10.6 C
Warszawa
poniedziałek, 25 listopada 2024

Broń nuklearna dla Polski. Czy można ufać sygnałom z Berlina?

Od czasu wyborów do Sejmu, Berlin sonduje możliwość poprawy relacji z Polską. W ostatnim czasie niemieckie elity kierują do Warszawy nieoficjalną ofertę. Na hipotetyczną agendę, wykraczającą daleko poza bilateralia, składają się: rola współdecydenta przyszłej Unii Europejskiej oraz wejścia do grona dysponentów arsenału jądrowego.

Robert Cheda

Ponieważ dotyczą obszarów krytycznych dla Polski, trzeba pilnie wyjaśnić cele polskiej strategii Berlina. Zależy od nich faktyczny zakres polskiej odpowiedzialności, na którą oprócz korzyści, składają się także ryzyka i koszty.

Medialna dyplomacja

Relacje polsko-niemieckie nie należały w ostatnich latach do najlepszych. Wśród czynników, które zaważyły na takim, a nie innym stanie były zarówno obiektywne, wynikające z rozwoju sytuacji międzynarodowej, jak i subiektywne. Wśród pierwszych na czele listy znalazły się kryzys energetyczny, do którego walnie przyczyniły się Niemcy, rosyjska agresja na Ukrainę oraz narastająca rywalizacja chińsko-amerykańska. Wszystkie czynniki wprowadziły Unię Europejską w ekonomiczne turbulencje, a przede wszystkim zdestabilizowały nasze bezpieczeństwo. Wśród drugich, koniecznie należy wymienić antyniemiecką retorykę Zjednoczonej Prawicy, której tłem był ostry sprzeciw wobec roli Berlina i Warszawy na europejskiej scenie politycznej. Zarówno Polska, jak i Niemcy wyszły ze zwarcia osłabione, co w kontekście czynników obiektywnych, wywołuje negatywne efekty bilateralne, kontynentalne i wymaga zmiany.

Ważna jest również reakcja. Jeśli Berlin spodziewał się, że polityka wobec Niemiec zajmie w expose Donalda Tuska uprzywilejowane miejsce, musiał się zawieść. Szef rządu ograniczył się do zarysowania strategii, w ramach której ma dojść do przewartościowania bilateraliów. Nie tylko z Niemcami i nie za cenę naszych interesów. Premier oparł polskie bezpieczeństwo o Sojusz Północnoatlantycki, a rozwój na Unii Europejskiej. Oczywiście zadeklarował konieczność przywrócenia silnej pozycji w Zjednoczonej Europie, ale jego wystąpienie cechował pragmatyzm. Celem zbiegów dyplomatycznych jest wzmocnienie potencjału obronnego Polski, nie tylko pod wpływem rosyjskiego zagrożenia, ale także na wypadek kolejnej prezydentury swojego amerykańskiego imiennika. Tusk wykazał się przy tym asertywnością, opowiadając się przeciwko pospiesznej reformie sterowania UE i mechanizmu relokacji uchodźców, wykluczając przyjmowanie nielegalnych imigrantów. Jeśli wyborcze zwycięstwo polskiej opozycji wywołało ulgę wśród niemieckich polityków, to pragmatyzm i asertywność premiera, potwierdzone nieobecnością Berlina w kalendarzu oficjalnych wizyt, już nie. Bruksela, Wilno, Ryga, Tallin i oczywiście Waszyngton, ale nie stolica Niemiec. Miarą zaniepokojenia niemieckich władz są medialne sygnały, układające się w nieoficjalną, konkretną i atrakcyjną ofertę.

Należy do nich wypowiedź prof. Danieli Schwarzer dla platformy WP. Członkini rady wykonawczej Fundacji Bertelsmanna i German Marshall Fund, a ponadto dyrektorka Niemieckiej Rady Spraw Zagranicznych oraz członkini Niemieckiego Instytutu Spraw Zagranicznych i Bezpieczeństwa. Wreszcie współautorka raportu francusko-niemieckiej grupy roboczej o instytucjonalnej reformie UE. Trudno uznać jej głos w polskich mediach za prywatne stanowisko i czasową zbieżność. Tym bardziej że prof. Schwarzer zaapelowała do naszych władz o to, aby Polska wraz z Niemcami (oraz Francją) zajęła miejsce współdecydenta obecnej i przyszłej UE. To nie przypadkowy, tylko w pełni świadomy zabieg dyplomatyczny Berlina. W tym samym czasie głos zabrał kolejny ekspert. Profesor Herfried Münkler podkreślił, że Europa powinna przygotować się na militarne wycofanie USA. W tym celu nasz kontynent powinien zbudować własny potencjał nuklearny, a jednym z dysponentów broni jądrowej powinna być Polska. Jak na niemieckiego profesora Uniwersytetu Humboldta związanego ideowo ze współrządzącą SPD wypowiedź jest zwrotem światopoglądowym o 180 stopni. Równie nieprzypadkowym, dotyka bowiem kluczowej wręcz gwarancji polskiej suwerenności oraz integralności terytorialnej. A przecież obie wypowiedzi nie są wyjątkowe. Od czasu październikowych wyborów parlamentarnych mamy do czynienia z serią pochlebnych recenzji naszej gospodarki oraz perspektyw rozwojowych publikowanych w niemieckich mediach. Dlaczego Niemcy znowu „kochają” Polskę?

Bezbronna Europa

Zabiegi niemieckiej dyplomacji wynikają z szeregu czynników niekorzystnych dla Berlina. Mimo dywersyfikacji dostaw gazu, niemiecka gospodarka leży na obu łopatkach. To konsekwencja wieloletniego uzależnienia od rosyjskich surowców energetycznych. Tanie i w nieograniczonej ilości były decydujące dla globalnej konkurencyjności niemieckiego przemysłu, a więc dla krociowych dochodów eksportowych. Jednak Niemcy poślizgnęły się również na amerykańskim fundamencie społecznego dobrobytu. Przez 30 lat, jakie upłynęły od zakończenia zimnej wojny, Berlin redukował wydatki na obronę. Nie musiał, ponieważ Niemcy są chronione parasolem militarnym USA. Obecnie Bundeswehra jest w opłakanym stanie, choć w tym samym czasie niemiecki przemysł obronny zarabia krocie na eksporcie uzbrojenia. Skutki załamania obu filarów ładu ekonomicznego widać jak na dłoni. Większość europejskich komentatorów zdaje sobie sprawę z bezbronności Unii wobec Rosji. Winny jest niemiecki egoizm, ponieważ Berlin czuł się europejskim nauczycielem, w rzeczywistości narzucając obłędną strategię polityki wobec Rosji. Obecnie wysokiej rangi oficerowie NATO wzywają do natychmiastowego zwiększenia produkcji zbrojeniowej. Od władz wspólnotowych żądają wsparcia finansowego, a od władz narodowych zamówień państwowych. Alarm nie jest zabiegiem lobbystycznym sektora zbrojeniowego tylko próbą wybudzenia unijnych elit z katastrofalnego letargu. Mimo zawarcia odpowiedniego porozumienia z Ukrainą UE nie wywiązała się dostaw miliona pocisków artyleryjskich. Zamiast zwiększenia produkcji ogołociła swoje rezerwy strategiczne. Czym Europa obroni się przed rosyjską agresją, jeśli w styczniu 2025 r. przysięgi prezydenckiej nie złoży ponownie Joe Biden, tylko Donald Trump?

Kluczowa Polska

Geostrategiczne znaczenie naszego kraju rosło, co najmniej od 2014 r. kiedy Rosja okupowała ukraiński Krym oraz część Donbasu. Jednak Niemcy w duecie z Francją zmarnowały lata 2014-2022 prowadząc wobec Rosji politykę appeasementu. Gdy Moskwa intensywnie przygotowywała kolejną wojnę, Angela Merkel i Emanuel Macron zapraszali Putina na szczyt UE z propozycją współdecydowania o losach Europy. O tym, jak dzisiejszy ludobójca rozumiał „wspólną architekturę bezpieczeństwa”, świadczy poprzedzające agresję ultimatum, z żądaniem wyrzucenia Polski z NATO oraz wycofania Sojuszu z Europy Środkowej. Kolejnym dowodem wspólnoty cywilizacyjnej Rosji z Europą jest fala zbrodni wojennych armii Putina. Jeszcze gorszą dla Berlina jest wiadomość, że niedawny „przyjaciel” przestawił gospodarkę i społeczeństwo na tory wojenne. Nie po to, aby okupować Ukrainę, tylko w celu wywołania wojny z NATO, która będzie toczyła się w Polsce, ale także w Niemczech. Kanclerz Olaf Scholz zadeklarował wprawdzie Zeitenwende, czyli strategiczne wzmocnienie ekonomiczne i wojskowe, lecz niemiecka gospodarka nie poradzi sobie sama. Gabinet Scholza chwieje się pod wpływem społecznego niezadowolenia z wojny, do której doprowadziła jego poprzedniczka oraz on sam.

Kluczowe jest pytanie, czy zadeklarowana zmiana niemieckiej strategii jest kolejną wariacją egoistycznej realizacji własnych interesów kosztem innych państw europejskich, czy jakościową zmianą Niemiec dla dobra wspólnego? Mówiąc wprost, czy Polska może zaufać Niemcom?

A może scenariuszem zachowania niemieckiej dominacji w Europie jest rozłożenie odpowiedzialności oraz kosztów pomyłki Berlina na inne kraje UE? Jednakowo, jeśli chodzi o wydatki, przyszłe rozliczenia, a przede wszystkim żołnierzy, którzy będą odpierali napad Rosji. Poszlaką w sprawie jest niemiecka propozycja uwspólnotowienia francuskiej triady nuklearnej, czyli europejskiego finansowania francuskiej armii. Do obrony są również potrzebne siły konwencjonalne, tymczasem to Polska jest jedynym państwem rozbudowującym intensywnie swoje siły zbrojne. Jednocześnie Scholz wzywa od kilku miesięcy, aby Europa uznała niemieckie przywództwo, ponieważ tylko Berlin jest gwarancją jej rozwoju i obrony. Niestety autorytet Berlina uległ silnej dewaluacji, a centrum UE przenosi się do Europy Środkowej i Wschodniej. Głównie dzięki polskiej prosperity gospodarczej i wzrostowi potencjału obronnego. W nasze ślady idą państwa bałtyckie, Skandynawia, Czechy i Rumunia, budując wspólnie kordon sanitarny na wschodniej flance UE i NATO. Minął zatem czas niemieckiej hegemonii kontynentalnej, wzmocnionej sojuszem z Rosją.

Czy powinniśmy odpowiedzieć na niemiecką ofertę współdecydowania o UE i bezpieczeństwie Europy? W swoim interesie nie tylko możemy, ale musimy. Tyle że najpierw Warszawa musi otrzymać gwarancje uniemożliwiające Berlinowi kolejną egoistyczną lub wręcz prorosyjską woltę. W jej ramach Niemcy winny wziąć na siebie zasadnicze koszty finansowe i przemysłowe obrony Europy, a przede wszystkim zgodzić się na przejrzysty mechanizm równej odpowiedzialności.

FMC27news