Choć sztandarowy program Rodzina plus nie przyniósł jeszcze żadnej istotnej zmiany w zakresie katastrofalnej sytuacji demograficznej Polski, rządzący już wybiegają myślami ku kolejnym wielkim schematom redystrybucji dochodów.
Beata Szydło potwierdziła niedawno zamiar wprowadzenia w życie programu Mieszkanie plus, którego celem miałoby być zapewnienie każdej polskiej rodzinie własnego lokum. Jak przekonywała polska premier, własny dom lub co najmniej mieszkanie stanowi absolutną podstawę dla rodziny, która chciałaby myśleć o powiększeniu swojego stanu liczebnego. Z tego właśnie względu jej rząd zamierza wkrótce uruchomić program, mający na celu ułatwienie zakupu lub też wynajmu mieszkań po preferencyjnych cenach.
Co ciekawe, zamiar uruchomienia programu Mieszkanie plus został ogłoszony jeszcze zanim oszacowano rzekome korzyści, płynące z kosztującego budżet ok. 20 mld zł rocznie programu 500+. Udział w programie zgłosiło wprawdzie 2,5 mln osób, a wiele samorządów, w których władzę sprawują ugrupowania niechętnie PiS-owi, bardzo zwleka z wypłatą środków, lecz na dobrą sprawę nie wiadomo wciąż, czy najsłynniejszy program socjalny III RP przynosi spodziewane skutki, czy też nie. Nie przeszkadza to oczywiście rządowi w snuciu planów uruchomienia kolejnego programu z cyklu „plus” oraz posługiwania się tym samym nazewnictwem tak, jakby 500+ już w tej chwili przynosiło nadzwyczajne sukcesy.
„Chciałabym, by w Polsce zapanowała moda na rodzinę” – powiedziała w czasie konferencji w Grodzisku Mazowieckim Beata Szydło. Wydaje się jednak, że program 500+ nie sprawi, że zapanuje moda na rodzinę, lecz co najwyżej moda na zasiłki socjalne oraz nowe programy rządowe ze słowem „plus”. Gdyby programy specjalnych dotacji na poszczególne dziedziny życia faktycznie działały, wówczas wystarczyłoby uruchomić program „Gospodarka plus” i dotować każdą branżę. Dlaczego w rządzie nikt jeszcze nie wpadł na tak genialny pomysł?
Powtórka z PRL-u
Zbliżający się wielkimi krokami program Mieszkanie plus nawiązuje w sporej mierze do rozwiązań, które wcześniej proponowała Platforma Obywatelska. Latem 2015 roku uchwalono nawet odpowiednią ustawę, na mocy której Bank Gospodarstwa Krajowego miał zacząć udzielać Towarzystwom Budownictwa Społecznego, spółdzielniom mieszkaniowym oraz spółkom komunalnym kredytów na budowę nowych mieszkań czynszowych. Przyjęte rozwiązanie miało za zadanie upodobnić Polskę do Niemiec, gdzie stosunkowo dużą popularnością cieszy się wciąż wynajem mieszkań, a deweloperzy budują nowe lokale przede wszystkim z myślą o wynajmie, a nie sprzedaży.
Po zmianie władzy program kredytów BGK nieco przycichł, a rząd wygasił także sztandarowy program poprzedniej ekipy, czyli Mieszkanie dla młodych (stanowiący kontynuację Rodziny na swoim). Obecnie trwają prace nad nowym programem, który ma nawiązywać do pratykowanego również w Niemczech programu kas oszczędnościowo-budowlanych, które mogąc liczyć na spore ulgi podatkowe, od lat przyciągają spore zasoby finansowe średnio i mało zamożnych obywateli. Wydaje się, że Prawo i Sprawiedliwość wygasiło program dopłat do kredytów MdM przede wszystkim dlatego, że w oczach polityków tej formacji na całym programie najbardziej zarabiały zagraniczne banki oraz wielkie firmy deweloperskie. Nowe kasy oszczędnościowo-budowlane będą zapewne stworzone tak, aby dotychczasowi beneficjenci rynku kredytów hipotecznych mieli w nich ograniczony udział.
Podstawową przyczyną, dla której rząd Prawa i Sprawiedliwości podejmuje się programu budowy tanich mieszkań na wynajem oraz wspierania towarzystw oszczędnościowo-budowlanych są zapewne dane, które od lat pokazują, że Polacy na tle innych narodów Europy oraz krajów rozwiniętych żyją w stosunkowo dużym ścisku. Przeciętny obywatel polski mieszka na powierzchni nieco ponad 26 mkw., co stawia Polskę w tym samym szeregu państw, co np. Słowacja czy Litwa. Tymczasem w Niemczech średnia powierzchnia przypadająca na jednego obywatela (choć dane te nie uwzględniają zeszłorocznej fali imigrantów) wynosi prawie 44 mkw., a w Danii czy Austrii nawet ponad 50 mkw.
Choć niewątpliwie dane te pokazują, że Polska ma w omawianym obszarze naprawdę wiele do nadgonienia, warto mieć na uwadze, że obecna sytuacja mieszkaniowa w Polsce, choć ulega niewątpliwemu progresowi z roku na rok, wynika przede wszystkim z praktykowanego przez cały okres Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej programu „darmowych” mieszkań dla całego narodu. Komunistyczne władze prowadziły przecież bardzo ambitną politykę mieszkaniową, zakładającą zapewnienie każdej rodzinie własnego lokum, przede wszystkim na podstawie budownictwa spółdzielczego. Skutki tych działań możemy dziś obserwować w każdym polskim mieście.
To, co do tej pory wiadomo o przygotowywanym przez PiS programie Mieszkanie plus świadczy niewątpliwie, iż rząd celowo odbiera interes deweloperom i bankom, gdyż pragnie tym samym wzmocnić tzw. Polskę powiatową. Do tej pory lokale budowane z myślą o odbiorcach rządowych programów stawiano przede wszystkim w największych polskich miastach, podczas gdy mniejsze ośrodki, nawet te będące stolicami województw, były omijane przez inwestorów szerokim łukiem.
Mieszkanie plus będzie się zatem starało przywrócić odpowiedni balans w tej dziedzinie, choć warto sobie zadać pytanie, czy „Polska powiatowa” faktycznie stanowi w obecnej sytuacji dobry adres młodych ludzi. Choć niewątpliwie smutne jest to, że wiele małych i średnich miast w Polsce wyludnia się na rzecz Warszawy i pozostałych aglomeracji, państwowe dotacje na rzecz budownictwa w małych miejscowościach nie są w stanie przyczynić się do powstania w nich nowych miejsc pracy. Polska powiatowa może się zacząć rozwijać dopiero wówczas, gdy rząd uwolni skrępowaną niekonkurencyjnymi podatkami i absurdalnymi przepisami gospodarkę. Wielkie aglomeracje przyciągają dziś Polaków dlatego, że uzyskiwany w nich efekt skali pomaga zniwelować bolączki i patologie polskiego rynku pracy. Polska powiatowa potrzebuje więc nie tyle dotacji i skierowania do niej funduszy z tytułu nowej polityki mieszkaniowej, ile zmian, których rządzący nie chcą dokonać, gdyż zamiast obniżki podatków preferują wielkie wydatki socjalne
i schematy redystrybucyjne.
Ogłaszanie kolejnych programów z cząstką „plus” skłania nadto ku refleksji, że w mniemaniu rządzących problemy społeczne da się rozwiązać przy pomocy dotacji z budżetu. Gdyby tak jednak było, być może warto byłoby rozważyć uruchomienie programu „Praca plus”, który pozwoliłby całkowicie zlikwidować bezrobocie w Polsce. Niezwykle frapująca wydaje się także możliwość wprowadzenia programu „Zarobki plus”, który pomógłby wreszcie doprowadzić do wzrostu wynagrodzeń w Polsce na poziom, który zadowalałby absolutnie wszystkich. W dalszej kolejności czekają także programy „Auto plus”, czy też „Smartfon plus”.
Gdy w minionym tygodniu agencja ratingowa Moody’s zadecydowała o zmianie perspektywy ratingowej Polski na negatywną, większość analityków odebrała ten krok jako stricte polityczny. W uzasadnieniu swojej decyzji agencja podała jednak paradoksalnie informacje prawdziwe, wyrażając niepokój wzrostem wydatków budżetowych. Rządząca ekipa potraktowała te słowa zapewne jako element nacisku wywieranego na nią na arenie międzynarodowej, jednakże, choć rating ratingiem, wielkie schematy socjalne Prawa i Sprawiedliwości mogą faktycznie budzić słuszny niepokój. Zatroskanie Moody’s jest bez wątpienia fałszywe, lecz Beata Szydło i jej rząd wydają się na razie zachłystywać możliwością wydatkowania publicznych środków i snują coraz bardziej nierealne plany
na przyszłość.