elections

Wszystko się może zdarzyć

Być może będziemy świadkami sytuacji, w której w niedzielę o godz. 21, kiedy zobaczymy pierwsze, wstępne wyniki na podstawie sondaży exit poll, zwycięzcą będzie kto inny niż dnia następnego, kiedy oficjalne dane przekaże Państwowa Komisja Wyborcza.

Czytają Państwo moje słowa w przeddzień drugiej tury wyborów prezydenckich. Warto krótko podsumować, co działo się po turze pierwszej. Dni, które nastąpiły bezpośrednio po niej, to wyraźna przewaga Karola Nawrockiego i jego sztabu. Być może miał na to wpływ brak reakcji Rafała Trzaskowskiego na wyniki głosowania. Prosta arytmetyka pokazywała, że jeśli elektoraty usytuowane na prawo od Karola Nawrockiego zmobilizują się w drugiej turze głosowania, istnieje znacznie większe prawdopodobieństwo, że to właśnie on wygra wybory. Centrolewica – biorąc pod uwagę wyniki Hołowni, Biejat czy Zandberga – miała mniejsze szanse na zwycięstwo.

Po tych dwóch-trzech dniach, kiedy w mediach tliła się jeszcze sprawa kawalerki pana Jerzego, podgrzewana głównie przez środowisko „Gazety Wyborczej”, dowiedzieliśmy się z portalu Onet, że Karol Nawrocki ma tatuaż i że go ukrywa. Kolejnym zarzutem, wypowiedzianym wprost przez Rafała Trzaskowskiego, było to, że Karol Nawrocki podobno podjadał kanapki swoim kolegom w szkole. Przyznacie Państwo, że siła „rewelacji” ani w jednym, ani w drugim przypadku nie powala.

Tuż przed piątkową debatą przedwyborczą w TVP pojawiły się kolejne „mrożące krew” informacje o tym, że Karol Nawrocki brał kiedyś udział w ustawkach kibicowskich. Siła rażenia tej informacji też nie była zbyt duża. Przypomniano bowiem, że Donald Tusk w jednym z wywiadów pochwalił się, że dawno temu także uczestniczył w podobnych „spotkaniach”.

Przyszedł kolejny dzień – piątek, czyli debata w TVP prowadzona przez Jacka Prusinowskiego. Miała ona zmienić to, co działo się w sondażach. Przypomnę, że nie tylko czysta arytmetyka, ale i sondaże po pierwszej turze głosowania wskazywały, że Karol Nawrocki ma nieznaczną przewagę nad Rafałem Trzaskowskim. Zarówno sztabowcy Nawrockiego, jak i on sam, liczyli, że debata pozwoli mu się umocnić na pozycji lidera. Rafał Trzaskowski miał natomiast nadzieję na doścignięcie, remis, a docelowo na wyjście na prowadzenie w tygodniu poprzedzającym głosowanie. Sama debata wniosła moim zdaniem niewiele, jeśli chodzi o zmianę preferencji. Utwierdziła w decyzjach wyborców obu kandydatów. Dla niezdecydowanych oferty nie dostrzegłem. Ci, którzy sytuują się gdzieś między tymi dwoma „plemionami”, zdają się cały czas kalkulować, który wybór będzie dla nich lepszy.

W sobotę, czyli w dniu wizyty Rafała Trzaskowskiego w Toruniu, spotkał się on ze Sławomirem Mentzenem. Sama rozmowa między panami też moim zdaniem niewiele wniosła. O wiele ciekawsze z perspektywy czasu okazało się to, co wydarzyło się po debacie. Sławomir Mentzen ma pub na Starym Mieście w Toruniu. Tam udał się po rozmowie z nim Rafał Trzaskowski. Na obu czekał Radosław Sikorski, a więc czołowy polityk Koalicji Obywatelskiej. To właśnie politycy Koalicji Obywatelskiej zaprosili Mentzena na piwo, a on z tej oferty skorzystał. Zostało to oczywiście uwiecznione i rozpropagowane. Zdjęcia Radosława Sikorskiego, Rafała Trzaskowskiego i Sławomira Mentzena siedzących przy jednym stole, przy piwie, obiegły wszystkie media. Biorąc pod uwagę wynik Mentzena w pierwszej turze wyborów – niespełna 15 proc. – miał to być zapewne sygnał dla części jego bardziej liberalnych wyborców, że może jednak warto w drugiej turze głosowania poprzeć Rafała Trzaskowskiego. Spotkanie w Toruniu wywołało burzę – przede wszystkim wśród polityków i mediów związanych z Prawem i Sprawiedliwością. Uznali to za zdradę ze strony Mentzena. Zareagowali też przedstawiciele środowisk liberalnych czy lewicowych, choć nie aż tak gwałtownie.

W niedzielę były marsze. W kontekście sondaży one również niczego moim zdaniem nie zmieniły. I na jeden, i na drugi marsz przyszli wyborcy już przekonani i zdecydowani, kogo poprą. Kwestią nierozstrzygniętą pozostaje to, jak zachowają się ci, którzy wciąż się wahają.

Ubiegły tydzień zamknął się, moim zdaniem, blisko remisu między kandydatami. Poniedziałkowy sondaż zrealizowany dla Polskiego Radia potwierdził zresztą, że tak jest. Przewaga Trzaskowskiego wg niego to zaledwie 0,5 pp., czyli w granicach błędu statystycznego. Biorąc pod uwagę, że sondaż ten – tak samo jak dwa wcześniejsze, czyli Opinii 24 dla TVN-u, IPSOS-u dla TVP – wykonywały firmy, które zawyżały wyniki kandydatów liberalnych i lewicowych, a zaniżały tych, którzy sytuują się na prawo od centrum, pozwala Karolowi Nawrockiemu na lekki optymizm – może wciąż nieznaczna, wynosząca 1 pp. przewaga się utrzymuje.

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że będziemy świadkami jeszcze bardziej zaciętej rywalizacji, niż miało to miejsce pięć lat temu. Wówczas głosowało 20,5 mln Polaków – przewaga Andrzeja Dudy nad Rafałem Trzaskowskim wyniosła wtedy nieco ponad 400 tys. głosów. Teraz, wg moich wyliczeń, ta różnica jest mniejsza niż 200 tys. na korzyść Karola Nawrockiego, przy czym to dane z pierwszych dni ubiegłego tygodnia. Dziś, ze względu na poprawę notowań Rafała Trzaskowskiego, ta różnica mogła stopnieć nawet do 100 tys. głosów. Być może będziemy świadkami sytuacji, w której w niedzielę o godz. 21, kiedy pokażą się pierwsze, wstępne wyniki na podstawie sondaży exit poll, zwycięzcą będzie kto inny niż dnia następnego, kiedy oficjalne dane przekaże Państwowa Komisja Wyborcza.

Podobne wpisy