Chiny są być może na najlepszej drodze do tego, aby powtórzyć spektakularny wzrost, a następnie upadek gospodarczy, który pół wieku przydarzył się Związkowi Radzieckiemu.
Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że wielkim „zwycięzcą” pandemii koronawirusa okażą się Chiny. Ze wszystkich największych państw świata jedynie im udało się zachować dodatni wskaźnik wzrostu PKB (2,2 proc.) w 2020 r., a na dodatek poprawić wiele istotnych wskaźników, jak choćby eksport (który wzrósł o 3,6 proc.). Wobec nagłego załamania się światowego systemu dostaw dodatkowo nagle wszyscy uzmysłowili sobie, w jak wielkim stopniu światowa gospodarka jest uzależniona od dostaw z chińskich fabryk. Niemal wszystkie kraje świata zamykały swoje gospodarki w szaleńczych lockdownach, a w tym samym czasie Chińczycy prowadzili względnie normalne życie. Wszystko to skłaniało do wysuwania pochopnych wniosków głoszących, że oto właśnie nadszedł moment, w którym Państwo Środka wysunie się błyskawicznie na prowadzenie w światowych zmaganiach o dominację i uzyskanego przywództwa już nie odda.
Litania kłopotów
Od tego czasu minęło jednak wiele miesięcy i sytuacja zmieniła się dość istotnie. Chiny teoretycznie znajdują się wciąż na dość pomyślnej trajektorii, jeśli chodzi o wiele najważniejszych wskaźników makroekonomicznych, ale istnieje co najmniej kilka powodów, aby sądzić, że sytuacja jest o wiele gorsza, niż się powszechnie sądzi.
Największym zmartwieniem okazuje się gigant deweloperski Evergrande Group, którego zobowiązania są już na tyle duże, że zagrażają stabilności całego systemu finansowego Państwa Środka. Pekin polecił już nawet władzom regionalnym, aby przygotowały się na bankructwo spółki i jej konsekwencje, które mogą być naprawdę trudne do przewidzenia wobec faktu, że w nieruchomościach budowanych przez grupę z Shenzhen oszczędności życia ulokowały miliony Chińczyków. Jakby tego było mało, Chiny znalazły się właśnie w samym środku znacznego kryzysu energetycznego. Prądu brakuje nie tylko odbiorcom indywidualnym, ale także fabrykom. Z tego powodu Tesla oraz Apple zadecydowały o przerwaniu produkcji w swoich chińskich zakładach, oraz rozważają przeniesienie jej do innych krajów. Pomimo tego, że Chiny znacząco rozbudowują swoje moce elektrowni węglowych (w ciągu ostatniego półtora roku przybyło bloków o mocy aż 42 GW) nie są w stanie sprostać ogromnemu zapotrzebowaniu.
Na to wszystko nakłada się rosnąca presja ze strony Stanów Zjednoczonych, które zdołały uruchomić wspólnie z Australią i Wielką Brytanią pakt AUKUS wymierzony w interesy Chin na Pacyfiku oraz usprawnić współpracę w ramach QUAD z Japonią, Indiami i Australią. Chiński smok napotyka tym samym coraz wyraźniej zarysowujące się ograniczenia dla swojego wzrostu, których nie posiada jego największy rywal. Jeszcze do niedawna Pekin wysyłał nieustannie kolejne sygnały świadczące o jego potędze i rozmachu prowadzonych działań oraz prężył muskuły, przekonując, że już wkrótce uruchomi cyfrowego juana. Obecnie w świat płyną raczej doniesienia o kolejnych przejawach chińskiej słabości i zapewne nikogo nie zdziwi to, że za jakiś czas chińskie władze zdecydują się na znaczącą dewaluację juana. Taki krok być może pomoże chińskiej gospodarce ożywić pewne sektory gospodarcze w kontekście spodziewanego zamieszania związanego z bankructwem Evergrande, lecz jednocześnie będzie stanowił cios dla majątku całego społeczeństwa.
Państwo rządzone przez komunistycznego cesarza Xi Jinpinga nie jest oczywiście jeszcze skazane na porażkę, a za jakiś czas uwagę wszystkich komentatorów mogą przykuwać doniesienia ze Stanów Zjednoczonych, lecz coraz więcej faktów skłania ku przyjęciu wniosku, że Chiny osiągnęły już zenit swoich wpływów i zaczynają się powoli „zwijać”. Wystarczy wziąć pod uwagę choćby najbardziej optymistyczne prognozy demograficzne, które głoszą, że tylko do 2050 r. chińskie państwo ma się skurczyć o 32 mln obywateli. Wedle tych bardziej realistycznych – do 2065 r. z Chin ma wyparować aż połowa obywateli (!). Pekin wprowadził w ostatnim czasie zgodę na posiadanie trzeciego dziecka, lecz w praktyce, żeby powstrzymać spiralę wymierania, dzietność powinna być zdecydowanie większa.
Złudzenie niepowstrzymanego marszu
Ogromny wzrost potęgi Chin szczególnie w ciągu ostatnich dwóch dekad wynikał w sporej mierze z tych samych czynników, które wcześniej w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tworzyły fałszywe wrażenie niepowstrzymanego marszu Związku Radzieckiego ku światowej hegemonii. Państwo radzieckie podwoiło w latach 1970-1980 swój PKB, zajmując regularnie najwyższe lokaty w rankingach najszybciej rozwijających się państw świata. Niczym Chiny Związek Radziecki był wówczas jednym z liderów nowoczesnych technologii, czego wyrazem był choćby pomyślny dla niego wyścig o podbój kosmosu.
Mniej więcej do 1975 r. komunistyczne państwo rozwijało się dynamicznie, czemu towarzyszył ogromny napływ ludności wiejskiej do miast, znaczny eksport żywności oraz wysokie ceny surowców. Związek Radziecki nie posiadał jednak wystarczającego kapitału, prowadził rabunkową gospodarkę środowiskową oraz nie dbał o zabezpieczenie stałego zwiększenia liczby ludności. Totalitarne państwo ze stolicą w Moskwie przez długi czas wprawiało wszystkich w zdumienie, gdyż centralne planowanie połączone z brakiem poszanowania dla podstawowych swobód obywatelskich powinno było teoretycznie doprowadzić do rychłej ekonomicznej katastrofy, podczas gdy w rzeczywistości przez długi czas mogło się wydawać, że kiedyś prześcignie amerykańskiego rywala. Gdy sowieckie państwo rozpadało się w 1991 r., zdążyło zakumulować ponad 66 mld dolarów zagranicznego długu (jeszcze w 1980 r. wynosił ok. 17,8 mld).
Zawodne metody
Budowanie gospodarczej potęgi w oparciu o centralne planowanie oraz totalitarne metody kontroli społeczeństwa może zapewnić doraźnie spore korzyści, lecz na dłuższą metę okazuje się czymś wyniszczającym. Casus Evergrande Group pokazuje wyraźnie, że zbyt duża część chińskiej gospodarki funkcjonowała na podstawie agresywnego, opartego na ciągłym zadłużaniu się modelu rozwoju, który wprawdzie przez pewien czas zapewniał stały wzrost różnego rodzaju wskaźników, lecz ostatecznie przyczynił się do niestabilności całego systemu. Pompowanie całej gospodarki za wszelką cenę kończy się ostatecznie zawsze korektą, której skutków nie jest nam jeszcze dane w pełni poznać. Związek Radziecki mógł się przez pewien czas rozwijać bardzo dynamicznie, ponieważ posiadał ogromny zasób tanich surowców i jedną z najliczniejszych populacji na świecie. Z czasem oba te wielkie zasoby zaczęły się wyczerpywać i przestały zapewniać tak wielką przewagę w porównaniu do innych państw. Wielki rozmach projektów infrastrukturalnych zaczął powoli wygasać, aż wreszcie pozostała już tylko mało wydajna gospodarka oraz stosy długu.
Niewykluczone, że podobnym, przetartym już szlakiem podążają właśnie Chiny. Symptomem nadchodzącego upadku Związku Radzieckiego był kryzys zadłużenia w całym bloku sowieckim, który wybuchł na początku lat osiemdziesiątych. Moskwa była przez wiele lat traktowana jako domniemany gwarant finansowy całego obozu, dlatego rosnąca presja zaważyła także na gospodarce rosyjskiej. Zadłużenie Chin to obecnie ok. 270 proc. PKB, a tego typu balast może się okazać zbyt ciężki nawet dla chińskiego kolosa.