e-wydanie

6.7 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Koniec PSL-u

Od kilku tygodni trwają rozmowy między kierownictwem PiS a grupą parlamentarzystów z Polskiego Stronnictwa Ludowego skupioną wokół Adama Jarubasa – urzędującego marszałka wo-jewództwa świętokrzyskiego, który w ostatnich wyborach prezydenckich był kandydatem ludo-wców na ten urząd. Jak ustaliła „Gazeta Finansowa”, Jarubas ma zostać ministrem w kancelarii pre-zydenta Andrzeja Dudy, a wraz z jego nominacją PSL ma opuścić 8-10 posłów z 16, których liczy obecny klub parlamentarny. Tym samym PSL po raz pierwszy w III RP nie będzie miał własnego klubu poselskiego. Partia ta od kilkunastu lat powoli, ale systematycznie stacza się w niebyt. Ewen-tualny rozłam będzie początkiem końca PSL-u, ale być może niektórzy politycy ludowców uratują kariery.

Sprawą sfinalizowania negocjacji z „rozłamowcami” z PSL-u jest osobiście zainteresowany sam pre-zes PiS Jarosław Kaczyński, który, jak mówi wspomniana plotka, sam w nich bezpośrednio nie uczestniczy, ale jest na bieżąco informowany o postępach. Kaczyński dobrze wie, że gdyby udało się zrealizować taki scenariusz, mógłby liczyć na wzmocnienie swoich sił w Sejmie o nowych ośmiu posłów. Być może nawet z upływem czasu dołączyliby do nich kolejni parlamentarzyści PSL-u. A wtedy pod znakiem zapytania stanęłoby istnienie nawet koła poselskiego PSL-u (do którego trze-ba minimum trzech posłów). „Resztówka” politycznej reprezentacji musiałaby w pewnym momencie dokonać wyboru, co dalej robić. Znając pragmatyczną filozofię działania ludowców można śmiało obstawiać, że wybiorą oni najsilniejszą partię, a tą jest dziś PiS. Zatem sejmowa prawica może wchłonąć nawet wszystkich ludowców. 16 nowych posłów PiS, to być może niewiele, ale na pewno byłby to ważny krok na drodze do realizacji najważniejszego dzisiaj planu Kaczyńskiego, czyli prze-forsowania nowej polskiej konstytucji. Rozwiązałoby to wiele politycznych problemów, włącznie ze sprawą Trybunału Konstytucyjnego (TK), najbardziej zaognioną sprawą, przed rozwiązaniem której stoją dzisiaj rządzący.

Młody pragmatyk

Kiedy Adam Jarubas (w grudniu skończy 42 lata), jako kandydat PSL-u wystartował w wyborach prezydenckich, zdziwienie zapanowało nawet w „dołach partyjnych”. Jarubas nigdy nie zaliczał się do tej grupy polityków PSL-u, którzy mieli realny wpływ na działalność partii i cieszyliby się w Polsce wystarczającą popularnością, aby myśleć o starcie w wyborach prezydenckich. Nigdy nie był ani ministrem, ani nawet parlamentarzystą. Wprawdzie w wyborach parlamentarnych w 2011 r., został dość gładko wybrany do Sejmu w okręgu kieleckim, otrzymując prawie 29 tys. głosów, ale odmówił przyjęcia mandatu poselskiego. Był w tym czasie urzędującym marszałkiem województwa świętokrzyskiego, którą to funkcję sprawował już drugą kadencję (od 2006 r.). Rok później próbował się przebić do pierwszego szeregu w PSL-u, ale przegrał walkę z Jarosławem Kalinowskim o fotel szefa Rady Politycznej. Na osłodę dostał funkcję czwartego wiceprezesa. W styczniu 2015 r. ludowcy zdecydowali, że w obliczu nowych wyborów prezydenckich lepszym rozwiązaniem będzie wystawienie własnego kandydata niż wspieranie ubiegającego się o reelekcję Bronisława Komorowskiego. W sytuacji, gdy sondaże poparcia Komorowskiego oscylowały w granicach 60 proc., nikt w PSL-u specjalnie nie walczył o to, aby zostać oficjalnym kandydatem. W ten sposób nadarzyła się szansa dla Jarubasa, który założył, że wystartowanie w wyborach prezydenckich będzie dobrą oka-zją do zbudowania silniejszej pozycji w partii. Gdy zaczęła się kampania wyborcza i Jarubas zaczął pojawiać się systematycznie w mediach, wyglądał raczej na bohatera wiejskiej dyskoteki niż na rasowego polityka. Jednak było to tylko powierzchowne odczucie. W rzeczywistości bowiem znacz-nie lepiej czuł politykę, niż się prezentował. Wybory prezydenckie nie mogły i nie były jego sukcesem. Zwrócił jednak na siebie uwagę wielu głównych aktorów polskiej sceny politycznej. Zyskał kapitał rozpoznawalności w mediach.

Wybory prezydenckie dowiodły też sporych politycznych ambicji Jarubasa. Zauważył to również ich zwycięzca Andrzej Duda, który miał podziękować Jarubasowi za uczestnictwo w prezydenckiej walce i polityczną grę fair play. Kandydat PSL-u zresztą był jednym z nielicznych, który w czasie kampanii wyborczej nie atakował zwycięzcy. Duda i Jarubas są przedstawicielami tego samego pokolenia w polskiej polityce, które ma za sobą podobne doświadczenia, a nawet fascynacje. Nie było zatem dziwne, że obaj zbliżyli się do siebie. Owocem zadzierzgniętej wówczas znajomości było powołanie Jarubasa w październiku 2015 r. do prezydenckiej Narodowej Rady Rozwoju, w której zajmuje się problematyką samorządu. Kilka dni później po tej nominacji, odbyły się wybory parlamentarne (25 października 2015 r.), które dla ludowców okazały się najmniej udane ze wszystkich w ostatnim ćwierćwieczu. PSL ledwie przekroczył pułap 5 proc. poparcia, lokując w nowym Sejmie ostatecznie 16 posłów. W wyborach przepadły czołowe „okręty flagowe” tej partii. Do Sejmu po raz pierwszy nie dostali się tacy politycy jak urzędujący prezes PSL-u Janusz Piechociński, były premier Waldemar Pawlak, czy szef klubu parlamentarnego PSL Jan Bury. Wprawdzie kilka dni później na-stąpiła w partii personalna zmiana i nowym prezesem PSL-u został Władysław Kosiniak–Kamysz, także przedstawiciel młodego pokolenia, ale na tym zakończyła się próba politycznego „odbicia się” od nieudanych wyborów. Partia, już pod wodzą Kosiniaka–Kamysza zeszła do okopów twardej opozycji, stając w jednej linii z pogrążoną w walkach wewnętrznych i pikującą w dół w sondażach poparcia Platformą. Nic dziwnego, że ludowcy szybko znaleźli się na celowniku szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Gdy zaczęło się prawdziwe „czyszczenie państwa”, zaczęły padać ich kolejne ba-stiony. A to coraz bardziej pozbawiało PSL narzędzi, za pomocą których przez lata partia docierała do swoich wyborców, czyli możliwości zaoferowania szybkiego zatrudnienia w instytucjach pań-stwowych, kierowanych przez jej ludzi. Z długofalowych konsekwencji takiej polityki szybko zaczął sobie zdawać sprawę Jarubas. Skalkulował, że PiS być może nawet będzie rządziło nie jedną, a dwie kadencje i bycie przez osiem lat w partii, która chce być w twardej opozycji do rządzących, najzwy-czajniej się nie opłaca. Bo już za jakiś czas struktury państwowe zostaną definitywnie oczyszczone z wszelkich działaczy PSL-u i tym samym realne wpływy partii zostaną zlikwidowane. Wprawdzie PSL tkwi mocno w samorządach, ale to struktury państwowe dają najwięcej możliwości zatrudnie-nia. Trudno bowiem wyobrazić sobie funkcjonowanie PSL-u w przyszłości, skoro partia mogłaby utracić możliwość zaoferowania pracy potencjalnym członkom i ich rodzinom. Właśnie z tych po-wodów Jarubas zaczął coraz bardziej myśleć o zmianie partyjnych barw. I niekoniecznie może to od razu oznaczać członkostwo w PiS. W tym wypadku bardziej chodziłoby o samo bycie w obozie rzą-dzącym. Będąc członkiem prezydenckiej Narodowej Rady Rozwoju, miał okazję odbywać rozmo-wy polityczne z prezydentem Dudą i jego otoczeniem. I to prezydent stał się jego prawdziwym łącznikiem z kierownictwem rządzącego PiS.

————————————————

Więcej w najnowszej „Gazecie Finansowej”

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze