Jak największa na świecie firma wynajmu dla turystów uratowała swoich partnerów przed plajtą.
Historia firmy Airbed brzmi jak reklama amerykańskiego marzenia: kraju, który jak żaden na świecie pozwala zrealizować marzenie o zdobyciu wielkich pieniędzy. Oto w 2007 r. dwóch spłukanych studentów z San Francisco, Joe Gebbia i Brian Chesky, desperacko potrzebuje pieniędzy na czynsz wynajmowanego przez siebie mieszkania. Chcą wynająć miejsce do spania, ale nie mają dodatkowych łóżek – kupują więc materace. Dorzucają jeszcze do oferty śniadanie, a całą firmę nazywają AirBed & Breakfast, czyli Materace Dmuchane i Śniadanie. Po kilku miesiącach okazjonalnego podnajmu dołącza do nich Natan Blecharczyk i razem wpadają na pomysł rozwinięcia firmy – chcą w taki sam sposób wynajmować wolne łóżka przyjezdnym na całym świecie. Coś w rodzaju mieszkalnego Ubera, czyli zwykli ludzie dorabiający oferowaniem noclegów. W2013 r. przychody firmy wynosiły już 250 mln dolarów, jednak dopiero wtedy nastąpił przełom. Ich ogólnoamerykańska kampania promocyjna odniosła niebywały sukces. Airbnb (jak nazwano firmę po skróceniu nazwy) chce tworzyć świat, w którym każdy może należeć gdziekolwiek – głosiło przesłanie, a hasło Belong Anywhere (Należeć Wszędzie) wprowadziło firmę do globalnej ligi. Airbnd zaczął promować ludzi i ich historie, a nie sam proces wynajmu. Podróż i mieszkanie u innych ludzi jako sposób poznawania świata. To wszystko się zawaliło, gdy nastał czas koronawirusa. Związane z nim obostrzenia uderzyły najmocniej w branżę turystyczną, ogólnie w przemieszczanie się ludzi po świecie.
Biznes na krawędzi
Wiosna 2020 r. była jak koszmarny sen dla zarządzających Airbnb. Z jednej z najszybciej rozwijających się i najcenniejszych prywatnych firm na świecie (ponad 100 mld dolarów) stali się zagrożoną spółką. Przychody spadły o ok. 80 proc. Aby nie zamykać działalności, firma musiała zebrać 2 mld dolarów. Brian Chesky rzucił pomysł, aby część z tych pieniędzy – 250 mln dolarów firma przeznaczyła na wsparcie swoich partnerów, którzy za jej pośrednictwem wynajmują swoje domy czy miejsca do spania. Szef firmy do spraw technicznych, zarazem trzeci z założycieli Natan Blecharczyk (jest jednym z tajemniczych światowych miliarderów, wiadomo, że ma polskie korzenie i urodził się ok. 1984 r. i tyle) postanowił zrealizować ten plan. Rozdanie 250 mln dolarów potencjalnym czterem milionom partnerów Airbnb było trudniejsze, niż się wydaje. Airbnb potrzebowało pomysłu, jak podzielić te pieniądze sensownie. Z jednej strony, aby nie dać ich zbyt małej liczbie ludzi (firm), a z drugiej, aby nie dać ich tak wielkiej, że gest byłby tylko symboliczny i pozbawiony ekonomicznego znaczenia. Postawiono na matematykę. Ponad 650 tys. partnerów Airbnb otrzymało 25 proc. utraconych dochodów. – Musiałem znaleźć równowagę między ambicją Briana, by zrobić coś wielkiego, a konkretnym działaniem – wspominał Blecharczyk. Ambitny plan się powiódł: partnerzy Airbnb przetrwali kryzys i mocniej związali się z firmą.
Trzech muszkieterów
Blecharczyk pełni w firmie specyficzną rolę. Udaje mu się wdrażać w życie oryginalne (by nie powiedzieć „dojechane”) pomysły założycieli. Jego wspólnicy są z wykształcenia i pasji artystami. Jemu przypadła rola tego, który będzie konfrontował ich wizje z rzeczywistością. Chesky jest prezesem, który kieruje pozyskiwaniem funduszy i reklamą. Joe Gebbia jest artystą, który prowadzi studio projektowe Airbnb Samara i jego organizację charytatywną Airbnb.org. Blecharczyk, który rzadko udziela wywiadów (unika wręcz mediów), zagłębia się w dane i modele, które zmieniły lokalną aplikację do noclegu w globalną markę wartą ponad 100 mld dolarów.
Potrójne przywództwo zdaje egzamin podczas kryzysu związanego z pandemią koronawirusa. Pokazuje też prawdziwość zasady, że „co nie zabije, to wzmacnia”. W 2020 r., aby przetrwać, firma musiała błyskawicznie zwolnić co czwartego pracownika. Airbnb nie tylko przetrwał, ale także nauczył się elastyczności. Gdy w grudniu 2020 r. firma debiutowała na giełdzie, czyniąc z jej właścicieli miliarderów, kurs wzrósł na notowaniu otwarcia o 112 proc. Wycena giełdowa Airbnb (kapitalizacja) wysokości 100 miliardów dolarów. Sam Blecharczyk ma majątek szacowany na 10 mld dolarów.
Wiadomo o nim, że dorastał w bostońskiej dzielnicy West Roxbury. Dzięki ojcu inżynierowi elektrykowi złapał żyłkę do komputerów. W wieku 12 lat chorował w domu i z nudów przeczytał książkę o programowaniu. Zainteresował się tematem. Mając 14 lat, pisał już programy dla firm, które sprzedawał za 1000 dolarów za sztukę. W liceum zaprojektował program i zaczął sprzedawać go na licencje. W ciągu pięciu lat jego firma budowana, dosłownie, w piwnicy przyniosła prawie milion dolarów. – Jako inżynier zawsze byłem dobry w przekształcaniu abstrakcyjnych idei w program komputerowy – wspominał po latach Blecharczyk. Dzięki zarobionym pieniądzom stać go było na studiowanie informatyki na Harvardzie. Nie tylko miał świetne pomysły, ale też umiał sam je realizować. –To dało mi ogromną pewność siebie – podkreśla.
Po studiach na Harvardzie pracował w Opnet – firmie informatycznej z Waszyngtonu. Znudzony projektami dołączył do firmy zajmującej się edukacją właśnie w San Francisco. Tam Blecharczyk poznał współzałożyciela Joe Gebbię i wkrótce dołączył do niego i Briana Chesky’ego.
Fenomenem Airbnb jest budowa zaufania między ludźmi, bo do tego sprowadza się oferta firmy: aby gospodarze z całego świata zgodzili się zaufać nieznajomemu i wpuścić go do swojego domu. To Blecharczyk napisał oryginalny kod aplikacji, zbudował wszystkie modele finansowe, stworzył system płatności Airbnb i tym samym dał Airbnb szanse globalnego rozwoju.
Blecharczyk niedawno zbudował oprogramowanie City Portal, które ma zneutralizować zagrożenie ze strony władz miejskich i samorządowych dla działalności Airbnb. Tak jak dla Ubera zmorą są regulacje przeciwko amatorskim przewozom, tak dla Airbnb zabójcza mogłaby być polityka lokalnych władz wymierzona w ich biznes. Dlatego Blecharczyk postanowił „wyprzedzić atak” i przekazać politykom lokalnym narzędzie do kontroli podaży mieszkań i płacenia podatków.
Już na jesieni 2020 r. Airbnb uruchomiło program nawigacyjny pokazujący lokalnym władzom, ilu partnerów firmy działa na ich terenie i jakie mają przychody. Miejscowości mogą wprowadzać własne system pozwoleń i zgłaszać nielegalnie wynajmujących. Airbnb nie jest bowiem zainteresowana promowaniem szarej strefy, czyli niepłacenia podatków.
Na razie do tego systemu przystąpiło 100 amerykańskich miejscowości. Jak podsumował Blecharczyk: – Chcemy, aby władza widziała korzyści z działania Airbnb, a nie zagrożenie dla regionu.
Firma monitoruje także inne zagrożenia. Algorytmy pokazały, że najbardziej ryzykowne są wynajmy ludziom poniżej 25 roku życia, mieszkających blisko wynajmowanego miejsca. Teraz więc takie wynajmy są blokowane. Szybka i twórcza reakcja na problemy to jedna z firmowych cech Blecharczyka.