W cieniu 56 finału ligi futbolu amerykańskiego rozgrywa się polityczny mecz, przy którym od Super Bowl wieje nudą. Stawką jest przyszłość liberalnego establishmentu, który za plecami Joe Bidena pociąga za sznurki władzy. Wszystko za sprawą Donalda Trumpa, który broni Amerykanów przed dyktaturą neomarksistów, globalnych korporacji i sieciowych platform.
Podczas obchodów rocznicy styczniowych wydarzeń na Kapitolu, które, mówiąc językiem Stanisława Barei, amerykańska lewica ogłosiła „nową świecką tradycją”, Joe Biden przypuścił wściekły atak na swojego poprzednika. Najwyraźniej tak wyobraża sobie obietnicę zasypania społecznych podziałów rozdzierających Amerykę.
W historii USA trudno doszukać się równie obrzydliwego precedensu: głowa państwa podsumowuje pierwszy rok własnej prezydentury opluwaniem poprzednika w Białym Domu. Trzeba było dopiero Joe Bidena – przemawiając na Kapitolu przez 25 minut oskarżał Donalda Trumpa o rozciąganie „sieci kłamstw”, która jakoby niszczy fundamenty amerykańskiej demokracji.
Chodzi o zarzut sfałszowania wyborów prezydenckich przez partię demokratyczną, z którego były prezydent ani myśli się wycofać. Według Bidena takie stwierdzenie jest zagrożeniem dla legalności przyszłych wyborów.
I tu jest pies pogrzebany. Jak twierdzi świetnie poinformowany portal Axios „Styczniowe przemówienie to wynik gorączkowych poszukiwań strategii, która pozwoliłaby demokratom uniknąć katastrofy w listopadowych wyborach do Kongresu”. Mimo że noszą metkę uzupełniających, są kluczowe dla kolejnych dwóch lat Bidena w Białym Domu. Zadecydują o tym, która z partii przejmie ster władzy po wyścigu prezydenckim 2024 r. Jeśli w listopadzie republikanie utrzymają większość w Senacie oraz odzyskają przewagę w Izbie Reprezentantów, Kongres nie uchwali żadnej ustawy zainicjowanej przez lewicowe zaplecze prezydenta. Tym samym Biden nie zrealizuje żadnej obietnicy wyborczej, a więc za dwa lata demokraci przegrają Stany Zjednoczone.
Przy tym dotychczas wcale nie było lepiej. W miejscu stanęła wizja rozdawnictwa pieniędzy (Build Back Better) roztoczona przez Bidena przed klasą próżniaczą, w dużej mierze tożsamą z afroamerykańską mniejszością etniczną. Wcale nie z powodu Donalda Trumpa lub republikańskiej obstrukcji.
Według Axios „Rośnie opór liderów partii demokratycznej wobec polityki Białego Domu”. Z jakiego powodu? Choćby nowego pakietu socjalnego, w którym szczodra oferta dla lumpenproletariatu ma być ceną lojalności wyborczej. Największym brzemieniem wizerunkowym, powodującym katastrofę notowań Bidena, są konflikty społeczne celowo wzbudzane przez jego lewackich doradców. Od krytycznej teorii rasy, przez obowiązek politycznej poprawności, po dławienie wolności słowa i poglądów.
Wściekły atak na poprzednika ma zamaskować wyborczy szwindel liberalnego establishmentu. Biden obiecał Amerykanom rozwiązanie konkretnych problemów, takich jak etniczna przestępczość, nielegalna imigracja, ruina gospodarki oraz klasy średniej, a przede wszystkim rozwarstwienie pomiędzy super bogatymi beneficjentami globalizacji i resztą spauperyzowanych obywateli.
Dlatego demokratyczni kongresmeni i senatorowie, przerażeni tym, co powinien, a co robi Biały Dom, sami powstrzymują totalitarne ambicje ekipy Bidena. Ta, ratując kariery, wybrała na kozła ofi arnego Trumpa. Prezydenckie wystąpienie uruchomiło nagonkę. Media szczują na byłego prezydenta i jego rodzinę jeszcze intensywniej niż podczas bandyckich rozruchów BLM i kampanii wyborczej. Do działania włączyło się solidarnie całe deep state. Wymiar sprawiedliwości i aparat federalnej władzy uczestniczą w szczuciu z bojowym okrzykiem: Wykończyć Trumpa! W myśl bolszewickiego powiedzenia: Wskażcie nam winnego, a paragraf sami znajdziemy.
Na pozycji rozgrywającego
O byłym prezydencie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że pójdzie jak baranek na rzeź, godząc się pokornie na całopalenie. Tak brzmi opinia jednego z przeciwników politycznych Trumpa, opublikowana przez Politico. Co więcej, były prezydent ma obecnie wszelkie szanse wygrania politycznego meczu. Może sprawić, że to demokraci, na czele z ekipą Bidena, zajmą miejsce na stosie dla czarownic, które sami przygotowali dla Trumpa.
Przede wszystkim były prezydent uszanował prawnie dyskusyjną przegraną w wyborach prezydenckich. Inna sprawa, że nie pogodził się z kłamliwą narracją postprawdy uprawianą przez „The New York Times”, CNN, Twittera i Facebooka. O tym, że jego poglądy popiera naprawdę wielu Amerykanów, świadczy gwałtowny odpływ użytkowników liberalnych mediów, wraz ze stratami finansowymi, które ponoszą.
Jednak to na marginesie, wściekłość niemarksistów wywołuje bowiem polityczny biznesplan Trumpa. Dzięki niemu w optymalnym scenariuszu ponownie wprowadzi się do Białego Domu. Plan minimum przewiduje przejęcie władzy prezydenckiej przez republikańskiego polityka wskazanego przez Trumpa.
Liberalne elity są doskonale puste intelektualnie, myślą więc kategoriami dintojry. Clintonom, Obamom i Bidenom nie przychodzi do głowy, że Make America Great Again to nie cyniczne hasło politycznej zemsty, tylko realny program uczynienia Ameryki Wielką, w który wierzą miliony wyborców.
W każdym razie Trump ostro zabrał się do pracy, kpiąc przy okazji z politycznej poprawności. Założył własną platformę społecznościową (TRUSocial), która odbiera globalnym potentatom setki tysięcy amerykańskich użytkowników. Telewizja Newsmax, mówiąca prawdę o byłym prezydencie, zrównała się popularnością ze stacją Fox News, którą dotychczas preferowała konserwatywna publiczność, a więc republikańscy wyborcy. Dziś Newsmax ogląda się w 100 mln amerykańskich gospodarstw domowych.
Przede wszystkim Trump jest organizatorem potężnego ruchu społecznego, dzięki któremu praktycznie kieruje republikanami. Wbrew płonnym nadziejom waszyngtońskich liberałów nie dokonał rozłamu w partii. Koordynuje swoje działania z republikańskimi liderami, którzy ze względu na ogromną popularność byłego prezydenta wśród Amerykanów, obowiązkowo konsultują z nim kluczowe przedsięwzięcia.
Datki dla inicjatyw obywatelskich Trumpa idą już w setki milionów dolarów. Ma na cele publiczne więcej środków, niż wynosi budżet partii republikańskiej, wspiera więc werbalnym i finansowym poparciem kandydatów przygotowujących się do listopadowych wyborów uzupełniających. Według Axios republikańskie władze federalne i stanowe zdominowali politycy nominowani przez byłego prezydenta lub popierający jego strategię.
Trump nie ukrywa także, że chce oczyścić partię z konformistów i politycznych kunktatorów. Chodzi o niewielką grupę, słownie ośmiu kongresmenów, którzy po wydarzeniach 6 stycznia 2021 r. zagłosowali wraz z demokratami za postawieniem jeszcze urzędującej głowy państwa w stan oskarżenia. Ma prawo wymagać, ponieważ dzięki jego autorytetowi republikanie rosną w siłę, wprost proporcjonalnie do wizerunkowej katastrofy, którą demokraci zawdzięczają Bidenowi. Na dniach Associated Press opublikowała wstrząsający reportaż pod wymownym tytułem: -Toksyczna metka. Na amerykańskiej prowincji demokratom grozi wyginięcie. Zupełnie jak dinozaurom. Na półmetku sprawowania urzędu przez Bidena popularność partii bije antyrekordy.
– Marka partii jest tak toksyczna w małych miastach i na obszarach wiejskich Ameryki, że liberałowie usuwają nalepki na zderzakach i ogrodzeniach własnych posesji, publicznie odmawiając przyznania własnej przynależności do partii – szokuje AP.
Gdy Ameryka była jednym narodem, demokraci uważali za normalną sytuację, w której przewagę liczebną mieli lokalni sympatycy republikańscy. Obecnie demokratów pozostało tak niewielu, że czują się coraz bardziej odizolowani i niemile widziani we własnych społecznościach.
– Nienawiść do demokratów jest po prostu niewiarygodna – powiedział AP anonimowy liberał, który niedawno pozbył się znaczka z wizerunkiem Joe Bidena. Natomiast AP komentuje: – Demokraci zostali skutecznie wykluczeni z białych stanów Ameryki, co świadczy o tym, że plan odgórnego odwracania trendów kulturowych poniósł fiasko.
Można jednak powiedzieć, że zważywszy na taką ostrość podziałów definiujących krajobraz polityczny, Biden i jego ekipa sprowadzili na Amerykę klęskę. Liberalny establishment zjada zatrute owoce własnej, obłędnej ideologii służącej utrzymaniu władzy. Jednak ani w listopadzie 2022 r., ani tym bardziej w2024 r. stosunku sił z republikanami nie zmienią potencjalne manipulacje wyborcze.
Pod wpływem Donalda Trumpa wiele tzw. spornych stanów, o rządzonych przez republikanów nie wspominając, uporządkowało ordynacje wyborcze. Cuda nad urną w postaci dodawania martwych dusz oraz pocztowego i elektronicznego dosypywanie głosów nie będą możliwe. I tego właśnie lewica oraz miliarderzy Big Tech nie mogą wybaczyć Donaldowi Trumpowi najbardziej.