Zielony wodór: kolejny problem zielonych
Im bardziej zielono, tym bardziej sucho, a im bardziej sucho, tym mniej zielono. Stąd jedynym sposobem na rozwiązanie błędnego koła będzie sięgnięcie do naszych kieszeni w formie nowego „ekologicznego” podatku na rozwój i utrzymanie zakładów produkujących zielony wodór. Im więcej podatków, tym mniej pieniędzy w naszej kieszeni. Im mniej pieniędzy w naszej kieszeni, tym ich więcej w kieszeni. No właśnie – kogo?

Dr Robert Kościelny
Rok temu ZME Science, portal poświęcony popularyzacji osiągnięć naukowych, ogłosił tryumfalnie, że firma Joby Aviation, produkująca samoloty elektryczne z siedzibą w Kalifornii, poinformowała, iż jej taksówka powietrzna, zasilana wodorem, przeleciała 840 km. „Podczas lotu prototyp samolotu pionowego startu i lądowania (VTOL) firmy Joby emitował jedynie parę wodną jako spaliny, udowadniając światu, że bezemisyjne podróże lotnicze są możliwe”. Jednak ten optymizm dotyczący powszechnego wykorzystania wodoru jako paliwa bezemisyjnego okazuje się przedwczesny. Dotyczy to zwłaszcza tzw. zielonego wodoru.
Czym jest zielony wodór? Paliwo powstaje w wyniku działania elektrolizera zasilanego energią odnawialną, który rozkłada wodę na wodór i tlen. Technologia ta została nazwana „szwajcarskim scyzorykiem dekarbonizacji” ze względu na jej potencjał w zakresie ograniczania emisji w takich dziedzinach jak transport, produkcja metali, nawozów i energii elektrycznej – wyjaśnia jedna z platform.
Entuzjazm dotyczący zielonego wodoru mocno przygasł – informują od jakiegoś czasu media, zwłaszcza te związane z branżą energetyczną, ściślej mówiąc z jej „zieloną odmianą”, lansującą odnawialne źródła energii jako jedyne zdolne powstrzymać apokalipsę, która nieuchronnie nadejdzie, jeśli ludzkość nadal będzie korzystać z energii pochodzącej ze źródeł nieodnawialnych (węgiel, ropa, gaz).
CZY TO NAJLEPSZY BANK DLA ROLNIKÓW? | JACEK CHOLEWIŃSKI, KRZYSZTOF KARWOWSKI
W marcu 2025 r. „klimatyczny” Climate Home News (CHN), portal, którego celem jest informowanie czytelników, ile jeszcze zostało do armagedonu i inspirowanie do działania w związku z „kryzysem klimatycznym i globalną transformacją energetyczną”, pisał: „Szum wokół czystego wodoru słabnie, ponieważ wysokie koszty ograniczają popyt. Analitycy twierdzą, że rządy nie robią wystarczająco dużo, aby zachęcić firmy do kupowania zielonego wodoru w celu oczyszczenia transportu i przemysłu ciężkiego”.
W 2021 r. Larry Fink, dyrektor generalny BlackRock – firmy zarządzającej aktywami o wartości 10 bln dol. – przemawiał w Rijadzie, przewidując, że kolejne 1 tys. startupów wartych miliardy dolarów nie będzie firmami medialnymi ani wyszukiwarkami, lecz przedsiębiorstwami zajmującymi się rozwojem „zielonego wodoru, zielonego rolnictwa, zielonej stali i zielonego cementu”.
Cztery lata później Fink zmienił zdanie, mówiąc w Houston przed publicznością złożoną z dyrektorów firm naftowych i gazowych: „Wszyscy mówią o możliwościach, jakie daje wodór. Cóż, możemy mieć zielony i niebieski wodór, ale czy ktokolwiek będzie chciał ponieść koszty ich produkcji?”. A skoro współzałożyciel BlackRock, którego majątek według magazynu „Forbes”w kwietniu 2024 r. szacowano na 1,2 mld dol. netto, zmienia zdanie – to znaczy, że zmienia się wszystko. A na pewno podejście do zielonego wodoru.
Warto zauważyć, co takie portale jak CHN uznają za koronną przyczynę upadku idei zastosowania zielonego wodoru na masową skalę – nie to, że wytwarzanie tej substancji to horrendalne koszty, ale to, że rządy „nie robią wystarczająco dużo, aby zachęcić firmy do kupowania zielonego wodoru”. Czyli nie dopłacają – w taki czy inny sposób, ale zawsze olbrzymim kosztem podatnika – do produkcji i zakupów paliwa będącego „wielką nadzieją zielonych”.
Cwetana Paraskowa z Oil Price, portalu przekazującego najnowsze wieści z rynku paliwowego, zauważyła, że obecnie popyt na omawiane paliwo bezemisyjne jest sztucznie kreowany przez decydentów i rządy, a nie przez rynek. Rynek nie chce zielonego wodoru! Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) przyznała, że popyt na zieloną energię po prostu nie istnieje i nie będzie istniał, jeśli rządy nie wesprą tego sektora.
Niektóre rządy pospieszyły z pomocą „zielonej transformacji” na tym odcinku. Jakie? Dla czytelnika nie będzie zapewne niespodzianką, jeśli dowie się, że Unia Europejska nie daje się nikomu wyprzedzić we wdrażaniu postępu za pomocą subsydiów pochodzących wprost z kieszeni podatnika. CHN informuje, że Unia Europejska nałożyła obowiązek, aby paliwa syntetyczne, w tym te oparte na zielonym wodorze, stanowiły 1,2 proc. paliwa lotniczego na jej lotniskach do 2030 r. i 35 proc. do 2050 r. UE podjęła podobne działania w odniesieniu do transportu morskiego, natomiast program rządu niemieckiego ma na celu pokrycie dodatkowych kosztów zakupu czystego wodoru w takich gałęziach przemysłu jak produkcja stali, cementu, papieru i szkła. IEA twierdzi, że te polityki okazały się pomocne – ale „ogólna skala podjętych wysiłków pozostaje niewystarczająca, aby wodór mógł przyczynić się do osiągnięcia celów klimatycznych”.
Paul Martin, inżynier chemik i ekspert ds. rozwoju procesów technologicznych, w książce „Where Does Green Hydrogen Fit?”podkreśla nierealność planów UE w zakresie wodoru. Zwraca też uwagę na paradoks związany z produkcją wodoru odnawialnego, która wymaga ogromnych ilości energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych, co czyni go wysoce nieefektywnym energetycznie. Więcej energii wkłada się w produkcję zielonego wodoru, niż się zyskuje.
Economies.com przypomina, że w 2022 r. Michael Liebreich, założyciel Bloomberg New Energy Finance, stwierdził, iż długodystansowy transport zielonego wodoru nie będzie miał sensu ekonomicznego: „Wodór będzie transportowany statkami w niewielkim stopniu lub wcale. Jeśli nie możemy tego zrobić rurociągiem, nie zrobimy tego”.
Tymczasem eksperci poinformowali niedawno Climate Home, że planowany rurociąg, który ma transportować wodór z Afryki Północnej do Europy, będzie miał trudności z dostarczeniem ilości, na jakie liczy Unia Europejska. Adrian Odenweller, pracownik Poczdamskiego Instytutu Badań nad Skutkami Klimatu (PIK), ostrzegł, że UE „z całą pewnością nie powinna liczyć na dostawy” zielonego wodoru z Algierii i Tunezji w najbliższym czasie.
Postęp energetyczny zderzył się z postępem społecznym. Rurociąg SouthH2, który ma połączyć Afrykę Północną z Niemcami, i zakłady produkujące zieloną energię ulokowane w Afryce, spotykały się ze sprzeciwem ze strony aktywistów. Shereen Talaat, dyrektorka MENAFem Movement, północnoafrykańskiej feministycznej sieci sprawiedliwości, skrytykowała ten ogromny projekt za to, że „wykorzystuje on afrykańską ziemię, wodę i siłę roboczą do zaspokajania potrzeb energetycznych Europy, podczas gdy kobiety – zwłaszcza w społecznościach wiejskich i na pierwszej linii frontu – ponoszą największe konsekwencje niedoboru wody, wywłaszczenia ziemi i ubóstwa energetycznego”.
Jest jeszcze jeden problem. Projekty zielonego wodoru wymagają gruntów pod budowę obiektów oraz wody i odnawialnej energii elektrycznej do produkcji wodoru. Obszary z dużą ilością słońca – co pomaga w taniej produkcji zielonego wodoru – często nie mają wystarczającej ilości wody. IEA podaje, że 40 proc. projektów zielonego wodoru jest realizowanych na obszarach dotkniętych niedoborem wody, takich jak obszary wokół Morza Śródziemnego, Meksyku i północnych Indii. Sztuczne gromadzenie zasobów wodnych dla produkcji wodoru z okolicznych zbiorników powiększa problem niedoboru wody na tych terenach.
Innymi słowy: im bardziej zielono, tym bardziej sucho, a im bardziej sucho, tym mniej zielono. Stąd jedynym sposobem na rozwiązanie błędnego koła będzie sięgnięcie do naszych kieszeni w formie nowego „ekologicznego” podatku na rozwój i utrzymanie zakładów produkujących zielony wodór. Im więcej podatków, tym mniej pieniędzy w naszej kieszeni. Im mniej pieniędzy w naszej kieszeni, tym ich więcej w kieszeni. No właśnie – kogo?