-0.6 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Śmierć Ameryce!

Świat wstrzymał oddech po amerykańskiej likwidacji Ghasema Solejmaniego.

Cóż, śmierć „strażnika rewolucji” była wpisana w irański program broni jądrowej i eksportu szyickiej rewolucji. Mocarstwowe ambicje ajatollahów destabilizują roponośny region, a zatem cały świat.

Jesienią 1966 r. szef sztabu Cahal Icchak Rabin powiedział na radiowej antenie: „Jeśli trzeba zrobić porządek, wjedziemy czołgami do Damaszku”. Tak wystraszył świat arabski groźbą, że sprowokował wojnę sześciodniową 1967 r. Pod koniec 2019 r. Aviv Kochavi poszedł w ślady poprzednika, zapowiadając: „W najbliższej przyszłości może wybuchnąć wojna z Teheranem”. Z Biblii wiadomo, że Erec Israel (Ziemię Obiecaną) zamieszkują sami prorocy. Tym razem chodziło o wywiadowcze dane, którymi Jerozolima wsparła likwidację Ghasema Solejmaniego. Dlatego 2020 r. może zapisać się kolejną fazą destabilizacji Bliskiego Wschodu. Z drugiej strony, chronologia wydarzeń, które doprowadziły do zaostrzenia sytuacji, wskazuje na irańską prowokację. Teheran stał za letnimi atakami na tankowce w strategicznej Cieśninie Ormuz. Ofiarą irańskich rakiet padł zwiadowczy bezpilotowiec USA. Niezidentyfikowane drony zniszczyły rafinerię Saudi Aramco. Naprawdę trudno uwierzyć, że aparaty należały do szyickich rebeliantów z Jemenu. Zajdyci (Huti) to niepiśmienni pasterze. Z policzkami wypchanymi khatem, chętnie strzelają z kałasznikowów, krzycząc „Precz z Ameryką! Śmierć Izraelowi”.

W grudniu 2019 r. proirańskie milicje ostrzelały rakietami iracką bazę wojskową. Zginął amerykański instruktor, co wywołało odwetowy atak USA. Według Pentagonu była to już 11 napaść na amerykańskich żołnierzy dokonana w Iraku z inspiracji Teheranu. W odpowiedzi szyickie milicje otoczyły amerykańską ambasadę w Bagdadzie. Demonstranci wdarli się na teren strzeżony immunitetem z mocnym postanowieniem spalenia placówki. Trzeba pamiętać, że Ameryka żyje irańskim kompleksem 1979 r. Po obaleniu szacha Rezy Pahlawi zrewoltowani studenci zajęli amerykańską ambasadę w Teheranie, biorąc jej personel jako zakładników. Mogła się powtórzyć tragedia libijska. W 2012 r. islamiści ostrzelali konsulat USA w Bengazi. Zginał wtedy ambasador Christopher Stevens. Oceniając decyzję Donalda Trumpa o likwidacji człowieka, który stał za zbrojnymi prowokacjami, trzeba powiedzieć, że była w pełni uzasadniona. Powinna spowodować deeskalację napięcia, bo śmierć Solejmaniego to najmocniejszy dotychczas sygnał dla Teheranu. Przesłanie brzmi: nie przekraczajcie czerwonej linii i usiądźcie z Ameryką do negocjacji. W roku wyborczym pełnowymiarowa wojna nie jest potrzebna Trumpowi.

Czy ajatollahowie zrozumieją prezydencki apel? Niestety ufają sile militarnej, którą budowali latami kosztem ogromnych wyrzeczeń zwykłych Irańczyków. Konstytucja Islamskiej Republiki Iranu nazywa armię „gwarantem suwerenności i integralności terytorialnej”. Natomiast Korpus Strażników Islamskiej Rewolucji (KSIR) „chroni rewolucję i jej dokonania”. 19 grudnia Pentagon przedstawił strategiczny raport „Iran Military Power”. Wynika z niego, że Teheran dysponuje 650 tysiącami żołnierzy. O ile strategicznym zadaniem regularnych sił zbrojnych jest obrona kraju, o tyle KSIR liczący 190 tysięcy żołnierzy jest właściwą armią zewnętrzną ajatollahów. Sztabowcy Pentagonu, analizując doktrynę militarną Iranu, stale podkreślają rolę „działań konwencjonalnych i niekonwencjonalnych”. Do tych ostatnich zalicza się, nie tylko wznowiony jesienią program atomowy, ale przede wszystkim pośrednie oddziaływanie na Bliski i Środkowy Wschód. Teheran przeznacza rocznie miliardy dolarów na szkolenie, zbrojenie i żołd szyickich najemników, dzięki którym rozszerza irańską strefę wpływów. Z tym, że szyickimi milicjami prowadzącymi wojny lokalne nie dowodzi irańska armia, tylko KSIR, a dokładniej elitarna formacja Al-Kuds (Jerozolima). Na jej czele stał, aż do śmierci, architekt krwawej mapy Bliskiego Wschodu. Solejmani był strategiem irańskiego imperium cienia.

W Libanie KSIR kontroluje Hezbollah, a w palestyńskiej Strefie Gazy uzbroił Hamas i Islamski Dżihad. Te trzy organizacje dysponują obecnie ok. 120 tys. irańskich rakiet różnego zasięgu. Jeśli zostaną odpalone, Izraelowi nie pomoże ani Żelazna Tarcza, ani Proca Dawida. Reżim w Damaszku od lat wspierają szyickie milicje rekrutowane za irańskie pieniądze. O zwycięstwo Bashara Asada dba ok. 20 tys. bojówkarzy, nie licząc tysięcy instruktorów KSIR. W Iraku KSIR zdominował pospolite ruszenie, bez którego Bagdad dawno byłby stolicą ISIS. Na 100 tys. bojowników koalicji Ludowa Mobilizacja 80 tys. to proirańskie oddziały, które wykonują rozkazy Teheranu. Wreszcie Iran zbroi szyickich rebeliantów w Jemenie i Afganistanie. Największą zasługą Solejmaniego była jednak rewolucja technologiczna. Iran przestaje dostarczać swoim politycznym klientom gotowe rakiety i inny skomplikowany sprzęt walki. Eksportuje know-how, pomagając budować miejscowe linie produkcyjnie. Tak jest taniej i bezpieczniej, ponieważ tradycyjne konwoje uzbrojenia często padały łupem przeciwdziałania ze strony Ameryki, a jeszcze częściej izraelskiego lotnictwa.

Czego chce Iran?
„Podsycając wojny w całym regionie i konflikty szyicko-sunnickie, Iran podważa dominację USA w regionie oraz torpeduje mocarstwową politykę amerykańskich sojuszników, Arabii Saudyjskiej, a przede wszystkim Izraela” – tak o irańskiej doktrynie geopolitycznej mówią analitycy MENA Defence. Czego naprawdę chce Iran? Gdy z Iranu wygnano szacha, ajatollahowie rozpoczęli eksport islamskiej rewolucji. Chcą zjednoczyć pod religijnymi sztandarami wszystkich szyitów, czyli uzyskać instrumenty wpływu na politykę wszystkich państw zamieszkanych przez wyznawców tej gałęzi islamu. Idea zniszczenia Izraela jest tylko uniwersalnym hasłem integrującym wszystkich chętnych bez względu na przynależność państwową czy etniczne podziały na Persów i Arabów. Naprawdę Teheranowi chodzi o budowę nowego Imperium Perskiego, co wymaga surowców, finansów i potencjału intelektualnego. Były szef specjalnej organizacji Izraela Natiw (tajne wsparcie Alii, czyli powrotu Żydów do Izraela), gen. Jakow Kedmi mówi: „Za 30 lat Iran zdominuje Bliski i Środkowy Wschód, zarówno pod względem militarnym, technologicznym, jak i ekonomicznym”. Kedmi dodaje, że jest to proces nieuchronny, który można tylko opóźniać. To dlatego, a nie z powodu zagrożenia programem atomowym, Biały Dom nałożył na Iran ponowne sankcje.

Jak wiadomo, głowice jądrowe nie są bronią ofensywną, tylko instrumentem odstraszania. W przypadku ajatollahów mają stać się gwarancją utrzymania władzy w warunkach ciągłego zagrożenia teokratycznego reżimu z zewnątrz. Aby zapobiec takim naciskom, KSIR realizuje strategię asymetryczną. Nie może się porozumieć z USA, a od pewnego czasu z Izraelem, dlatego Teheran buduje oś szyicką. W sensie geograficznym jest to lądowy korytarz z Iranu przez Irak i Syrię. Już dziś na granicach Izraela są rozmieszczane baterie irańskich rakiet i bazy KSIR. Izrael staje się zatem argumentem w rozgrywce irańsko-amerykańskiej, a nie, jak chce Jerozolima, celem ajatollahów samym w sobie. Obecna eskalacja nieprzypadkowo rozgrywa się w Iraku. Bez Bagdadu irański projekt geopolityczny jest nie do zrealizowania. Dlatego Teheran walczy z Waszyngtonem o wpływy nad Tygrysem. A mówiąc precyzyjnie, Amerykanie, którzy dali się politycznie wypchnąć z Iraku, próbują doń powrócić. Nie będzie to łatwe, ponieważ po obaleniu Saddama Husajna postawili na rządy większości szyickiej, co znakomicie ułatwiło robotę Iranowi.

Gospodarczym wyrazem konfrontacji były jesienne demonstracje, w których zginęło 400 osób, a 25 tys. odniosło rany. Młodzi Irakijczycy o prozachodnich sympatiach protestowali przeciwko korupcji i bezrobociu. Przy okazji zablokowali pracę najważniejszego portu w Basrze. Tymczasem to miasto jest centrum sprzedaży irańskiej ropy naftowej, a w drugą stronę tak potrzebnego Teheranowi importu towarów konsumpcyjnych. Oczywiście obrót handlowy jest nielegalny, bo sprzedaż irańskiego surowca jest objęta amerykańskimi sankcjami. Nic dziwnego, że Solejmani został wysłany do Bagdadu w celu zaprowadzenia porządku, czyli przeforsowania rozwiązań sprzecznych z wizją Iraku Trumpa. Na dodatek w samym Iranie trwa starcie politycznych frakcji teokracji. Pierwsza, której wyrazicielem jest prezydent Hassan Rouhani, chce normalizacji politycznych i gospodarczych stosunków z Zachodem, kierując się kryterium dobrobytu Irańczyków. Konserwatywne skrzydło na czele z duchowym przywódcą kraju ajatollahem Ali Chamenei prowadzi antyzachodnią politykę. Jej orężem jest KSIR, który wręcz opowiada się za asymetryczną konfrontacją. Korpus jest właścicielem jednej trzeciej irańskiej gospodarki, a jego generałowie toną w luksusie i korupcji. Tylko wojna może utrzymać ich status quo. Jeśli nadejdzie międzynarodowe odprężenie zamiast „gospodarki sprzeciwu wobec amerykańskich sankcji” wymagającej zaciskania pasa, Iran wejdzie na drogę kapitalizmu. A wtedy konserwatyści i KSIR stracą wszelkie znaczenie oraz przywileje.

FMC27news