Miliard euro dla Libanu i pomoc w przesiedlaniu uchodźców do Europy – to deklaracje, jakie padły w Bejrucie podczas spotkania z udziałem przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen. Libańscy politycy z frakcji chrześcijańskiej są jednak sceptyczni. Ich zdaniem, żadnej realnej pomocy nie ma i nie będzie. Sprawy Libanu analizuje też Instytut Waszyngtona. Kraj ten jest bowiem na skraju upadku.
Republika Libańska położona jest na Bliskim Wschodzie, graniczy z Syrią i Izraelem. Są tu trzy duże grupy wyznaniowe: chrześcijanie, muzułmanie sunnici i muzułmanie szyici, a poszczególne stanowiska polityczne wyznaczane są z klucza religijnego, np. prezydentem Libanu zawsze musi być chrześcijanin maronita. To samo dotyczy jednoizbowego parlamentu, gdzie w sumie 128 mandatów przypada po połowie – muzułmanom i chrześcijanom. Taki system polityczny nazywamy konfesjonalizmem.
Wśród chrześcijan najwięcej mandatów – bo aż 34 – otrzymują maronici, czyli typowa bliskowschodnia społeczność chrześcijańska, która uznaje zwierzchnictwo Watykanu. Po 27 miejsc otrzymują sunnici i szyici. Pozostałe miejsca otrzymują mniejszości przynależące odpowiednio do grupy muzułmańskiej i chrześcijańskiej.
Dziś Liban zmaga się z kryzysem prezydenckim – od jesieni 2022 roku przedstawiciele szyickiego Hezbollahu (uważani w wielu krajach za organizację terrorystyczną z uwagi na swoje zbrojne ramię) blokują wybór chrześcijańskiego prezydenta. Ponadto trwa otwarty konflikt z Izraelem, a kraj nie podniósł się gospodarczo po wybuchu saletry amonowej w porcie w Bejrucie w 2020 roku. Parlament tego kraju przyjął w tym roku nowy budżet, którego celem jest zmniejszenie deficytu. Według Banku Światowego wynosi on 12,8 procent produktu krajowego brutto Libanu. Szczególny problem stanowią też syryjscy migranci.
W związku z tą sytuacją, na początku maja do Bejrutu przyleciała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która zapowiedziała, że UE zapewni Libanowi pakiet pomocy finansowej o wartości 1 miliarda euro na lata 2024–2027. W spotkaniu wzięli udział prezydent Cypru Nikos Christodoulides i premier Libanu Nadżib Mikati. Środki finansowe mają zostać przeznaczone m.in. na armię i walkę z przemytem ludzi. A także na pomoc syryjskim migrantom.
W oświadczeniu umieszczonym na oficjalnej stronie internetowej DG NEAR, czyli Dyrekcji Generalnej ds. Polityki Sąsiedztwa i Negocjacji w sprawie Rozszerzenia UE, Ursula von der Leyen zadeklarowała Libańczykom pomoc w rozwiązaniu ich problemów również poprzez uczestnictwo Wspólnoty we wdrażaniu reform.
W liście skierowanym do premiera Libanu stwierdziła: „Będziemy Państwu towarzyszyć w realizacji reform gospodarczych, finansowych i bankowych. Reformy te są kluczowe dla długoterminowej poprawy ogólnej sytuacji gospodarczej kraju. Pozwoliłoby to środowisku biznesowemu i sektorowi bankowemu odzyskać zaufanie społeczności międzynarodowej, a tym samym umożliwiłoby inwestycje sektora prywatnego. Liban potrzebuje i zasługuje na pozytywną dynamikę gospodarczą, aby zapewnić możliwości swoim przedsiębiorstwom i obywatelom”.
Padła również deklaracja pomocy z przesiedlaniem ludności arabskiej do Europy. – Aby pomóc Państwu w zarządzaniu migracją, zobowiązujemy się do utrzymania legalnych dróg otwartych dla Europy i przesiedlania uchodźców z Libanu do Unii Europejskiej – oświadczyła przewodnicząca Komisji Europejskiej.
Przypomnijmy, że sytuacja między Unią Europejską a Syrią jest bardzo napięta. W kraju tym rządzi bowiem prezydent Baszszar al Asad otwarcie krytykujący USA i Izrael. Oceniany jest jako polityk prorosyjski i dyktator. W ubiegłym roku Francja wystawiła za nim międzynarodowy list gończy w związku z użyciem broni chemicznej wobec ludności cywilnej w starciach, które miały miejsce 10 lat temu. Dodajmy, że rodzina Asadów rządzi Syrią od lat siedemdziesiątych. Ojciec Baszszara również był prezydentem. Ich partia – Baas – promuje koncepcję świeckiego państwa, które nie jest oparte o prawa szariatu. Rodzina Asadów to bowiem alawici. To wyznanie będące odłamem szyizmu powszechnie uważane za sektę i zwalczane przez duże grupy zarówno sunnitów jak i szyitów. Alawici mają bowiem unikalne wierzenia i praktyki religijne, a wiele z nich przypomina obrządki chrześcijańskie. Stąd też nieco inne spojrzenia na politykę Baszszara al Asada mają libańscy chrześcijanie. Uważają oni, że Asad przede wszystkim zwalczał Państwo Islamskie i chronił chrześcijan przed zagrożeniami płynącymi z ustanowienia państwa opartego na prawach szariatu.
Libańczycy mają dość
Pierre Bou Assi, libański parlamentarzysta z frakcji chrześcijańskiej, zajmował się sprawami uchodźców w czasie, gdy był ministrem spraw społecznych, a w Syrii trwała wojna domowa. Jak podkreślał w mediach – udzielając pomocy Syryjczykom, Libańczycy kierowali się poszanowaniem praw człowieka i godności ludzkiej.
Dodajmy, że Liban to zaledwie czteromilionowe państwo, które przyjęło aż dwa miliony uchodźców.
– Obecnie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W Syrii nie ma wojny, a Syryjczycy przebywają na naszej granicy wyłącznie z tego powodu, że finansuje ich społeczność międzynarodowa. To destabilizuje Liban. Wielokrotnie apelowaliśmy do społeczności międzynarodowych, do akcji humanitarnych, aby wspierały Syryjczyków w ich własnym kraju, w ich ojczyźnie. Bo tam jest ich dom i ich miejsce. Nie mają przyszłości w Libanie i nawet nie potrafili socjalizować się z naszą społecznością. W tej chwili nie mówimy jedynie o uchodźcach, a o migrantach ekonomicznych – osobach, które przebywają na naszej granicy, bo tutaj otrzymują darmową żywność, opiekę zdrowotną, ubrania czy gotówkę i nie muszą pracować – mówi w rozmowie z nami Pierre Bou Assi i dodaje, że to absurdalna sytuacja.
Libański polityk jest też sceptyczny wobec zapewnień szefowej Komisji Europejskiej.
– Rzeczywistej pomocy nie było. To po prostu deklaracja tej samej pomocy na ostatnie lata, ale rozszerzonej do programu czteroletniego. Nic nowego. Europejczycy przygotowują się do wyborów i chcą wmówić swoim obywatelom, że chronią Europę przed nowymi niejasnymi kwestiami związanymi z imigracją. To samo dotyczy cypryjskiego prezydenta. Wymagamy, aby nie wydawać ani centa na syryjskich migrantów – zaznacza Bou Assi.
Wizyta von der Leyen w Libanie jest szeroko komentowana na Bliskim Wschodzie. Jak podaje z kolei Al Jazeera: „Zakłada się, że znaczna część pieniędzy przekazanych Libanowi przez zagraniczne rządy i organy międzynarodowe od 2011 r. trafiła do kieszeni skorumpowanych bankierów, biznesmenów i polityków. Nie powstrzymuje to jednak UE od zbliżenia się do libańskiej klasy rządzącej i nadania priorytetu jej względom politycznym” – zaznaczają arabscy dziennikarze.
Libańczycy dziwią się również Europejczykom, że przyjmując do siebie ludność arabską – migrantów ekonomicznych – nie prowadzą weryfikacji pod kątem chociażby przydatności ich zawodów czy ukończonych szkół.
Nie tylko UE
W ostatnim czasie sprawy Libanu były też analizowane przez Instytut Waszyngtona, czyli proizraelski think tank, który deklaruje, że zajmuje się przede wszystkim promowaniem polityki zabezpieczającej interesy USA na Bliskim Wschodzie.
– Oczy wszystkich zwrócone są na Gazę, podczas gdy Izrael i Hamas zbliżają się do zawieszenia broni w trwającej od miesięcy wojnie. Jeśli jednak zostanie osiągnięty rozejm, administracja Bidena prawdopodobnie skupi się na Libanie – pisze Dawid Schenker, publicysta Instytutu Waszyngtona, autor szczegółowej analizy dotyczącej obecnej sytuacji w tym kraj. Amerykanie negocjują bowiem z libańskimi przywódcami „zawieszenie broni” w sprawie wyboru chrześcijańskiego prezydenta. To od niego bowiem może być wymagane wywiązywanie się z międzynarodowych umów związanych z podziałem granic – a tego właśnie dotyczy spór Izraela z Libanem. Zdaniem USA, porozumienie i negocjacje w sprawie granicy izraelsko-libańskiej mogą zapobiec kolejnej dużej wojnie w tym regionie.
Przypomnijmy, że to właśnie w Libanie trwa budowa gigantycznej ambasady za miliard dolarów, a działania tego kraju widoczne są poprzez rozliczne lokalne fundacje dokonujące zakupów na rzecz libańskiej policji i wojska.
Magdalena Groń