Przyszłoroczne wybory parlamentarne mogą przynieść ze sobą wielki zwrot ku energii nuklearnej nie tylko w samych Niemczech, ale całej Unii Europejskiej.
Jakub Wozinski
Dni obecnej „koalicji sygnalizacji świetlnej” wydają się już w zasadzie przesądzone. Politycy socjaldemokratycznej SPD, Zielonych oraz liberalnej FDP zakładali zapewne, że będą rządzić przez długie lata, ale już czerwcowe wybory do europarlamentu pokazały, że Niemcy są zmęczeni zarówno polityką imigracyjną, jak i skrajnie rozumianym ekologizmem rządzących. W wyborach tych chadecka CDU/CSU uzyskała 30 proc. głosów, co stanowi jeszcze zbyt słaby wynik, aby rządzić samodzielnie, lecz wystarczający do tego, aby uzyskać decydujący głos przy tworzeniu nowego gabinetu.
Skazani na sukces
Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa niemieckie partie głównego nurtu zjednoczą się, byle tylko nie dopuścić do zwycięstwa AfD. W takiej konfiguracji CDU/CSU może powrócić do koalicji z SPD lub skorzystać z oferty innych partii, w tym nawet lewicowego sojuszu Sahry Wagenknecht. Innego scenariusza nie sposób zakładać, gdyż poparcie dla Zielonych wciąż się kurczy, a SPD obciąża przecież obecny kryzys i niezadowolenie społeczne.
Obecne zapowiedzi polityków CDU/CSU można tym samym traktować jako wysoce prawdopodobne posunięcia przyszłego rządu. Obietnice wyborcze niekiedy bardzo rozmijają się z praktyką rządzenia, o czym przekonaliśmy się na przykładzie koalicji KO-Trzecia Droga-Lewica, lecz sytuacja w Niemczech jest zupełnie inna. Chadecy są wręcz zmuszeni do podejmowania bardzo gruntownych zmian, gdyż tylko wcielając je w życie, są w stanie zapobiec dalszemu wzrostowi popularności Alternatywy dla Niemiec (AfD). To nie sytuacja, w której partia głównego nurtu podbiera elementy programu dużo mniejszego podmiotu, lecz schemat rywalizacji, w której zwycięzca bierze wszystko.
W ubiegłym tygodniu podczas konferencji partyjnej w Augsburgu partie CDU i CSU postanowiły dokonać największego od lat wyłomu w niemieckim konsensusie politycznym głównego nurtu i zrewidować politykę energetyczną w kluczowym obszarze. W wywiadzie dla gazety „Handelsblatt” poseł CSU Sebastian Brehm wskazał, że zamknięte w kwietniu ubiegłego roku reaktory można szybko przywrócić do pracy, ponieważ ich demontaż jeszcze się nie rozpoczął. Wskazał jednocześnie na to, że Niemcy stały się w ostatnim czasie importerem energii z innych krajów, a zamiast obiecanej transformacji energetycznej dziś w znacznych ilościach posiłkują się energią pozyskiwaną z węgla.
Sprawdzanie Zielonych
Działania CDU/CSU nie ograniczają się jedynie do zapowiedzi, gdyż już teraz w niemieckim parlamencie jej przedstawiciele powołali specjalną komisję, która ma sprawdzić, czy partia Zielonych na czele z Robertem Habeckiem nie podjęła decyzji o wygaszeniu elektrowni atomowych w samym środku kryzysu związanego z rosyjską agresją na Ukrainę z powodów czysto ideologicznych, świadomie zagrażając bezpieczeństwu kraju.
Sprawdzanie, czy Zieloni działali z powodów ideologicznych, zapowiada się jako dość zabawne przedsięwzięcie, lecz parlamentarna komisja będzie miała przynajmniej możliwość przeprowadzić przesłuchania i pomóc opinii publicznej złamać tabu, jakim dotąd otoczona była cała zielona polityka (w szczególności w odniesieniu do energetyki jądrowej). Nie ma się przy tym co spodziewać żadnych szokujących ustaleń, ponieważ wszyscy w Niemczech doskonale wiedzą, że najważniejszy wkład w likwidację atomu za Odrą miała przecież wywodząca się z CDU Angela Merkel. Przyszłym rządzącym potrzebny jest co najwyżej medialny teatr, w którym wina za obecne niepowodzenia zostanie rytualnie zwalona na partię Habecka.
Opamiętanie w szeregach niemieckiej centroprawicy przychodzi mocno poniewczasie, a co najważniejsze – dokonuje się ono nie pod wpływem gospodarczego zjazdu, lecz przede wszystkim w obawie przed utratą władzy na rzecz AfD. Wzrost popularności tej partii został wprawdzie w ostatnim czasie bardzo wyhamowany przez pojawienie się sojuszu Sahry Wagenknecht, lecz jej gotowość do współpracy z głównymi graczami została odebrana przez wielu wyborców w bardzo negatywny sposób. CDU/CSU w pewnym sensie musiało więc przejść do kontrataku, wytrącając AfD z rąk jeden z głównych postulatów w postaci powrotu do energii atomowej.
Gdy w ubiegłym roku zamykano ostatnie niemieckie elektrownie atomowe, przewodniczący CDU Friedrich Merz mówił o „czarnym dniu dla Niemiec”. Rozmaici politycy reprezentujący jego ugrupowanie już od dawna domagali się powrotu do energii atomowej, lecz jeszcze nigdy ich słowa nie przekładały się na tak konkretne działania jak obecnie. Z pewnością bardzo pomogli w tym sami Zieloni, którzy znaleźli się w ogniu krytyki po tym, jak w mediach opublikowano materiały sugerujące, że minister gospodarki Habeck miał nie tylko ignorować ostrzeżenia i raporty specjalistów, ale nawet modyfikować raporty techniczne tak, by potwierdziły z góry założoną tezę. Ujawniono e-maile, w których politycy Zielonych sami przyznawali się do tego rodzaju czynów, aby tylko zapobiec publicznej debacie na temat wygaszania elektrowni atomowych.
Europejski zwrot ku atomowi?
W planach CDU/CSU jest nie tylko przywrócenie do działania starych bloków, ale także uruchomienie nowych. Taka perspektywa to potencjalnie świetna wiadomość dla całej Unii Europejskiej, w której wiele krajów musiało się dotąd liczyć z ostrym sprzeciwem ze strony Niemiec. Swoje własne reaktory chcą mieć m.in. Czesi, Bułgarzy, Finowie czy Rumuni. Własny plan uruchomienia bloków atomowych ma także Polska, lecz opieszałość zarówno poprzedniej, jak i obecnej ekipy rządzącej znacząco opóźnia realizację tego projektu. Spodziewane przejęcie władzy przez CDU/CSU nie oznacza przy tym, że prace nad energetyką jądrową w Polsce nagle przyspieszą, ponieważ ulegający niemieckim lobbystom rząd Tuska skłonny jest jak dotąd priorytetyzować przede wszystkim przedsięwzięcia związane z OZE.
Dla Niemiec przywrócenie atomu to dziś bezsprzecznie jedno z najpilniejszych zadań do realizacji. Gospodarka w zasadzie się kurczy, w czym wielki udział mają bardzo wysokie ceny energii. Tryby demokratycznej machiny działają jednak niestety bardzo wolno i minie jeszcze wiele miesięcy, zanim naprawione zostaną stare błędy. W tym czasie Niemcom i całej Unii Europejskiej amerykańska i azjatycka konkurencja uciekają w szybkim tempie.
Nie należy się przy tym spodziewać, aby wraz z renesansem atomu nad Renem i Łabą doszło do jakichkolwiek fundamentalnych zmian w myśleniu o gospodarce. Machina zielonej polityki, w której uruchomieniu CDU/CSU miało tak ogromny udział, dalej będzie pracowała pełną parą. Niemcy chcą naprawić jeden z błędów, ale wśród tamtejszej klasy politycznej wciąż nie widać żadnych oznak dokonania jakiejkolwiek gruntownej analizy własnych błędów. Friedrich Merz, ogłaszając oficjalnie, że chciałby zostać przyszłym kanclerzem, zdecydował się przejąć nośny sondażowo postulat, ale w jego programie i wypowiedziach nadal trudno dopatrzyć się całościowej wizji przezwyciężenia obecnego kryzysu.