilkunastu lat. Ma on charakter nie tylko sportowy, ale również finansowo-organizacyjny. Przed listopadową przerwą reprezentacyjną mistrz Włoch (1986/1987, 1989/1990) zajmował 7. pozycję w tabeli Serie A, tracąc aż 13 pkt do krajowego hegemona – Juventusu Turyn. W obecnym sezonie drużyna z Neapolu w niczym nie przypomina ekipy z minionych rozgrywek, które zakończyła na 2. miejscu, do końca depcząc po piętach turyńskiej „Starej Damie”. To właśnie kiepskie wyniki sportowe są źródłem obecnej sytuacji w klubie.
Przez ostatnie miesiące nad Napoli zbierały się ciemne chmury, ale oczekiwany przez wszystkich kryzys wybuchł dopiero 5 listopada po bezbarwnym remisie 1:1 w Lidze Mistrzów z niemiecką drużyną Red Bull Salzburg. Właściciel włoskiego klubu milioner z branży filmowej Aurelio De Laurentiis, był tak zły na swoich zawodników, że po meczu rozkazał całej drużynie wrócić klubowym autokarem do ośrodka szkoleniowego, by następnego ranka rozpocząć tygodniowe karne zgrupowanie, w którego czasie miał obowiązywać zakaz kontaktu z mediami oraz spotykania się z członkami rodzin. Zawodnicy oraz trenerzy, jak jeden mąż, zbojkotowali decyzję porywczego prezesa i zamiast do ośrodka, udali się do swoich luksusowych domów na przedmieściach Neapolu. Nikt też nie stawił się na zarządzonym przez De Laurentiisa karnym treningu.
Szef zespołu, w ramach odwetu, zagroził zawodnikom obniżeniem ich pensji aż o 25 proc., przez co jeszcze bardziej zaognił sytuację. Po stronie piłkarzy stanął doświadczony trener klubu, Włoch Carlo Ancelotti, który demonstracyjnie nie udzielił po meczu z Salzburgiem ani jednego wywiadu, co należało do jego obowiązków wynikających z regulaminu UEFA. Z tego też powodu europejska federacja w najbliższych tygodniach nałoży na Napoli karę pieniężną idącą w setki tysięcy euro. W pierwszej reakcji włoski milioner postanowił zwolnić nieposłusznego, jego zdaniem, szkoleniowca, jednak odwiedli go od tego klubowi prawnicy, przestrzegając biznesmena, że taka decyzja wiązałaby się z wielomilionowym odszkodowaniem dla Ancelottiego.
Oferta z Kataru
Mecz z Salzburgiem oraz konflikt na linii drużyna–prezes uruchomiły reakcję łańcuchową, której ostateczne konsekwencje są dziś trudne do przewidzenia. Zaraz po tych wydarzeniach wybuchła bowiem kolejna bomba. Tym razem zdetonował ją brytyjski dziennik „Daily Mail”, sugerując, że rządząca Katarem dynastia Al-Th ani złożyła De Laurentiisowi ofertę odkupienia klubu, mającego za sobą ponad 90-letnią tradycję. Propozycja miała opiewać na kwotę ok. 560 mln euro. Co ciekawe, rzecznicy prasowi Napoli nie zdementowali tej informacji, co potwierdza, że taka oferta rzeczywiście padła. Jaka będzie odpowiedź 70-letniego producenta filmowego? Tego jeszcze nie wiadomo. Ponoć – jak donosi ten sam dziennik – Laurentiis miał podbić stawkę do astronomicznej sumy 900 mln euro, którą Katarczycy natychmiast odrzucili. Nie wiadomo również, czy oferta szejków dotyczy także drugiego klubu należącego do włoskiego przedsiębiorcy, a mianowicie 3-ligowego FC Bari.
Niebezpieczny Neapol
W pewien sposób właściciel Napoli znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Z jednej strony wypowiedział wojnę swoim piłkarzom i ani myśli szukać rozejmu. Z drugiej zaś zdecydowana większość miejscowych fanów klubu nie chce słyszeć o sprzedaży drużyny w obce ręce. Wbrew pozorom ten ostatni argument ma dla De Laurentiisa bardzo duże znaczenie. Jak bowiem powszechnie wiadomo, silną frakcję kibiców tworzą grupy powiązane z neapolitańską mafią, która raczej nie przyjmie Katarczyków z otwartymi ramionami. Gdyby właściciel klubu sprzedał przybyszom z Bliskiego Wschodu swoje udziały, wówczas zostałby uznany za persona non grata w naszpikowanym przemocą mieście. Zatem zarówno kontynuowanie rządów, jak i sprzedaż klubu mogą doprowadzić do dalszej eskalacji konfliktu pod Wezuwiuszem. Już teraz jest tam bardzo niebezpiecznie. Od kilku tygodni zawodnicy, w obawie przed radykalnymi zwolennikami De Laurentiisa, zatrudniają dodatkową ochronę, która towarzyszy im oraz członkom ich rodzin na każdym kroku. O tym, jak nieobliczalne potrafi ą być neapolitańskie ulice, w ubiegłym roku przekonał się Arek Milik, któremu bandyci w biały dzień przystawili pistolet do skroni, a następnie ukradli cenny zegarek.
Niemcy i Hiszpanie mają zabezpieczenia
Nawet jeżeli w najbliższych miesiącach twierdza Neapol nie ulegnie naporowi petrodolarów, to i tak prędzej czy później arabski kapitał zagości we włoskiej lidze. Jeśli nie w Napoli, to w jakimś innym klubie. Jest to wręcz zjawisko nieuniknione, z którym w przeszłości musieli się pogodzić kibice wielu utytułowanych klubów. Po tym, jak szejkowie zainwestowali w drużyny francuskie (np. PSG) oraz angielskie (np. Manchester City) kierunek włoski jest więcej niż pewny. Główne zespoły niemieckie oraz hiszpańskie są na razie dla Arabów niedostępne z powodu sztywnych regulacji właścicielskich, stworzonych właśnie w celu uchronienia klubów przed zewnętrznym kapitałem. Przykładowo Real Madryt oraz FC Barcelona należą do tzw. socios, czyli kibiców z wieloletnim stażem członkowskim, którzy regularnie opłacają składki na rzecz klubu, za co przysługuje im m.in. prawo wyboru delegatów, którzy następnie w drodze głosowania powołują nowego prezesa. Elekcja tego ostatniego jest poprzedzona kampanią, debatami, wiecami, a więc zdarzeniami typowymi dla demokratycznych ustrojów politycznych. Taki model stanowi zabezpieczenie przed przejęciem zespołu przez obcych inwestorów. Podobne rozwiązanie funkcjonuje w topowych niemieckich klubach, w tym w Bayernie Monachium, którego większościowym (51 proc.) właścicielem są kibice, reszta zaś akcji bawarskiej drużyny należy do sponsorów takich jak Adidas, Audi oraz Allianz.
Włoskie kluby bez zabezpieczeń
Włoskie kluby nie posiadają podobnych zaworów bezpieczeństwa. To właśnie z tego powodu legendarny Inter Mediolan został kilka lat temu przejęty przez chińskie konsorcjum Suning Holdings Group, do którego należy obecnie ponad 70 proc. udziałów w tym klubie. Jest więc kwestią czasu, kiedy Katarczycy wejdą w posiadanie znanej drużyny z Półwyspu Apenińskiego. Tym bardziej że presja ze strony Arabów jest coraz silniejsza, o czym przekonała się AS Roma, której wykupienie sondował kilka miesięcy temu katarski fundusz „Quatar Investement Authority”, będący przy okazji właścicielem francuskiego PSG. Według włoskiego dziennika „Corriere dello Sport” oferta QIA opiewała na kwotę ok. 400 mln euro. Jak z kolei podaje ekonomiczna gazeta „Milano Finanza”, na przeszkodzie tej transakcji miał ponoć stanąć… Watykan, którego hierarchowie sprzeciwili się ekspansji muzułmańskiego kapitału na terytorium Stolicy Biskupiej. Po negocjacyjnym fiasku z AS Romą Katarczycy nie zrezygnowali ze swoich zamiarów. Ich ofensywa wręcz przybrała na sile. Następnym w kolejce był 7-krotny triumfator Ligi Mistrzów AC Milan, który obecnie należy do amerykańskiej spółki inwestycyjnej Elliot. Jak podaje włoska prasa, ze strony szejków miała paść propozycja przejęcia klubu za ponad 600 mln euro, na którą Amerykanie mają odpowiedzieć dopiero po zakończeniu obecnego sezonu.