Kamień milowy bezrobocia
Zasłaniając się koniecznością wypełnienia kolejnych, narzuconych przez UE kamieni milowych, rząd zamierza masowo zmuszać Polaków do likwidacji umów cywilnoprawnych.
Już od 1 stycznia 2026 r. w życie mają wejść nowe przepisy, które mogą doprowadzić do prawdziwej rewolucji na polskim rynku pracy. Wprowadzenie ich w życie było bardzo długo odwlekane ze względu na wybory prezydenckie, lecz obóz rządzący ostatecznie doszedł do przekonania, że nie może dłużej zwlekać. Już niebawem rodzimy mały i średni biznes czeka prawdziwa fala kontroli, które mogą doprowadzić wiele podmiotów do bankructwa, a wielu pracowników zmusić do pracy w szarej strefie lub pójścia na bezrobocie.
Kamień u szyi rynku pracy
Zmiany, o których mowa, są zawarte w projekcie ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy, opracowanej przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Na czele tego resortu stoi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, znana do tej pory m.in. z forsowania idei 4-dniowego tygodnia pracy. Idea rzekomej „walki ze śmieciówkami” jest dla polityk wywodzącej się z partii Razem niewątpliwie bardzo bliska, ale w tym przypadku szefowa resortu pracy znalazła dodatkowo ważne uzasadnienie dla swojej ofensywy w postaci zaleceń z Brukseli.
Unia Europejska domaga się zmian w polskich regulacjach w oparciu o zgodę, którą w 2021 r. wyraził Mateusz Morawiecki. Ówczesny polski premier w zamian za przyznanie Polsce pożyczek w ramach Krajowego Planu Odbudowy (będącego częścią unijnego funduszu NextGenerationEU) przystał na mechanizm kamieni milowych. Zmiany w zakresie umów na rynku pracy musiałoby zatem wprowadzić także Prawo i Sprawiedliwość, gdyby wygrało wybory. Jako że jednak tak się nie stało, zadanie to przyszło wypełnić obecnemu rządowi, który przynajmniej nie wstydzi się go przed swoimi wyborcami.
Szukasz nowego domu, inwestycji, stylu życia? Z Agentem HMTV to proste! @PatrickNey
Projekt przygotowany przez MRPiPS przewiduje wyposażenie Państwowej Inspekcji Pracy w kompetencje wydawania decyzji administracyjnych, przymusowo przekształcających umowy cywilnoprawne w umowy o pracę. Szczególnie niepokojąco brzmi zapis przewidujący, że decyzje te mają mieć status natychmiastowej wykonalności. Pracodawca nie będzie miał zatem nawet prawa wstrzymać ich wykonania przez odwołanie.
Kontrolerzy będą mogli kwestionować wszelkiego rodzaju umowy B2B, o dzieło i zlecenie. Na dodatek będą mogli się przyglądać wszystkim umowom zawartym w ciągu ostatnich trzech lat. Początkowo projekt zakładał nawet, że urzędnicy będą w stanie zakwestionować wszystkie umowy z przeszłości bez żadnych ograniczeń czasowych, ale na szczęście pomysł ten został zarzucony.
W imię zrównoważonej ideologii
Absolutną naiwnością byłoby zakładanie, że rząd chce wyposażyć Państwową Inspekcję Pracy w nowe kompetencje, lecz ta nie zechce z nich skorzystać. Cały projekt zmian powstał przecież na polityczne zamówienie, dlatego w razie uchwalenia proponowanej ustawy należy się spodziewać rewolucyjnych i bardzo szkodliwych zmian. W ramach agendy zrównoważonego rozwoju walka z umowami cywilnoprawnymi stanowi jedno z kluczowych narzędzi wpływania na rynek pracy i całą gospodarkę. Pozornie motywowane jest to troską o prawa pracowników i ich zabezpieczenie socjalne, lecz w rzeczywistości ukrytym motywem tego rodzaju działań jest walka z małymi i średnimi przedsiębiorcami, których najczęściej nie stać na zawieranie najdroższych rodzajów umów.
W przypadku obecnej władzy dochodzi także dodatkowa motywacja związana z narastającymi problemami finansowymi polskiego systemu emerytalnego. Z perspektywy rządu najbardziej korzystne byłoby, aby na ZUS składało się znacznie więcej osób niż obecnie, co przy rozkręcającej się katastrofie demograficznej jest jednak praktycznie niemożliwe. Przymusowe przejście nawet kilkuset tysięcy osób z umów zlecenia czy B2B na umowę o pracę pozwoliłoby na częściowe podratowanie budżetu w zakresie zobowiązań emerytalnych, a jednocześnie zwiększyłoby pulę odprowadzanych podatków.
Rządowi pomysłodawcy, czy raczej implementatorzy zmian, nie biorą niestety pod uwagę najbardziej prawdopodobnych skutków wprowadzanych zmian. Minister Dziemianowicz-Bąk nie ma niestety niemal żadnego doświadczenia w pracy w sektorze prywatnym i najwidoczniej nie rozumie, że proponuje przymusowe bezrobocie dla tysięcy osób. Choć prawdą jest, że wielu pracodawców celowo oferuje gorsze warunki zatrudnienia, niż ich na to stać, nadal nie zmienia to faktu, że największym problemem jest wciąż nadmierne opodatkowanie pracy przez państwo oraz narastający brak złudzeń co do wypłacalności Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Gdyby państwo polskie prowadziło bardziej przemyślaną politykę podatkową, demograficzną i gospodarczą, dzielenie się z nim składkami nie byłoby powszechnie odbierane jako tak bardzo uciążliwa i problematyczna kwestia.
Emerytury? Zapomnij! Polska WCHODZI W KATASTROFĘ DEMOGRAFICZNĄ!
Przewrót kopernikański
Główny Inspektor Pracy Marcin Stanecki uważa, że nowe propozycje zmian wprowadzają „przewrót kopernikański” w zakresie relacji na rynku pracy, ponieważ ustanawiają domniemanie zatrudnienia o pracę. W tej perspektywie na pracodawcy spoczywałby obowiązek udowodnienia, że współpracująca z nim osoba nie jest tak naprawdę jego pracownikiem. Z ust Głównego Inspektora padła także propozycja, aby podległą mu instytucję wyposażyć w drony, co chyba najlepiej podsumowuje to, jak bardzo agresywnie władza chce ingerować w stosunek pracy między obywatelami.
W mediach pojawiły się także informacje na temat specjalnego kwestionariusza, który mieliby wypełniać pracodawcy w ramach kontroli wstępnej. Uwagę zwraca już sam fakt, że tego rodzaju mechanizm znacząco zwiększałby zakres zbędnej biurokracji, która już teraz daje się pracodawcom mocno we znaki m.in. w związku z obowiązkiem korzystania z Krajowego Systemu e-Faktur od lutego 2026 r.
Końcowym efektem projektu zmian wyposażających Państwową Inspekcję Pracy w nowe kompetencje może być tylko zwiększenie bezrobocia, które w ostatnich miesiącach minimalnie rośnie (obecnie wynosi 5,6 proc.). Co prawda przy obecnej katastrofie demograficznej i chronicznym braku rąk do pracy wskaźnik ten nie wzrośnie do poziomów notowanych pod koniec lat dziewięćdziesiątych, ale rząd może znacząco przyczynić się do pogorszenia kondycji finansowej znacznej liczby osób. Minister Dziemianowicz-Bąk i jej woke’isowskie zaplecze, które opanowało resort rodziny, pracy i polityki społecznej, bardzo chcą się przedstawiać jako obrońcy równości, ale proponowanymi zmianami mogą jedynie stworzyć jeszcze większe dysproporcje między pozycją prawną i finansową rodzimego małego i średniego biznesu oraz wielkimi, międzynarodowymi podmiotami.
Wymuszając zmiany na rynku pracy państw członkowskich, Unia Europejska dorzuca kolejny symboliczny kamyczek do swojego gospodarczego upadku. Zamiast zwiększać elastyczność i ograniczać balast kosztów zatrudnienia, eurokraci dążą niezmiennie do możliwie jak najbardziej sztywnych i niedostosowanych do realiów gospodarczej konkurencji z resztą świata regulacji.
Choć do końca roku zostało zaledwie kilka miesięcy, rząd wydaje się dość zdeterminowany do tego, aby nowa ustawa mogła wejść w życie już od 1 stycznia. Ostatnią nadzieję na zablokowanie zmian będzie więc stanowiło prezydenckie weto, choć rządzący będą starali się zapewne wywierać na Karolu Nawrockim presję, że blokując ustawę, przekreśla szanse na otrzymanie unijnych środków. Zmiany te warto jednak zablokować za wszelką cenę.